Sześć Księstw Rozdział III Pokój i wojna

Rozdział III

Pokój i wojna

Anno Domini 1220, zima, Opole, Księstwo Opolsko-Raciborskie

 

Księstwo Opolsko-Raciborskie powstało na początku trzynastego wieku z połączenia ziemi opolskiej i raciborskiej. Od dziewięciu lat rządzone było przez czterdziestoletniego księcia, Kazimierza Opolskiego. Zaledwie cztery i zarazem wszystkie granice były spokojne. Na wschodzie i części północy rozciągały się ziemie Leszka Białego. Od zachodu i północy trwała wymiana handlowa z księstwem śląskim. Góry na południu skutecznie oddzielały ziemie księcia od Czechów i Węgrów. Król Węgier, Andrzej II oraz Kazimierz Opolski byli w bardzo dobrych stosunkach. Razem uczestniczyli w wyprawie krzyżowej do ziemi świętej. W drodze powrotnej z bliskiego wschodu książę poznał księżniczkę bułgarską o imieniu Wiola. Zabrał ją do kraju i wzięli ślub. Małżeństwo pomimo barier kulturowych było udane. Zaowocowało poczęciem i urodzeniem syna pierworodnego o imieniu Mieszko. Kazimierz był niezwykle szczęśliwy z narodzin zdrowego i pulchnego spadkobiercy tronu. Wieść o przyjściu na świat dziecka rozeszła się po wszystkich księstwach. Lecz na chrzest został zaproszony tylko Henryk Brodaty wraz z rodziną. Powodem takiej decyzji była chęć współpracy Kazimierza z Henrykiem. Współpracy, która wynikała ze strachu przed coraz potężniejszym księciem Śląska. Kazimierz Opolski początkowo należał do zwolenników polityki Władysława Odonica, Konrada Mazowieckiego i Leszka Białego. Gdy na zachodzie Księstwa Opolsko-Raciborskiego urósł w siłę Henryk Brodaty to Kazimierz musiał zmienić kierunek swojej polityki. W Opolu trwały przygotowania do chrzcin. Chorągwie ze złotym orłem na błękitnym tle powiewały nad każdą bramą wjazdową do miasta. Poddani zajmowali się codziennymi obowiązkami, lecz na rynku głównym tematem plotek stał się świeżo urodzony następca tronu. Już powstawały legendy o tym, że dziecko było długości prawie dwóch łokci i ważyło dwadzieścia grzywien. Gwar na alejach miasta przerwał donośny dźwięk rogu. Na zachodniej bramie wrotni stróże co sił w rękach obracali kołem napędowym. Stalowe, wysłużone łańcuchy napięły się a rdzawy pył wzleciał w powietrze. Ciężka brona powoli unosiła się kryjąc swą okazałość w drewnianej konstrukcji. Na opuszczonym moście zwodzonym pojawił się orszak książęcy. Na jego przedzie w obstawie czterech rycerzy delikatnie powiewała chorągiew Księstwa Śląskiego. Dzierżył ją sam wojewoda Peregryn z Wiesenburga, zaufany rycerz Henryka Brodatego. Na żółtym tle rozpościerał swe skrzydła czarny orzeł z krzyżem na piersi. Umięśnione i zgrabne konie z gracją wkraczały do miasta wypuszczając parę z wilgotnych nozdrzy. W środku kolumny podążał Henryk Brodaty z żoną Jadwigą Śląską. Zaraz za nimi Henryk Młodszy z Anną Przemyślidką. Na końcu wozy ze świtą. Straż boczna i tylna szczelnie zamykała orszak. Poddani na ulicach rozpierzchli się na boki, bacznie obserwując podążających gości.

– Ludzie! Ludzie! – wykrzykiwał co sił miejski obwoływacz. - Oto władca śląska przybywa! Na chrzest naszego następcy – dodał.

Konwój zatrzymał się na wysokości klasztoru Norbertanek. Z kopyt rumaków ściekał wpół topniejący śnieg. W obstawie rycerstwa wyszedł Kazimierz a z nim żona Wiola wtulająca w siebie dziecię owinięte w wilcze skóry. Delikatnie odkrywając twarz malca spojrzała na niego i zwróciła jego głowę ku gościom.

– Witaj, kuzynie! – serdecznie wykrzyczał Kazimierz – jak minęła podróż?

– Jeśli przyzwyczaisz się do mrozu i śniegu, to znakomicie – z przekąsem odpowiedział Henryk Brodaty.

– Zapraszam do środka, po ceremonii rozgrzejemy się przy antałku piwa i obfitej uczcie.

Goście razem z gospodarzami weszli do rozświetlonego i rozgrzanego świecami klasztoru. Intensywny zapach kadzidła wypełniał atmosferę. Przy ołtarzu czekał już ubrany w białą szatę liturgiczną kapłan, w lewej ręce trzymał naczynie z olejem świętym. Chorągwie Księstwa Opolsko-Raciborskiego zdobiły kolumny potężnego, hojnie wystrojonego wnętrza. Sam władca był fundatorem całej budowli. Książęcy skarbiec prawie w całości był przeznaczany na finansowanie zakonu. Kazimierz czuł się bezpiecznie na swoich ziemiach. Nie inwestował w ufortyfikowanie miast lub rozwój armii. Gdy władca z żoną znalazł się przed ołtarzem wysunął dłonie ku Wioli.

– Proszę przekaż mi dziecię – powiedział.

Wiola delikatnie oddała przyszłego następce tronu. Usunęła się do tyłu i bacznie obserwowała męża. Kazimierz rozebrał dziecko. Kapłan położył prawą rękę na czole niemowlęcia i szeptem wypowiedział egzorcyzm. Następnie uczynił znak krzyża na piersi i powyżej oczu. Sięgnął po sól i szeptem pobłogosławił, by móc czystą esencję życia umieścić w delikatnych ustach maleństwa. Mały następca tronu nie zapłakał, oblizał różowym językiem drobne usteczka i z zaciekawieniem spoglądał na kapłana. Ten zaś pochylił się nad prawym uchem dzieciątka. Po łacinie wypowiedział formułę i przechylił główkę w przeciwną stronę. Szepcząc do lewego ucha wyrzekł się szatana.

Pobłogosławił wodę, raz jeszcze wypędził szatana i namaścił pierś dzieciątka czyniąc znak krzyża. Zanurzył niemowlę trzy razy w wodzie święconej wypowiadając imiona boskie. Namaścił jego głowę i owinął w szaty.

– Ego quidem vos baptizo Mieszko in nomine patris et filii et spiritus sancti – zakończył rysując w powietrzu znak krzyża.

Kazimierz z Mieszkiem na rękach zrobił krok do tyłu w kierunku Wioli. Przekazał dziecię wzruszonej matce. Odwrócił się w stronę zebranych wiernych okalając wzrokiem wszystkich.

– Mieszko! Mój syn! Przyszły władca! – dumnie orzekł.

W klasztorze rozległy się brawa i głośne podziękowania dla boga i wszystkich świętych. Rodzina królewska wraz z gośćmi pogrążyła się w modlitwie. Męski chór kapłanów błogosławił basowym śpiewem przyszłego następce tronu. Wierni wolnym krokiemi opuszczali dom boży. Wiola pospiesznie opatulała dziecię w ciepłe wilcze skóry. Czysty od grzechu malec zasnął w objęciach matki. Gospodarze wraz z gośćmi przemierzali ulice Opola. Rozbawione tłumy wiwatowały na cześć Mieszka.

– Ludzie! Ludzie! Oto Mieszko! Syn najjaśniejszego Kazimierza Opolskiego, władcy Księstwa Opolsko-Raciborskiego! Przyszły następca tronu! Gloria! Gloria! Niechaj Bóg ma rodzinę książęcą i nas w opiece – z radością, co sił w płucach wykrzykiwał miejscowy obwoływacz.

Z klasztoru Norbertanek do głównej siedziby władcy była prosta i krótka droga. Wszyscy uczestnicy ceremonii weszli przez dwuskrzydłowe wrota do środka zamku. Na zewnątrz została straż. Jej zadaniem było pilnować by nikt nieproszony nie wszedł na ucztę. Henryk Brodaty nakazał swojej świcie udać się do kuchni by pomóc w obsłudze tak wielkiej uczty. Giermkowie zajęli się oporządzeniem koni. Nadworny, jednoręki błazen został przy rycerstwie by zabawiać biesiadników. W wielkiej sali wszystko było przygotowane. Ciepły podmuch powietrza unosił woń dopiero co ugotowanego jadła. W wielkich dzbanach miodu pitnego i piwa był dostatek. Muzyka wypełniała całą salę. Mury były przyozdobione chorągwiami gospodarza. Za stołem książęcym wśród chorągwi znalazło się jedno puste, lecz bardzo ważne miejsce. Specjalnie zostawioną lukę wypełnił proporzec księstwa śląskiego. Gospodarz i goście zasiedli do uczty. Na środku prostokątnego stołu zasiadł Kazimierz z Wiolą trzymającą Mieszka na rękach. Po jego prawicy rozgościł się Henryk Brodaty wraz z Jadwigą. Po lewej stronie władcy Opola i Raciborza zasiadł Henryk Młodszy z Anną Przemyślidką. Nad bezpieczeństwem gości czuwał dowodzący rycerstwem wojewoda Peregryn. Gdy wszyscy zajęli miejsca a muzyka ucichła, Kazimierz zabrał głos.

– Radując się witam raz jeszcze gości ze Śląska.

Henryk wstał, rozejrzał się po sali i skupił wzrok na Kazimierzu.

– Dziękuję za zaproszenie – skierował ukłon w kierunku Kazimierza - jest mi niezmiernie miło, iż mogę uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu jakim jest chrzest następcy tronu. Zatem możemy zaczynać ucztę. Błaźnie – Henryk wskazał na jednorękiego.

– Tak mój panie.

– Przed muzyką rozbaw nas tym przysłowiem. Zaczynaj.

– Mężczyzna kopuluje nawet chętniej niż osioł. To co go ogranicza to tylko sakiewka.

Na sali rozległ się śmiech w który wplótł się dźwięk lutni i fletu. Uczta ruszyła, gardła wypełniły się miodem pitnym i pieczoną dziczyzną. Toast za toastem poganiał toast. Wszyscy chcieli wypić zdrowie małego Mieszka po stokroć. Henryk Brodaty nie stronił od alkoholu, zwłaszcza, że słynął z mocnej głowy. Ale głównym jego celem nie była zabawa lecz interesy. Zabezpieczając przyszłość swojego syna Henryka Młodszego liczył na pokojowe przejęcie ziemi opolsko-raciborskiej i otworzeniu drogi na wschód, w kierunku ziemi małopolskiej. Gdy Leszek Biały umrze i pozostawi po sobie seniorat to według zasady pryncypatu władzę zwierzchnią nad resztą książąt będzie sprawował najstarszy piast. Henryk to wiedział, wiedział również, że on sam też nie dożyje momentu tytułowania się seniorem, o koronie Polski nie wspominając. Ale jego młody, ambitny i silny syn Henryk Młodszy był idealnym kandydatem do pełnienia roli seniora. A kto wie, może i do przejęcia całej władzy we wszystkich księstwach i koronowania się na władcę Polski. Było to marzenie ojca, które miał za zadanie spełnić jego syn. W harmiderze uczty Henryk zwrócił się do kuzyna.

– Kazimierzu, możemy pomówić?

– Tak, kuzynie, o co chodzi?

– Przemierzając twe włości nie napotkałem żadnych śladów nowego osadnictwa. Nie zamierzasz rozwijać gospodarczo i społecznie swego księstwa? - wprost zapytał Henryk.

– Naturalny przyrost ludności miejscowej wystarczy by utrzymać ziemie – odparł Kazimierz popijając kufel piwa.

– Jesteś w błędzie – Henryk rzucił okiem na syna, czy ten bacznie przysłuchuje się rozmowie. – Twoja metoda jest powolnym sposobem na zwiększenie liczby poddanych, a co za tym idzie rozwój księstwa będzie mozolny.

– Ale wystarczający – zapewnił Kazimierz.

– W czasach pokoju tak. A co jak przyjdzie wojna?

– Wojna? Od lat na mych ziemiach nie było wojny. Z seniorem żyję w zgodzie, a inni kuzyni są przychylnie nastawieni do mojej osoby – niepewnym głosem tłumaczył się Kazimierz – albo są mi obcy tak jak Świętopełk na Pomorzu. Słyszałeś, że nieudolny Mścisław zmarł a tron po nim objął jego syn?

– Tak – szybko odparł Henryk – proszę nie zmieniaj tematu. Wojna może przyjść z dalekich krain wschodu.

– Leszek Biały nas obroni, od lat walczy z Rusinami. Zresztą pomagają mu Węgrzy.

– Nie chodzi o Rusinów – tajemniczo wtrącił Henryk.

– Matko przenajświętsza – Kazimierz wypuścił z dłoni srebrny kufel – kto na wschodzie może być potężniejszy niż księstwa Ruskie?

– Nie wiem. Znam tylko plotki.

– Jakie plotki? Ty, taki poważny władca martwisz się plotkami?

– Lepiej być przygotowanym na plotki, niż być nieprzygotowanym na cokolwiek.

– Racja, mów co wiesz kuzynie.

– Jak już wspomniałem, krążą pogłosy wśród kupców, że na dalekim wschodzie gdzie zaczyna się jedwabny szlak postrach sieje tajemnicze plemię. Z piekła rodem, plądrują i palą wioski oraz całe miasta. Mordują mieszkańców i gwałcą wszystkie kobiety, nawet dzieci.

– Zmierzają na zachód? - z zaniepokojeniem zapytał Kazimierz.

– Najliczniej podążają na południe, lecz kupcy niemieccy, którzy osiedlają się na mych ziemiach mają kontakty wśród Rusinów. Podobno wszystkie księstwa ruskie mobilizują siły.

- Oni zawsze mieli zmobilizowane siły.

– Tak, ale przeciwko sobie. Teraz się jednoczą, nawet razem z Połowcami. Ta koalicja nie jest wymierzona na zachód. Oni czekają na nawałnicę ze wschodu.

– Nawet jakby tak było to nie zdołają podbić wszystkich Rusinów. Nikt w znanym świecie nie dysponuje taką siłą, która byłaby w stanie podbić Ruś.

– Słusznie prawisz, Kazimierzu, w znanym świecie. A ty znasz cały wschód?

– Byłem na krucjacie, wiesz o tym. Poznałem tam kulturę muzułmańską to dzicz.

– Ta dzicz do tej pory nie dała sobie wydrzeć ziemi świętej – podsumował Henryk – i podobno to nie są muzułmanie – dodał - nic nie wiadomo na temat ich kultury i wyznania.

– Henryku, to odległa przyszłość. Nawet jak zmierzają na zachód, nawet jeśli podbiją Ruś to upłynie wiele, wiele wody w Wiśle. Tak wiele, że uda mi się na czas sprowadzić rzemieślników, kamieniarzy i kupców do księstwa by umocnić grody, granicę, a nawet wspomóc Leszka Białego w walce z niewiernymi.

– Osadnictwo to nie jest gwałtowny proces, nie rozwija się z dnia na dzień, trwa latami.

– Przecież u ciebie na Śląsku wsie zamieniły się w miasta w mgnieniu oka. Jak to zrobiłeś?

– Widzisz, kuzynie, sukces zawdzięczam niedocenianym przez ciebie plotkom.

– Jak to możliwe? Na taką skalę? - z niedowierzaniem dopytywał Kazimierz Opolski.

– Pamiętasz jak jeszcze przed zjazdem w Dankowie rozkazałem poszukiwać złota?

– Tak pamiętam, a więc to złoto przyciągnęło osadników.

– Nie, plotka.

– Wybacz, ale teraz to nic nie rozumiem.

– Słuchaj uważnie i się ucz. Udało mi się w moim księstwie to i uda się na twojej ziemi.

– Zamieniam się w słuch, Henryku.

– Złota nie znaleziono ani w górach, ani w rzekach… to znaczy nie znaleziono dużo. Książęca ekspedycja poszukiwaczy kruszcu wypłukała jakieś tam śladowe ilości. Wystarczyło na delikatne powiększenie biblioteki. Ale największym sukcesem tych kilku kamyczków był rozgłos, że na Śląsku jest złoto. Nie trzeba było długo czekać by osadnicy z zachodu i południa tłumnie ruszyli szukać złota w moich górach.

– Teraz już rozumiem – odparł Kazimierz.

– Radzę ci kuzynie zrób podobnie. W ciągu jednej wiosny przybędzie tyle ludności, że wyrosną dwie, może cztery wioski.

– Zawsze warto posłuchać mądrego władcy. Cieszę się, że jesteśmy przyjaciółmi.

– Cała przyjemność po mojej stronie – zrewanżował się Henryk – zatem teraz wypijmy zdrowie twojego syna! Gdzie mój miód?

– Jesteś moim gościem, Henryku. Podczas jednej wizyty przekazałeś mi wiele wiedzy. Pozwól, że osobiście odnajdę dla ciebie najwykwintniej zdobiony kufel. Prosto z bliskiego wschodu.

Kazimierz Opolski pospiesznym, trochę chwiejnym krokiem podążył do swej komnaty by odnaleźć wyjątkowy bliskowschodni puchar. Gdy opuszczał salę do księcia Śląska podszedł Henryk Młodszy.

– Ojcze, przyglądałem się i uważnie słuchałem waszej rozmowy – oznajmił.

– Wiem, synu, kątem oka cię obserwowałem – wtrącił Henryk Brodaty.

– Czasem muzyka zakłócała mi wasz dialog. Mimo tego wszystko usłyszałem.

– Więc w czym masz problem? Czego nie rozumiesz, synu?

– Rozumiem jedno…

– Synu, naucz się słuchać ze zrozumieniem. Pytałem, czego nie rozumiesz. Co ci objaśnić?

– Wybacz, ojcze. Nie rozumiem dlaczego powiedziałeś Kazimierzowi o naszym sukcesie ze złotem? Dlaczego wytłumaczyłeś mu jak z porażki zrobić triumf? Przecież teraz będzie rósł w siłę.

– Będzie rósł, jeśli się mnie posłucha. A znam go na tyle, że posłucha.

– Więc dlaczego? Nauczyłeś mnie, że nie warto mieć silnego sąsiada. A Kazimierz takowym się stanie.

– A stanie, stanie.

– Więc gdzie tu twa cnota jaką jest logika? - ze zniecierpliwieniem zapytał Henryk Młodszy.

– Ciekawość, synu, to pierwszy stopień do piekła, lecz odpowiem ci. Logiki tu nie ma, za to jest dalekosiężne myślenie – Henryk gładząc się po długiej brodzie rozwijał myśl – Kazimierz ma syna. Ale co z tego skoro Mieszko jest za młody by sprawować władzę po śmierci ojca. Gdy w podeszłym wieku mój kuzyn odejdzie z bożego świata to ty przejmiesz władzę i zjednoczysz ziemie śląską z opolsko-raciborską.

– Ojcze, a te hordy pogan zza Rusi?

– Nie martw się o nich. Gdy się pojawią będziesz gotowy. Będziesz władał potężnym księstwem, a być może do tego czasu zjednoczysz koronę. Jesteś zdolnym uczniem i jeszcze bardziej uzdolnionym rycerzem. Jak pojawią się poganie to zgnieciesz ich na przedpolach swych ziem. Ich zwiadowcy nawet nie podejdą pod Legnicę.

– Tak mi dopomóż Bóg! - Henryk stanowczo poprosił Boga spoglądając w sklepienie sali balowej.

– Teraz, Henryku, czas na zabawę. Kwiecik! Do mnie! - wykrzyczał Henryk Brodaty.

– Jestem, mój panie – pokornie oznajmił błazen.

– Rozbaw mnie i mojego syna jakimś żarcikiem.

– Mój panie, co nigdy nie wydarzyło się w dziejach świata?

– Pytasz mnie czy mojego syna? - zapytał Henryk?

– Na pewno pytam się Henryka – z uśmiechem oznajmił błazen- ale kontynuuję. Nigdy w dziejach świata dziewka nie puściła bąka siedząc na kolanach kochanka.

– Haha, bardzo dobry żart. Teraz, błaźnie, zmykaj się bawić. Tylko nie wpakuj się w jakieś kłopoty bo znów stracisz rękę – Henryk Brodaty ruchem dłoni oddelegował śmieszka – a my, synu, napijemy się i zobaczymy co przyniesie Bóg.

 

Anno Domini 1220. zima, Kraków, Księstwo Krakowskie, Królestwo Polskie

 

Królestwo Polskie zgodnie z testamentem Kazimierza Krzywoustego zostało podzielone pomiędzy jego synów. Król chciał w ten sposób ochronić swoich potomków od bratobójczych walk, a nawet wojen domowych. Ostatnia wola władcy Polski była skrupulatnie wypełniana przez juniorów kolejnych pokoleń nad którymi władzę sprawował senior. Na początku trzynastego wieku Korona była podzielona na sześć księstw. Pięć z nich władanych przez pięciu książąt podlegało pod władzę seniora, którym był jasnowłosy Leszek Biały, wnuk Bolesława Krzywoustego. To on decydował o rozwiązywaniu konfliktów wewnętrznych i polityce zagranicznej księstw. Sam zaś władał Księstwem Małopolskim. zwanym potocznie dzielnicą senioralną. Jego ziemie zajmowały południowo-wschodnie rubieże Królestwa Polskiego. Od północy graniczyły z Księstwem Mazowieckim rządzonym przez Konrada I Mazowieckiego, zaufanego brata Leszka Białego. Na północnym-zachodzie rozciągało się Księstwo Wielkopolskie, zaś zachód zabezpieczało Księstwo Śląskie i Księstwo Opolsko-Raciborskie. Południe było granicą trudną, wręcz niemożliwą do przekroczenia z powodu wysokich gór oddzielających Leszka Białego od Króla Węgier Andrzeja II. Granica południowo-wschodnia była spokojnym terenem graniczącym z Księstwem Halickim. Rządy tam sprawował nowo osadzony książę Koloman, syn Andrzeja II i mąż Salomei, córki Leszka Białego. Mariaż węgiersko-polski był znakomitym zagraniem ze strony władcy Małopolski. Ziemie północno-wschodnie ciągle uwikłane w konflikty z Rusinami, graniczyły z Księstwem Włodzimiersko-Wołyńskim zarządzanym przez księcia Daniela. Obecnie panował względny spokój. Lecz książę Daniel nie pogodził się ze stratą ziemi halickiej. Zbierał siły by odebrać swoją ojcowiznę. Liczył się z tym, iż będzie musiał stawić czoło dwóm wrogom. Polsko-węgierski sojusz był w stanie zmobilizować armie liczące tysiące wojów i setki konnych zbrojnych. Trzydziestopięcioletni Leszek Biały wraz z żoną Grzymisławą Rurykowiczówną uwielbiał przebywać i zgłębiać tajniki literatury w bibliotece, na wzgórzu wawelskim. Twierdza Wawel była najpokaźniejszą fortyfikacją wznoszącą się na ziemiach polskich. Żaden z książąt nie mógł się pochwalić równie wielką i piękną siedzibą. Po urodzeniu Salomei, trzydziestoletnia Grzymisława wraz z mężem starała się o syna. Potomka, który miał przejąć władzę po ojcu. Leszek był władcą roztropnym i daleko wybiegającym w przyszłość. Wiedział, że bezdzietny tron stanie się pretekstem do walk pomiędzy książętami. Scenariusze były dwa. Spłodzić syna lub dogadać się odnośnie sukcesji tronu z najstarszym księciem, Władysławem Laskonogim. Układ o przeżycie został podpisany w tysiąc dwieście siedemnastym roku w Dankowie. Zgodnie z jego treścią w przypadku śmierci Leszka Białego seniorem miał zostać Władysław Lasonogi. Leszek był pewny nietrwałości układu. Znał ambicje Konrada Mazowieckiego i rosnącego w siłę Henryka Brodatego. Kazimierz Opolski i Świętopełk byli zbyt słabi by podjąć się walki o tron. Przebywając w bibliotece wraz z kapelanem książęcym, Wincentym Kadłubkiem i zaufanym wojewodą krakowskim Klemensem z Ruszczy zagłębiał się w literaturze i kronikach. Nieliczna ale za to silna wiedzą i mieczem trzyosobowa rada rozpatrywała bieżące sprawy Królestwa Polskiego. Nastawał wieczór, wysokie, uginające się pod ciężarem ksiąg regały rozświetlał blask świec. Każda z nich pływała na kawałku drewna zatopionym w wiadrze wody. Roztropność Leszka nie pozwalała na pożar tak wielkich, wiekowych zasobów wiedzy spisanej. Biblioteki przez cały dzień i całą noc pilnowali strażnicy. Dostęp do niej miała tylko rodzina książęca, duchowieństwo i wojewoda. Wrota były zamykane na trzy zamki. Jeden klucz dzierżył Wincenty Kadłubek, drugi Klemens z Ruszczy zaś ostatni przypadał Leszkowi Białemu. Każdy z osobna był bezużyteczny, zaś razem otwierały skarbnicę cenniejszą niż złoto. Kapelan Wincenty Kadłubek był również książęcym skrybą. Spisywał każde słowo które padło w jego otoczeniu w wielką kronikę. Był wybitnym nauczycielem Leszka. W sferze nauki, filozofii i religii nie miał sobie równych. Wojował słowem, nie mieczem. Sztukę posługiwania się wszelakim orężem pozostawił Klemensowi. Wojewoda od wielu lat nauczał Leszka władania mieczem i obrony pawężem. Łuk uważał za broń niehonorową. Zawsze powtarzał, że starcie twarzą w twarz jest zachowaniem godnym rycerza, zaś łuk to diabelska broń upodobana przez tchórzy. Nie rozstawał się ze swoim stalowym towarzyszem zwanym Szalejem Jadowitym. Mawiano że w jego łożu nie ma miejsca na kobiety. Jest zajęte przez pięknie zdobiony miecz jednoręczny. Najważniejszą częścią Szaleju była jego głowica. Biały orzeł w koronie, symbol Królestwa Polskiego. Podobno pamiętał czasy Bolesława Krzywoustego i wojny domowej pełnej przelanej polskiej krwi, wsiąkniętej w polskie ziemie. Leszek Biały składał przysięgę by stać się seniorem i nie dopuścić do kolejnej bratobójczej walki. Jego działania wspierane przez zaufanych kompanów miały zaowocować przejęciem władzy i koronacją na Króla Polski. Jedynego, prawowitego władcę ziem Piastów. Ciszę panującą w bibliotece przerwał strażnik pełniący wartę przed drzwiami.

– Mój panie, wysłannicy z Księstwa Mazowieckiego przybywają i pragną pomówić – poinformował przez uchylone drzwi.

– Książę Mazowiecki wraz z rycerstwem przybywa, okaż szacunek stróżu – wtrącił jeden ze zbrojnych rycerzy odzianych w ciepłe futra na których jeszcze topniał świeży śnieg.

– Niechaj wejdzie sam Konrad – zza regałów książek rozkazał Leszek Biały nie odrywając wzroku od kroniki.

Strażnik otworzył wrota i nie wchodząc wpuścił Konrada do wnętrza biblioteki. Konrad żwawym krokiem zmierzał w czeluście regałów. Śnieg pod wpływem tupania ciężkich butów o kamienną posadzkę osuwał się płatami z rozpostartych ramion Konrada Mazowieckiego.

– Witaj bracie! - wykrzyczał z radością.

– Szczęść Boże – spokojnym głosem odpowiedział Leszek podnosząc głowę znad wiekowej księgi. Wstał odsuwając dębowe krzesło spod pochylonego stołu przystosowanego do pisania i zaczytywania się w mroźne wieczory. Bracia spletli swe wysokie postury w uścisku oklepując się nawzajem po plecach.

– Jak ci minęła podróż? Co cię, Konradzie, sprowadza na me włości? - dopytywał Leszek – jesteś cały mokry i przemarznięty. Chodźmy do sali królewskiej, ogrzejesz się.

– Nie, dziękuję – odmówił Konrad otrzepując futro ze śniegu – mogę wpuścić do biblioteki synów? Po długiej podróży na pewno są wymarznięci. Porozmawiajmy, to pilne.

– Oczywiście mój bracie, niechaj ich ujrzę, nie widziałem chłopców szmat czasu.

– Bolesławie, Kazimierzu, wejdźcie, wujek chce was zobaczyć.

Starszy Bolesław nieśmiało wszedł przez drzwi, a za nim podążał Kazimierz. Rozglądali się wokoło z zaciekawieniem w oczach. Nigdy nie widzieli takiej komnaty. Nigdy nie widzieli tylu ksiąg. Konrad stronił od czytania. Synów kształcił tylko w sztuce wojennej wypełnionej nienawiścią do niewiernych z północy. Gdy Bolesław ujrzał Leszka Białego obok ojca od razu wykrzyczał.

– Wuju! - i popędził w stronę swojego chrzestnego. Drżąc z zimna rzucił się na szyję. Kazimierz stanął przy ojcu, wtulając się w nogi skierował lodowate ręce ku świecy.

– Bolesławie, dość – surowo rozkazał Konrad, srogo spoglądając na syna – przywitałeś się, daj wujowi spokój. Mamy poważne tematy do omówienia.

– Daj chłopcu spokój – z uśmiechem załagodził sytuację Leszek – dawno nie widzieliśmy się, cóż może być ważniejsze od uścisku z chrześniakiem?

– Prusowie, Jaćwingowie i ten diabelski pomiot Daniel – szybko odpowiedział Konrad.

Bolesław posmutniał, Leszek spoważniał i zmarszczył czoło. Wszystkiemu przysłuchiwał się Klemens i Wincenty. Książęcy kapelan szybkim ruchem zamknął księgę, wyciągnął swój dziennik i gęsim piórem zaczął notować. Kiedy przybył Konrad, z kim i w jakim celu. Już wiedział, że to nie błaha przyczyna odwiedzin, tylko interesy.

– Co się dzieje na północnej granicy Konradzie? - zapytał Leszek zebrawszy myśli – czy niewierni przerwali granicę?

– Jeszcze nie, według meldunku Chrystiana plemiona zaatakowały nasze graniczne posterunki. Pierwsze uderzenie zostało odparte przez me rycerstwo.

– A wiesz coś o kolejnych łupieżczych rajdach?

– Nic do mnie nie dotarło. Lecz w meldunku Chrystian określił swoje sił na niewystarczające by odepchnąć kolejny atak.

– Wysłałeś posiłki by wspomóc obronę?

– Nie bracie, brakuje mi ludzi by obsadzać granicę z dzikusami. Oni mnożą się jak króliki, zabijesz dziesięciu to w kolejnym ataku pojawi się dwudziestu by pomścić śmierć członków plemienia. Musisz mi pomóc, sam nie dam rady. Moje księstwo jest już umęczone ciągłymi najazdami.

– Pomóc? Mówiłem ci że popełniasz błąd zabijając Krystyna – pouczającym tonem odparł Leszek – po co go zgładziłeś?

– Nie miałem wyjścia – nieudolnie okazując skruchę odpowiedział Konrad – wiem, Krystyn był znakomitym wojewodą, który znał dzikusów i ich metody walki. Lecz jego pozycja wśród rycerstwa wzrosła tak znacząco iż mógłby sięgnąć po władzę i podnieść na mnie miecz.

– Czy ja dobrze słyszę? - wtrącił się do rozmowy Klemens – sięgnąć po władzę? Podnieść miecz na własnego księcia? Wybacz, panie, ale nie znałem i nie znam bardziej oddanego rycerza niż świętej pamięci Krystyn zwany Tarczą Mazowsza.

– A kim ty jesteś, że masz czelność negować moje zdanie? - wykrzyczał rozzłoszczony Konrad.

– Jestem jego przyjacielem, w zasadzie na tym bożym świecie byłem.

Konrad zmieszany nie wiedział co odpowiedzieć. Jego twarz przenikła złość zamieniająca się w strach. Wiedział, że kłamstwa głoszone na temat Krystyna szybo wyjdą na jaw. Sytuacja stała się patowa. Klemens nie podlegał pod wpływy Konrada, książę nie mógł mu zamknąć ust. Kątem oka zauważył zainteresowanie Leszka i ciągłe notowanie całego zajścia przez Wincentego. Spoglądając na synów i nie zastanawiając się urwał wątek po czym zmienił temat.

– Zatem, Leszku, przejdźmy do sedna sprawy – spojrzał przenikliwie na władcę Księstwa Małopolskiego – problemem w konflikcie z poganami nie są tylko niewierni.

Leszek Biały zachowując milczenie spojrzał na Klemensa, ten zaś zrozumiał, żeby nie ciągnąć dysputy z Konradem na temat morderstwa swego przyjaciela. Głaszcząc orła na głowicy Szaleju powstrzymywał gniew.

– Nie poganie? - zapytał Leszek Biały – a co?

– Obawiam się, właściwie jestem przekonany o tym, że książę Daniel aktywnie wspomaga pogan. Nie tylko finansowo, jego wojska przekroczyły granicę pruską i zmierzają na południe ku moim ziemiom.

– Jesteś tego pewny? - podejrzliwie zapytał Leszek.

– Tak, bracie.

– A więc wojna, nie możemy tolerować takiej agresji.

– Wybacz, książę, mogę coś doradzić? - stanowczo wtrącił Klemens.

–Słucham, wojewodo, twoje zdanie zawsze zostanie rozpatrzone – odparł Leszek.

Konrad już się przekonał, że nie będzie miał żadnego wpływu na Leszka by ten odsunął niewygodnego Klemensa na boczny tor. O skrytobójstwie nie było mowy, każdy by wiedział kto jest zleceniodawcą i kto ma na rękach rycerską krew.

– Wojna to zbyt pochopne działanie, nie możemy lekceważyć księcia Daniela. Jak wiesz, panie, Rusini to potężny i waleczny naród. Dysponują wielką armią i jeszcze większą chęcią do bitki.

– Pomoże nam Andrzej z węgierskim rycerstwem – zapewniał Leszek.

– Otóż to, zgadzam się w pełni – dodał Konrad.

Klemens nie spoglądając na Konrada, udając, że nie słyszy głosu zabójcy swego przyjaciela kontynuował przekonywanie Leszka Białego do pokojowego rozwiązania.

– A jeśli węgierski król nie przybędzie z pomocą? - zapytał i nie czekając na odpowiedź przedstawiał trafny argument - rycerstwo węgierskie jest zdziesiątkowane po ostatniej krucjacie. Z militarnego punktu widzenia Andrzej nie ma ani sił, ani ochoty na walkę w obronie naszych ziem,

– Przecież jego syn Koloman rządzi razem z mą córką w Haliczu. Uda się przekonać Andrzeja by ten uderzył na księstwo Włodzimiersko-Wołyńskie wraz ze swoim synem – zapewniał Leszek gładząc swą jasną brodę.

– Gdy zawiodą nasze starania to pozostaniemy sami na polu bitwy mój panie.

– Jak zawiodą to poproszę córkę Salomeę, ona już przekona Kolomana do interwencji. Wtedy poradzimy sobie bez Andrzeja. Tak czy inaczej trzeba ostrzyć miecze i czyścić kolczugi. Klemensie, rozkaż ludziom szykować się do wojennej wyprawy. Ruszamy na wiosnę przyszłego roku.

– Rozkaz, mój panie – oddając pokłon, wojewoda ruszył do nakazanych obowiązków.

– Ojcze – zwrócił się do Konrada Bolesław – czy pojadę na wojnę bić pogan? - dopytywał z płomieniami w czach.

– Teraz nie czas i miejsce na obietnice. Dowiesz się wkrótce. Weź brata i idźcie pooglądać bibliotekę – nakazał Konrad – tylko niczego nie dotykajcie – dodał.

– Chodź, Kazik, zobaczymy co wujek ma na półkach – ze zrezygnowaniem na twarzy, Bolesław chwycił młodszego brata za rękę i zniknęli pomiędzy rzędami regałów.

– Wysłałem tych urwisów, żeby trochę poczytali. Wiesz Leszku, dbam o ich wykształcenie – patrząc w oczy skłamał Konrad – nie tylko wojenka jest ważna w życiu przyszłego władcy.

– Masz rację, bracie. Wracając do tematu wojny, ilu jesteś w stanie podjąć ludzi pod broń? - zapytał Leszek.

– Jak dasz mi rok to zmobilizuję w sumie półtora tysiąca zbrojnych.

– Ilu konnych jesteś w stanie wystawić?

– Dwustu to wszystko na co mnie stać.

– Niewielu, będziemy potrzebowali pomocy reszty książąt – dumał Leszek Biały.

– Myślisz, bracie, o posiłkach ze Śląska i Wielkopolski?

– Mówiąc wszystkich, miałem na myśli naprawdę wszystkich. Pomorzanie Świętopełka i siły Kazimierza Opolskiego również. Razem są w stanie wystawić około tysiąca chłopa.

W sercu, Konrad radował się z takiego obrotu sprawy. Jego twarz zasłoniła maska powagi. Liczył na więcej, sam nie wiedział na co dokładnie. Osiągnął bardzo wiele prosząc brata o pomoc. Po chwili namysłu zgodził się ściskając Leszka za ramiona.

– Widziałem, bracie, że mogę na ciebie liczyć – uśmiechnął się - jak tylko wrócę do Płocka to od razu poczynię przygotowania – zapewniał – kiedy opracujemy strategię?

Leszek nic nie mówiąc spojrzał na Wincentego, który pogrążał się w notowaniu rozmowy władców.

– Wyślę posłańców do wszystkich księstw, zacznę szykować armię. Przygotowania muszą się skończyć przed końcem przyszłej zimy.

– A cóż ja mam czynić? - zapytał pilnie słuchający Konrad.

– Teraz weź swoich synów, rycerstwo i odpocznijcie, ogrzejcie się – nalegał Leszek – straż!

Strażnik uchylił drewniane wrota. Wszedł i wyprostował się opierając prawą rękę o włócznię.

– Tak, panie, wzywałeś mnie.

– Rozkaż służbie przygotowanie komnaty dla mojego brata i jego synów. Niech na kuchni przyrządzą dziczyznę i podadzą im do łóżek. Zaś stajennym nakaż oporządzić zmęczone i przemarznięte konie.

– Tak, panie, pędzę.

Leszek klepnął po plecach Konrada. Jednocześnie szukając wzrokiem jego synów.

– Odpocznij, bracie. Razem z Bolesławem i Kazimierzem odpocznijcie. Jutro wyjedziecie i poczniesz przygotowywać się do wojny.

– Jeszcze raz dziękuję. Moja armia będzie gotowa na jesień. Masz moje słowo i mój miecz – zapewnił dumny Konrad – Bolesławie! - krzyknął.

– Tak ojcze – odpowiedział najstarszy z synów.

– Idziemy, weź ze sobą Kazimierza. Szybko, pędzimy odpocząć i na jadło.

Bolesław razem z Kazimierzem przebierając żwawo nogami dogonili ojca i wszyscy trzej wyszli z biblioteki by udać się na zasłużony posiłek i ciepłe, suche łoże. Jutro miał się rozpocząć kilkudniowy powrót na Mazowsze. Powrotna podróż zapowiadała się dla Konrada znacznie lepiej. Był pewny, że osiągnął cel, a wygrana wojna jest tylko kwestią czasu. Wincenty spojrzał na nieobecnego umysłem Leszka.

– Panie, coś cię trapi? - zapytał – wydaje mi się, że jesteś zaniepokojony rozwojem sytuacji.

– Nie wiem – westchnął władca – może Klemens ma rację. Węgrzy mogą być wstrzemięźliwi jeśli chodzi o pomoc w działaniach wojennych.

– To diametralnie zmienia sytuację - odpowiedział Wincenty, jakby czytał w myślach władcy. Po czym zanurzył gęsię pióro w kałamarzu.

– Nie będę posyłał gońca na Węgry. Osobiście odwiedzę Andrzeja i dwór królewski. Oczywiście bez ciebie się nie ruszam. Jesteś mą prawą ręką.

– To dla mnie zaszczyt, książę.

– Wincenty – Leszek spojrzał w płomienie świecy – Jesteś mi wierny? - zapytał nie spuszczając tańczącego płomienia z oczu.

– Tak, panie. Jesteś dla mnie drugą najważniejszą osobą.

– Dlaczego dopiero drugą? Kto zajmuje moje pierwsze miejsce?

– Bóg – odpowiedział Kadłubek niczym ojciec do infantylnego syna.

Leszek Biały zaniemówił. Mądrością nie dorównywał swojemu kapelanowi i dobrze o tym wiedział. Wolał zachować milczenie. Wincenty Kadłubek spoglądając na zamyślonego księcia rozwiał wątpliwości.

– Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu, mój panie.

– Oby Bóg nas nie opuścił i poprowadził nasze armie.

– Będę się modlił w tej intencji.

– Ja również. Mam nadzieję, że nasze modlitwy zostaną wysłuchane. Nadeszły czasy wojny.

Leszek Biały był roztropnym władcą. Nie rzucał słów na wiatr. Miał za sobą wiele wojen, jeszcze więcej bitew, lecz Prusowie i Jadźwingowie wypełniali go niepewnością. Dotychczasowa większość walk prowadzona była na wschodzie. Terenów na północ od Księstwa Mazowieckiego nikt nie znał. Gęste lasy kryły w sobie tajemnice i legendy, utrudniały wszelakie działania dla dużych wojsk. Nadchodziły niepewne i ciężkie czasy. Jedyne co było pewne, to że nieuchronnie nadejdą.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (30)

  • indri 31.01.2020
    Przeczytałem.
  • Erwonus 31.01.2020
    Jak wrażenia, panie?
  • indri 31.01.2020
    Erwonus niezłe, podoba się. Z wrażenia poszukałem kiedy była bitwa pod Legnicą. Ale to jeszcze.
  • Erwonus 31.01.2020
    Hehe, to jeszcze, jeszcze. Będą ciekawe wydarzenia przed bitwą. Mongolowie pomalutku się zbliżają.
  • Ozar 31.01.2020
    Jak widzę opisujesz dalej naszą piastowską Polskę. Jedno co mi się od razu rzuca w oczy to brak opisu kto i gdzie rządzi. To nie jest zarzut, ale ja jestem pragmatykiem do bólu i wydaje mi się, że powinieneś to zrobić. Może zrób taki spis tych książąt, czyli kto i gdzie rządzi. To nie musi być w tekście, możesz to zrobić w moim dziale o historii, a do tekstu dodaj linka. Może też napisz do admina na kontakt czy można wrzucić jakąś mapkę która by pokazywała kto rządził i gdzie. Jeśli nie, to poszukaj takiej mapki w necie i wrzuć jako link w historii. To ważne, bo inaczej czytelnik mało obeznany z tamtejszym okresem nie będzie zbyt dobrze ogarniał tematu. Jak sam wiesz tych księstw było mnóstwo i dlatego ich ilość zaciemnia obraz.
    Pisze to, bo jeśli ja lekko ginę w tej tematyce, a mam o niej jakieś pojęcie, to taki zwykły czytelnik na pewno zgubi się i nie będzie wiedział kto i gdzie rządził. To taka rada starego historyka.
    Co do samego tekstu piszesz ciekawie i czyta się całkiem dobrze. To mało znane czasy i dlatego bardzo dobrze, że starasz się nam pokazać kawałek polskiej historii. 5 za pomysł i wiedzę, ale opis kto i gdzie naprawdę by się przydał, a do tego może jakieś małe drzewo genealogiczne? Takie , które pokaże kto jest kim.
  • Erwonus 31.01.2020
    Masz rację, ale ja wpadłem na to wcześniej. Drzewo powstaje, mapa też. Nie jest to łatwe, ponieważ sam muszę wszystko narysować. Nie chcę kraść czyjejś grafiki. Będzie drzewo, będzie mapa. Przyjacielowi wysłałem powieść i zrobiłem mu tak na szybko mapkę. Wykonanie beznadziejne, ale mapka czytelna. Mówił, że bardzo mu pomogła. Na początku każdego rozdziału zerkał na nią by sprawdzić położenie danej krainy, Później, jak sam stwierdził, nie wymagał pomocy mapy. Dzięki za opinię.
  • Erwonus 31.01.2020
    Wiesz, nie chciałem robić czegoś takiego: Henryk Brodaty - i opis co i jak. Powieść nabrałaby wtedy znamiona dokumentalnej. Jak wspomniałeś wcześniej, drzewo i mapka. Obie te rzeczy są już zrobione, lecz na brudno.
  • Ozar 31.01.2020
    Erwonus superek, bo to nam pomoże tak obrazowo poznać kto gdzie rządził. A tych książąt było rzeczywiście sporo w tamtych czasach.
  • Erwonus 31.01.2020
    w 1220 roku było dokładnie pięciu. Świętopełk tak jak jego ojciec Mścisław był tylko namiestnikiem Pomorza, którego wyznaczał senior, czyli Leszek Biały. Dopiero po 1227 roku sięgnął w tytuł księcia. Ale o tym więcej będzie w kolejnych rozdziałach.
  • Karawan 31.01.2020
    – Effata auod est ad aperite in odorem suauitatis - to nie łacina ale byczki :)
    ... enim iuuicium - kolejny parzystokopytny :)
    Uniknąłbyś potknięć gdybyś napisał po polsku, a to dałoby 1/ zrozumienie słów u czytelnika (bo na prawdę mało kto z tych co sie łaciny uczyli!) 2/ Tobie umożliwiłoby zastosowanie prostego sposobu "powiedział po łacinie"
    Całość, choć niezwyczajnie (na ten portal) długa, bardzo ładnie czytelna i moim zdaniem dobrze napisana (od strony czytelnika, a nie szukającego błędów).
  • Erwonus 31.01.2020
    Dziękuję. Ja uczyłem się tylko łaciny medycznej. Rozważałem przed napisaniem czy się tego podejmować. Dobre rozwiązanie znalazłeś. Zastosuje.
  • Erwonus 31.01.2020
    'W Pontyfikale Rzeszowskiego zachowana jest następująca kolejność
    czynności biskupa w rycie chrztu:
    1 . kładzie rękę na głowie dziecka i wypowiada egzorcyzm.
    2. czyni znak krzyża na czole, piersi i powyżej oczu dziecka („Signaculo dei
    patris et filii et spiritus sancti signo oculos tuos...”), a następnie odmawia
    modlitwę (oratio), kładąc dłoń na głowie dziecka.
    3. błogosławi sól, wkłada ją do ust dziecka i wypowiada modlitwę.
    4. w dalszej kolejności odmawia potrójny egzorcyzm nad chłopcem lub
    dziewczynką (modlitwy są oddzielne dla każdej płci) oraz czyniąc znak
    krzyża nad ich głową wypowiada dalszy ciąg modlitwy, potem następuje
    wyznanie wiary (Credo in deurri), oratio dominica i Pater noster.
    5. dotykając śliną nosa dziecka, biskup mówi do prawego („Effata auod est
    ad aperite in odorem suauitatis”) i lewego („Tu autem effugare diabole
    appropinquabii enim iuuicium dei") ucha dziecka.'
  • Erwonus 31.01.2020
    '6. błogosławi wodę („Benedictio fontis require in sabbato sancto”).
    7. następuje wyrzeczenie się szatana.
    8. kciukiem namaszcza pierś dziecka i między łopatkami, czyniąc znak
    krzyża („Deinde faciat crucem cum pollice in pectore et inter scapulas de
    oleo...”).
    9. następuje wyznanie wiary.
    10. i chrzest. Biskup zanurza dziecko trzy razy wypowiadając imiona boskie.
    11. po wyciągnięciu z wody namaszcza jego głowę krzyżmem św.
    12. zakłada dziecku szatę.
    13. podaje mu świecę.
    14. „post ea tradat sacerdos infantem parentibus pracipiens ut doceant eum.
    Credo in deum. Et Pater noster'
  • Erwonus 31.01.2020
    A tutaj link do artykułu: http://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/viewFile/1417/1313 lecz odnośnie czytelnik masz rację, zmieniłem tekst na bardziej czytelny.
  • Karawan 16.02.2020
    „Effata auod est... - na pewno quod (effata quod), reszta, jak mniemam to adaptacja łaciny na obrzędową ( co w średniowieczu częstym bywało ( o czym śp. prof. Modzelewski w swojej Europie pisał był). Warto również uciekać, jako, że nie mamy pojęcia ani o języku w ówczesnej Polsce, ani o reszcie za wielkiego pojęcia, a pogańskie naleciałości miały się nad wyraz dobrze poza dworami możnych. Cieszę się, że komuś przyszła ochota pisać i to tak składnie o dziejach. Dziękuję!! :)
  • Erwonus 16.02.2020
    Cała przyjemność po mojej stronie. Zachęcam do czytania.
  • Bajkopisarz 31.01.2020
    „Andrzej II wraz z Kazimierzem Opolskim byli”
    Sugestia: Andrzej II oraz Kazimierz Opolski byli. Jeśli używasz „wraz” to było znaczyłoby to że Andrzej wraz z Kazimierzem byli w dobrych stosunkach z np. Bolkiem (jakaś strona trzecia).
    „narodzin zdrowego i pulchnego spadkobiercy tronu. Wieść o narodzinach”
    Narodzin-narodzinach
    „się na boki. Bacznie”
    Zdecydowanie lepiej będzie połączyć te zdania
    „i owiną w szaty.”
    Owinął
    „Wolnym krokiem wierni”
    Zmieniłby szyk: wierni wolnym krokiem, bo ważniejsi są wierni a nie wolny krok
    „wśród chorągiew znalazło”
    Chorągwi
    „popijając kufel piwa odparł Kazimierz.”
    Znów bym zmienił szyk, bo ważniejsze jest że odparł, a dopiero uzupełnieniem jest że popijał
    „wnuk Kazimierza Krzywoustego”
    Wnuk Bolesława, syn Kazimierza II
    „czasy Kazimierza Krzywoustego”
    Bolesława (?)
    „z radością wykrzyczał.”
    Raczej: wykrzyczał z radością
    „i legendy, Utrudniały”
    utrudniały

    W scenie chrztu brakuje mi chociaż wzmianki, co w tym czasie robili Henrykowie, bo skoro już pofatygowali się na uroczystość i poszli na nią prosto z drogi, to powinno się wspomnieć jaką rolę tam odgrywali.
    Bardzo dobry fragment, duża dbałość o szczegóły, zgrabnie to prowadzisz.
    Jedyną sugestię mam, żeby czasem zastąpić dłuższe dialogi wtrąceniami opisowymi, pozwoli to uniknąć wrażenia, że nic, tylko gadają.
  • Erwonus 01.02.2020
    Z niecierpliwością czekałem na twój komentarz. Właśnie naniosłem wspomniane poprawki. Nie wiem jakim cudem Bolesław zamienił się w Kazimierza. Odnośnie chrztu, nie będzie wzmianki co robili Henrykowie. Powieje nudą jeśli bym to wprowadził. Celem Kazimierza było, kolokwialnie pisząc, podlizanie się Henrykowi. Celem wizyty Henryka Brodatego były interesy, nie chrzest. Wspominasz o opisach podczas długich dialogów, słusznie. Sugerowałem się podpowiedziami niektórych znajomych. Uważali, że opisów jest za dużo, przez co ciężko się czyta. Nie dogodzisz każdemu. Będę rozważał co z tym zrobić i podejmę próby wyrównania. Dziękuję za komentarz, sugestie i wyłapane byki. Zapraszam w kolejny piątek na następną część pt. 'Tajemnicza, znajoma postać'.
  • Bajkopisarz 01.02.2020
    Erwonus - O Brodatym podczas chrztu to wystarczyłoby dosłownie jedno zdanie. Ważna postać przyjeżdża i na dłuższą chwilę zupełnie znika z pola widzenia. To po co przyjechał? Można nawet napisać, że stał i się nudził, czekając na rozmowę z Kazimierzem.
    A co do opisów, to nie miałem na myśli dopisywanie do nich opisów, bo faktycznie będzie tego za dużo, tylko zastąpienie części dialogu relacją narratorską. Wtedy nie ma efektu, że coś jest "przegadane".
  • Erwonus 01.02.2020
    Bajkopisarz stał i się nudził, nieźle. Mam nadzieję, że Ty się nie nudzisz czytając moje prace?
  • Bajkopisarz 01.02.2020
    Erwonus Jakbym się nudził, to bym nie doczytał tych 14 stron :)
  • Erwonus 01.02.2020
    Racja
  • Ozar 31.01.2020
    Mała prośba wstawaj trochę krótsze odcinki bo wtedy łatwiej je komentować.
  • Erwonus 01.02.2020
    Niestety, nie mogę spełnić twej prośby. Rozdziały są pokierowane wydarzeniami. Jeden jest krótszy, zaś inny dłuższy. Praktycznie nie mam na to wpływu. Chcę publikować powieść rozdziałami.
  • Erwonus 08.02.2020
    Przepraszam, że wczoraj nie dodałem czwartego rozdziału. ,,Tajemnicza, znajoma postać'' pojawi się dziś o godzinie 22;00.

    Rozdział mnie przerósł, a dwunastogodzinna praca nie pozwoli wrzucić o normalnej, sobotniej porze.

    P.S. w ramach rekompensaty: O jakiej bitwie średniowiecznej polski chcecie poczytać?
  • AtamanRozhovorny 10.02.2020
    Kolejny ciekawy rozdział, ale jak zwykle nie obędzie się bez uwag, choć drobnych. Wyrażenia takie jak "Bliski Wschód", "Ziemia Święta" pisze się wielką literą. Tak samo "Matko Przenajświętsza" i zwrot "in Nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti" (w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego). Poza tym "naturalny przyrost ludności miejscowej" jest na tyle współczesny, że brzmi wyjątkowo nienaturalnie i gryzie się z XIII wiekiem, w ogóle ze średniowieczem.
  • AtamanRozhovorny 10.02.2020
    Ale mimo tych potknięć kolejny zasłużony max :D
  • Erwonus 11.02.2020
    AtamanRozhovorny Ten jak zwykle. Ale słusznie, poprawię w wolnej chwili i wtedy będzie zasłużony maks.
  • AtamanRozhovorny 11.02.2020
    Erwonus haha, no jak zwykle. Ale ostatnia kwestia to tylko moja sugestia.
  • Erwonus 11.02.2020
    rozważę, pomyślę na co zamienić te cztery zdania.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania