Świtezianka

Pędził ile sił w nogach, aby dogonić ukochaną i pochwycić ją w swe silne ramiona. Strzelec o imieniu wspaniałym i jeszcze wspanialszym licu, przysiągł srebrzystowłosej wierność i miał zamiar dotrzymać jej, aby dziewczyna zamieszkała z nim w chatce w gęstym lesie. Nie rozumiał jej postępowania. Skoro był jej kochankiem, to dlaczego nie zgodziła się z nim zamieszkać. Dlaczego chciała za wszelką cenę przed nim uciec. Czyżby nie wierzyła w jego zapewnienia o wiecznej miłości i wierności? A może chciała jedynie się bawić, czego nie czyniła nigdy przedtem. Skoro taka jej wola, to strzelec zagra w jej grę z największą przyjemnością.

Biegł dalej. Mimo wytrzymałych mięśni, wszak nie po raz pierwszy pomyka po lesie, jego nogi z każdą chwilą odmawiały posłuszeństwa, a oddech stawał się cięższy i bardziej przeciągły. Dopadł do drzewa na skraju Świteziu. Prawą dłoń oparł o pień modrzewia złocistego, lewą zaś złapał się za serce. Z pochyloną głową stał tak patrząc wzrokiem niedostrzegalnym w głębiny jeziora. Z każdą kolejną chwilą oddychał spokojniej. Nagle znad lasu zaczęła wypływać mgła, która osiadała na jeziorze. Z początku młodzieniec o licu z lekka zaróżowionym, nie zwracał na nią uwagi pochłonięty myślami o dziewicy, która mu umknąć zdołała.

 

Wtem głos posłyszał i głowę odwrócił. Na tafli jeziora spostrzegł postać się mieniącą, co spoglądała na niego z nieczystym zamiarem. Wyprostował plecy, dłonie splótł nad biodrami. Wzrok swój wytężył, uszy wyciągnął, albowiem przemówiła do niego. Jej głos był niczym płatek śniegu, czysty, aksamitny, delikatny i taki znajomy. Zaczęła go kusić swym urokiem, czarem, wdziękiem, aparycją. W obawie o lubieżne postępki panny począł się cofać, lecz nogi potknęły się o korzeń pięknego modrzewia, który wystawał ponad ziemię. Nie zamierzał zadawać się z tą istotą. Znał bowiem nimfy o ustach czerwonych i oczach zielonych, co zwodziły i nęciły w umysłach wędrownych. Słyszał jej głos, lecz nie zamierzał patrzeć na jej oblicze, wiedział, że byłoby to jego zgubą. Na klęczkach z głową odwróconą od niej starał się doczołgać jak najdalej. Nie minęło dużo czasu, ani wielu stóp nie zdążył przeczołgać, kiedy na jego głowie wylądowała gałąź jakiejś sosenki. Błyskawicznie podniósł głowę ku górze z gniewem skąpanym w tęczówkach. Ich wzrok spotkał się w tej samej chwili. Patrzył w jej oczy. Nie były zielone, jak opowiadali starzy. Nie były też niebieskie, szare, czerwone, czy fioletowe. Nie dało się ich określić żadną znaną mu barwą. Leżał tak chwilę zahipnotyzowany, wpatrzony w jej lico. Ona ku niemu dłoń wyciągnęła i podbródek zza mgły wystawiła. Ujrzał jej twarz piękną, nieskalaną. Mając w pamięci przysięgę złożoną swej lubej podźwignął się z ziemi. Powoli podchodził do skraju Świteziu rozkoszując się barwą jej nieskazitelnego głosu. Przed oczami stanęły mu chwile spędzone ze swoją kochanką. Długie, wspaniałe wieczory podczas, których raczyła go swymi rzewnymi zapewnieniami o uczuciu i jej wesoły, trochę za głośny śmiech, który budził w nim grzeszne rządze. Jednak, czy tamta leśna dziewka mogłaby równać się z panną z jeziora?

 

Nie zastanawiał się na odpowiedzią zbyt długo. Łechtany wody strumieniem wszedł w toń jeziora zastygając w oczekiwaniu. Twarz niebieskawej dziewicy w mgnieniu oka znalazła się przy jego licu. Wpatrywał się w nią oszołomiony i pełen nadziei, której ziarenko zasadziła w nim dziewczyna. Ustami swymi zaczął smagać jej delikatną skórę. Oczy zaś miał przymknięte, lecz ręce rozgorączkowane pochwyciły za jej ramiona. Dziewczyna ze śmiechem odsunęła się od strzelca, który za wszelką cenę próbował zatrzymać ją przy sobie.

 

Kiedy otworzył oczy, w spojrzeniu dziewicy ujrzał gniew. Lecz nie była to pannica o skórze niebieskiej, z oczami wielobarwnymi. Stała przed nim dziewka z boru, o której tak chyżo zapomniał.

 

Prędko wypomniała mu jego przysięgę głosem pełnym wyrzutu i wzburzenia. Przypomina karę, którą miał zapłacić za lichą niepamięć. Czar rzuca i oto wody spienione swą potężną siłą ich parę przykrywają.

 

I tak stoi tu Modrzew od lat tysiąca, a pieczęć nad nim sprawuje dziewica.

Co wieczór nad sinym jeziorem można dostrzec ich zastygłe, ponure lica.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • betti 22.04.2019
    Mickiewicz już napisał ''Świteziankę'', po co komu to streszczenie?
  • Bogumił 22.04.2019
    Chyba dla ociężałych umysłowo maturzystów.
  • Agnieszka Gu 23.04.2019
    Witam,
    Przyjemne w odbiorze, choć znalazłam kilka niezręczności:
    "jego nogi z każdą chwilą odmawiały posłuszeństwa,..." — jeśli odmówiły mu posłuszeństwa, to ... przestał biec, a skoro biegł dalej to znaczy, że nie odmówiły mu posłuszeństwa. Może lepiej gdyby napisać: z każdą chwilą słabły...itp...
    Trochę mi się też pląta czas:
    np tutaj:
    "Prędko wypomniała mu jego przysięgę głosem pełnym wyrzutu i wzburzenia. Przypomina karę, którą miał zapłacić za lichą niepamięć. Czar rzuca i oto wody spienione swą potężną siłą ich parę przykrywają." — wypominała - cz.przeszły; Przypomina - cz.teraźniejszy....... troche to gmatwa sprawę.
    Niemniej, jak napisałam wyżej - tekst przyjemny w odbiorze.
    Pozdrawiam
  • Święta Łagoda 23.04.2019
    Dziękuję serdecznie za poświęcenie czasu i wypisanie błędów i niejasności.

    Również pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania