Synowie wojny. Cz. 1.

Nie wiem od czego mam zacząć. Podobno od początku, ale kiedy to się zaczęło? Teraz jest mi ciężko mówić o tamtych czasach. Gdy je wspominam, to czuję jakbym opowiadał historię zupełnie obcej osoby. Tak wiele rzeczy się zmieniło. Jednak zbiorę w sobie siłę i opowiem o tym wszystkim ostatni raz. Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Dopiero co skończyłem liceum i korzystałem z ostatnich wakacji. Nic nie zapowiadało koszmaru, który miał nadejść. Pokój trwał od stu lat i nikt nawet nie myślał o wojnie. Jej obraz znałem jedynie z książek o historii i filmów. Miałem w głowie jej romantyczny obraz. Myślałem, że jest ludzka. Wpajano nam do głów bohaterskie czyny. Chyba każdy w moim wieku chciał ruszyć na front by stać się bohaterem i przeżyć przygodę. Tak. Wtedy wszyscy myśleliśmy, że wojna jest czymś pięknym. Nawet nie wiedzieliśmy jak bardzo się myliliśmy.

 

Tamtego sierpniowego wieczora oglądałem telewizję z kolegami. Typowa nudna niedziela. Chyba o godzinie dwudziestej został nadany komunikat, który zszokował nas wszystkich. Prezydent oświadczył, że zostaliśmy zaatakowanie. Rosjanie przekroczyli nasze granice i idą w stronę Warszawy. Nikt nie mógł uwierzyć, że to prawda.

- Chłopaki, myślicie, że to prawda? - Zapytał jeden z moich kolegów.

- Sam słyszałeś co prezydent powiedział. - Odpowiedziałem z lekką nutką niedowierzania.

- Co teraz zrobimy? Może powinniśmy iść walczyć?

- Walczyć? Nigdy nie trzymałeś karabinu w dłoni!

- Co z tego? Nauczą nas jak walczyć. Możemy zostać bohaterami!

Chyba cieszyliśmy się, że wojna wybuchła. Mogliśmy zostać przecież bohaterami. Tamtej nocy wiele osób wyszło na ulicę. Panowała lekka panika, a co chwilę jeździły policyjne radiowozy. Było czuć w powietrzu, że zbliża się koszmar, ale wtedy nie przejmowaliśmy się tym. Co raz bardziej płonęła w nas chęć pójścia na front. Pójść w bój dla ojczyzny i wiecznej chwały. Może i o nas napiszą książki i nakręcą filmy? Chcieliśmy być jak piloci z 303 albo jak żołnierze spod Monte Cassino.

 

Każdego dnia śledziliśmy wiadomości w telewizji. Rosjanie wdzierali się co raz głębiej. Posiłki NATO były w drodze, ale wtedy walczyliśmy samotnie. Jedynie na niebie co chwilę latały samoloty sojuszników. Przegrywaliśmy wojnę, a ja wraz z kolegami siedzieliśmy i nic nie robiliśmy. W końcu zadecydowałem, że się zaciągnę. Powiedziałem to kolegą gdy razem siedzieliśmy w parku.

- Wiecie co? Chcę się zaciągnąć do wojska.

- Ty? Przecież chciałeś iść na studia. - Powiedział lekko zdziwiony Damian.

- Studia mogą zaczekać, a wojna nie. Przegrywamy i to jest mój obowiązek.

- To nie jest dobry pomysł. Ta wojna nie będzie długo trwać. Rosja sama nie pokona USA. Za miesiąc po naszej stronie staną miliony żołnierzy NATO.

- A co jeżeli nie przyjadą? Tak samo jak w trzydziestym dziewiątym.

- To tylko historia! Dzisiaj jest inaczej.

- Może i tak, ale ja zadecydowałem. Jutro idę do komendy uzupełnień.

Znajomi nie byli zachwyceni moją decyzją. Każdy myślał, że ta wojna skończy się zanim rozpocznie się na dobre. Jedynie Mateusz postanowił pójść ze mną. We dwóch zawsze raźniej. Kolejnego dnia poszliśmy razem do komendy uzupełnień. Nie byliśmy jedyni. Napotkaliśmy na długą kolejkę. Było tam chyba z pół tysiąca ludzi. Czekaliśmy na swoją kolej chyba osiem godzin, ale w końcu doczekaliśmy się.

- Masz książeczkę wojskową? - Zapytał starszy wiekiem żołnierz siedzący za biurkiem.

- Tak. - Powiedziałem podając mu.

- Kategoria A. Bardzo dobrze. Potrzebujemy młodych ludzi gotowych walczyć za ojczyznę.

- To mój obowiązek proszę pana.

- To jest postawa godna pochwały. Imiona rodziców i adres korespondencyjny do nich.

- Ada i Emil, ale adresu nie mam. Nie żyją od pięciu lat. Mieszkam sam.

- Przykro mi. Gdzie chciałbyś pójść? Piechota, pancerniacy, lotnictwo, a może marynarka?

- Oczywiście, że piechota. Chcę walczyć na pierwszej linii frontu.

- W takim razie przydzielam Ciebie do piechoty. U mnie będzie to już wszystko. Przyjdź tutaj jutro na godzinę dwunastą z rzeczami na zmianę. Zostaniesz wysłany na szkolenie.

- Tak jest.

Byłem wtedy szczęśliwy. Gdybym mógł cofnąć czas to nigdy bym nie poszedł do wojska. Mateusz również zapisał się do piechoty. Można powiedzieć, że byliśmy w siódmym niebie. Przecież pójdziemy na wojnę po chwałę! Ahhh jacy byliśmy naiwni.

 

Kolejnego dnia stawiliśmy się w tym samym miejscu co wczoraj. Oprócz nas było tam około dwustu innych ludzi. Głównie mężczyźni, ale zdarzały się też kobiety. Przyszedł porucznik, który kazał nam ustawić się w dwuszeregu. Sprawdzili obecność, a następnie wsiedliśmy do ciężarówek, które zabrały nas pod Wrocław na szkolenie. Czekały nas cztery miesiące intensywnego szkolenia. Jednak panował optymizm i wielka chęć pójścia na wojnę.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • A.E.Black 12.07.2017
    Powiem szczerze, że tekst mnie nie powalił. Po pierwsze był bardzo krótki według mojego gustu. Interpunkcja trochę leży i radzę też poczytać jak poprawnie zapisywać dialogi. Bardzo szybko wprowadziłeś również akcję. Ledwo rozpoczął się rozdział, a już najazd wroga (chyba że jest to opowiadanie na kilka rozdziałów, wtedy jakoś bym to zrozumiała). Poza tym reakcja bohaterów trochę kiepska na zaistniałą sytuację.
    Poza tym sam temat książki wydaje się bardzo interesujący.
    Powodzenia! :-)
  • Tanaris 15.07.2017
    Zdecydowanie moje klimaty. Po części zgadzam się z A.E.Black, temat jak najbardziej. 4 :=)
  • D4wid 16.07.2017
    Będzie to chyba pierwsza seria jaką skończę ;) Dopiero zaczynam w opowiadaniach więc nie ma co liczyć na sukcesy

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania