Szklany pałac
Widzisz ten szklany pałac?
Te zielone ogrody,
fontanny i schody.
Te oryginalne, wymyślne, marmurowe rzeźby
widziały przyjęcia, z których nikt nie wychodził trzeźwy.
Bo w nim największe sale
i najhuczniejsze bale.
To tu moi wystawni przyjaciele
pozostawili wspomnień wiele.
Ale czar prysł niczym bańka mydlana;
już nie istnieje sala lustrzana...
I dywany takie wypłowiałe,
bo przecież nic nie jest stałe.
Porozbijane szklane mury,
odłamków szkła całe góry.
Donikąd prowadzą schody,
w fontannach brakuje wody,
rzeźby utraciły głowy i dłonie,
ogród cały w chwastach tonie.
To już ruina, nie żaden pałac,
ja zaś stoję tutaj sama niczym pajac.
Komentarze (15)
"I dywany, takie wypłowiałe" - tutaj teoretycznie zbędny przecinek i moim zdaniem byłoby bez niego ładniej, ale oczywiście nie jest błędem, bo może służyć za wtrącenie i Twoje widzimisię, co z nim zrobisz :)
Podoba mi się, aczkolwiek nie zachwyciłam się tym wierszem jak innymi. Brakowało mi może czegoś mocniejszego przy końcu, ale może to nieodpowiedni wymóg, bo w końcu tekst ma być refleksyjny i skłonić do pomyślenia nad przemijaniem wszystkiego, co kiedyś rozkwitało pełnią życia. Tak więc ja zostawię 4,5 czyli 5 za drobne błędy i jak dla mnie zbędne rymy, ale to wszystko kwestia gustu. Sama treść w każdym razie przykuwa oko :)
Ładne, ładne. Definitywnie i ostatecznie daję ciężkie fünf.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania