Sześć Księstw, Rozdział II Beztroska i rozsądek

Rozdział II

Beztroska i rozsądek

 

Anno Domini 1220, zima, Poznań, Księstwo Wielkopolskie

 

Księstwo Wielkopolskie zarządzane przez księcia Władysława Laskonogiego od północy w części wschodniej graniczyło z Księstwem Pomorskim, w części zachodniej z pomorzem rządzonym przez Duńczyków z mroźnej północy. Zachodnia granica była bezpieczna. Marchia Łużycka i Brandenburska uwikłane w konflikty wewnętrzne były zbyt słabe by zagrozić najazdem na ziemie polskie. Południową granicę księstwa zabezpieczały ziemie należące do Henryka Brodatego i Kazimierza Opolskiego. Książęta nigdy nie byli uwikłani w poważniejsze, domowe konflikty. Wschód był również spokojny. Księstwo Mazowieckie Konrada I oraz Księstwo Krakowskie pod zwierzchnictwem Leszka Białego od lat intensywnie handlowało z ziemiami Władysława Laskonogiego. Wielkopolska była krainą nizinną, położoną w dorzeczu rzeki Warty. Panował pokój gdyż w 1217 roku pańskiego Władysław Laskonogi wygnał ze swojego księstwa bratanka Władysława Odonica uwikłanego w wojnę ze stryjem. Odonic do końca nie pogodził się ze stratą ojcowizny. Wspomagany przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Henryka Kietlicza musiał ratować się ucieczką najprawdopodobniej na Węgry. Gdy w roku 1219 duchowny zmarł Odonic pozostał sam na polu walki. Słuch o nim zaginął. Władysław Laskonogi odetchnął z ulgą i mógł spokojnie rządzić całym księstwem. Niestety w wieku pięćdziesięciu czterech lat nie posiadał jeszcze spadkobiercy. Wprawdzie układ o przeżycie podpisany w Dankowie z roku 1217 gwarantował, iż w przypadku bezdzietnej śmierci Laskonogiego ziemię wielkopolską przejmie Leszek Biały to władca Wielkopolski był zaniepokojony sytuacją. Pozostawienie tronu bez następcy było możliwie najgorszym scenariuszem. Bratanek Odonic przepadł ale nikt nie wiedział gdzie dokładnie się udał. Krążyły plotki, że mógł opuścić nawet stary kontynent. Jedno było pewne, na ziemiach polskich był poszukiwany i nie przebywał żywy w żadnym księstwie. Istniało ryzyko, że gdy w Wielkopolsce zapanuje bezkrólewie to Władysław Odonic wróci z sojusznikami niemieckimi lub czeskimi by odebrać majątek ojca. Spłodzenie przez Władysława Laskonogiego syna przekreśliłoby wszelakie zapędy bratanka. Kościół poparłby obecnego władcę a Władysław Odonic pozostałby z niczym. Lecz do takiego, ostatecznego zamknięcia sprawy potrzebny był syn z prawego łoża. Łoża, które było dzielone z wierną mężowi Łucją Rugijską i od trzydziestu czterech lat pozostawało bezowocne.

Władysław Laskonogi uwielbiał śpiew, wino, kobiety i hucznie wystawiane uczty. Stronił od wiary i kościoła po tym jak Henryk Kietlicz nałożył na niego ekskomunikę, która w chwili śmierci arcybiskupa przestała obowiązywać. Początek roku dwudziestego stał się czasem pojednania duchowieństwa z władcą. Uczty wydawane na koszt księcia potrafiły trwać kilka dni. Poddani finansowali zachcianki władcy i duchowieństwa. Kościół nie widział problemu ubożenia społeczeństwa, sam niejednokrotnie korzystał z dobrodziejstw Władysława, wiedząc o jego romansach, pysze i powszechnym złym zdaniu na jego temat wśród poddanych.

W mieście Poznań, stolicy Księstwa Wielkopolskiego trwała uczta możnych oraz duchowieństwa. Duża sala była wystrojona suknami i zastawiona stołami ustawionymi w podkowę otwartą w stronę wysokich, wysłużonych drzwi. Jadła było tyle, że lady uginały się pod ciężarem strawy. Jedzono głównie potrawy na bazie zbóż. Warzywa pochodzące z ogrodów książęcych stanowiły znakomite uzupełnienie do dziczyzny, którą jadano jedynie w najwyższych warstwach społeczeństwa. Władysław Laskonogi wraz ze świtą uwielbiał polować w swych lasach. Za samowolne łowy groziła kara śmierci poprzez ścięcie. Zwierzyna należała tylko do księcia. Tak samo jak w jego mniemaniu majestat księstwa. Władysław ze spuszczonymi długimi nogami stąd jego przydomek, siedział w przystrojonym tronie za którym powiewała chorągiew wielkopolska. Biały orzeł bez korony i przepaski na czerwonym tle. Korona i przepaska zgodnie z tradycją należała tylko do godła Królestwa Polskiego. Takowego nie było od ponad osiemdziesięciu lat. Nikt o tym nie myślał, sprawy polityczne odbiegły na drugi plan ustępując rytmicznej muzyce. Dźwięk tarabanów, dzwonków przebijał się przez wszechobecny gwar. W całość wplątywał się rytmiczny wydźwięk kobzy i kilku fletów. Na środku sali nie było miejsca dla nowych uczestników wystawnej kolacji. Tańce i zabawy odrywały możnych od przyziemnych problemów. Wielkie uczty były wydawane regularnie na początku każdego roku na cześć wygnania bratanka Władysława Laskonogiego. Władca łapczywie spoglądał na obecne damy. Plotki głosiły iż niejedną służącą zgwałcił. Na żony możnych mógł jedynie patrzeć niczym wygłodniały pies na kawał soczystego mięsiwa. Łucja najprawdopodobniej widziała o wybrykach męża, lecz nigdy otwarcie przed nim się nie przyznała. Bała się jego niekontrolowanego wybuchu gniewu. Letarg Władysława przerwał siedzący po jego prawicy, a zarazem prawa ręka władcy wojewoda Dobrogost.

– Panie, muszę cię zmartwić, przerwać tę sielankę.

– Słucham cię z uwagą, Dobrogoście. Jesteś jedynym zaufanym człowiekiem na tej sali. Widzisz tych duchownych? Tylko się najedzą i czają, spiskują jak odebrać mi władzę. Jak wymusić więcej przywilejów dla swoich spasłych zadów – żalił się Władysław przymrużając oczy – spójrz na nich, ilu byłoby w stanie wbić mi sztylet w plecy?

– Przepraszam, panie, że nie odpowiem na to pytanie, nie znam na nie odpowiedzi. Lecz mam ważną informację do przekazania. Musimy pomówić – stanowczo zareagował Dobrogost.

– Dobrze, Dobrogoście, zatem wyjdźmy stąd, tu ściany mają uszy a dziurki w zamkach oczy.

Książę wraz z wojewodą wstali zza stołów i skierowali swe kroki w stronę tylnych drzwi schowanych za godłem Księstwa Wielkopolskiego. Muzyka zagłuszyła skrzypiące zawiasy i trzaśnięcie dębowych wrót o popękaną futrynę. W obu mężów uderzył zimny podmuch mrocznego, nieświetlnego korytarza.

– Ten zapatrzony w bogactwa kler nawet nie spostrzeże iż nas nie ma - zapewnił Władysław.

– Spostrzeże, panie, oni widzą więcej niż ci się wydaje – odparł wojewoda.

– Dobrogoście, za mną do kościelnej wieży, tam będziemy mogli bezpiecznie pomówić. Tym głupcom wcisnę bajkę o mojej nagłej potrzebie modlitwy. Na najwyższym punkcie miasta nikt nas nie podsłucha.

Pospiesznym krokiem udali się w stronę świątyni. Przedarli się przez zaspy zalegające na uśpionym zimą rynku. Z ciemności zaczął wyłaniać się front kościoła z małymi oknami, potężnymi, grubymi murami i wysoką porośniętą starym bluszczem dzwonnicą. Laskonogi uchyliwszy drzwi wszedł pierwszy, za nim na moment zatrzymał się Dobrogost. Rzucił okiem, czy nikt ich nie śledził. Nie było żywej duszy. Jedyne odgłosy przecinające ciszę dobiegały spod tawerny. Biedota się bawiła. Na moment uwagę wojewody przykuł uwiązany koń pod gospodą.

– Biedak przyjechał koniem? Może jestem przewrażliwiony. Później rozkażę strażom złapać tego rzezimieszka. Rumak na pewno jest kradziony – pomyślał przechodząc próg kościoła i podążył za księciem.

Kościół był rozświetlony świecami. Mało kogo oprócz władcy i duchowieństwa było stać na wosk. Przy ołtarzu stał strażnik. Jego kolczuga i szpiczasty szyszak odbijał blask światła przy ołtarzu.

– Kto idzie!? - głośno zapytał jeden z nich.

– Władca, gnido! Wyprostuj się! - wykrzyknął Dobrogost.

– Tak, panie, wybacz moja postawę – odpowiedział skruszony strażnik opuszczając miecz.

– Nie widziałeś nas! Inaczej każę ściąć ciebie a twoją rodzinę sprzedać w niewolę – rozkazał książę Władysław – nikogo masz od tej chwili nie wpuszczać do kościoła – dodał.

– Rozkaz panie.

Strażnik odsunął się i podążył w stronę wejścia głównego. Zamknął drzwi od środka na skobel. Tymczasem książę wraz z wojewodą udali się krętymi skodami na szczyt dzwonnicy. Podmuchy mroźnego wiatru było słychać przez małe okno na szczycie. Dzwon wisiał na potężnej drewnianej belce. Pod szpiczastym dachem, głową w dół zimowały nietoperze.

– Jesteśmy na miejscu panie, możemy pomówić? - zapytał zdyszany Dobrogost.

– Tak, mówże co masz takiego pilnego przyjacielu – odparł Władysław opierając się o ciężki dzwon.

– Dwie noce temu moi szpiedzy rozstawieni przy granicy północnej sporządzili pilny meldunek – wojewoda sięgnął ręką pod tunikę i wyciągnął zwinięty w rulon kawałek płótna – oto on, proszę przeczytać.

 

Anno Domini 1220, luty

 

Panie, nasi szpiedzy zaobserwowali dwóch jeźdźców podążających pod osłoną nocy przez ziemie Duńczyków. Kierowali się w stronę Księstwa Pomorskiego. Nie szczędzili sił, jakby przed kimś uciekali. Nie mogliśmy podjąć pościgu na ziemiach Duńskich z powodu tamtejszej wojny domowej. Zniknęli w czeluściach ciemności.

 

Niezwłocznie zniszcz ten list.

 

Na twarzy Władysława rodził się gniew, rozpalał przemarznięte policzki. W jednej chwili ścisnął w dłoni list i wyrzucił za okno. Papier utknął pomiędzy grubymi pnączami bluszczu.

– Psia mać! - zaklął – szpiedzy pomorscy w okolicy moich ziem?

– Obawiam się panie najgorszego.

– Co masz na myśli, Dobrogoście?

– Śmiem twierdzić, że to mógł być Władysław Odonic z jakimś wiernym rycerzem.

– Ten suczisyn!? Ten smark bez ziemi!? - wykrzykiwał Laskonogi.

– Tak, nasz trop urwał się trzy lata temu na Węgrzech.

– Dopiero teraz mi o tym mówisz!? Przecież ten wagarus może mieć sojusz z królem Węgier Andrzejem!

– Jesteś w błędzie panie, król Andrzej wraz z wojskiem węgierskim wyjechał do ziemi świętej na krucjatę.

– Skąd ta pewność, że to właśnie był Odonic a nie jacyś banici? U Duńczyków panuje wojna. Może to zbiedzy którejś ze stron?

– Możliwe, ale zarówno ja jak i moi ludzie nie lekceważymy jakichkolwiek przesłanek o podejrzanych włóczęgach...

- Właśnie dlatego jesteś moim zaufanym wojewodą, Dobrogoście. Mów dalej.

– Śmiem twierdzić iż jest wielce prawdopodobne by Odonic powrócił. W końcu zaklął na własną krew, że nie odda ojcowizny.

– Co z tego, że się zaklął? - lekceważąco odparł Władysław – ten bękart nie ma ani zwolenników, przecież Kietlicz nie żyje, ani armii, a ziemi nigdy nie będzie miał.

– Panie, pozwól, że skończę.

– Mów, Dobrogoście.

– Odonic przez wiele lat szukał sojuszników w Czechach, na Węgrzech a nawet u Niemców. Nie znalazł – stwierdził stanowczo wojewoda – lecz teraz możliwe, że szuka wsparcia u Świętopełka.

– Na pomorzu? Nieprawdopodobne, Świętopełk to taki sam nieudacznik jak jego ojciec Mścisław. Nie jest w stanie pomóc Odonicowi w przejęciu władzy.

– A co jeśli jest?

– Niemożliwe, weź ten świstek papieru i spal – nakazał Władysław – idziemy się dalej bawić. Dziewki stygną.

Dobrogost sięgnął ręką ku zatrzymanym na bluszczu listowi. Zza okna wyłoniła się ciemna ręka i chwyciła rozkaz.

– O, niebiosa! Szatan! - wykrzyknął Laskonogi pełen strachu.

Dobrogost dobył miecza i wyjrzał przez okno wierzy. Zobaczył schodzącego po winorośli zwinnego mężczyznę. Jego twarz była czarna niczym smoła.

– Stój! - rozkazał.

Tajemnicza postać pospiesznie schodziła z wieży na dach kościoła. Poruszała się niczym kuna, sprawnie, zwinnie i pewnie. Tymczasem książę stał niczym słup soli, nie drgnął z przerażenia.

– Straż! - wykrzyknął raz jeszcze i popędził schodami w dół.

W połowie drogi napotkał biegnącego w górę strażnika.

– Przejście! Biegnij na zewnątrz i zatrzymaj każdego! - rozkazał.

Razem ze strażnikiem wybiegli na rynek przed kościołem, rozejrzeli się wokół. Nikogo nie było. Dobrogost spojrzał na dach, po tajemniczej istocie pozostał tylko ślad zjazdu na śniegu. Nagle z pełnym impetem za rogu świątyni wyjechał jeździec z mieczem nienaturalnie wygiętym, niczym stal wypaczona ogniem piekielnym. W ostatniej chwili wojewoda uchylił się i padł na śnieg. Wstał i co sił zaczął biec za uciekinierem.

– Stać w imię prawa! - wydarł się.

Strażnik pospiesznie stanął na drodze jeźdźcowi. Chwycił swój miecz oburącz zamachnął się lecz tajemnicza postać była szybsza. Łukowaty miecz odciął głowę biedakowi. Krew spowiła biało śnieżną okolicę. Ciepła jucha wtopiła się w śnieg, ciało padło trupem. Dobrogost pobiegł za koniem, na wysokości karczmy odpuścił. Kątem oka spojrzał w stronę ciekawskich ludzi wychodzących na zewnątrz. Konia przywiązanego lejcami pod gospodą nie było.

 

Anno Domini 1220, zima, Legnica, Księstwo Śląskie

Śląsk, najbardziej zasiedlony region Królestwa Polskiego zwany obecnie Księstwem Śląskim. Kraina rządzona przez pięćdziesięciotrzyletniego księcia Henryka Brodatego. Niezwykle wykształconego i oczytanego jak na owe czasy. Jego ziemie na północy graniczyły z Księstwem Wielkopolskim. Na południowym wschodzie kwitł handel z Kazimierzem Opolskim, władcą Księstwa Opolskiego. Mądra polityka władcy Śląska gwarantowała pokój z Królestwem Czeskim na granicy południowej. Ziemia Lubuska, najbardziej wysunięty teren księstwa od lat cieszyła się pokojem i brakiem najazdów ze strony Marchii Łużyckiej. Książę mógł się skupić na rozwoju swoich włości, ulokował wiele nowych wiosek na prawie magdeburskim co zaowocowało napływem ludności niemieckiej na ziemie śląskie. Również Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie posiadał placówkę w księstwie Henryka Brodatego. Podobno szukali dogodnego miejsca na osiedlenie, gdyż król Węgier, Andrzej II przymierzał się do wygnania zakonu ze swych ziem. Henryk Brodaty uwielbiał dwie rzeczy, żarty swojego nadwornego, jednorękiego błazna i czytanie ksiąg. Wiele sam sporządził za pośrednictwem, zaufanego skryby. Razem z synem spędzali czas w bibliotece planując rozbudowę kolejnej twierdzy na Ziemi Lubuskiej. Henryk Młodszy od dziecka był przygotowywany do roli przyszłego władcy. Ojciec uczynił go zręcznym politykiem i jeszcze lepszym dowódcą. Henryk z należytą starannością wykonywał polecania i pobierał pilnie nauki. Szanował ojca i pragnął być takim samym nauczycielem dla swojego rocznego syna Bolesława. Przyglądając się rozłożonym na stole planom twierdzy zapytał.

– Ojcze, w jakim celu chcesz umocnić Ziemię Lubuską? - głaskając się po podbródku kontynuował - przecież Ludwig IV nie stanowi dla nas zagrożenia. Skierował swoją ekspansję gdzieś daleko na zachód od nas.

Henryk Brodaty spojrzał na syna. W jego mądrych oczach rysowały się różne polityczne historie.

– Synu, chcesz być bezpieczny? Chcesz utrzymać pokój? - zapytał i uprzedzając odpowiedz rzekł – to szykuj się do wojny.

– Panie, modernizacja twierdzy będzie kosztowna.

– Nie martw się o to. Złoto płynie strumieniem wraz z niemieckimi osadnikami. Nasze ziemie są najbogatsze i bezpieczne. Żaden z książąt polskich nie może się z nami równać. Jedynie Leszek Biały coś sobą reprezentuje. Resztą to mało znaczące pionki – Henryk spojrzał na swojego dziedzica z nadzieją, że właśnie on zastąpi go na tronie Śląska a w przyszłości sięgnie po koronę króla Polski. Od lat przygotowywał syna na taki scenariusz.

Nastała cisza, Henrykowie wymienili się spojrzeniem. W drzwiach rozległo się pukanie.

– Wejść – odpowiedział książę.

Wrota uchyliły się a w nich pojawił się nadworny skryba. Z pokorą stanął wyprostowany, po czym skinął głową.

– Witaj, mój panie, mogę przeszkodzić i zająć chwilę?

– Tak, skrybo, mówcie.

– Otóż nijaki rycerz Otton von Hohen popadł w konflikt ze swoim giermkiem o imieniu Sławomir.

– A cóż się tam wydarzyło? - zapytał nieprzejęty władca.

– Nie wiem, panie, nie śmiałem pytać. Zarówno rycerz jak i giermek są na zewnątrz i oczekują pozwolenia na wejście do biblioteki oraz uczciwy proces.

– Zatem niechaj wejdą – rozkazał Henryk – widzisz synu władca musi czasami rozstrzygać błahe spory między poddanymi.

Skryba ukłonił się i udał w stronę drzwi, stanął w nich i nakazał zarówno rycerzowi jak i jego słudze wejść do biblioteki. Z mroków korytarza wyłonił się bogato odziany rycerz i skromny, ale zadbany giermek.

– Panie...

– Co cię sprowadza, Ottonie.

– Nieposłuszeństwo tego oto chłystka – stanowczym głosem odpowiedział Otton von Hohen.

– A co takiego uczynił ten młodzieniec?

– Rycerstwo otrzymało od ciebie mój panie złoto na doposażenie koni. A ten wyroń zamiast nabyć w moim imieniu siodło to przepił w tutejszej karczmie całą sumę. Przepił i przepuścił z dziewkami.

– To oszczerstwa… - odezwał się Sławomir spod opuszczonej głowy.

– Milcz! - wrzasnął Otton uderzając chłopca otwartą dłonią w twarz. Sławomir niezłomnie zachował pokorną ciszę.

– Opanuj się Ottonie, to twoja historia, chciałbym poznać wersję giermka. Zatem, co masz na swoje usprawiedliwienie, chłopcze? - zapytał Henryk Brodaty.

– Dziękuję, mój panie. Ja nawet nie dostałem żadnego złota, nie widziałem go na oczy – usprawiedliwiał się Sławomir.

– To wszystko? - dopytał książę?

– Tak, panie, w karczmie potwierdzą, że mnie nie znają. Nie bywam tam.

– Czyli mamy jakąś nieścisłość. Sławomirze, chcesz w przyszłości zostać rycerzem? - zapytał władca.

– Oczywiście, mój panie. Chcę walczyć u twego boku.

– To za dużo powiedziane, nie zapędzaj się chłopcze – Henryk wyhamował zapędy giermka.

Spoglądając na Ottona i Sławomira książę pogrążył się w zadumie. Normalnie skazał by chłopca i nie bawił się w śledztwo. Lecz Henryk Brodaty oprócz mądrości dzierżył wielką chrześcijańską wiarę. Osądzanie było w rękach Boga i władcy. Musiał wydać nieskazitelny wyrok. Sprawa jest świeża i trudna, mając dwa różne zdania Henryk postanowił dyplomatycznie uciec od problemu.

– Ottonie.

– Tak, mój panie?

– Ja wraz ze swoim synem i służbą udaję się do Księstwa Opolskiego. Wiola, żona Kazimierza Opolskiego wkrótce ma urodzić dziecię. A wy przybywacie do mnie z problemem, którego sami nie potraficie rozwiązać. Któryś z was bezczelnie mnie okłamuje.

– Ależ, panie, to…

– Zamilknij Ottonie. Słuchaj uważnie. Giermek jest twoją własnością, lecz teraz przechodzi na moje utrzymanie – stwierdził Henryk wręczając Ottonowi kilka srebrnych monet – oto pieniądze na jego wyżywienie. Pod moją nieobecność masz dopilnować aby Sławomir miał strawę i wodę w lochu wieży świętego Piotra.

Otton z błyskiem w oczach przekładał srebrne monety w dłoni. Giermek spojrzał na księcia jakby chciał coś powiedzieć lecz powstrzymał się.

– Sławomirze, lepiej się nie odzywać i wydawać się głupcem, niż odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Odejdźcie – orzekł Henryk Brodaty.

Skryba, notując wszystko co powiedział władca udał się w obecności straży ze skazanymi do wieży Świętego Piotra. Henryk Brodaty wraz z synem kontynuowali planowanie twierdzy. Do późnego wieczora rysowali i szkicowali układ murów i fosy. Na ziemi lubuskiej miała powstać twierdza nie do zdobycia. Potężna niczym zamek w Legnicy.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Bajkopisarz 27.01.2020
    „Władysława. Wiedząc o jego”
    Ja bym mimo wszystko połączył te zdania: Władysława, mino iż wiedział
    „głównie potrawy na bazie zbóż. Warzywa pochodzące z ogrodów książęcych stanowiły znakomite uzupełnienie do dziczyzny”
    Tu mi brakuje wymienienia tych potraw ze zbóż, bo zamiast nich piszesz o warzywach i dziczyźnie a nie to miało być głównie
    „Ty nas nie widziałeś”
    Nie widziałeś nas! – zabrzmi bardziej rozkazująco
    „moi szpiedzy rozstawieni przy granicy północnej sporządzili dla mnie”
    Moi – mnie – jedno zbędne, bo oba dotyczą wojewody
    „schodziła z wierzy”
    Wieży
    „osiedlenie. Gdyż król”
    Sugeruje połączyć zdania w jedno
    „wykonywał polecania”
    Polecenia
    „rocznego syna Bolesława Rogatki”
    W wieku lat jeden raczej jeszcze Rogatką nie był, już bardziej Łysym ;)
    „wodę w lochu wierzy”
    Wieży
    „Giermek spojrzał na księcia chciał”
    I chciał / jakby chciał
    „lubuskiej miła powstać”
    Miała

    Ciekawie się rozwija, bardzo interesująco opisujesz władców i dobrze zarysowujesz tło.
    Domyślam się, że scena z Ottonem i Sławomirem to Twoja inwestycja na przyszłość, bo w tym rozdziale na razie nic z niej nie wynika.
  • Erwonus 27.01.2020
    Super! Bardzo się cieszę że mam takiego komentatora Bajkopisarza. Wierze itp. zapewne Word mi coś pomieszał i wieże pomylił z wiarą. Jestem pod wrażeniem, że nawet literówki wyłapałeś. Wszystkie twoje zastrzeżenia przemyślę, zgadzam się z nimi w 90%. Literówki poprawię. Odnośnie Rogatki, cóż bohaterów o tych samych imionach jest sporo. Martwię się że czytelnik może nie ogarnąć takiej ilości postaci. Mam nadzieję, że jestem w błędzie i nie doceniam książkowych moli. Wahałem się również czy Henryka Pobożnego przedstawiać z przydomkiem ówczesnym, czyli 'Młodszy'. Scena z Ottonem i Sławomirem jest inwestycją. To wątek poboczny, ubarwiający przedstawienie Księstwa Śląskiego. Takich inwestycji będzie wiele w kilku księstwach. Jeszcze raz dziękuję za Twój poświęcony czas. Naprawdę się cieszę, że powieść Ci zaimponowała. Serdecznie pozdrawiam!
  • Bajkopisarz 28.01.2020
    Erwonus - Henryka Pobożnego słusznie nazywasz Młodszym, bo właśnie taki był w 1220. A Rogatka wtedy był Bolesławem, może nawet Łysym, ale Rogatką został jednak dużo później.
    Bardzo lubię piastowskie klimaty, więc czekam na ciąg dalszy.
  • Erwonus 28.01.2020
    Bajkopisarz Dlatego został zmieniony na samego Bolesława.
  • indri 27.01.2020
    Dobre, przeczytałem.
  • Erwonus 28.01.2020
    Cieszę się, w piątek dodam trzeci rozdział pt. 'Pokój i wojna'. Znajdą się w nim Księstwo Opolsko-Racibarskie i Księstwo Krakowskie.
  • indri 28.01.2020
    Erwonus nie dziw się, że się będę trochę naprzykrzał, ale czy przy okazji historii Henryka Brodatego wspomnisz coś o Jadwidze Śląskiej, Niemce, polskiej, niemieckiej i czeskiej świętej jego żonie? To po Jadwidze Andegaweńskiej druga najbardziej znana polska święta, a także podobnie jak Andegawenka bardzo dobra polityczka i ogólnie bardzo dobra osoba.
  • Erwonus 28.01.2020
    indri Z chęcią podzielę się moją wiedzą. Jej osoba, tak jak wspominałeś jest wyjątkowa. W kolejnych rozdziałach na pewno będzie o niej mowa. Ale cały czas podkreślam, że moja powieść jest fabularna, wsparta faktami historycznymi. Z ciekawostek mogę dodać pewna sytuację, która rzeczywiście miała miejsce. Gdy Henryk Brodaty został pojmany przez Konrada I Mazowieckiego to właśnie dzięki zabiegom dyplomatycznym Jadwigi został uwolniony. Oczywiście obiecał Konradowi, że zrzeknie się pretensji do korony. Później odwołał wszystko u papieża. Uważał, z czym się głowa kościoła zgodziła, że przysięga pod przymusem nie obowiązuje.
  • indri 28.01.2020
    Erwonus to prawda, wyłącznie chyba dzięki jej zręczności dyplomatycznej Konrad go uwolnił. Bo Brodaty miał zakusy na Wielkopolskę i Małopolskę, więc się go obawiano. Poza tym miał dzięki Jadwidze niemieckich protektorów, jak dzisiejsze PO. Ze związku Jadwigi z Henrykiem Brodatym narodziło się siedmioro dzieci. Jednym z nich był Henryk II Pobożny, który poległ
    w bitwie pod Legnicą w obronie Polski i Europy przed najazdem mongolskim. Czworo dzieci Jadwigi zmarło w dzieciństwie.

    W 1209 roku Henryk i Jadwiga złożyli śluby czystości.

    To jedyne co wiem, to o Jadwidze, stąd nieco liznąłem temat Henryka Brodatego no i jego syna Henryka Pobożnego. Więcej mam nadzieję dowiedzieć się od Ciebie.
  • indri 28.01.2020
    Erwonus Poza Mieszkiem, bo chrzest, i Popielem, no bo go gryzonie zżarły, to ludzie chyba niewiele więcej wiedzą o Piastach, później dopiero jest przeskok do Łokietka i Kazimierza Wielkiego. Czyli znają pierwszego i dwóch ostatnich. No może jeszcze Chrobry bo Zjazd Gnieźnieński i koronacja. Na tym znajomość Piastów się kończy.
  • Erwonus 28.01.2020
    indri Myślę, że osoba interesująca się historią zna większość piastów. Przynajmniej z imienia i przydomku.
  • Erwonus 28.01.2020
    indri wiesz więcej o niej, niż ja przed pisaniem 'Sześć Księstw'.
  • indri 28.01.2020
    Erwonus jeśli nawet znają jakieś imiona i przydomki to pewnie nie kojarzą ich z żadnym dzielnicami i innymi wydarzeniami. O Łokietku niby się wie, że zjednoczył Królestwo, że cholera wygrał, zremisował, czy przegrał bitwę pod Płowcami, to na przykład niedawno się dowiedziałem, że jego dziedziczne włości były tak wielkie, że z siedziby mógł obserwować bez lornetki jego granice. To świadczy tylko, jak były podzielone ziemie Polski między różne odgałęzienia rodziny.
  • indri 28.01.2020
    Erwonus bo niedawno pisałem biografię do książki historycznej i stąd liznąłem temat, chociaż książka była o powstaniu styczniowym. Generalnie to mogę powiedzieć, wiem, że nic nie wiem o tym okresie.
  • indri 28.01.2020
    Erwonus a po Leszka Białego, wstyd się przyznać, po Twoim pierwszym opowiadaniu sięgnąłem do wikipedii, bo poza tym, że zgninął w Gniewkowie, nie wiedziałem nic więcej, nawet tego, że był księciem dzielnicy senioralnej. Więc pisz, pisz, pisz.
  • Erwonus 28.01.2020
    indri Niewątpliwie Łokietek był wielkim człowiekiem, pomimo wzrostu. Tak samo jak Napoleon. Leszek Biały to Marcinkowo i zjazd w Gąsawie. Nie spojleruj przyjacielu :)
  • Erwonus 28.01.2020
    Więcej o Leszku Białym opowiem w rozdziale trzecim pt. 'Pokój i wojna'.
  • indri 28.01.2020
    Erwonus sorry w Gąsawie, czeski błąd;)) Ale to chyba prawie te same okolice.
  • indri 28.01.2020
    Erwonus jeszcze pociągnę temat Łokietka, bo tak naprawdę nie wiadomo, gdzie on był przed zajęciem Krakowa. Podobno za granicą, a nie tak jak mówi się turystom, że się ukrywał w grocie nomen omen Łokietka, koło Ojcowa w Małopolsce. Tak naprawdę to na parę lat gdzieś przepadł, zostawiając żonę z nowo narodzoną chyba córką ukrywającą się u jakiegoś kupca na Kujawach. Nie był też na Węgrzech. Ciekawe gdzie pojechał i od kogo dostał kasę na zaciągi.
  • Erwonus 28.01.2020
    indri i właśnie w takich momentach puszczam wodzę fantazji. Dlatego moja powieść nie jest dokumentem.
  • Ozar 29.01.2020
    Kolejny ciekawy odcinek. Kurdę ale tych książąt było wtedy na terenach polskich. Ja nawet wszystkich nie znam z imienia. O Henryku Brodatym czytałem, że był bardzo oczytany i światły na tle innych. pewnie nadawałby się na króla. Dobrze wplatasz fabułę w historię. Dobrze sie czyta, bo piszesz o czasach mało znanych z naszej historii. 5 Pisz dalej a na pewno wpadnę.
  • Erwonus 29.01.2020
    Dziękuję, wszystko co piszesz jest faktem historycznym. Ale Henryk Brodaty do korony przygotowywał swego syna. Temat jest mało popularny, więc jak możesz to krzew słowo piastowskie wśród młodzieży. W piątek kolejna część. Pozdrawiam.
  • Ozar 29.01.2020
    Erwonus Z tym krzewieniem to trochę kiepsko bo ja siedzę bardzo mocno, ale w II wojnie , trochę mniej w I wojnie i ewentualnie Polsce szlacheckiej i RON. A nie lubie pisać o czymś czego dobrze nie znam.
  • Erwonus 29.01.2020
    Widziałem, przejrzałem Twoje prace.
  • Ozar 30.01.2020
    Erwonus To jak będziesz miał chwilkę zapraszam do przeczytania. Jest tam trochę historii, ale raczej opisanej dość prosto bez wielkich naukowych wywodów. Staram się opisywać historię tak, żeby trafiła nawet do tych, którzy jej nie znają i dlatego mój język jest prosty.
  • Erwonus 08.02.2020
    Przepraszam, że wczoraj nie dodałem czwartego rozdziału. ,,Tajemnicza, znajoma postać'' pojawi się dziś o godzinie 22;00.

    Rozdział mnie przerósł, a dwunastogodzinna praca nie pozwoli wrzucić o normalnej, sobotniej porze.

    P.S. w ramach rekompensaty: O jakiej bitwie średniowiecznej polski chcecie poczytać?
  • AtamanRozhovorny 09.02.2020
    Super rozdział, przeczytałem z przyjemnością. Szczególnie zaciekawiła mnie jedna rzecz, mianowicie ucieczka ze Starego Kontynentu. Z historycznego punktu widzenia w XIII-wiecznej Polsce nawet nie mogło funkcjonować takie określenie, bo do czasu wyprawy Kolumba pod koniec XV wieku nie znano żadnego Nowego Świata czyli tego poza Europą, Azją i Afryką. No dobra, gwoli ścisłości nie znano w Polsce, Wikingowie wiedzieli o Ameryce na długo przed Kolumbem. Chyba, że w kreowanym przez Ciebie świecie historia potoczyła się nieco inaczej i Ameryka była już znana też w Polsce, takiej opcji oczywiście nie wykluczam.
  • Erwonus 09.02.2020
    Nie była znana. Ale Afryka, Azja były poznane i rozróżniane jako inne kontynenty. Wikingowie dopłynęli do wysp i półwyspów Ameryki lecz nie traktowali tego jako odkrycie nowego kontynentu. Raczej jako nowe posiadłości zamorskie.
  • AtamanRozhovorny 09.02.2020
    Erwonus co do Wikingów zdaję sobie sprawę, że nie traktowali tego jako odkrycia nowego kontynentu. Co do rozróżniania Europy, Azji i Afryki jako oddzielnych kontynentów oczywiście masz rację. Fakt, błędnie zinterpretowałem określenie Stary Kontynent jako Stary Świat (Europa, Azja, Afryka). Jednak dalej w kontekście XIII wieku nie widzę sensu określania nawet samej Europy jako Stary Kontynent, bo Azja czy Afryka nie były jakoś specjalnie nowe pod względem świadomości ich istnienia. Dopiero po odkryciu Ameryki przez Kolumba (a więc Nowego Świata, bo do tej pory Europejczycy nie mieli świadomości jej istnienia) określenie Stary Kontynent nabiera sensu, bo pojawił się wtedy w europejskiej świadomości i na mapach jakiś "nowy" kontynent.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania