Szkarłatne Orły

|Wstawiam ten tekst na próbę. Jeśli się spodoba to pomyślę o jego kontynuacji. Miłego czytania|

 

Rozbita Polska i Litwa stoją na skraju wojny domowej. Szlachta staję się podzielona bardziej, niż kiedykolwiek, co sprawia, że w interesy Polski włączają się jej sąsiedzi. Całość pogarsza pojawienie się tajemniczego mordercy, który w okrutny sposób zabija obywateli państwa. Obrona kraju, wytropienie rzeźnika i odbudowa państwa spadają na liche barki Piotra i Jana, dwóch dowódców husarskiego oddziału weteranów.

 

# Prolog ~ Na rozdrożu.

 

W środku prostej, czworobocznej trumny leżało monstrum. Stojący nad nią Komor zdębiał. Przeżegnał się, choć po tym, co widział w Moskwie, nie należał już do bojaźliwych ludzi. Wewnątrz pudła spoczywało na plecach ciało mężczyzny, którego ręce i nogi były wykręcone do tyłu i związane skórzanym pasem. Nieboszczyk nie miał serca — w miejscu gdzie powinny być żebra, widniała ogromna dziura wielkości kuli armatniej. W nozdrza mężczyzny uderzył zapach zwęglonego, zgniłego mięsa, jaki unosił się nad wypaloną jamą pozbawioną organów. Całości towarzyszyła chmara robactwa wychodząca z pustych oczodołów, uszu, nosa i ociekających śluzem. Robiąc krok w tył, Komor zakrył usta białą chustą i wolną ręką machnął do stojących nieopodal żołnierzy. Nikt z nich nie odważył się powędrować w jego stronę.

Nagle, kątem oka dostrzegł, jak z szeregu wyłania się czarny wierzchowiec, a na jego grzbiecie zakapturzona, kołysząca się w siodle postać. Gdy podjechali bliżej, Komor mógł się doskonale jej przyjrzeć. Tajemniczym jeźdźcem okazał się wysoki, krępy mężczyzna ubrany w przyciasny, wiązany pod szyją żupan i luźne, skórzane spodnie, których nogawki zatknięte były za cholewy wysokim baczmagów. Całość opinał czerwony kontusz, gruby, złoty pas z przymocowaną do niego lekko zakrzywioną szablą i brązowy kaptur, pod którym zapewne kryła się konfederatka z trzema czaplimi piórami u boku. Zeskakując z ogiera, mężczyzna zrzucił nakrycie głowy, tak aby Komor mógł podziwiać jego oblicze. Posiadał śniadą, lekko pomarszczoną twarz o typowo wschodnich rysach. Jego oczy, duże i zielone, świeciły jasnym blaskiem, odbijając promienie południowego słońca. Masywna szczęka dodawała mu powagi, a całość przyozdabiała długa blizna zaczynająca się pod lewym okiem, a kończąca się na brodzie, przecinając tym samym krzaczaste wąsy, opadające swobodnie ku dołowi.

— Co znalazłeś? — zapytał ochrypłym głosem i podchodząc bliżej, podał mężczyźnie bukłak z winem.

— To chłop z Dąbrowy — odparł Komor, zniżając głos do szeptu i wskazując wyszyty na koszuli herb.

— Toż ci los — przerwał mu jeździec — Wywiało go w świat. Przecież my na szlaku co prowadzi Gdańska. Może to poseł?

— Nie wydaje mi się. Ktoś go nieźle poharatał. Przecięta tętnica, złamane kolano...

— I ta dziura po kuli armatniej — dokończył szlachcic, wskakując z powrotem w siodło.

— Co proponujesz, panie Serny? — zapytał Komor, po raz pierwszy używając nazwiska swojego towarzysza.

— Pojadę na zlot szlachty polskiej i litewskiej do Krakowa, a ty, Piotrze, weźmiesz naszych ludzi i pojedziesz do hetmana Sobieskiego, stacjonującego w Malborku. Pomożesz mu w rekrutacji i szkoleniu nowych oddziałów.

— Kiedy się spotkamy?

— Podczas letniego przesilenia. Będę czekać na ciebie w Warszawie w karczmie o nazwie Husarz. Niech Bóg broni cię od złego.

Komor nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdy jego towarzysz szarpnął wodze, a czarny ogier poszedł w cwał, znikając za najbliższym pagórkiem.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Jego jaskrawo pomarańczowa tarcza wolno chowała się za koronami wysokich drzew. Ostatnie promienie, którym udało się przecisnąć przez grube warstwy liści, tworzyły swego rodzaju dach nad głowami uzbrojonego wojska, szykującego się do drogi. Stojący na czele Piotr Komor popił z bukłaka i rzucając nim o kamienie, dał znak do wymarszu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Constantine 02.01.2016
    "kiedy kol wiek" - kiedykolwiek

    "polski" - Polski

    "prostej czworobocznej" - przecinek po "prostej"

    "w miejscu gdzie powinny być żebra" - przecinek po "miejscu"

    "Całości towarzyszyła chmara robactwa wychodząca z pustych oczodołów, uszu, nosa i ociekających śluzem. " - wydaje mi się, że przecinek po "robactwa"

    "Nagle, kątem oka dostrzegł, jak z szeregu " - wydaje mi się, że bez pierwszego przecinka, ale tutaj to raczej kwestia subiektywna, więc zrobisz, jak uważasz.

    "Jego oczy, duże i zielone świeciły jasnym blaskiem," - przecinek po "zielone"

    "przyozdabiała długa blizna zaczynająca się pod lewym okiem, a kończąc się na brodzie, przecinając tym samym długie, krzaczaste wąsy, opadające swobodnie ku dołowi." - chyba przecinek po "blizna", poza tym "kończąca", no i powtórzenie "długie"

    "Przecież my na szlaku co prowadzi Gdańska. " - przecinek po "szlaku", poza tym chyba zabrakło "do" Gdańska

    "Co proponujesz panie Serny?" - przecinek po "proponujesz"

    " a ty Piotrze weźmiesz" - przecinek po "ty" oraz po "piotrze"



    Co oczywiście pochwalę, to opisy. Naprawdę bardzo mi się spodobały, szczegółowe, obrazowe , a jednak nie suche i schematyczne. Miłe w odbiorze. Jak zresztą cały tekst, napisany przyjemnym językiem, łatwym do przyswojenia. Ponadto, dialogi również mi się podobały. W moim odczuciu, "szczere" i nie sztuczne, co najważniejsze, zwłaszcza w tego typu tekście. Hm, przyznam, że ten opis nieboszczyka, a szczególnie owej "dziury po kuli armatniej", faktycznie działa na wyobraźnię i może wprawić czytelnika - a przynajmniej mnie wprawił - w ciekawość odnośnie okoliczności owej śmierci. Interesujące opowiadanie ci wyszło, przyznaję ;F i w zasadzie nie widzę żadnych rażących błędów czy ogólnie wad.

    zostawiam 5/5, życzę powodzenia w dalszym pisaniu i pozdrawiam ;)
  • El Guardia 02.01.2016
    Wielkie dzięki za zajrzenie. Błedy już poprawiłem.
    Pomysł na opko wziąłem od Sienkiewicza. Przerobiłem to i owo ale będzie to można porównać. Przynajmniej ja mam takie odczucie.
    Zapraszam też do innych serii.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania