Oj za późno dla mnie. W środku nocy jeszcze raz siądę. Pojedyncze słowa urzekają, ale łańcuszek połączeń mi trochę szwankuje.
No ale to u mnie we łbie.
Tekst cięższy niż zwykle u ciebie Pasjo, ale za to zmuszający do zastanowienia. Bo tak naprawdę samotność czyż samotność nie jest dla niektórych synonimem śmierci?
Pozdrawiam serdecznie!
Witaj Maurycy
Wszystko tutaj może być synonimem. Samotność i śmierć - śmierć i samotność? Ciekawe i mocne połączenie.
Dziękuję za trafne spostrzeżenie.
Pozdrawiam
Witaj Karola
Zawsze kto pierwszy, ten lepszy... Tak mówią. Ale to nie prawda. Jesteś zawsze obiektywna i szczerą.
Pozdrawiam serdecznie i miłego dzionka
Treść bardzo niejednoznaczna. Niejasne metafory, potrzeba czasu, aby oswoić się ze stylem, przeczytać dwa razy, jak i nie więcej. Ale to dobrze, bardzo dobrze. Pogrążyć się w tekście to wspaniała rzecz.
„wyszedłem poza siebie na chwilę i zamknąłem drzwi
więc już nie ma mnie tam umarły jestem" - mam kilka teorii: podmiot zdecydował o tym, kiedy jego życie ma dobiec końca. Lecz z drugiej strony: „otarłem się o głupią przypadkowość o śmierć" - jeżeli mam interpretować śmierć jako przypadek, to do tezy samobójczej ona nie pasuje. Chyba, że podmiot, faktycznie, chciał skończyć ze sobą, ale śmierć traktował jako niechciany element układanki, głupi obowiązek zakończenia własnego życia, które niegdyś lubił, nim dopadła go samotność.
Druga teoria to śmierć kliniczna. Może biorę to zbyt dosłownie, ale mówiący wyszedł poza siebie tylko na chwilę, prawda? „pożegnanie i powrót przed siebie" - przeżył, naszły go refleksję. Zobaczył swoje życie „inną stroną". Albo skumulujmy - nieudana próba samobójcza.
Mówi równieź o martwej ukochanej, o tym, że rozpaczałby, gdyby miał pozostać żywy. Straciłby mnóstwo czasu, przechodząc przez żałobę, milion stanów depresyjnych, myśli samobójczych, aby w końcu poukładać sobie życie na nowo. Doświadczony, postanowił umrzeć, nie udało się, o śmierć tylko się otarł.
Tak to postrzegam. Tekst piękny. Tylko właśnie: „otarłem się o głupią przypadkowość o śmierć" - tutaj ta „przypadkowość" trochę mi się gryzie, jakby wybija z rytmu. Poza tym: cud, miód, malina.
Pozdrawiam.
Witaj Nimfetko
Tekst powstał w chwili zwątpienia i szybko zapisany i wrzucony. Być może, gdyby poleżał byłby inny. Może lepszy, a może nie.
Świetnie postrzegasz zapis i wyciągasz to co ważne w tej chwili. Tu i teraz. Czyż nie każdy choć na chwilę zamyka za sobą drzwi i spogląda na przeszłość inaczej z perspektywy własnej pseudosatysfakcji ku pociesze dla siebie lub bliźnich. Pytamy siebie dlaczego tak jest i nie znamy odpowiedzi. I co na to zrobić? Co robią inni?
Usiłowałam sobie to uporządkować i straciłam wątek. Dlatego rozwiązanie pozostawiam czytelnikom.
Poza tym wszyscy przechodzimy takie stany jak śmierć, żałoba i samotność.
Pozdrawiam serdecznie i miłego dzionka życzę
Dziękuję:))
Czytałam już wczoraj ale chcialam jeszcze dziś z wyspana głową, bo trochę mnie uderzył. Mocna treść. Nie będę się rozwodzić ale dla mnie jest w nim coś niesamowitego... szczerość i to ze triche jakbyś do mojej głowy weszła i część emocji opisała bogatym językiem, którym ja nie umialabym tego wyrazić. Brawa ode mnie ipozdrowienia!
a później znowu zadurzałbym się kolejno w nierówieśnych - Świetne!
*
Niekrych śmierć fascynuje. I nie mam na myśli zabijania, tylko myśl o śwojej śmierci. O tajemniczym przejściu na drugą stronę...
Czyżby? A może nigdzie nie przechodzimy, tylko zostajemy tu, gdzie byliśmy.
pasją,
twój tekst poniekąd jest połączeniem tekstu DD Jesteśmy? - takie mam odczucia.
Lubię myśleć o (swojej) śmierci. Bo kojarzy mi się z obrazem z filmów sf.
I rozumiem żal po stracie bytności ziemskiej, ale może śmierć to nowa przygoda, to furtka do nieznanych światów, bytów?
W każdym razie dobrze jest wykorzystać w pełni swój ziemski byt, bo nie wiadomo, kiedy wrócimy, i czy wrócimy na pewno?
Witaj Aisak
Pewnie jest tak jak myślisz, tylko nie wiemy czy to będzie przygoda czy nicość. Od dawna trwa fascynacja nad śmiercią i co potem?.
Więc tak jak mówisz, żyjmy całą pełnią i rozlosujemy się co dzień tym życiem.
Pozdrawiam serdecznie
Uwaga! Komunikat!
Ogłaszamy tworzenie nowego projektu TW 3.0!
Wszystkich zainteresowanych zapraszamy jutro (poniedziałek, 23.07.2018) do wątku "TW 2.0". Obrady rozpoczną się między godziną 19 a 20.
Powinniśmy w sprawie śmierci brać przykład z Meksykanów, którzy traktują ją inaczej niż my "wielcy katolicy".
Często w pewnym wieku sami zaczynamy wkładać się do trumny wystarczy, że poczujemy się samotni.
Pozdrawiam.
Witaj
Śmierć jest nieodzownym rekwizytem naszego życia. Więc chyba powinniśmy się do niej przyzwyczajać już za życia. Tylko zawsze mamy czas.
Pozdrawiam
Witaj, pasjo.
Oczywiście, można to rozpatrywać dosłownie, jako śmierć, jako oswajanie śmierci, jej cielesności, a cielesność mimowolnie zaczyna kojarzyć się z miłością, dotykiem, doznaniem, rozkoszą... lub ich brakiem, kiedy człowiek wciąż żywy jest dojmująco sam, że sam w sobie widzi przyczynę i skutek umierającej (albo już umarłej) cielesności/płciowości.
Są przecież takie momenty, że wszystko widać tylko przez pryzmat przemijania. Wtedy nawet piękno przybiera trupi grymas.
Można też spojrzeć na tekst inaczej. Mam na myśli nabieranie dystansu. Zdarza się wyjść czasem na chwilę dłuższą lub krótszą, albo na więcej niż chwilę, z jakiegoś ciasnego „układu” (nawet życie może być takim „układem”). Wtedy, im dłużej jest się poza, tym ohydniejsze staję się to, w czym się trwało/tkwiło. Podczas samego trwania nie widać często, w czym się trwa, to dociera dopiero z zewnątrz. I wtedy bardzo często nie chce się wracać. Myślę, że także o tym jest ten tekst.
Czy to proza czy nie, nie mnie oceniać, zdaje mi się tylko, że tekst mógłby spokojnie funkcjonować jako jedno i drugie, kwestia zapisu. Dodaj tu kropki, przecinki, wyjdzie proza. Zabierz – wyjdzie wiersz. Tak myślę, może się mylę, nie wiem.
Piszesz tutaj bardzo dosadnie, biologicznie, nawet może przesadnie, co chwilami ociera się o kicz, ale ja się takiego kiczu nie boję, on mnie nie razi, wręcz przeciwnie, on wciąga. Może się mylę, może tylko chcę, żeby tak było, ale znów, gdzieś pomiędzy zdaniami, słowami, myślami, widzę cień Żuławskiego i tę jego dosadność aż do przesady, jemu też zarzucano żonglerkę kiczem, nazywano kabotynem. Cielesność czasem potężnie przytłacza, wtedy aż chce się krzyczeć nawet bardziej niż wprost, samotność też krzyczy, gdyby mogła, wytarłaby wszystkie obojętne, nadęte, cyniczne, profesjonalne, snobistyczne pyski świata w swoje ropiejące wrzody, kazała najeść się tej wydzieliny do urzygu.
Tekst mnie nie zachwyca, ta dosłowność... do niej trzeba się przyzwyczaić jak do drugiego, obcego człowieka, który natrętnie opiera się o mnie podczas jazdy autobusem. Ale chwilę potem, kiedy już mu się dokładniej przyjrzę... kto wie, może to będzie miłość do końca życia?
Tak to widzę.
Zajrzałem tu nieprzypadkowo. Ten tekst został zgłoszony do GW POGROM dzięki nimfetce. Dobrze zrobiła. Twój tekst uruchomił wenę na ten komentarz, poruszył kulki w głowie, ożywił myślową stagnację.
Pozdrawiaki;)
Jeszcze tech-aid:
„więc już nie ma mnie tam umarły jestem” – to zdanie jest zbyt dosłowne, wszystko, co ciekawe zawarłaś w pierwszym wersie, a tu niepotrzebnie moim zdaniem wyłożyłaś łopatologię.
„świat myśli i pragnień wali się w otchłań i przepada” – za dużo patosu, to po pierwsze. Po drugie zastanawiam się, czy to w ogóle potrzebne i czy pasuje do biologiczno-dosadnej treści tekstu. Moim zdaniem nie, psuje klimat rozpadających się tkanek i jest zbyt dosłowne.
„mechaniczne zmiany przeobrażają w masę rozkładającego się białka” – ale co przeobrażają? Wcześniej masz miłość, chodzi o miłość? Czegoś w tym wersie brakuje albo jest zbyt zawiły. Nie ogarniam.
„niesmak i rozhisteryzowany umysł pozostał po tej śmierci
pożegnanie i powrót przed siebie
spacer w ciemnościach wspomnień” – zupełnie nie pasują mi te wersy o pożegnaniu i spacerze. Znowu rozwalają tę „biologię”, wchodząc w romantyczno-żewne frazesy. Zastanowiłbym się nad ich utylizacją.
„ochłodziło moje ciało i dało mi namiastkę nekrofilskiej bezwładności” – ale co ochłodziło? Wcześniej nie występuje jakieś „ono”, piszesz o śmierci, więc bardziej „ona”. Tu znów nie ogarniam zapisu.
To by było na tyle. Zaznaczam – wszystko, co napisałem jest subiektywne. Jam nie krytyk, jeno juzer.
Pozdrawiaki raz jeszcze ;)
Witaj Adamie
Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie Nimfetka tym wezwaniem. Z tego co wiem, że postąpiła zbyt pochopnie z wyborem. Pogroził jej twórcą tej inicjatywy. Nie jest to wiersz i może nie proza. Lubię tworzyć takie twory i cieszę się że ktoś to czyta.
Bardzo konstruktywny komentarz pozostawiłeś w pierwszej odsłonie. Wzbudziłeś we mnie przemyślenia i trochę gniewu na to, że nie potrafię się bronić od wszystkiego co niesie ten fakt, że jestem tutaj. Jestem inna i bardziej duszę i ukrywam pewne niedomówienia. Może jestem nudna jak flaki z olejem, może jestem kabotynem, może powinnam iść do piekła, zacząć szyć, gotować lub robić coś innego. Nie wiem. Jednak krzyk w ciszy też jest słyszalny.
Dziękuję bardzo za ten komentarz, dłuższy niż sam tekst.
Co do tech-aid: przyjrzę się spróbuję coś z tym zrobić. W chwili obecnej nie potrafię w nim grzebać.
Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia
Pochopnie, niepochopnie, nie żałuję, że zgłosiłam Twój tekst, bo poruszyć "kulki w głowie" odbiorcy, to niemałe wyzwanie, a Ty podołałaś perfekcyjnie.
Can mi nie groził. xD Po prostu do takich poetycznych tekstów potrzeba odpowiednich umiejętności, a nie wszyscy mają czas rozpracowywać metafory i odpowiednio taki utwór ocenić. Ja to rozumiem. Koniec końców, mam nadzieję, że tekst zdobędzie jeszcze większe uznanie, bo zasługuje na to.
No dobra. Byłem już, ale że wezwanie, to wezwanie.
Trudno sięodniesć do interpunkcji, bo możesz się obronić zapisem z pogranicza wierszu, więc ten aspekt trzeba pominąć.
Zostaje treść.
WIele się nie zmieniło. Ja, który się mądrzę na każdy możliwy temat, naprawdę nie wiem.
Bardzo mi leży subatomowy gdzieniegdzie zapis. Podoba mi się odarcie ze złudzeń. Zetknięcie przeciwstawnych refleksji. Od całości jednak, tak jak i wcześniej, tak teraz - nieco się odbijam.
W sensie - emocjonalnie.
Tekst cieżko sklasyfikować gatunkowo, gdyż ma wszystkiego po trochu. Myślę, ż eto jedne z tych utworów, które muszą trafić swwego adreaata, a wtedy bezgranicznie uwiodą. Cóż. Ja niestety tym adresatem jestem tylko po części.
Pozdrówka.
„wyszedłem poza siebie na chwilę i zamknąłem drzwi” – ładny początek
„więc już nie ma mnie tam umarły jestem” – to jakoś średnio (myślę, że brak interpunkcji zawinił, choć rozumiem, że jest to wiersz bez niej i niech tak pozostanie)
A dalej już git.
Np. tu „fizjologiczno-chemiczny zestaw jakim jest organizm”, lubię takie podejście, od czasu do czasu ofkors
Pasjo, coś mi się stało z głową, odbijam się od wierszy. Ładnie utkane słowa, a jednak całość dość trudna. Blokada jest prawdopodobnie we mnie, nie w treści. Mając jednak ten utwór przed oczami, a w pamięci Twoje opowieści proza pisane, wybieram opowieści.
Życzę miłego dnia i pozdrowienia ślę :)
Witaj Ritho
Nie zawsze odnajdujemy w tekście to coco nas interesuje. Tutaj narzucony został z góry i dlatego rozumiem wasze męczarnie.
Pozdrawiam uśmiechem
Po raz kolejny wcięło mi caly komentarz. Martwi mnie ten Twój kombinezon męsko-pogrzebowy. Nie, to nie zazdrość, ale troska, bp często wracasz do tego obszaru. A za oknem tyle rozweselających widoków ... 5!
Witaj, pasjo!
Przybyłam i ja. Przeczytałam tekst dwa razy, bo są tu takie elementy, które niekoniecznie pasują do mojej wizji tego tekstu. Na początku pomyślałam o samobójstwie, bo to przecież przypadkowa śmierć. Jestem z grupy tych osób, które wierzą w boski plan, więc dla każdego z nas jest przewidziana jakaś śmierć. Ale z drugiej strony, może to była inna śmierć? Może rozstanie? A ta cała otoczka była strachem przed okrutną samotnością? Przecież nikt nie chce być sam. Może bohater zbliża się do kresu swych dni i ma zostać sam?
Wysilam swój mózg, ale nic więcej na myśl mi nie przychodzi.
Ten powyższy tekst to nie do końca mój klimat, zazwyczaj omijam coś takiego, bo nie za bardzo potrafię interpretować pod wizję samego autora (szkoła mnie tego nie nauczyła, ale to chyba ja byłam zbyt oporna i zawsze jak kot, chodziłam własnymi ścieżkami, nawet w literaturze).
Ode mnie piąteczka i najserdeczniejsze pozdrowienia :))
wyszedłem poza siebie na chwilę i zamknąłem drzwi
więc już nie ma mnie tam umarły jestem
cały fizjologiczno-chemiczny zestaw jakim jest organizm nie działa
raczej przekształcająco już funkcjonuje
świat myśli i pragnień wali się w otchłań i przepada
miłość w wiśniowych skrzepach topi orgazmy
mechaniczne zmiany przeobrażają w masę rozkładającego się białka
Widzę to tak, jakby podmiot spojrzał na siebie chłodnym okiem. Wnikliwie, badawczo, z nienaturalną skrupulatnością naukowca.
"gdybym żył pewnie bym tragizował i trzymał zimną dłoń ukochanej
kiedy tężec pośmiertny jeszcze nie zadziałał
potem przez długie tygodnie byłbym w psychologicznej prostracji
później jeszcze miesiące i lata uwarunkowań
a później znowu zadurzałbym się kolejno w nierówieśnych"
tutaj mówi podmiot o miłości. Że szybko przychodzi, łatwo odchodzi. I w tym momencie wchodzi Petrarka i krzyczy: nieprawda!
Ale zostawmy go. Klimatycznie jest bardziej a la Baudelaire.
"niesmak i rozhisteryzowany umysł pozostał po tej śmierci" - ładnie ujęte. Taniec emocji wywołanych przez zakochanie.
O, teraz zauważyłam, że to pierwotna wersja. Meh. Nic to, lecę dalej.
Dobra, końcówka. Cóż, dla mnie to nadal spoglądanie na swoje ciało z boku. I to otarcie się o śmierć przypadkowo, hmm... być może śpiączka, kto wie?
Zmiana zapisu dobrze zrobiła temu tekstowi. Wcześniej wyglądało to dziwacznie, bo skoro proza poetycka zapisana wierszowo, to bardziej rozkawałkowana winna być imho. Ale skoro uparłaś się przy zapisie prozatorskim, okej. To też widzę.
Nie powiem, nie poczułam tego tekstu, przeleciał jakoś tak obok mnie. Mimo że fajny estetycznie, to brakowało mi emocji w tym. Nie to że suche, bo suche nie jest, ale. Ale, właśnie, może przez tą konwencję z lekka naukową tak wyszło.
Plus końcówka rozczarowująco słaba. Tak jakbyś galopowała, a nagle, znikąd stanęła jak wryta. Bez przejść do kłusu, stępa. Gwałtownie.
Powiedziałabym bardziej, że jest tu obecna estetyka fragmentów, aniżeli całościowa. Są zdania perełki wymieszane z tymi bardziej średnimi.
To te:
Umarłym zostałem z wyboru.
Cały fizjologiczno-chemiczny zestaw jakim był organizm nie działał prawidłowo, a raczej funkcjonował już przekształcająco.
Miłość w wiśniowych skrzepach zatopiła orgazmy zaś mechaniczne zmiany przeobraziły zdrową tkankę w masę rozkładającego się białka.
Przez niekończące się tygodnie byłbym w psychologicznej prostracji, później jeszcze miesiące i lata uwarunkowań, a jeszcze później znowu zadurzałbym się kolejno w nierówieśnych.
oj, toto już zahahacza z lekka o Leśmianizm ;) (nawiasem mówiąc, największa perełka, to zdanie)
W sumie, po przeczytaniu stwierdzam, że wiersz ma też coś z Herberta - ten swoisty intelektualizm.
I dopracowany, więc w sumie na pięć gwiazd zasługuje.
Witaj
Cieszę się, że masz takie zdanie. Twoja opinia jest dla mnie ważna, bo masz mu temu predyspozycje których podwaliną jest duża wiedza.
Pozdrawiam serdecznie
''wyszedłem poza siebie na chwilę i zamknąłem drzwi'' - nie wiem jak można wyjść poza siebie, ale najlepsze jest, że można po tym zamknąć drzwi. Stylistycznie, metaforycznie jest to do kitu. Przypomniał mi się od razu slogan ''wyszłam za mąż, zaraz wracam''.
''więc już nie ma mnie tam umarły jestem'' - przecież wyszedł na chwilę i co, od razu umarł za tymi drzwiami?
''cały fizjologiczno-chemiczny zestaw jakim jest organizm nie działa'' - jak się umiera, to szkoda, żeby ten system działał. dopowiedzenie bez sensu.
Nie będę się pastwić, bo dalej jest takie ''lanie wody'', że wysiadam przy tym.
Najpierw wierszem zapis, później prozą. Wyszło jakieś dziwadło.
Wyjątkowy utwór skoro pani powyżej skomentowała dwukrotnie, mając dwa różne zdania. Czyżby miesiąc temu osobowość komentującej była inna, czy potrzebowała aż tyle czasu, żeby dojrzeć do utworu i zmienić zdanie o jego wartości? A moze jednak ansa do autorki? Dziwaczne zachowanie krytyka betti.
Długi proces myślenia, w tym wypadku "zgłębiania", świadczy o niekompetencji, niewiarygodności wyrażanych opinii i warcholstwie oceniającego. Dziś chwalone utwory jutro zostaną wyszydzone i nie ma pewności, czy aby wczoraj wyszydzane za tydzień nie zostaną pochwalone.
powiedz kobieto, czy ty nie potrafisz zrozumieć prostego zdania... Nie przychodź do mnie.
Byłaś pierwsza i nie musiałaś już przychodzić. Ale ty musisz zrobić oborę, lubisz to.
Komentarze (58)
No ale to u mnie we łbie.
Dzięki za zetknięcie i być może, że szwankuje. Nie zaprzeczam.
Pozdrawiam
Dziękuję za spojrzenie i masz rację, że tekst jest na kilkakrotne czytanie.
Pozdrawiam:))
Pozdrawiam serdecznie!
Wszystko tutaj może być synonimem. Samotność i śmierć - śmierć i samotność? Ciekawe i mocne połączenie.
Dziękuję za trafne spostrzeżenie.
Pozdrawiam
Pozdrawiam serdecznie :)
Zawsze kto pierwszy, ten lepszy... Tak mówią. Ale to nie prawda. Jesteś zawsze obiektywna i szczerą.
Pozdrawiam serdecznie i miłego dzionka
„wyszedłem poza siebie na chwilę i zamknąłem drzwi
więc już nie ma mnie tam umarły jestem" - mam kilka teorii: podmiot zdecydował o tym, kiedy jego życie ma dobiec końca. Lecz z drugiej strony: „otarłem się o głupią przypadkowość o śmierć" - jeżeli mam interpretować śmierć jako przypadek, to do tezy samobójczej ona nie pasuje. Chyba, że podmiot, faktycznie, chciał skończyć ze sobą, ale śmierć traktował jako niechciany element układanki, głupi obowiązek zakończenia własnego życia, które niegdyś lubił, nim dopadła go samotność.
Druga teoria to śmierć kliniczna. Może biorę to zbyt dosłownie, ale mówiący wyszedł poza siebie tylko na chwilę, prawda? „pożegnanie i powrót przed siebie" - przeżył, naszły go refleksję. Zobaczył swoje życie „inną stroną". Albo skumulujmy - nieudana próba samobójcza.
Mówi równieź o martwej ukochanej, o tym, że rozpaczałby, gdyby miał pozostać żywy. Straciłby mnóstwo czasu, przechodząc przez żałobę, milion stanów depresyjnych, myśli samobójczych, aby w końcu poukładać sobie życie na nowo. Doświadczony, postanowił umrzeć, nie udało się, o śmierć tylko się otarł.
Tak to postrzegam. Tekst piękny. Tylko właśnie: „otarłem się o głupią przypadkowość o śmierć" - tutaj ta „przypadkowość" trochę mi się gryzie, jakby wybija z rytmu. Poza tym: cud, miód, malina.
Pozdrawiam.
Tekst powstał w chwili zwątpienia i szybko zapisany i wrzucony. Być może, gdyby poleżał byłby inny. Może lepszy, a może nie.
Świetnie postrzegasz zapis i wyciągasz to co ważne w tej chwili. Tu i teraz. Czyż nie każdy choć na chwilę zamyka za sobą drzwi i spogląda na przeszłość inaczej z perspektywy własnej pseudosatysfakcji ku pociesze dla siebie lub bliźnich. Pytamy siebie dlaczego tak jest i nie znamy odpowiedzi. I co na to zrobić? Co robią inni?
Usiłowałam sobie to uporządkować i straciłam wątek. Dlatego rozwiązanie pozostawiam czytelnikom.
Poza tym wszyscy przechodzimy takie stany jak śmierć, żałoba i samotność.
Pozdrawiam serdecznie i miłego dzionka życzę
Dziękuję:))
Co ty znowu opowiadasz, że nie potrafiłabyś? Ty! Ja przy tobie to jak szara myszka.
Dziękuję za czytanie i pozdrawiam
*
Niekrych śmierć fascynuje. I nie mam na myśli zabijania, tylko myśl o śwojej śmierci. O tajemniczym przejściu na drugą stronę...
Czyżby? A może nigdzie nie przechodzimy, tylko zostajemy tu, gdzie byliśmy.
pasją,
twój tekst poniekąd jest połączeniem tekstu DD Jesteśmy? - takie mam odczucia.
Lubię myśleć o (swojej) śmierci. Bo kojarzy mi się z obrazem z filmów sf.
I rozumiem żal po stracie bytności ziemskiej, ale może śmierć to nowa przygoda, to furtka do nieznanych światów, bytów?
W każdym razie dobrze jest wykorzystać w pełni swój ziemski byt, bo nie wiadomo, kiedy wrócimy, i czy wrócimy na pewno?
:)
Pewnie jest tak jak myślisz, tylko nie wiemy czy to będzie przygoda czy nicość. Od dawna trwa fascynacja nad śmiercią i co potem?.
Więc tak jak mówisz, żyjmy całą pełnią i rozlosujemy się co dzień tym życiem.
Pozdrawiam serdecznie
Ogłaszamy tworzenie nowego projektu TW 3.0!
Wszystkich zainteresowanych zapraszamy jutro (poniedziałek, 23.07.2018) do wątku "TW 2.0". Obrady rozpoczną się między godziną 19 a 20.
PS: Przepraszam za spam :)
Często w pewnym wieku sami zaczynamy wkładać się do trumny wystarczy, że poczujemy się samotni.
Pozdrawiam.
Śmierć jest nieodzownym rekwizytem naszego życia. Więc chyba powinniśmy się do niej przyzwyczajać już za życia. Tylko zawsze mamy czas.
Pozdrawiam
Ciekawy kawałek ciekawej opowieści o emocjach, jakie mogą drzemać w człowieku...
Ładne sploty słów, tworzące ładne obrazy. Pozdrawiam
Dziękuję za ciekawe spojrzenie i miły odbiór.
Pozdrawiam serdecznie
Oczywiście, można to rozpatrywać dosłownie, jako śmierć, jako oswajanie śmierci, jej cielesności, a cielesność mimowolnie zaczyna kojarzyć się z miłością, dotykiem, doznaniem, rozkoszą... lub ich brakiem, kiedy człowiek wciąż żywy jest dojmująco sam, że sam w sobie widzi przyczynę i skutek umierającej (albo już umarłej) cielesności/płciowości.
Są przecież takie momenty, że wszystko widać tylko przez pryzmat przemijania. Wtedy nawet piękno przybiera trupi grymas.
Można też spojrzeć na tekst inaczej. Mam na myśli nabieranie dystansu. Zdarza się wyjść czasem na chwilę dłuższą lub krótszą, albo na więcej niż chwilę, z jakiegoś ciasnego „układu” (nawet życie może być takim „układem”). Wtedy, im dłużej jest się poza, tym ohydniejsze staję się to, w czym się trwało/tkwiło. Podczas samego trwania nie widać często, w czym się trwa, to dociera dopiero z zewnątrz. I wtedy bardzo często nie chce się wracać. Myślę, że także o tym jest ten tekst.
Czy to proza czy nie, nie mnie oceniać, zdaje mi się tylko, że tekst mógłby spokojnie funkcjonować jako jedno i drugie, kwestia zapisu. Dodaj tu kropki, przecinki, wyjdzie proza. Zabierz – wyjdzie wiersz. Tak myślę, może się mylę, nie wiem.
Piszesz tutaj bardzo dosadnie, biologicznie, nawet może przesadnie, co chwilami ociera się o kicz, ale ja się takiego kiczu nie boję, on mnie nie razi, wręcz przeciwnie, on wciąga. Może się mylę, może tylko chcę, żeby tak było, ale znów, gdzieś pomiędzy zdaniami, słowami, myślami, widzę cień Żuławskiego i tę jego dosadność aż do przesady, jemu też zarzucano żonglerkę kiczem, nazywano kabotynem. Cielesność czasem potężnie przytłacza, wtedy aż chce się krzyczeć nawet bardziej niż wprost, samotność też krzyczy, gdyby mogła, wytarłaby wszystkie obojętne, nadęte, cyniczne, profesjonalne, snobistyczne pyski świata w swoje ropiejące wrzody, kazała najeść się tej wydzieliny do urzygu.
Tekst mnie nie zachwyca, ta dosłowność... do niej trzeba się przyzwyczaić jak do drugiego, obcego człowieka, który natrętnie opiera się o mnie podczas jazdy autobusem. Ale chwilę potem, kiedy już mu się dokładniej przyjrzę... kto wie, może to będzie miłość do końca życia?
Tak to widzę.
Zajrzałem tu nieprzypadkowo. Ten tekst został zgłoszony do GW POGROM dzięki nimfetce. Dobrze zrobiła. Twój tekst uruchomił wenę na ten komentarz, poruszył kulki w głowie, ożywił myślową stagnację.
Pozdrawiaki;)
„więc już nie ma mnie tam umarły jestem” – to zdanie jest zbyt dosłowne, wszystko, co ciekawe zawarłaś w pierwszym wersie, a tu niepotrzebnie moim zdaniem wyłożyłaś łopatologię.
„świat myśli i pragnień wali się w otchłań i przepada” – za dużo patosu, to po pierwsze. Po drugie zastanawiam się, czy to w ogóle potrzebne i czy pasuje do biologiczno-dosadnej treści tekstu. Moim zdaniem nie, psuje klimat rozpadających się tkanek i jest zbyt dosłowne.
„mechaniczne zmiany przeobrażają w masę rozkładającego się białka” – ale co przeobrażają? Wcześniej masz miłość, chodzi o miłość? Czegoś w tym wersie brakuje albo jest zbyt zawiły. Nie ogarniam.
„niesmak i rozhisteryzowany umysł pozostał po tej śmierci
pożegnanie i powrót przed siebie
spacer w ciemnościach wspomnień” – zupełnie nie pasują mi te wersy o pożegnaniu i spacerze. Znowu rozwalają tę „biologię”, wchodząc w romantyczno-żewne frazesy. Zastanowiłbym się nad ich utylizacją.
„ochłodziło moje ciało i dało mi namiastkę nekrofilskiej bezwładności” – ale co ochłodziło? Wcześniej nie występuje jakieś „ono”, piszesz o śmierci, więc bardziej „ona”. Tu znów nie ogarniam zapisu.
To by było na tyle. Zaznaczam – wszystko, co napisałem jest subiektywne. Jam nie krytyk, jeno juzer.
Pozdrawiaki raz jeszcze ;)
Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie Nimfetka tym wezwaniem. Z tego co wiem, że postąpiła zbyt pochopnie z wyborem. Pogroził jej twórcą tej inicjatywy. Nie jest to wiersz i może nie proza. Lubię tworzyć takie twory i cieszę się że ktoś to czyta.
Bardzo konstruktywny komentarz pozostawiłeś w pierwszej odsłonie. Wzbudziłeś we mnie przemyślenia i trochę gniewu na to, że nie potrafię się bronić od wszystkiego co niesie ten fakt, że jestem tutaj. Jestem inna i bardziej duszę i ukrywam pewne niedomówienia. Może jestem nudna jak flaki z olejem, może jestem kabotynem, może powinnam iść do piekła, zacząć szyć, gotować lub robić coś innego. Nie wiem. Jednak krzyk w ciszy też jest słyszalny.
Dziękuję bardzo za ten komentarz, dłuższy niż sam tekst.
Co do tech-aid: przyjrzę się spróbuję coś z tym zrobić. W chwili obecnej nie potrafię w nim grzebać.
Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia
Can mi nie groził. xD Po prostu do takich poetycznych tekstów potrzeba odpowiednich umiejętności, a nie wszyscy mają czas rozpracowywać metafory i odpowiednio taki utwór ocenić. Ja to rozumiem. Koniec końców, mam nadzieję, że tekst zdobędzie jeszcze większe uznanie, bo zasługuje na to.
Pozdrawiam serdecznie
Każdy interpretuje według swojego uznania. Dla mnie ważne jest, że są różne.
Pozdrawiam serdecznie
Trudno sięodniesć do interpunkcji, bo możesz się obronić zapisem z pogranicza wierszu, więc ten aspekt trzeba pominąć.
Zostaje treść.
WIele się nie zmieniło. Ja, który się mądrzę na każdy możliwy temat, naprawdę nie wiem.
Bardzo mi leży subatomowy gdzieniegdzie zapis. Podoba mi się odarcie ze złudzeń. Zetknięcie przeciwstawnych refleksji. Od całości jednak, tak jak i wcześniej, tak teraz - nieco się odbijam.
W sensie - emocjonalnie.
Tekst cieżko sklasyfikować gatunkowo, gdyż ma wszystkiego po trochu. Myślę, ż eto jedne z tych utworów, które muszą trafić swwego adreaata, a wtedy bezgranicznie uwiodą. Cóż. Ja niestety tym adresatem jestem tylko po części.
Pozdrówka.
Nie ma sprawy. Adresaci są różni i nie zawsze listonosz przynosi dobre listy.
Spoko i pozdrawiam serdecznie
„więc już nie ma mnie tam umarły jestem” – to jakoś średnio (myślę, że brak interpunkcji zawinił, choć rozumiem, że jest to wiersz bez niej i niech tak pozostanie)
A dalej już git.
Np. tu „fizjologiczno-chemiczny zestaw jakim jest organizm”, lubię takie podejście, od czasu do czasu ofkors
Pasjo, coś mi się stało z głową, odbijam się od wierszy. Ładnie utkane słowa, a jednak całość dość trudna. Blokada jest prawdopodobnie we mnie, nie w treści. Mając jednak ten utwór przed oczami, a w pamięci Twoje opowieści proza pisane, wybieram opowieści.
Życzę miłego dnia i pozdrowienia ślę :)
Nie zawsze odnajdujemy w tekście to coco nas interesuje. Tutaj narzucony został z góry i dlatego rozumiem wasze męczarnie.
Pozdrawiam uśmiechem
Wiesz, że cię lubię i dlatego niżej umieściłam ten tekst trochę w zmienionej formie. :))
Dzięki za troskę i pozdrawiam serdecznie
Przybyłam i ja. Przeczytałam tekst dwa razy, bo są tu takie elementy, które niekoniecznie pasują do mojej wizji tego tekstu. Na początku pomyślałam o samobójstwie, bo to przecież przypadkowa śmierć. Jestem z grupy tych osób, które wierzą w boski plan, więc dla każdego z nas jest przewidziana jakaś śmierć. Ale z drugiej strony, może to była inna śmierć? Może rozstanie? A ta cała otoczka była strachem przed okrutną samotnością? Przecież nikt nie chce być sam. Może bohater zbliża się do kresu swych dni i ma zostać sam?
Wysilam swój mózg, ale nic więcej na myśl mi nie przychodzi.
Ten powyższy tekst to nie do końca mój klimat, zazwyczaj omijam coś takiego, bo nie za bardzo potrafię interpretować pod wizję samego autora (szkoła mnie tego nie nauczyła, ale to chyba ja byłam zbyt oporna i zawsze jak kot, chodziłam własnymi ścieżkami, nawet w literaturze).
Ode mnie piąteczka i najserdeczniejsze pozdrowienia :))
Dziękuję za komentarz i interpretację.
Pozdrawiam i miłego dnia
wyszedłem poza siebie na chwilę i zamknąłem drzwi
więc już nie ma mnie tam umarły jestem
cały fizjologiczno-chemiczny zestaw jakim jest organizm nie działa
raczej przekształcająco już funkcjonuje
świat myśli i pragnień wali się w otchłań i przepada
miłość w wiśniowych skrzepach topi orgazmy
mechaniczne zmiany przeobrażają w masę rozkładającego się białka
Widzę to tak, jakby podmiot spojrzał na siebie chłodnym okiem. Wnikliwie, badawczo, z nienaturalną skrupulatnością naukowca.
"gdybym żył pewnie bym tragizował i trzymał zimną dłoń ukochanej
kiedy tężec pośmiertny jeszcze nie zadziałał
potem przez długie tygodnie byłbym w psychologicznej prostracji
później jeszcze miesiące i lata uwarunkowań
a później znowu zadurzałbym się kolejno w nierówieśnych"
tutaj mówi podmiot o miłości. Że szybko przychodzi, łatwo odchodzi. I w tym momencie wchodzi Petrarka i krzyczy: nieprawda!
Ale zostawmy go. Klimatycznie jest bardziej a la Baudelaire.
"niesmak i rozhisteryzowany umysł pozostał po tej śmierci" - ładnie ujęte. Taniec emocji wywołanych przez zakochanie.
O, teraz zauważyłam, że to pierwotna wersja. Meh. Nic to, lecę dalej.
Dobra, końcówka. Cóż, dla mnie to nadal spoglądanie na swoje ciało z boku. I to otarcie się o śmierć przypadkowo, hmm... być może śpiączka, kto wie?
Zmiana zapisu dobrze zrobiła temu tekstowi. Wcześniej wyglądało to dziwacznie, bo skoro proza poetycka zapisana wierszowo, to bardziej rozkawałkowana winna być imho. Ale skoro uparłaś się przy zapisie prozatorskim, okej. To też widzę.
Nie powiem, nie poczułam tego tekstu, przeleciał jakoś tak obok mnie. Mimo że fajny estetycznie, to brakowało mi emocji w tym. Nie to że suche, bo suche nie jest, ale. Ale, właśnie, może przez tą konwencję z lekka naukową tak wyszło.
Plus końcówka rozczarowująco słaba. Tak jakbyś galopowała, a nagle, znikąd stanęła jak wryta. Bez przejść do kłusu, stępa. Gwałtownie.
Powiedziałabym bardziej, że jest tu obecna estetyka fragmentów, aniżeli całościowa. Są zdania perełki wymieszane z tymi bardziej średnimi.
To te:
Umarłym zostałem z wyboru.
Cały fizjologiczno-chemiczny zestaw jakim był organizm nie działał prawidłowo, a raczej funkcjonował już przekształcająco.
Miłość w wiśniowych skrzepach zatopiła orgazmy zaś mechaniczne zmiany przeobraziły zdrową tkankę w masę rozkładającego się białka.
Przez niekończące się tygodnie byłbym w psychologicznej prostracji, później jeszcze miesiące i lata uwarunkowań, a jeszcze później znowu zadurzałbym się kolejno w nierówieśnych.
oj, toto już zahahacza z lekka o Leśmianizm ;) (nawiasem mówiąc, największa perełka, to zdanie)
W sumie, po przeczytaniu stwierdzam, że wiersz ma też coś z Herberta - ten swoisty intelektualizm.
I dopracowany, więc w sumie na pięć gwiazd zasługuje.
Pozdrawiajki.
Cieszę się, że masz takie zdanie. Twoja opinia jest dla mnie ważna, bo masz mu temu predyspozycje których podwaliną jest duża wiedza.
Pozdrawiam serdecznie
''wyszedłem poza siebie na chwilę i zamknąłem drzwi'' - nie wiem jak można wyjść poza siebie, ale najlepsze jest, że można po tym zamknąć drzwi. Stylistycznie, metaforycznie jest to do kitu. Przypomniał mi się od razu slogan ''wyszłam za mąż, zaraz wracam''.
''więc już nie ma mnie tam umarły jestem'' - przecież wyszedł na chwilę i co, od razu umarł za tymi drzwiami?
''cały fizjologiczno-chemiczny zestaw jakim jest organizm nie działa'' - jak się umiera, to szkoda, żeby ten system działał. dopowiedzenie bez sensu.
Nie będę się pastwić, bo dalej jest takie ''lanie wody'', że wysiadam przy tym.
Najpierw wierszem zapis, później prozą. Wyszło jakieś dziwadło.
Pozdrawiam.
Wynocha!
Pozdrawiam
Byłaś pierwsza i nie musiałaś już przychodzić. Ale ty musisz zrobić oborę, lubisz to.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania