Szczur w cylindrze

Z okazji mojego ukończenia trzeciego miesiąca bez papierosa, byliśmy z Rudą w kinie na "Ave, Cezar" braci Coenów. Ruda stawiała, więc obecność obowiązkowa. Szkoda tylko, że nie obejrzałem całego.

Ale do rzeczy: Czy mi się film podobał? Tak. Czy cena była optymalna? W chuj nie - jeden bilet normalny za 23 zeta? To jakiś żart. Ale w sumie, poza tym, że właściwie nie obejrzałem tego filmu, to warto było iść do kina.

W kinie poza nami było może z pięć osób. W sumie nic dziwnego. W scenie z przedstawicielami czterech religii, jak rabbi zrobił to "meh", koło ucha uslyszałem takie jakby "hyhy". Co było dziwne, bo w promieniu co najmniej trzech metrów - nie było nikogo. Olałem sprawę.

-Uwielbiam braci Coen. - Znowu ten głos. Odwróciłem lekko głowę.

-Nie wierć się, bo spadnę, a miejscówki nie mam wykupionej. Jeszcze mi każą płacić. - powiedział.

-Kim jesteś? - wyszeptałem.

-Co? - spytała Ala.

-Nic, gadam z Twoim narzeczonym, wiewióro - powiedział głos, tym razem przy moim drugim uchu. Ala błyskawicznym ruchem sięgnęła, złapała i przysunęła mi do twarzy źródło dźwięku. To był szczur. Duży, łaciaty, spasiony szczur. Miał cylinder, i przysiągłbym - monokl rozmiaru ziarenka kukurydzy.

-Szczur, yyy... - powiedziała Ala. -Ty z nim gadaj, ja oglądam film. Najwyżej Ci potem opowiem.

-Dzięki, wiewióro. - powiedział szczur. Opuścił dłoń Alicji, wdrapał się na moje ramię i usiadł na tylnych łapach.

Ala nachyliła się do mnie.

-Jestem wiewiórkiem! - powiedziała. Jest taka słodka.

Bracia Coen dawali z siebie - jak zwykle - wszystko, a szczur siedział mi na ramieniu.

-Wiesz, nigdy nie byłem wielkim fanem filmu udźwiękowionego. - powiedział mi po cichu Pan Szczur. -Po prostu coś jest nie tak z filmem, w którym każdy może sobie gadać, co chce.

-Przecież od wieków nie kręcą niczego innego - odpowiedziałem.

-Wiesz, dopiero w latach sześćdziesiątych na dobre odeszli od filmu niemego - powiedział zwierzak - i chujowo, że odeszli, kino straciło klasę.

-Ale co Ty pierdolisz, teraz dopiero jest klasa. Nie dość, że słyszysz, co mówią, to jeszcze jest soundtrack i można go potem słuchać i słuchać bez opamiętania w samochodzie. Alicji zapytaj, ile można katować soundtracki.

Za moimi plecami zaszurało, szczur wskoczył mi na głowę, po czym się z niej zgramolił. Usiadł Alicji na ręce i pstryknął palcami, żeby zwrócić jej uwagę.

-Jakie soundtracki lubisz najbardziej?

-Och, jest tego zbyt wiele, żeby na raz opowiedzieć: Fantastyczny Pan Lis, Grand Budapest Hotel, Przekręt, Sierpień w Hrabstwie Osage, Sztuka Spadania... - zacząłem.

-Nie Ciebie pytam - szczur poprawil monokl. -Ty oglądaj, bo zaraz nic nie będziesz z filmu wiedział, a o czymś będziecie musieli przecież pogadać.

-Ja oglądam, Ty mu powiedz - powiedziała Ala, po czym przełożyła szczura na moje kolana. A ja przełożyłem dziada na swoje ramię.

-Ja już mu powiedziałem. Powiedziałem Ci, prawda? - spytałem szczura.

-No dobra, dobra, powiedziałeś.

-Tak właściwie, to co Cię tu sprowadza? Nigdy nie widziałem szczura w cylindrze i z monoklem.

-Och, tak, tak! - zachwycał sie szczur - zauważyłeś! Klasa, nie?

Nie można było się nie zgodzić. Jebaniec wyglądal jak skrzyżowanie Freda Astaire'a z tym ludkiem z Monopoly. No, i ze szczurem.

-Skąd wytrzasnałeś taki malutki kapelutek i jeszcze mniejszy monokl? - pytam szczura.

-W moich czasach się takie nosi - wyjaśnił szczur.

-Powiedziałbym, że do gostka z Monopoly brakuje Ci wąsów, ale kurwa przecież wąsiska nosi każdy szczur.

-Wiedziałem, że jesteś bystry i to dostrzeżesz. To się czuje. - Postukał się po nosie.

Zmieniłem temat.

-To mówisz, jesteś podróżnikiem w czasie?

-I przestrzeni.

-Zajebiście.

Pomilczeliśmy przez chwilę, to znaczy: Ala oglądała film i się podśmiechiwała i lekko mnie kiciała po ręce; ja oglądałem film i się podśmiechiwałem i trochę kiciałem szczura jedną ręką, a Alę drugą; a szczur oglądał, chichotał i obracał się tak, żeby mu było jak najlepiej z tym moim kicianiem.

-Nikt mnie tak nie kiciał od 1962, odkąd Kennedy przestał pruć Marilyn.

-Kiedy to było?

-Jakieś dwie godziny temu.

-Czas i przestrzeń... Nieźle się ustawiłeś, skurwysynu.

-No. Teraz po brzuszku, po brzuszku...!

-No, już, już.

-Opowiedzieć Ci, jakie Marilyn miała majtki?

-Nie.

-No weź, zapytaj chociaż, skąd wiem, jakie miała majtki. Zapytaj, no - szturchał mnie w ucho szczur.

-Przegyzłeś pewnie szufladę, albo coś.

Szczur osowiał trochę. Zmartwiał. Zaczął niby to odsuwać kiciający palec, niby to odszedł trochę na koniec fotela, niby to te błyszczące, guzikowe ślepia na chwilę przestały błyszczeć. Niby. Szczur w cylindrze i z monoklem? Władca czasu? Na bank się droczy. Ale dobra, niech ma.

-No dobra, skąd wiesz, jakie miała majtki Marilyn Monroe?

Szczur wyraźnie czekal długo na ten moment. Nic nie odpowiadał.

Przeciągał chwilę tak długo, że straciłem zainteresowanie. Złapałem dziada za całe wielkie, tluste i futrzaste jestestwo, położyłem sobie na kolanach i przykryłem dłonią. Nie minął kwadrans, a skończył się film. Wsadziłem go sobie do kieszeni kurtki i wyszliśmy z kina.

Ala musiała iść po jakies gówno do sklepu nieopodal kina, a ja do innego, dwie ulice dalej. Szedłem spokojnie, równym, miarowym krokiem, żeby zwierz się nie obudził. Załatwiłem, co miałem zalatwić, wracam - a tu w mojej kieszeni jakieś niesamowite poruszenie.

-Co jest? - pytam się kieszeni pełnej szczura. - Tylko mi tam nie nasraj, dobra?

-Wysadź mnie tutaj, koło uniwerku - z kieszeni wysunął się najpierw nos, a potem wielkie wąsiska.

Wysadziłem. Siedzieliśmy chwilę na ławce. Szczur wyciągnął papierosa. Zabijcie mnie, jeśli wiem, skąd. Ognia też nie wiem, skąd wytrzasnął. Nic nie mówiliśmy.

-Wiedziałeś, że nosiła takie wielkie majciochy?

-Kto? - wyrwał mnie z zamyślenia.

-No, Norma. Marilyn. Monroe - dodał.

-A wiesz, nigdy nie myślałem o jej majtkach. A Ty?

Szczur zaciągnął się petem tak mocno, że myślałem, że odleci jak balonik. Wypuścił chmurę, którą (gdyby opadła bliżej ziemi) w Krakowie nazwaliby wtorkiem.

-Ja... Zjadłem kiedyś paragon ze sklepu za te jej wielkie majciochy, muszę Ci się przyznać. - Wyznał szczur.

-I?

-Dostałem sraczki.

-Dobra, jak mamy gadać o sraniu, to ja idę.

-Nasrałem też kiedyś Colombo do kieszeni płaszcza.

-Naprawdę?

Szczur popatrzył na mnie jak na debila.

-Nie.

-To cześć, do zo.

-Do zo.

Odwróciłem się, a jego już nie było. Przeniósł się w czasie, przestrzeni, cokolwiek. Ale pet został. Przydepnąłem i poszedłem w pizdu, żeby nie było pożaru.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • KarolaKorman 26.02.2016
    ,, monokl rozmiaru'' - tego nie załapałam, albo czegoś zapomniałeś dopisać
    ,,w Krakowie nazwaliby wtorkiem.'' - tego też. Tłumacza proszę :)
    Jeden taki mądrala powiedział, że logika zaprowadzi cię z punktu A do B, wyobraźnia wszędzie. Twoja i mnie zabiera w różne miejsca, 5 :)
  • Okropny 26.02.2016
    Faktycznie, zjadłem słowo. Poprawię.
    W Krakowie mają smog, więc taki dym to u nich normalka, stąd wtorek.
    Dzięks :)
  • Bracia Coen... Nikt nie robi takich filmów!!! Nikt!!! :D 5
  • Ritha 08.07.2016
    Ten tekst też znam z bloga, ale wiesz co, chyba muszę sobie przerwę zrobić, bo zaczynam świrować xD
  • Okropny 08.07.2016
    Czemu?
  • Ritha 08.07.2016
    Okropny przedmioty na mnie patrzą
  • Okropny 08.07.2016
    Ritha "pareidolia"
  • Ritha 08.07.2016
    Okropny dokładnie tak xD
  • Okropny 08.07.2016
    Ritha poczytaj dla odmiany coś mądrego ;)
  • Ritha 08.07.2016
    To nie jest głupie! #jajebie
    Idę po cholinex, bo tracę głos :(
  • Okropny 08.07.2016
    Ritha aminex nie zadziałał?
  • Ritha 08.07.2016
    Okropny no ku..wa nie xD
  • Ritha 08.07.2016
    Wyobrażasz sobie :/
  • Okropny 08.07.2016
    Ritha teraz czas na czopki z mrożonego domestosa
  • Ritha 08.07.2016
    Okropny xD myślę, że to jeszcze nie ten level, ale z godziny na godzinę marnieję w oczach :O
    Domestosa jeszcze nie próbowałam....
  • Okropny 08.07.2016
    Ritha w twojej sytuacji nie możesz narzekać ;)
  • Ritha 08.07.2016
    Okropny tzn??

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania