Poprzednie częściSzkarłatny Łowca-Rozdział 1

Szkarłatny Łowca-Rozdział 6

Kupionym gruchotem dotarł do Aresa, po czym wylądował w jednym z jego większych miast. Hell jest typową placówką cesarskich, szarą, smutną i bezbarwną, z mnóstwem postaci w czarnych mundurach i pancerzach, próżno było tu szukać pojazdów cywilnych, całe społeczeństwo stanowiło armię. Dzieci uczyły się w szkole o uzbrojeniu, trenowały walkę na lekcjach, a wszechobecna musztra stanowiła podstawę edukacji, dorośli podzieleni byli na dwie kategorie, wojsko i służby pomocnicze.

Ci drudzy odziani byli w jasnoniebieskie mundury, nawet oni mieli broń, małą składaną, metalową pałkę. Pełnili funkcję magazynierów, piekarzy, robotników i tak dalej, a jedyną rozrywką w tym „barwnym” państwie stanowiły bary, kina i telewizja. Wszystko to podporządkowane cesarskiej propagandzie, o kulcie państwa nad jednostką, armii i poświeceniu.

Zero sprzedał swój pojazd na złom, a następnie dzięki świetnie podrobionemu dokumentowi, za który zapłacił bardzo dużo plastydów, przeszedł przez kontrolę celną. Pierwszy etap planu zakończony, teraz nadszedł na krok o wiele trudniejszy do wykonania. Westchnął ciężko, po czym podszedł do oficera, kierującego ruchem.

– Panie kapitanie, gdzie znajdę cesarską akademię? – Zagadnięty oficer spojrzał na niego piorunującym wzrokiem, jednak po usłyszeniu pytania jego twarz rozjaśniła się.

– Więc pragniesz służyć Cesarstwu? Bardzo dobry pomysł obcy, wsiądź do tamtego statku transportowego, a zawiezie cię wraz z innymi rekrutami. Tylko pamiętaj szpiedzy wroga i inne ścierwojady niezbyt dobrze kończą. – Nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi, Zero udał się do wskazanego statku, będącym przerobioną wersją pojazdu towarowego, po czym w mieszaninie różnych ras poleciał w nieznaną stronę.

Oślepiony jasnym, denerwującym światłem czekał na dalszy rozwój wypadków, cały czas zagłuszał wewnętrzny strach i niepewność, w końcu znajdował się na terytorium wroga i bez broni laserowej blisko siebie, wprawdzie miał schowany blaster w plecaku, ale co mu to da, wobec takiej masy uzbrojonych wrogów? Przymknął oczy, po czym z pomocą medytacji wytłumił swoje lęki, teraz mógł spokojnie wypełnić swój plan. Zapewne postronna osoba, znająca myśli Zero oraz jego dokonania z pancernika, byłaby wielce zadziwiona postawą tego potężnego człowieka. Posiada tyle mocy, a boi się takiej misji? Jednak spójrzmy realistycznie, jeśli powtórzyłby swój wyczyn i zacząłby używać swojej potęgi, przyciągnąłby tylko zbyteczną uwagę, Cesarskich, Rycerzy, czy Mrocznych Lordów, z cienia stałby się pionkiem w wielkiej grze.

Mocne szarpnięcie poinformowało o zakończeniu podróży, z przeciągłym skrzypnięciem otworzyły się luki, a czerwone światło dwóch słońc Aresa chwilowo oślepiło wysiadających. Ich oczom ukazał się ogromny, betonowy gmach z wieloma zakratowanymi oknami, posiadający dwie wieżyczki bez wykończenia, na których widniały czarne flagi z majestatycznym, złotym orłem. Do ciemnych, niemal mrocznych wrót prowadziła brukowana droga, obsadzona przez żołnierzy, uzbrojonych w krótkie pałki. Wyglądało to tak, jakby nie chcieli, by którykolwiek z nowych rekrutów uciekł lub zmienił zdanie.

Nie mając wyjścia, grupka istot ruszyła przygotowaną trasą, Zero dyskretnie rozglądał się wokół, nie przerywając marszu. Akademia nie przypominała szkoła, a wiezienie dla niebezpiecznych kryminalistów, uzbrojone patrole z genetycznie zmodyfikowanymi psami, obchodzące teren, zablokowane okna, liczne posterunki, myśliwce wolno przelatujące z włączoną specjalną lampą, strażnicy na dachach. O co tu chodzi? Z tym pytaniem ciągle pojawiającym się w jego głowie, przekroczył próg gmachu. Wraz z innymi przeszedł na wielkie podwórze, niewidoczne z zewnątrz, przypominające dziedziniec w zamku, choć był tu tylko piach i drewniane podwyższenie. Na tym ostatnim znajdował się wysoki oficer z okropną blizną, dzielącą jego twarz na pół, na jego mundurze mieniły się różnymi kolorami nieznane oznaczenia. Z głośnym, chropowatym głosem zawołał do zebranych.

– Słuchać mnie śmiecie i wszelkie nie użytki. Nie obchodzi mnie, czy byliście naszymi wrogami, sojusznikami, buntownikami, czy lizodupcami. Od teraz staliście się żołnierzami wspaniałego Cesarstwa, z chwilą, gdy wasza kończyny znalazły się poza statkiem, utraciliście również swoje imiona. Od teraz jesteście tylko nic nieznaczącymi numerami, które żyją tylko dla władcy planety Ares, zostaniecie przeszkoleni, by z robaków stać się prawdziwymi istotami, godnymi munduru. Skoro przeszliśmy przez wstęp, czas kontynuować waszą przemianę. Rozbierzecie się teraz do naga i przejdziecie przez komorę czyszczącą, wszelkie ubrania spakujecie do swoich torb, możecie mieć je na plecach, gdy będziecie myci. Zabierać dupy w troki. – Skinął na nich ręką, grupa bez ubrań z bagażem na plecach ruszyła do pomieszczenia za drewnianym podestem, chłostani przez dziwne podmuchy przebyli długi wąski korytarz, w kolejnym pokoju rozdano im czerwone mundury, spodnie, koszule na krótki rękaw i zapinaną bluzę, a na głowę małą, płaską czapkę z daszkiem takiej samej barwy, co reszta. Wrócili do oficera.

– No, teraz wyglądacie, jako tako. Jesteście oddziałem Tau 5, czyli w skrócie T-5. Dostaniecie również czterocyfrowy kod wywoławczy. O to, jak będziecie się oficjalnie przedstawiać. T5. 3240. Nie ma już imion, jest tylko rząd cyfr. Teraz udacie się ze swoim nowym dowódcą Yssen do baraku T5, jutro dopełnimy wszelkich formalności i innych dupereli, a na następny dzień zaczynamy prawdziwą zabawę. Witamy w Akademii Cesarskiej, gdzie dokonujemy czynów niemożliwych wszelkimi kosztami. Obyście przetrwali Tau 5. – Uraczył ich cudnym uśmiechem, który znajdzie się w wielu koszmarach.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania