Sześć Księstw Rozdział IX Przebiegły książę Daniel

Rozdział IX

Przebiegły książę Daniel

 

Anno Domini 1221, wiosna, zachodnie rubieże Księstwa Włodzimiersko-Wołyńskiego

 

Połączone siły małopolsko-węgierskie, po przekroczeniu granicy Księstwa Mazowieckiego i wkroczeniu na ziemie Daniela, nie napotkały żadnego oporu ze strony Rusinów. Wielka armia ograbiła przygraniczne wioski, miasteczka i w powolnym tempie posuwała się w głąb terenu wroga. Książę Leszek Biały i król Andrzej II opracowali plan wspólnego uderzenia na armię Daniela. Walna bitwa miała rozstrzygnąć losy całej wojny, a jej pierwszy etap, zaczął się już w tysiąc dwieście dziewiętnastym roku. Węgrzy wraz z Małopolanami wyparli Rusinów i opanowali Halicz. Tamtejszy książę Mścisław, został obalony i zastąpiony przez syna Andrzeja II, Kolomana. W myśl sojuszu, Leszek Biały nie zyskał żadnych nabytków na wschód od Bugu. Jego nagroda spoczywała tutaj, na ziemi Daniela. Całe Księstwo Włodzimiersko-Wołyńskie miało wpaść w ręce polskiego księcia. Żeby plan się ziścił, potrzeba było rozbić wojska Rusinów, księcia Daniela pojmać i narzucić mu małopolskie zwierzchnictwo. Leszek Biały posiadając Księstwo Krakowskie i część Rusi, władałby znaczącym terenem by móc się ubiegać o koronę królestwa polskiego.

Od kilku dni nie było widać śladu wroga. Armia licząca kilka tysięcy zbrojnych, wieczorem wkroczyła na przeciętą dwoma pagórkami, kwitnącą równinę. Pomarańczowe słońce przedzierało się pomiędzy chmurami w kierunku horyzontu, by za kilka godzin, nieubłaganie schować swój blask za krzywizną terenu. Leszek Biały podążał w towarzystwie Klemensa z Ruszczy. Dosiadał umięśnionego, zbitego, białego, rumaka. Zaraz obok jechał Andrzej z obstawą węgierskiego rycerstwa.

– Musimy się zatrzymać – zaproponował Leszek. – Trzeba wysłać konnych zwiadowców na tamto wzgórze – dodał.

– Tu rozbijemy obóz, przed zmrokiem nie zdążymy pokonać tego wzniesienia – stwierdził Andrzej – zwiad jest konieczny, Daniel może nas wyprzedzać i tylko czekać na dogodną chwilę by zaatakować.

Król Andrzej podniósł, okutą w żelazo dłoń. Zasygnalizował zatrzymanie się całej, rozciągniętej kolumny wojsk. Dowództwo przedniej straży głośno zawołało męskim basem w kierunku rycerstwa. Armia synchronicznie, niczym jeden organizm przystała. Podmuch wiatru rozgonił wzbity tysiącami stóp i setkami kopyt kurz.

– Klemensie – zwrócił się Leszek – nakaż lekkiej konnicy przeprowadzić zwiad w dolinie i na tym wzgórzu – rozkazał wskazując na cele.

– Tak jest, panie! – przytaknął wojewoda i gwizdnął w dwa palce.

W mgnieniu oka, z impetem zajechał hufiec lekkozbrojnych wojów. Odziani byli w skóry, przy pasach posiadali krótkie miecze. Mała, okrągła tarcza przytwierdzona była do siodła. Jeden z nich dzierżył chorągiew Księstwa Krakowskiego.

– Na rozkaz – zameldował się dowódca.

– Bierz ludzi i sprawdźcie mi tę dolinę, wraz ze wzniesieniem – powiedział Klemens nie spuszczając wzroku z przeciwległego wzgórza. – Jak kogokolwiek spotkacie, zabijcie – stanowczo skończył rozkaz.

Jeździec klepnął zaciśniętą, prawą pięścią w skórzaną zbroję. Gwizdnął na towarzyszy i razem popędzili w dół wzgórza. Krótką chwilę po tym znaleźli się już w dolinie. Stado wypłoszonych kuropatw wzbiło się w powietrze i znów usiadło w gęstej trawie. Andrzej, Leszek i Klemens obserwowali działania lekkiej jazdy. Hufiec znalazł się na drugim wzgórzu. Przystanął i zaczął obserwować okolicę.

– Coś długo to trwa – rzekł Andrzej poprawiając się w siodle.

– Spokojnie, to zaufani ludzie – wtrącił Leszek – nie dadzą sygnału, póki nie będzie bezpiecznie.

Nagle, jakby na wezwanie dowódcy, na sam szczyt podjechał jeździec z chorągwią. Zsiadł z konia i dał sygnał.

– Jest bezpiecznie – oznajmił Leszek.

– Na przód! – krzyknął Andrzej.

Cała armia ruszyła na upragniony odpoczynek. Jeźdźcy, piechurzy i konne powozy na nowo wznieciły tumany kurzu. Książę i król rozesłali patrole w okolice. Gdy siły sprzymierzone znalazły się w dolinie, zaczęły rozbijać obóz. Namioty szybko wyrosły, niczym grzyby po deszczu. Drzewce chorągwi przebiły wysuszoną od słońca ziemię. Ogień zapłonął w paleniskach. Rycerze na wzajem przechwalali się łupami. Giermkowie oporządzali konie i przygotowywali strawę. Ambitniejsi ćwiczyli władanie mieczem i strzelanie z łuku do celu. Pod zachodzącym słońcem powstało wręcz małe miasto. Dym leniwie wił się pod niebiosa. Żadne siły Rusinów nie mogły się równać z tak wielką armią. W centrum obozu znajdował się najwyższy namiot. Na szczycie delikatnie powiewała chorągiew węgierska i małopolska. Przy jego wejściu została rozstawiona straż. Zapadał zmrok, blask pierwszych gwiazd na niebie zastąpił promienie słońca.

Pomimo późnej godziny obóz w pełni nie spał. Gdzieniegdzie dogasały ogniska, zapadała cisza przeszywana melodyjnym dźwiękiem świerszczy. W głównym namiocie zebrali się władcy z zaufanymi ludźmi. Wszyscy rozsiedli się przy okrągłym, rozświeconym blaskiem świec stole. Przy kuflach piwa dyskutowano o dalszych dniach wyprawy. Na forum, głos zabrał król węgierski, Andrzej.

– Towarzysze, zebraliśmy się tu by ustalić dalszą wędrówkę – zadeklarował spoglądając na Leszka – według meldunków naszych zwiadowców, armia Daniela jest dwa dni drogi od nas.

– Dorwiemy ich – z entuzjazmem oznajmił książę – w końcu muszą odpocząć – dodał.

– Musimy – wtrącił Klemens – walna bitwa rozstrzygnie do kogo należy Ruś.

– Bóg tak chce – powiedział Andrzej, spoglądając na notującego kronikarza Kadłubka.

– Zatem, jaką przyjmiemy strategię? – zapytał Leszek Biały przyglądając się rozłożonej, wysłużonej mapie.

– Wyślemy lekkie wojska do walk zaczepnych, spowolnimy pochód Rusinów. A gdy nie będą mieli drogi ucieczki, zaatakujemy głównymi siłami – stwierdził Andrzej. – Pobijemy ich i księciem włodzimiersko-wołyńskim zostaniesz ty, Leszku – zapewnił król – Haliczem włada Koloman wraz z twą córką, będziemy ważnym graczem w regonie – dodał pewnym głosem.

– Jak ważnym, panie? – zapytał Klemens.

– Z Rusinów i moją pomocą, bez trudu zjednoczycie ziemie polskie. Znów będzie królestwo rządzone przez jednego władcę. Króla Polski, Leszka Białego! – za wiwatował Andrzej, po czym podniósł kufel piwa. – Zdrowie przyszłego króla!

Naczynia zderzył się nad stołem skrapiając pianą mapę.

– Niech żyje król! – krzyknął Klemens z Ruszczy.

Gdy władcy i rycerstwo poiło gardła złotym trunkiem do namiotu wpadł zdyszany zwiadowca.

– Panie! – zwrócił się do Leszka – cała armia Rusinów zbliża się na wschodnie wzgórze!

– Klemensie, szykuj ludzi i konie! – rozkazał książę, wycierając brodę z piany – mamy okazję tu i teraz zniszczyć Daniela.

Andrzej spokojnym zachowaniem dał do zrozumienia, że Węgrzy się nie spieszą. Zarówno Klemens jak i Leszek nie zauważyli tego, popędzili przed namiot by zwołać ludzi. Ciszę nocną przerwało doniosłe brzmienie rogu. Cały obóz w pośpiechu gotował się do bitwy. Rozległ się gwar, rżenie koni i dźwięk przyodziewanych kolczug. W przeciągu kilku chwil, cała polska armia była gotowa do krwawej bitwy w dolinie. Andrzej wyszedł z namiotu, rozejrzał się po obozie i wydał rozkaz rycerstwu węgierskiemu. Madziarzy poszli w ślad Polaków, zabezpieczających obóz i gotujących się do przelania krwi.

– Andrzeju, już czas – oznajmił Leszek.

Król Węgier przytaknął i dobył miecz.

– Węgrzy! – krzyknął – Do broni!

Na wschodnim wzgórzu pojawiły się dziesiątki pochodni. Niewątpliwie książę Daniel zajął pozycje obronne, czekał na ruch wojsk sprzymierzonych. Węgrzy i Polacy ustawili szyk obronny, dźwięk kolczug i obijających się wzajemnie tarcz rozdarł ciszę. W jednej chwili powstała ściana rycerzy, gotowych do przyjęcia pierwszego uderzenia. Tysiące męskich gardeł, jak jeden mąż wykrzyczało gotowość. Ponownie zapadła cisza. Rusini krzyknęli, po czym zaczęli walić orężem w swe tarcze. Huk metalu niósł się po całej dolinie. Wschodni okrzyk i znów cisza.

– Panie, musimy ich sprowokować – zaproponował Klemens – rozkaż posłać łuczników i lekką jazdę.

Leszek Biały już miał wydawać polecenie, gdy jego wzrok przykuło dwóch szybko zbliżających się jeźdźców. Rumaki co sił w nogach pędziły z południowej strony. Andrzej, Leszek i Klemens skupili wzrok na postaciach. Ich oczom, w blasku pochodni, ukazał się sztandar białego orła w koronie. Drugi jeździec dzierżył chorągiew królestwa halickiego.

– Koloman przysyła posiłki? – zapytał książę.

Andrzej, nie odpowiedział. Ale jego twarzą zawładnęło zaniepokojenie.

– Przepuścić ich! – rozkazał donośnym głosem.

Echo wschodniego wzgórza odpowiedziało. Za chwilę okrzyki Rusinów przybrały na sile. Król i książę stanęli obok siebie, oczekując przybycia posłańców. Wojsko rozchodziło się na boki, robiło miejsce dla pędzących jeźdźców. Dwaj zwiadowcy raptownie zatrzymali się przed władcami, konie jeszcze niespokojnie przebierały przednimi kopytami.

– Królu – zwrócił się jeden z przybyłych rycerzy – twój syn potrzebuje pomocy! Zaatakowali nas Rusini, pod wodzą Mścisława.

Andrzej zbladł i zrozumiał, że musi podjąć decyzję, a żadna z nich nie będzie dobra. Leszek Biały zaniepokojony o swą córkę obserwował, spojrzał na Klemensa. Drugi ze zwiadowców, z chorągwią polską bacznie przyglądał się na księcia. Chciał coś powiedzieć, jakby czekał na okazję.

– Trąbić na odwrót! – wrzasnął król Andrzej.

Okrzyki Rusinów zagłuszył huk stu, lub więcej trąb. Węgrzy zaczęli w pośpiechu przygotowywać się do wymarszu.

– Ruszamy na południe, do Halicza! – krzyczał Andrzej.

– Królu – powiedział Leszek – atakujmy! Rozbijmy Daniela a później ruszymy na Halicz – zaproponował.

– Nie, szturm na to wzgórze może potrwać godzinami i będzie okupiony wielkimi stratami – tłumaczył władca Węgier – musimy ruszać na pomoc naszym dzieciom.

Leszek tracił nadzieje na zwycięstwo, przez chwilę chciał uderzać na wroga sam. Klemens spojrzał na niego.

– Nie, panie. Ruszajmy z Węgrami – rzekł, nie spuszczając z oczu wojsk Daniela.

Polski, przyczajony zwiadowca podjechał powoli do Klemensa. Szybkim ruchem ręki włożył wiadomość pod karwasz wojewody. Obaj rycerze, bez słów wymienili się wzrokiem. Klemens dyskretnie poprawił kawałek pergaminu. Leszek nerwowo manewrował lejcami, to na lewo to na prawo.

– Panie – znów do Leszka zwrócił się wojewoda, bez reakcji. – Panie, ruszajmy! Twa córka jest w niebezpieczeństwie!

Do głowy księcia zwierzchniego zaczął wracać rozsądek. Okrzyki ruskich wojsk ustały, na ich wzgórzu zapadła cisza, bacznie nasłuchiwali.

– Panie, osłaniajmy odwrót Węgrów, później do nich dołączymy.

– Aaa! Danielu! – wrzeszczał Leszek Biały wygrażając mieczem w kierunku Rusinów – to nie koniec! Jeszcze się spotkamy!

Ze wschodniego kierunku, odpowiedziało tylko echo.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • bogumil1 10.06.2020
    Przeczytam wszystkie zaległe części i bieżącą, jak tylko po południu wrócę z pracy. Pozdrawiam Erwonusie.
  • Erwonus 10.06.2020
    Cieszę się, mam nadzieję że nie stracisz czasu i będziesz zadowolony. Czołem!
  • Bajkopisarz 11.06.2020
    władałby znaczącym terenem by móc się ubiegać”
    władałby już na tyle znaczącym terenem, by (móc) zacząć ubiegać się
    „zawołało męskim basem”
    To męskim mi się nie widzi, skreśliłbym
    „miecze. Mała, okrągła tarcza przytwierdzona była do siodła.”
    miecze, oraz małe okrągłe tarcze przytwierdzone do siodeł
    „Na przód! – krzyknął”
    Naprzód! – krzyknął
    „Rycerze na wzajem przechwalali”
    Nawzajem
    „za wiwatował Andrzej”
    Zawiwatował
    „jego twarzą zawładnęło zaniepokojenie.”
    Jego obliczem
    „córkę obserwował, spojrzał”
    Obserwował lub spojrzał – oba razem nie mają sensu
    „przyglądał się na księcia.”
    Przyglądał się księciu
    „wymienili się wzrokiem.”
    Wymienili się spojrzeniami

    Ciekawa zagadka, kto kogo robi w bambuko i dlaczego Rusini pozorują atak i wielką bitwę w nocy. Dobry rozdział.
  • Erwonus 11.06.2020
    Dzięki, zagadka wyjaśni się w kilku kolejnych rozdziałach.
  • bogumil1 11.06.2020
    To chyba zdecydowanie najciekawszy rozdział pod względem fabularnym, z tych trzech, które nadrabiałem i rozjaśnił mi sprawy ciągłego mieszania się politycznego i militarnego Węgier w późniejszych okrasach historycznych do obszaru Rusi Halickiej i Zakarpacia, a w szczególności fakt, ze malutką Jadwigę Andegaweńską postawiono na czele wyprawy zbrojnej na Ruś tuż po objęciu przez nią władzy w Krakowie. Toż to było jej dziedzictwo jeszcze od czasów Kolomana, który był koronowany na legalnego króla Halicza. Jak rozumiem, to wynik zadawnionych wydarzeń sprzed ponad 150 lat i czasów rozbicia dzielnicowego zarówno Polski jak i Rusi Kijowskiej. Akurat w Haliczu byłem dwa lata temu, stoi tam na olbrzymim wzgórzu bodajże nad Dniestrem. Przy okazji pisania jakiegoś tekstu o gimnazjum jezuitów w Stanisławowie, dowiedziałem się, że przed założeniem Stanisławowa, było to poza Lwowem chyba drugie co do ważności miasto w tamtym regionie, no może jeszcze Śniatyń, ale to już nad twierdza nadgraniczna.

    W każdym bądź razie dziękuję za ten interesujący rozdział.
  • Erwonus 11.06.2020
    Cieszę się, że nie zmarnowałeś czasu. Twój komentarz zainteresował mnie Haliczem. Będę czytał, a to nie koniec przygód Leszka Białego na ziemiach wschodnich.
  • bogumil1 11.06.2020
    Erwonus bardzo urokliwe miasteczko, zamek jest na górze, samo miasteczko nad rzeką. Generalnie są to pozostałości zamki, jedno ze skrzydeł ostało się w całości. W nim kiedyś przechowywano wszystkie archiwa I RP, później przeniesiono wszystko do Stanisławowa obecnie Iwano Frankowska.
  • bogumil1 11.06.2020
    A w ogóle ten teren od Stanisławowa po Obertyn, Kołomyję, Śniatyń nazywano w II RP i wcześniej Pokuciem.
  • Ozar 28.07.2020
    Kolejny ciekawy odcinek i jak to bywa na wojnie los czasami płata figle. Armia węgierska musi się wycofać a wojska Leszka Białego zbyt słabe by samemu pokonać Daniela muszą ruszyć za Węgrami. Czasami tak bywa, że opracowana ze szczegółami kampania nagle nie jest nic warta, kiedy niespodziewany wróg uderza z boku. Bardzo ciekawie to opisujesz !!! 5 jak zwykle!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania