Poprzednie częściSzkarłatny Łowca-Rozdział 1

Szkarłatny Łowca-Rozdział 5

Bar „Wesoły Wisielec” na planecie Kali w galaktyce Hindi nie był miejscem dla dam i szlachciców. Śmierdziało tu moczem i krwią, a między stolikami przemykały różne ciemne typy, wyglądające, jakby dopiero co wypełzły z najciemniejszych nor. Wszelkie meble były uziemione przez specjalny laser, tylko po to, by nikt nimi nie rzucał, przy ladzie niewiadomego koloru, uznajmy, że będzie to barwa jasna, stał miejscowy kelner o sześciu rękach i mnóstwem oczu, rozlewając podejrzane alkohole, a tuż, zanim znajdował się cienki telewizor, pokazujący wiadomości. Tej niezwykłej atmosfery dopełniała orkiestra androidów, grająca muzykę elektroniczną oraz cztery skąpo ubrane tancerki, wykonujące zmysłowy taniec przy metalowej pionowej rurze.

W ciemnym kącie, gdzie ciągle świecące czerwone słońce swymi promieniami nie sięgało, w kapturze na głowie siedział Zero. Dawno już nie pił, tak mocnego i niedobrego wina, lecz z racji położenia, w jakim się znalazł, musiało mu to w pełni wystarczyć. Powoli opróżniał gliniany dzban, czekając na brata, brzmiało to absurdalnie, zważywszy na to, że Rob nie miał stałej formy, jednak na specjalne okazji posiadał on nie działającego, bojowego androida-gwardzistę, którego wraz z Zerem ukradli z ładunku Gildii. W takowej formie nie wydając żadnego dźwięku, drugi z bliźniaków zasiadł przed swym krewniakiem.

– Mogę wiedzieć, dlaczego nie rozmawiamy na statku? Przecież wierz, że ściany mają uszy, szczególnie w takim miejscu.

– Nie denerwuj się, bo ci obwody pękną. Pamiętasz tę sztuczkę z placówki? – Rob nic nie odpowiedział, tylko przeszedł na telepatię.

– O co chodzi bracie, od czasu naszej ucieczki z tamtej przeklętej planety nie byłeś, aż tak ostrożny.

– Przecież wiesz, że ścigają nas Cesarscy. Wkradliśmy się na ich wojskowy statek, uszkodziliśmy go, zabiliśmy ponad dziesięciu gwardzistów, o czym dowiedziałem się po fakcie. To nie jest coś, co można zbyt jednym ruchem ręki. – Jednym haustem opróżnił z zawartości naczynie, stojące przed nim.

– Więc co zamierzasz? – Maraton myśli ograniczył, tylko do tego pytania.

– Weźmiesz wszystkie nasze wspólne oszczędności i kupisz nam nowy statek, który posłuży nam za dom. Ze spokojem ci starczy na wszelkie możliwe ulepszenia, w końcu zabici naukowcy mieli tego pod dostatkiem.

– A co z Ikarusem?

– Zmodyfikujesz go tak, by mieścił się w nowym nabytku.

– Czyli wreszcie nabywamy coś większego... Super. – Głos Roba wyrażał więcej entuzjazmu, niż można było się spodziewać. Zero uśmiechnął się i przeszedł do szczegółów.

– Nie większy niż korweta. Musi posiadać ciężkie uzbrojenie, nie będę wymieniał jakie, zdam się na ciebie. Potężne silniki oraz tarczę, ochronę przed atakiem zdalnym i tak dalej. Ikarus musi być szybszy, zwrotniejszy i arsenał do wsparcia moich działań. To wszystko, po roku się spotykamy. – Wiadomość o rozdzieleniu rodzeństwa, mocno zdziwiła brata Zero.

– Ty nie lecisz ze mną?

– Nie mogę, ciebie nie będą szukać, nawet jeśli w tamtych celach załatwiłem kamery, to mój wizerunek znają z tych zamontowanych w kombinezonach gwardzistów.

– Zamierzasz zaszyć się w jakimś odludziu?

– Nic z tych rzeczy. Pod latarnią najciemniej, drogi bracie. – Mimo wielu późniejszych pytań, Zero nie zdradził swoich planów, odprawił brata, a następnie sprawdził, czy bezpiecznie odleciał.

Musiał zrobić jeszcze jedną rzecz, nim opuści tę zapadłą dziurę, wyciągnął z pochwy nóż i skrył się w ciemnościach następnej uliczki, wewnątrz baru obserwowały go dwie, zakapturzone postacie, miał pewne podejrzenia co do nich, które teraz planował sprawdzić. Gdy minęły go, wyskoczył na nich z szybkim pędem. Jednego uderzył kolanem w brzuch, a drugiemu wbił prosto w serce nóż, gdy pierwszy z zaatakowanych podnosił się po nagłym uderzeniu, Zero płynnym ruchem wyciągnął ostrze z umierającego przeciwnika i wbił mu je tuż pod klatką piersiową. Po wykonaniu krwawej roboty sprawdził kieszenie zabitych, znalazł to, co szukał, czarne odznaki ze złotym orłem, symbolem Cesarstwa. Ludzie czarnych znaleźli go, nawet tutaj. To wydarzenie utwierdziło go, że wymyślony plan to jedyna droga ucieczki. Od spotkanego handlarza kupił stary, rozlatujący się statek kupiecki, jego cel... Ares, siedziba Cesarstwa.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania