Szmaragdowe oczy

Życie to nie bajka, ale nikt nie powiedział, że będzie koszmarem. Co potrafi zmienić jego spokojną taflę w rozzłoszczony ocean? Chyba tylko miłość. Jest piękna i buduje, ale w jednej chwili potrafi zniszczyć więcej niż stworzyła. Czasem chciałbym cofnąć czas, ale wspomnienia są dla mnie zbyt drogie. Są jak piękna róża, która raduje oczy swym pięknem, ale też rani ostrymi kolcami. Niestety moja róża już nigdy nie zakwitnie.

 

Wszystko zaczęło się pierwszego września. Byłem wtedy w trzeciej klasie liceum. W końcu ostatni rok tej męki i wolność. Nie sądziłem, że spotka mnie coś dobrego w szkole. Straciłem zupełnie zapał do nauki i wolałem podciągać się na drążku niż siedzieć w zamkniętej sali. Jednak była jedna rzecz, a raczej osoba, która sprawiała, że w weekendy niecierpliwie czekałem na poniedziałek. Jeszcze nigdy nie chciałem tak bardzo wstać i iść do szkoły jak wtedy. To wszystko tylko po to by chociażby przez krótką chwilę popatrzeć na dziewczynę. Nie była to byle jaka dziewczyna. Do dziś przed oczami mam jej piękne długie czarne włosy, które opadały na delikatne rysy twarzy. Na ten świat patrzyła zielonymi jak szmaragdy oczami przed, którymi uciekałem. Moje serce biło jak szalone gdy ona przechodziła obok. Język nieposłusznie leżał za kratami z białych zębów. Wiele razy chciałem się do niej odezwać, ale nie miałem odwagi. Nawet bałem się napisać do niej na faceebooku. Była dla mnie całym światem, a ja dla niej chyba niewidzialnym cieniem.

 

Mijały tak miesiące, a mój czas powoli się kończył. Był wtedy ciepły kwiecień. Praktycznie koniec szkoły dla klas maturalnych. Postanowiłem, że wtedy do niej podejdę i zagadam. Tamtego dnia stała pod klasą wraz z koleżankami. Była ubrana w piękna sukienkę z kwiatkami, a jej czarne włosy delikatnie opadały na plecy. Niepewnym krokiem podszedłem do niej i wtedy ujrzałem piękny uśmiech i szmaragdowe oczy, które znów mnie sparaliżowały. Stałem przed nią chyba pół minuty próbując wydusić z siebie jakieś słowo. Słyszałem jedynie cichy śmiech jej koleżanek. Ona jedynie lekko się kołysała i uśmiechała. W końcu udało mi się wybełkotać parę słów. Chyba zapytałem czy pójdzie ze mną na spacer. Szczerze mówiąc niewiele pamiętam z tamtej rozmowy.

 

Jednak najwidoczniej udało mi się ją zaprosić na spacer. Spotkaliśmy się w sobotę. Pamiętam, że cały dzień stroiłem się aby wyglądać jak najlepiej. Jeszcze przed spotkaniem kupiłem najpiękniejszą białą różę jaką znalazłem. Do dzisiaj pamiętam jak ujrzałem ją siedzącą na ławce pod starym dębem. Wiatr lekko muskał jej czarne jak noc włosy. Była ubrana w miętową letnią sukienkę. Stanąłem przed nią i jej zielonymi oczyma z różą w drżącej dłoni. Tym razem jednak wydusiłem z siebie parę słów. Jej cudowny uśmiech po ujrzeniu białego kwiatu był nie do opisania. Do dziś śni mi się po nocach. Spacerowaliśmy po mieście aż do wieczora. Nasze dusze były chyba sobie pisane. Tamtych chwil nie opiszą żadne słowa tego świata. Odprowadziłem ją pod dom gdzie pierwszy raz ją pocałowałem. Czułem się jakbym zaraz miał zasiąść po prawicy boga.

 

Nasze szczęście trwało parę miesięcy. Po dwóch tygodniach zostaliśmy parą. Z tej okazji kupiłem jej srebrny naszyjnik w kształcie połowy serca. Oczywiście drugą połowę miałem ja. Nigdy go nie zdejmowała. Nie potrafiliśmy wytrzymać dnia bez siebie, a w wakacje praktycznie się nie rozstawaliśmy. Pamiętam jej anioła uśmiech gdy nosiłem ją na rękach i smak truskawkowej pomadki z jej ust. Szczęście wypełniało po brzegi jej cudowne szmaragdowe oczy. Jednak nic nie może wiecznie trwać. Tamtej sierpniowej nocy spacerowaliśmy po parku obok ławki gdzie spotkaliśmy się pierwszy raz. Byliśmy wtedy sami gdy podeszła do nas grupka trzech mężczyzn. Wyciągnęli noże i kazali oddać wszystko co mamy. Zauważyli naszyjnik na jej szyi, którego nie chciała oddać. Zaczęli wrzeszczeć i szarpać aż w końcu jeden z nich dźgnął ją nożem w brzuch. Przestraszyli się i szybko uciekli. Ona upadła na ziemię, a ja klęknąłem przed nią lekko podnosząc ją rękoma. Przybiegł jakiś chłopak, który wezwał pogotowie. Patrzyłem ciągle w jej szmaragdowe oczy i trzymałem za trzęsącą się dłoń. Widziałem jak powoli słabnie. Cicho wyszeptała, że mnie kocha po czym zamknęła oczy. Wykrwawiła się na śmierć na moich rękach. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Pogrzeb był dla mnie największym koszmarem. Płakałem całymi dniami i nocami. Już nigdy nie ujrzę czerni jej włosów, bieli uśmiechu i piękna jej oczu. Każdej soboty przychodzę z biała różą nad jej grób i mówię do niej godzinami...

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Allfree 09.06.2017
    melodramat...tak nazwałbym, to co przeczytałem. Podobał mi się 4+
    Pozdrawiam Dawidzie i czekam na więcej Twojej WAŻNEJ twórczości na opowi.pl :-)
  • D4wid 10.06.2017
    Wyczuwam tutaj nutkę sarkazmu
  • Dimitria 10.06.2017
    Zaczarowałeś mnie początkiem i złamałeś serce końcem, aż mi się łezka zakręciła :/
    Wielka 5!
  • D4wid 10.06.2017
    Grunt to grać na emocjach.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania