Synowie Asgardu. Łódź zwana przeznaczeniem. Rozdział drugi, część druga.

Spięli konie i ruszyli kłusem. Stary wojownik ni stąd ni zowąd zaczął gwizdać starą przyśpiewkę, którą zazwyczaj było można usłyszeć na morzu. Ulfr od razu ją rozpoznał. Wyszczerzył zęby w uśmiechu do Einara i obydwoje basowym tonem poczęli śpiewać:

 

A nasz drakkar pośród fal

mknie dziś szybko niczym strzała

Jeśli jednak coś ci nie pasuje

no to śmiało z mostu wal!

 

Nie straszne nam nordyckie sztormy

bośmy dzielni synowie Odyna

A jeżeli nam niedowierzasz

Siadaj i patrz, jakiej jesteśmy formy!

 

Kiedy dotarli do przesmyku między wzgórzami, słońce osiągnęło już zenit. Starszy spojrzał w górę, zasłonił oczy i pomrukując coś niewyraźnie pod nosem wszedł ostrożnie na trakt prowadzący do Falun. Po minucie dołączył do niego młody. Wstrzymali na moment konie. Trakt prowadził dalej w dół, kończył się jednak przy bramie wioski która stała otworem przed wszystkimi. Za wioską pole mieniło się złotem. Pszenica oraz żyto kołysały się łagodnie na wietrze. A tam, gdzie kończyło się pole, zaczynała się jedna z mrocznych puszcz. Sięgała ona aż po horyzont. Chłopak się szybko domyślił, że ten, kto raz wejdzie do tej puszczy bez obeznania, więcej już z niej nie wróci. Przeraziła go nieco ta myśl, lecz postanowił się trzymać blisko starszego za jego radą. Kiedy jednak przyjrzał się dokładniej miasteczku, zauważył dwóch strażników uzbrojonych w topory na plecach oraz miecze wiszące u bogu. Pilnowali każdego, który wchodził bądź wychodził. Młody obserwował cały ten chaos i zamieszanie z dużym zainteresowaniem, a gdy usłyszał głos Einara, o mało co nie spadł z konia.

- Niezły widok, co? – starszy starał się ukryć śmiech, lecz nie bardzo mu to wychodziło.

- Nie rób tego więcej – odparł naburmuszony chłopak poprawiając się w siodle. Starzec roześmiał się tylko wesoło i ruszyli w dalszą drogę.

Nie minęło 15 minut jak dotarli na miejsce. Zanim wjechali do miasteczka, Einar przywiązał lejce konia Ulfra do swojego siodła, a gdy młody zaczął głośno protestować, tym samym ściągając uwagę strażników, oraz próbując przekonać go że i bez tego środka bezpieczeństwa nie zgubi się, starszy tylko odpowiedział:

- To na wszelki wypadek. I przestań bawić się w wykłócanie, bo zwracasz na siebie uwagę nie tylko strażników. Po tych słowach młody wiking zamilkł i bez cienia protestu przekroczył bramy Falun pod czujnym okiem wartowników. Trzymając się mocno za siodło, obracał głowę we wszystkie strony. Zewsząd otaczały ich przeróżne kolorowe stragany. Jedni sprzedawali jedzenie, drudzy handlowali zwierzętami a jeszcze inni zajmowali się handlem tkanin. Uwagę Ulfra przykuła jednak drobna sprzeczka dwóch handlarzy kur.

- I tak wiem, że to ty ukradłeś moją najcenniejszą kwokę, ty szczurze!

- Ach tak? A masz naocznych świadków?

- A mam! Thor mi świadkiem oraz ten młodzieniec, że widziałem sam na własne oczy, jak kradniesz mój najcenniejszy nabytek! – w tym momencie wskazał palcem na przejeżdżającego powoli obok Ulfra.

- Zaraz się przekonamy. Hej, wy tam! Zatrzymajcie się na moment! – krzyknął jeden z handlarzy w stronę młodego i starego. Einar westchnął tylko głęboko, skierował wzrok ku niebu i zsiadł z konia. To samo uczynił Ulfr. Podeszli do skłóconych handlarzy i grzecznie zapytali, o co są ze sobą skłóceni.

- Ten wielmożny jegomość osądza mnie o kradzież jego kury. A nie uczyniłem tego! – krzyknął jeden z handlarzy.

- Bo sam widziałem na własne oczy, przyłapałem cię na gorącym uczynku a teraz nie chcesz do niczego się przyznać! – krzyczał drugi.

- Macie panowie świadków? – zaopanował łagodnie Einar.

- Tak! Thor mi świadkiem i pański towarzysz, że widziałem jego haniebny uczynek na własne oczy! – krzyczał okradziony handlarz.

- Jakim to cudem mogę być naocznym świadkiem, skoro dopiero co przyjechaliśmy do miasta? – zapytał nieco zmieszany Ulfr.

- Ty mały… - przez zaciśnięte zęby hodowca wycedził te słowa i ruszył na młodego chłopaka gdy do akcji wstąpił Einar. Stanął między wściekniętym hodowcą, który klął na czym świat stoi a młodym wojownikiem i spokojnie rzekł.

- Ale panowie, bez nerwów. Na pewno da się załagodzić tą sytuację.

Obydwaj hodowcy spojrzeli się na starszego, potem na siebie i znów na starszego. Nagle ni stąd ni zowąd ten okradziony rzucił się na drugiego. Przewalił go na ziemię, okładał po twarzy i w przerwach krzyczał:

- Oddawaj… moją… cenną… kurę!

Ulfr chciał już ruszyć aby rozdzielić pokłóconych kramarzy, ale powstrzymał go Einar. Spojrzał tylko na niego z ukosa i kazał cofnąć się o kilka kroków. Młody otwierał usta, aby coś powiedzieć, kiedy nagle usłyszeli nadbiegających strażników. Przedarli się przez tłum gapiów, zebrali z ziemi obu kramarzy i zawlekli w stronę długiego domu, gdzie urzędował jarl. Einar dodał krótko:

- Teraz będą sądzeni za swój haniebny uczynek. Zapewne jarl nie będzie prowadził dochodzenia w sprawie kradzieży kury, ponieważ na inne sprawy na głowie, więc obydwoje otrzymają godną karę. A teraz zabieramy się do gospody.

Ruszyli w stronę koni. Wsiedli, i poczęli przedzierać się przez największy tłum. Po chwili jednak przybyli już na miejsce. Oddali zwierzęta stajennemu, zabrali najpotrzebniejsze torby i weszli do środka. To co zobaczył młody chłopak, rozczarowało go. Spodziewał się dużej gospody wypełnionej sporymi grupkami ludzi, którzy pili by bez umiaru, zaczepiali młode kobiety i wrzeszczeli. Jednakże ujrzał dosyć małe pomieszczenie, na środku stała duża i gruba drewniana belka podtrzymująca dach. W pomieszczeniu przebywało może dwóch lub trzech ludzi. Stary wojownik widząc rozczarowanie malujące się na twarzy młodego uśmiechnął się i szepnął do niego półgębkiem:

- Gospoda wydaje się być mała na pierwszy rzut oka, lecz wieczorem jak przyjdzie czas ucztowania a skaldowie przedstawiają swe pieśni, nie uwierzysz ile ludzi zdoła pomieścić. Sam jarl nawet tutaj schodzi, by doznać tej rozkoszy biesiadowania razem z innymi.

Na te słowa Ulfrowi usta otworzyły się ze zdziwienia. Sam jarl… w tak małej gospodzie? Przecież to nie jest możliwe!

- Ale będę miał okazję go poznać? – pytał się gorączkowo.

Einar wybuchł gromkim śmiechem na widok reakcji szczeniaka. Młody wilk spoglądał się na niego jednocześnie zdziwiony jak i obruszony wybuchem śmiechu swego towarzysza. Gdy ten w końcu się opanował, wziął głęboki wdech, objął go ramieniem i odparł:

- Ależ oczywiście, młodzieńcze! Władca tej wioski ma bardzo dobre kontakty z mieszkańcami. Tobie wydawać się to może zbyt wyimaginowane na chwilę obecną, ale z czasem przywykniesz. Graal, bo tak ma na imię jarl, jak na władcę przystoi, jest bardzo surowy. Ale i sprawiedliwy. Na co dzień może odnosić wrażenie… przyzwoitego, poważnego, cichego. W głębi duszy nadal wciąż czuje się jak młodzieniec.

- Czyli takiego to ze świecą szukać? – dopowiedział Ulfr.

- Dokładnie! Na samym początku wydawałeś mi się mało rozgarnięty, najwidoczniej się pomyliłem. – odparł Einar z szyderczym uśmieszkiem uciekając szybko do baru aby uniknąć ciosu Ulfra. Do lady podeszła bardzo młoda kobieta, tak na oko wydawała się być co najmniej o 5 lat starsza od młodego wojownika. Może nawet więcej. Miała długie, kruczo czarne kręcone włosy, a na nich czerwoną opaskę w białe grochy, czerwone usta, ciemne ale bystre oczy, białą lnianą bluzeczkę oraz czerwoną długą spódnicę. Uśmiechnęła się uroczo do klienta i zapytała grzecznie co podać. Ten porosił o dwa kufle trójniaka. W tym samym momencie do lady podszedł młody. Na jego twarzy nie malował się cień złości, o dziwo.

- Trójniak? A co to takiego? – zapytał z zaciekawieniem.

- To jest taki rodzaj miodu pitnego. Sam zresztą go skosztujesz i ocenisz. – odpowiedział starszy wpatrując w krzątającą się młodą gospodynię z nieukrywaną satysfakcją. Młodemu nie uszło to uwadze.

- Spodobała ci się, co? Pewnie tylko dlatego że jest młoda i ład… - nie dokończył biedak zdania gdyż poczuł na swojej głowie coś twardego, przez co aż go zamroczyło na moment. Tym czymś okazała się pięść Einara.

- Nie mów tak głośno więcej o takich sprawach… zrozumiano? – wycedził przez zęby i przez dłuższą chwilę patrzył na niezadowolonego chłopaka, który mamrotał coś pod nosem i masował się po czubie głowy, gdzie przed chwilą oberwał.

- No dobra – odezwał się nagle przewracając oczami zerkając ukradkiem na kobietę, która właśnie podała kufle z trójniakiem. Widać było, rozbawiła ją ta sytuacja. – Możemy rozmawiać o sprawach sercowych czy tam uczuciowych, ale nie tak bezpośrednio, młodzieńcze. Zrozumiano?

Pokiwał tylko głową na znak, że rozumie, po czym w jego rękach wylądował miód pitny i siłą został zaprowadzony do wolnego stolika.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Einar, Ulfr, "bośmy dzielni synowie Odyna" w piosence, dwukrotnie pojawiające się "Thor mi świadkiem"- wyraźnie widać tu inspiracje mitologią skandynawską.
    Skąd te inspiracje?
  • Z muzyki zwanej viking metalem, której słucham już 3 lata jak nie dłużej oraz chęci wyjaśnienia kilku niezrozumiałych wówczas dla mnie pojęć takich jak np. ''Bifrost'' z serii komiksów o Thorgalu. :)
  • Nazareth 12.05.2017
    Język potoczny jak "streszczać się", albo słowa jak "wyimaginować" źle brzmią w ustach postaci historycznych, zabijają klimat. Pisanie fikcji historycznej to ciężka sprawa, autor musi się wykazać niesamowitą wręcz wiedzą o świecie, zwyczajach codziennych przedmiotach. Np. czerwony barwnik do tkanin był niesamowicie drogi i często zarezerwowany jedynie dla wyższych klas, Skandynawowie epoki wikingów nie wyrabiali materiałów w grochy, mieszali kolory jedynie zszywając materiały z pasów. Wikingowie, nie znali i nie używali słowa "wikingowie", to stosunkowo nowy twór. Noszenie topora albo jakiejkolwiek broni na plecach to bardzo niepraktyczny pomysł i nigdy niestosowany historycznie itd. Polecam Ci zapoznać się trochę z literaturą przedmiotu, jest łatwo dostępna w szerokim wyborze. Zespoły viking metalowe, nie są wiarygodnym źródłem, często tak jak np. Amon Amarth sami mają poważne braki. Pozdrawiam.
  • zaciekawiony 13.05.2017
    Nie pasują mi "Nordyckie sztormy" - określenie nordyk i nordycki są dosyć późne, to chyba wytwór dopiero XIX wiecznych historyków, nikt w tamtych czasach nie określał tak siebie i swojego kraju. Można zamienić na "północne", tyle samo sylab.

    Mam problem z momentem, gdy podróżni przystają u wlotu wąwozu i patrzą na wioskę. Dotarcie do wioski zabiera im kwadrans kłusem, więc musi się znajdować raczej w pewnej odległości, z której trudno dostrzec szczegóły. Tymczasem Ulfr patrząc ze swojego miejsca dostrzega dwóch strażników oraz rodzaj ich uzbrojenia (w tym topory przytroczone z tyłu, za placami). Czyli jednak do wioski jest dość blisko, jak wolno więc szły konie, że kwadrans im zajęło dotarcie pod bramę?

    "miecze wiszące u bogu." - boku

    "Pilnowali każdego, który wchodził bądź wychodził." - ale właściwie jak? Jeśli już przy bramie byli dawniej strażnicy to najpewniej pytali kto zacz i z czym jedzie, mogli też pobierać myto, samo patrzenie czy ktoś dobrze wygląda to za mało (choć wiem że tak zwykle wyobrażają to sobie autorzy fantasy).

    "Młody obserwował cały ten chaos i zamieszanie" - ale właściwie jaki chaos i jakie zamieszanie? W opisie nie ma nic o innych ludziach przy bramie, pojawiają się dopiero potem na placu targowym

    "- Nie rób tego więcej " - ale czego?

    "Stanął między wściekniętym - wściekłym

    Gospoda w której jest bar oddzielony ladą? Brzmi zbyt współcześnie, poszukaj jakiś dawniejszych nazw i może opisów karczm, bo mam wrażenie że podział izby na bar i miejsce do siedzenia jest dużo późniejszy.

    Obawiam się że moda na tkaniny w grochy jest bardzo późna. Dopiero gdy nauczyliśmy się farbować na tkaninach wzory z szablonu, dziewczyna mogła mieć przepaskę z wyszytym wzorem lub z naszytym czymś.

    "Ten porosił" - czyli opryskał czymś, ach ta podnietliwa młodzież...

    Ogółem opowiadanie jest ciekawe, ale różne takie drobne rzeczy psują efekt.

    @ Nazareth
    Określenie "wiking" było w tamtych czasach znane, w poematach skaldycznych i sagach mówiono tak albo o samej wyprawie grabieżczej albo o ludziach się na nią udających. Natomiast faktycznie nikomu wtedy nie przyszło do głowy aby nazywać tak ogółem mieszkańców tych ziem w innych kontekstach jak wyprawy morskie ani użyć jako określenia dla młodzika jadącego konno do innej wioski.
  • Nazareth 13.05.2017
    Zaciekawiony, nie chciałem wdawać się w szczegóły tam gdzie brak wiedzy elementarnej, ale faktycznie można spotkać się ze sformułowaniem "udać się na wiking", zdaje się, że ówcześni Skandynawowie użyliby określenia "vikingar" by opisać morskiego rabusia. Ale sam "wiking" we współczesnym rozumieniu to nowy twór. Chociaż jego etymologii można się dopatrywać w IX wiecznej "Kronice anglosaskiej" gdzie małe bandy pirackie nazywane są "wicingas", które domniemuje się zostało wzięte z poematu "Widisth" z VIIw. Skoro jednak poemat poprzedza o prawie sto lat pojawienie się Normanów w Lindisfarne - które to zdarzenie przyjmuje się za początek ery wikingów, to czy możemy mieć pewność, że było ono używane jedynie w odniesieniu do zbrojnych grup skandynawskich żeglarzy? Słów na określenie północnych piratów było wiele i w kronikach, dużo częściej spotyka się "Dani", "Normanni", "Gaill", ewentualnie "Rus", czy "Rhos" albo zwyczajnie, "poganie". Dlatego zwróciłem na to uwagę, nie jest to do końca błąd ale jest to bardzo leniwe użycie słowa, nieadekwatnego do kontekstu w którym padło.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania