Sześć Księstw Rozdział VIII Wspólny cel, wspólne kłótnie
Rozdział VIII
Wspólny cel, wspólne kłótnie
Anno Domini 1221, wiosna, Płock, Księstwo Mazowieckie
Od późnej wiosny, tysiąc dwieście dwudziestego roku, we wszystkich księstwach za wyjątkiem Wielkopolskiego i Opolsko-Raciborskiego trwało przysłowiowe kucie miecza. Lecz na wezwanie do walki z barbarzyńcami z północy, odpowiedział tylko Henryk Brodaty. Świętopełk wraz ze szwagrem, Władysławem Odonicem zbroili się, bez zamiaru pomocy Konradowi Mazowieckiemu. W Płocku zebrało się dowództwo rycerstwa mazowieckiego, śląskiego i małopolskiego, zaś armie stacjonowały poza murami miasta. Ich liczba była zbyt wysoka, by stosunkowo niewielka twierdza Konrada Mazowieckiego pomieściła takie rzesze zbrojnych i ich świtę. Nawet sala tronowa była zbyt ciasna żeby przy stole mogło pomieścić się dowództwo. Konrad zadbał o wszystko, zależało mu na dobrym przygotowaniu tej wyprawy. Na bezludnym i dobrze strzeżonym dziedzińcu, w promieniach zimnego, wiosennego słońca zostały połączone pokaźne stoły. Rozłożono na nich mapy i stworzono wielkie pole bitwy. Na jednym końcu rozsiadł się Henryk Brodaty ze swoim zaufanym wojewodą, Peregrynem z Wiesenburga. Towarzyszył im biskup wrocławski i zarazem kapelan, Wawrzyniec. Na przeciwko nich zasiadał Konrad Mazowiecki w towarzystwie trzynastoletniego syna, Bolesława. Nie zabrakło również Damiana Czarnego, który po śmierci Krystyna zwanego Tarczą Mazowsza objął funkcję wojewody. Duchowieństwo mazowieckie również wystawiło swego przedstawiciela, w postaci Jana Czapli. Biskup misyjny, Chrystian z Oliwy, w tym czasie stawiał opór na granicy północnej. Przewodniczącym wiecu był Leszek Biały. Razem z wojewodą, Klemensem z Ruszczy oraz kapelanem, Wincentym Kadłubkiem zajął honorowe miejsce. pomiędzy radą Konrada a zaufanymi ludźmi Henryka. Brakowało jedynie Świętopełka, Kazimierza Opolskiego i Władysława Laskonogiego. Książę zwierzchni, skrzętnie ukrywał złość z powodu nieobecności podległych mu panów. Wiedział, że czas na ukaranie niepokornych książąt nadejdzie niebawem. Jego spokój zakłócał fakt, że król Węgier, Andrzej II jeszcze nie przybył. Podczas wizyty Leszka i Wincentego na dworze węgierskim, padła obietnica o wysłaniu posiłków madziarskich. Andrzej zadeklarował pomoc w walce z księciem Danielem, władcą Księstwa Włodzimiersko-Wołyńskiego. Leszek raz jeszcze rzucił okiem na uczestników obrad. Konrad coś intensywnie tłumaczył Bolesławowi. Henryk Brodaty dopracowywał strategię z wojewodą.
,,Gdzie są Madziarzy, przecież nie mogę teraz oznajmić, że nasz główny sojusznik w ostatniej chwili zrezygnował z wyprawy. Trzeba działać’’ – pomyślał spoglądając na powiewające chorągwie trzech księstw. Poprawił swoją tunikę z herbem białego orła w koronie, przejrzał się w błyszczącym hełmie i pewny siebie wstał by zabrać głos.
– Możni, rycerze i duchowni. Zacznijmy ustalać przebieg kampanii, bez króla Węgier – oznajmił wskazując dłonią na mapę – proszę, Konradzie, przedstaw nam aktualną sytuację.
Książę Mazowiecki wstał, spojrzał na młodego, lecz gotowego do walki Bolesława.
– Ucz się synu – wyszeptał.
Po prawej stronie Leszka Białego siedział wojewoda Klemens. Chwycił księcia za dłoń i spojrzał mu w oczy.
– Uważaj, panie, to morderca mego przyjaciela – przestrzegł, tak by nikt postronny nie usłyszał.
– Dziękuję, za tak liczne przybycie by bronić mego księstwa a zarazem Królestwa Polskiego – oznajmił Konrad – problem z barbarzyńcami w ostatnich latach się zaostrzył. Grabią co popadnie, palą całe wsie i wioski, mordują, gwałcą a w najłagodniejszym przypadku przepędzają ludność lub biorą ją w niewolę.
– Do rzeczy, Konradzie – wtrącił Henryk Brodaty.
Konrad nie zwrócił na niego uwagi, przynajmniej nie dał tego po sobie poznać.
– Najgorsze, że ten pies Daniel, najechał me ziemie – uderzył w stół – razem z tymi dzikusami plądrują północ mej ojcowizny!
– Trzymaj emocje na wodzy, bracie – uspokajał Leszek.
– Tak jest, wybacz. Przechodzę do sedna sprawy. Obie armie, Daniela i Prusów działają w pojedynkę. Niewierni na północ stąd, zaś Rusini na północny-wschód – poinformował Konrad wskazując teren na mapie – moi zwiadowcy donoszą, że miejscem połączenia się sił wroga będą przedpola Płocka. A celem jest zdobycie i złupienie miasta.
– Jesteś tego pewien, Konradzie? – zapytał Henryk.
– Tak, nie mam co do tego wątpliwości – zapewnił książę.
– W takim razie musimy uderzyć na nich przed połączeniem sił – spokojnym głosem zaproponował władca Śląska.
– Masz rację, Henryku. Musimy podzielić nasze armie i zaatakować w czułe punkty obu przeciwników – powiedział Leszek Biały spoglądając na mapę.
– Ja to, bracie, widzę tak – zaczął Konrad – wraz z tobą, udam się na północ. A Henryk razem z posiłkami węgierskimi na wschód.
– Pozwól, Konradzie, że to książę zwierzchni będzie dowodził wyprawą zbrojną, nie ty – szybko wtrącił Brodaty.
Konrad znów przemilczał jego uwagi. Spojrzał spod pomarszczonego czoła na swego brata.
– Henryk ma rację. Tu ja dowodzę, nie ty Konradzie – Leszek ugasił zapędy swego młodszego brata.
– A gdzie jest armia, na czele której stoi król Andrzej? – dopytał książę Śląska.
– Jest w drodze – skłamał Leszek Biały – na obradach jego obecność jest zbędną. Musimy ustalić plan – rzekł podpierając się o stół. – Andrzej zna mój pomysł. Przedstawiłem go podczas wizyty na Węgrzech.
– Zatem oświeć nas – nalegał Henryk Brodaty.
Książę zwierzchni, chwycił pionek pomalowany w biało-czerwoną szachownicę chorągwi Księstwa Mazowieckiego.
– Konrad wyruszy z Płocka na północ – i przesunął figurkę na mapie kampanii – a ty, Henryku, uderzysz wraz z nim.
– Jak już dojdziemy do granicy, to co dalej? – zapytał Brodaty. W jego głosie można było wyczuć zażenowanie spowodowane przymusem współpracy z Konradem Mazowieckim.
– Bracie – zwrócił się Leszek – na jakiej ziemi ostatni raz byli widziani barbarzyńcy?
– Na ziemi chełmińskiej – stanowczo odpowiedział Konrad.
– Zatem, Henryku, jak będziecie już przy północnych rubieżach Księstwa Mazowieckiego to zapuścicie się w głąb terenów pogan.
Książę spokojnie przytaknął głową, jego długa, siwa broda wygięła się na torsie okutym w połyskującą zbroję.
– A ty, bracie, gdzie zadasz cios? – zapytał Konrad Mazowiecki.
– Ja wraz z posiłkami węgierskimi uderzę bezpośrednio na Daniela, na jego ziemi. Zniszczymy jego armię i raz na zawsze zakończymy spór z Rusią – pewnie zadeklarował Leszek Biały.
– Tak nam dopomóż Bóg! – podbudował Henryk.
Książę zwierzchni skinął ręką dając do zrozumienie by nikt bez jego pozwolenia nie zabierał głosu. Musiał pokazać, kto tu rządzi i kto dowodzi całą kampanią.
– Sprawę militarną mamy wyjaśnioną. Chciałbym wysłuchać teraz waszego duchowieństwa – zażądał, przestawiając figurki armii śląskiej w rejon granicy północnej – proszę bardzo, niech głos zabierze, scholastyk, Jan Czapla.
Duchowny, powolnym ruchem powstał.
– Masz moje pełne poparcie, książę – zapewnił bez zbędnego gadania.
Leszek wskazał dłonią na biskupa wrocławskiego. Zrobił to bezbłędnie, stanowczo i nie ujmując przy tym szacunku, jakim darzył duchowieństwo. Wiedział, że bez niego nie utrzyma władzy w Krakowie. A o zjednoczeniu ziemi i zostaniu królem mógłby tylko pomarzyć.
– Panie, pragnę przypomnieć, że w Dankowie wraz z Henrykiem Brodatym i Konradem Mazowieckim poprzysiągłeś uczestniczyć w wyprawie krzyżowej. Zapewniam, że dołożę wszelkich starań by papież Honoriusz trzeci uznał naszą wojnę za krucjatę.
Książę uśmiechnął się, przymknął oczy, dyskretnie dziękując.
– Wincenty, chcesz coś dodać? – skierował wzrok na swego kapelana.
– Zgadzam się na podjęcie wszelkich działań przeciwko barbarzyńcom – jasno określił swoje stanowisko. – Widzę tylko jeden problem.
– Jaki? – zapytał Leszek. Wszyscy zebrani skierowali wzrok na Wincentego Kadłubka.
– Jakim cudem chcesz uderzyć na Księstwo Włodzimiersko-Wołyńskie w pojedynkę?
Przy stole zapanował chaotyczny gwar. Tylko Henryk Brodaty siedział spokojnie i obserwował zaistniałą sytuację. Leszek, zaniepokojony pytaniem trzymał fason.
– Nie zrozum mnie źle, panie – uspokoił go kapelan – znam cię od kołyski, z zebranych tu osób jako jedyny wiem co leży ci na sercu, co ściska twe piersi. Zależy mi abyś nie poniósł klęski na ziemi ruskiej. Pyrrusowe zwycięstwo również nie wchodzi w grę.
Henryk Brodaty bacznie przysłuchiwał się słowom Kadłubka. Zrozumiał, że na drodze pokojowej nie zdobędzie tronu w Krakowie. Leszek Biały ma po swej stronie zarówno duchowieństwo jak i wierne rycerstwo. Największe małopolskie rody, które są gotowe przelać krew za władcę. Żałował, że nie ma z nim jego syna, wiele by się nauczył. Konrad, dziwił się przyzwoleniu brata na krytykę ze strony kapelana.
,,U mnie ten Kadłubek już by wisiał na bramie Płocka’’. Pomyślał ciesząc się w duchu, że nie ma takiego, według niego, niepokornego duchownego.
– Synu – szepnął do Bolesława – nigdy nie pozwól by kler tobą rządził.
– Spokojnie, Andrzej przybędzie. Z całą węgierską armią – przekonywał Leszek – wiem, że pomiędzy nami, a Węgrami, bywało różnie.
– Racja – wtrącił Wincenty.
– Ale wiem też to, że nasze relacje po ślubie Salomei z Kolomanem uległy poprawieniu – wybrnął Leszek ustawiając figurkę swej armii obok węgierskiej.
– Małżeństwo to nie wszystko – wtrącił Klemens z Ruszczy.
– Cisza! – wrzasnął Konrad – ktoś cię pytał o zdanie rycerzu?
Wojewoda Klemens zachował spokój. Wiedział, że to nie czas na zemstę za zabicie jego przyjaciela, Krystyna.
– Konradzie, uspokój się. Ciebie też nikt nie pytał o zdanie – oznajmił Leszek stając w obronie swojego znakomitego woja.
– Przepraszam – odpowiedział skruszony, książę mazowiecki.
– Wiem, że małżeństwo to nie wszystko – wrócił do tematu Leszek Biały – sytuacja w regionie jest na tyle zmienna, że zarówno Andrzej, jak i jego syn, potrzebują nas na wschodzie – zapewniał spoglądając na mapę – Koloman nie utrzyma władzy w pojedynkę.
Po tych słowach każdy pogrążył się w zadumie. Książęta obmyślali plany poszerzenia wpływów na wschodzie. Duchowieństwo liczyło na nowe nabytki w postaci ziemi za Bugiem. Rycerstwo marzyło o łatwym zapełnieniu swych sakw wschodnim złotem.
– Chciałbym jeszcze wysłuchać wojewodów. Interesuje mnie kwestia organizacji hufców i zaopatrzenia. Peregrynie – zwrócił się Leszek do rycerza, dumnie odzianego w barwy księstwa śląskiego. – Czy twoja armia jest przygotowana na działania w trudnym terenie jakim są bagna północy?
Peregryn z Wiesenburga wstał, poprawił swą tunikę. Odpiął od pasa miecz schowany w pochwie i położył na stół. Wszyscy nie kryli zachwytu i podziwiali pięknie zdobioną głowicę. Okucie i trzewik pochwy odbiły promienie zimnego, wiosennego słońca oślepiając co niektórych.
– Panie, moja armia jest przygotowana niczym ten oręż, nienagannie – zapewnił – jestem gotowy by ściąć kosz głów niewiernych pogan.
Henryk uśmiechnął się z dumą. Był niezmiernie zadowolony z tak zaufanego i chętnego do bitki wojewody.
– Znakomicie. A wojska księstwa mazowieckiego? – zapytał przyglądając się na Damiana Czarnego. Przydomek swój zawdzięczał wyrazistemu, czarnemu niczym węgiel zarostowi i długim, ciemnym włosom.
– My jesteśmy gotowi i chętni do walki od prawie roku, panie – odpowiedział Damian, przybijając prawą pięść w pierś.
Leszek odwrócił się do swego wojewody. Wiedział, ze jego przemówienie nie przyniesie wstydu.
– A nasze wojska? – pewnie zapytał.
– Całe rycerstwo jest gotowe, możemy przelać krew na ziemi ruskiej! – głośno odpowiedział Klemens.
Konrad wyczuł okazję do prowokacji.
– Patrz synu – pouczył Bolesława, po czym szybko powstał i wywrócił krzesło nie zwracając na nie uwagi.
– Ty, rycerzyku, jesteś gotowy? To my, mazowszanie, prowadzimy nieustanne wojny z poganami! – krzyczał cały czerwony, rozpalony nerwami i słońcem – nie masz pojęcia o wojnie i bitce!
Klemens nie dał się wyprowadzić z równowagi. Henryk Brodaty szepnął coś na ucho Peregrynowi, ten przytaknął nie spuszczając z oczu Konrada.
– Jesteś żałosny jak szlochający Krystyn, gdy osobiście wyłupywałem mu oczy! – wykrzykiwał w furii Konrad.
Klemens nie wytrzymał, chwycił za rękojeść Szaleju lecz nie wyciągnął broni.
– Krystyn nigdy nie szlochał! Miał więcej honoru niż ty rozumu, Konradzie! – krzyknął.
Wojewoda Damian wstał, gotowy by bronić swego pana. Henryk Brodaty wraz z Peregrynem spokojnie przyglądali się.
– Klemensie, dość już przelanej, polskiej krwi na tej ziemi – rzekł Kadłubek, próbując powstrzymać wojewodę.
– Bóg ci tego nie wybaczy! Konradzie! – grzmiał rozgniewany Klemens.
Wincenty szybkim ruchem dłoni zatrzymał gotową do walki rękę wojewody.
– Dobył broń! Podniósł miecz na księcia! – wrzasnął Damian, po czym chwycił za miecz.
Krzesła poupadały na klepisko, wzniósł się kurz. Książęta cofnęli się za swoich wojewodów. Henryk w myślach zacierał ręce.
– Niechaj się powybijają – szepnął do Peregryna.
– Nie przelewajcie chrześcijańskiej krwi! – grzmiał Wawrzyniec.
Duchowny Jan Czapla milczał, pewnie na wcześniejszy rozkaz Konrada. Wincenty Kadłubek szarpał Krystyna by ten nie dobywał miecza. Kapelan nie mógł się równać z siłą rozgniewanego rycerza. Wojewoda wyciągnął Szalej jednocześnie uwalniając się z chwytu duchownego.
– Damianie! Zejdź mi z drogi! – rozkazał Klemens – Komu służysz? Ciebie też spotka taki sam los jak Krystyna! – darł się w wniebogłosy.
Damian, niewiele myśląc wykonał uderzenie od boku. Oręż skrzyżował się z przeszywającym hukiem stali na wysokości głów wojewodów. Obaj rycerze spojrzeli sobie w oczy z nienawiścią.
Konrad spokojnie przyglądał się, miał chęć wspomóc swego rycerza w walce. Powstrzymał zapał, wiedział, że nikt tego nie zaakceptuje. Leszek Biały dobył swój miecz, stal zachrobotała w pochwie, ostrze rozbłysło.
– Na Boga! – wrzasnął – zaprzestańcie walki! Barbarzyńcy mogą już być dzień drogi od nas!
Do obu rycerzy nie docierały żadne głosy. Liczyła się walka, tu i teraz. Rozwiązanie sporu raz a na zawsze, jednym precyzyjnym pchnięciem. Henryk Brodaty zauważył machającego strażnika na wierzy. Stróż energicznym ruchem wprawiał chorągiew Księstwa Mazowieckiego w półkoliste zwroty.
– Peregrynie, gotuj się – rzekł do swego wojewody – to zasadzka.
Peregryn poderwał się na nogi. Chwycił za miecz...
– Na Boga! Przestańcie! – powrzaskiwał Wincenty Kadłubek.
Krzyki przerwał donośny głos kilkunastu rogów grzmiących zza murów Płocka.
– To Rusini! – wrzasnął wystraszony Konrad – Damianie! Nie teraz!
– Polacy! Do broni! – zawołał Leszek Biały.
Damian resztkami sił odepchnął ostrze Szaleju. Klemens cofnął się, nie spuszczając przeciwnika z czubka ostrza.
– Na mury! – rozkazał Leszek i pobiegł w stronę bramy w towarzystwie Klemensa.
– Słyszałeś, Konradzie, co nakazał książę zwierzchni – powiedział Henryk i w towarzystwie Peregryna ruszył za księciem.
,,Dzięki ci Panie, ze ci głupcy się nie pozabijali’’. Pomyślał Kadłubek, dziwiąc się biernej postawie Jana Czapli.
Trzej książęta wraz z wojewodami pobiegli na mury miasta. Pierwszym na szczycie bramy był Leszek z Klemensem. Przystanęli, zerkając pomiędzy blankami.
– Bracie, widzisz coś? – zapytał się Konrad, wbiegając po schodach.
Trzy obozy Księstwa Śląskiego, Mazowieckiego i Krakowskiego rozbite poza murami miasta, zastygły w bezruchu. Rycerze i giermkowie niegotowi do walki, przyglądali się wielkiej armii maszerującej z południa. Henryk Brodaty dołączył do Konrada, Leszka i Klemensa. Spojrzał w kierunku unoszących się tumanów kurzu. Zza ściany pyłu wyłonił się sztandar. Osiem, przeplatających się biało-czerwonych pól z trzema złotymi sercami i siedmioma lwami. Zaraz za nim powiewała chorągiew przedstawiająca biały krzyż z dodatkową poprzeczką. Niski ton rogów ponownie rozdarł powietrze. Za chwilę raz jeszcze.
– To Węgrzy! – krzyknął z radością w głosie Leszek Biały.
– Niewątpliwie – dodał Henryk Brodaty.
Konrad odwrócił się w stronę dziedzińca swojej twierdzy i z uśmiecham krzyknął do wojewody.
– Damianie! Każ strażnikom, niechaj dmą w rogi! Nasi węgierscy sojusznicy przybyli!
Komentarze (17)
także
„Na przeciwko nich zasiadał”
naprzeciwko
„Duchowieństwo mazowieckie również”
także zamiast również, bo to powtórka
„stawiał opór na granicy”
opór komu?
„obietnica o wysłaniu”
obietnica wysłania
„Spojrzał spod pomarszczonego czoła”
zmarszczonego. Pomarszczone sugerowałoby, że Konrad jest starcem.
„uległy poprawieniu – wybrnął”
uległy poprawie
„Wiedział, ze jego”
że
„zauważył machającego strażnika na wierzy.”
wieży
„ze ci głupcy się”
że
Całkiem zgrabne. Niby przyjaciele, a jednak wrogowie. Niby jeden cel, a każdy ma własny. Gdzie Polaków dwóch tam zdań jedenaście ?
MC
Twój tekst wyjaśnia faktyczną potrzebę sprowadzenia krzyżaków nad Wisłę, skoro troje książąt dzielnicowych nie brało udziału w krucjatach przeciwko Prusom. Wgryzłem się też nieco w historię wspomnianego Daniela, ten już za dwa lata będzie miał problemy z wielkim najazdem mongolskim na Ruś, więc raczej przestanie być uciążliwy. Tam jak przeczytałem historia z rozbiciem dzielnicowym była podobna jak w Polsce, tylko wielokrotnie gorsza, powstał bodajże coś ponad dwieście dzielnic, więc te nasze sześć to pikuś.
Wreszcie na spokojnie będę mógł zabrać się za ostatnią, bieżącą część, choć jutro czeka mnie dość absorbująca wycieczka do Sarnowa, i zwiedzanie megalitycznych kurhanów koło Brześcia Kujawskiego.
Pokazujesz bardzo wyraźnie, że gdzie 2/3/4 książąt tak przynajmniej 4 zdania. No cóż taka nasza historia. Bardzo fajny odcinek i lecę dalej. Oczywiście 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania