Sztuka ruchu

Stał nieruchomo wpatrując się w oczy przeciwnika. Tamten próbował go sprowokować, uderzając delikatnie w jego boken. W końcu ruszył zdecydowanie, próbując uderzyć z góry w dół. Totsukara zszedł z linii ataku, wykonując cięcie na tułów. Następnie robiąc błyskawiczny obrót, musnął bokenem, swego rywala w tył głowy.

- Jesteś wielki Totsukaro! Co było nie tak?

- Twoja twarz Akiro, na początku byłeś zbyt nerwowy. Potem w twoich oczach zobaczyłem desperację, która u wojownika oznacza tylko jedno…

- No cóż, ja czułem jakbyś był zupełnie martwy – odpowiedział nie mogąc wyjść z podziwu Akira.

- Totsukaro! – krzyknął stojący z boku Ogata, malarz próbujący uchwycić istotę ruchu mistrza.

- Słucham?

- Najpierw jesteś taki nieruchomy…? To żadne wyzwanie, by namalować kamień. Kiedy zaczynasz działać, widzę perfekcyjnie wyprowadzane cięcia i elegancję. Jednak, jest jeszcze coś bardzo subtelnego, czego nie potrafię uchwycić?

- Hm… Co to takiego? – zapytał mistrz.

- Tego nie wiem, to kryje się gdzieś w tobie? Pomiędzy ruchem a bezruchem.

- Ciekawe?

- Jesteś wielkim wyzwaniem Totsukaro, nie tylko dla szermierzy.

- A czy ja, będę mógł zobaczyć, twoje pociągnięcia pędzla?

- Hm…? Właściwie nikt jeszcze nie patrzył, jak to robię. Chyba wtedy, nie byłbym w stanie malować?

- Wiem o czy mówisz, przy tworzeniu potrzebna jest intymność. To wszystko jest bardzo subtelne, wymaga wydobycia z siebie, bardzo głębokiego uczucia. Ja dobywam miecza, tu uczucia tylko przeszkadzają. Potrzebna jest szybkość reakcji i milcząca bezwzględność. Chociaż wielu uważa, że to również sztuka, ale…

- Sztuką może być wszystko, zależy jak się na to patrzy, a twój kunszt jest czymś wyjątkowym.

- Przesadzasz, chętnie bym jeszcze z tobą porozmawiał, ale obowiązki wzywają - powiedział samuraj.

- Do zobaczenia – odpowiedział Ogata.

 

Totsukara od niedawna był nauczycielem szermierki u daimyo Ikedy. Pana zamku Himeji. Jednego z najpiękniejszych w Japonii. Wieża główna i obok trzy mniejsze, połączone z nią przejściami. Śnieżnobiałe ściany i faliste kształty dachów. Przypominały ogromną białą czaplę z rozpostartymi skrzydłami. Za każdym razem, kiedy do niego wracał zachwycał się widokiem - Gdybym był malarzem, malowałbym go codziennie, za każdym razem z innej strony, inną porą dnia, roku - powiedział do siebie Totsukara patrząc na jego niesamowite kształty.

 

- Witam cię mistrzu – odezwał się mężczyzna w podeszłym wieku, stojąc na dziedzińcu w towarzystwie dwóch samurajów.

- Praca na twoim dworze to prawdziwa przyjemność dostojny Ikedo – odpowiedział Totsukara.

- Cieszy mnie, że to mówisz, zwłaszcza, że takich jak ja, jest wielu. Takich jak ty, bardzo niewielu. Jestem dumny, że moi młodzi wojownicy uczą się od ciebie, prawdziwego mistrzostwa.

 

Totsukara uczył pięciu najlepszych, samurajów księcia Ikedy. Codziennie po dwie godziny. Trenują dobywanie miecza. Zadawanie śmiertelnych cięć i obrony przed ich niepochamowaną rządzą tworzenia, przeróżnych wersji martwej natury.

- Endo! Kiedy nacierasz, zapominasz o wszystkim. Wystarczy jeden zwód, jedno zejście i po tobie – powiedział donośnym głosem Totsukara.

- Tak mistrzu! – odpowiedział młody samuraj.

- Potrzebujesz spokoju, skupienia, powinieneś więcej medytować, obserwować siebie, pamiętaj gwałtowność to skok w przepaść.

- Rozumiem.

- To dobrze Endo, to dobrze – powiedział Totsukara, klepiąc go po ramieniu.

- Kazumi! Brakuje ci zdecydowania, kiedy jesteś już blisko zwycięstwa, odpuszczasz. Jeszcze nie masz pojęcia, czym jest prawdziwa walka. Musisz bardziej wierzyć w siebie – powiedział stanowczym głosem mistrz.

- Tak – odpowiedział z pokorą młodzieniec.

- Na dzisiaj wystarczy, pamiętajcie o moich uwagach i pracujcie nad sobą.

 

Po zajęciach, postanowił pójść do miasta. Spacer był dla Totsukary bardzo przyjemnym rodzajem kontemplacji. Nie zawsze miał na to czas, ale kiedy tylko nadarzała się okazja, wykorzystywał ją bezwzględnie. Chwile wtedy, płyną znacznie wolniej i można natrafić na przepiękne obrazy, które istnieją przez krótkie teraz.

Szedł ulicą, przyglądając się drzewom. Pożółkłe liście, opadały na ziemię, niesione delikatnym wiatrem. Kiedy patrzył na nie latem, tryskały zielenią, uwięzione na gałęziach. Teraz umierały wolne, beztrosko płynąc ostatnią chwilą – Najpiękniejsza śmierć przychodzi jesienią – powiedział do siebie, zachwycony tym widokiem.

Później krajobraz zaczął drastycznie zmieniać formę. Mijał kramy pełne różnych drobiazgów, stragany z warzywami i rybami. Ktoś coś kupował, sprzedawał, hałas, chaos, brud i obrzydliwy zapach uwędzonej stęchlizny. Nagle poczuł, jakiś obcy dotyk na swym ciele. Szybkim ruchem złapał nieznajomą rękę i wykręcił w nadgarstku. Złodziej zawył z bólu. Potem samuraj usłyszał krzyk.

- Uważaj! – Szybko puścił rękę i odskoczył w bok. Napastnik uderzył pałką w człowieka, który chciał go okraść. Totsukara dobył miecza i zaraz obaj napastnicy podnieśli ręce do góry.

- Precz z moich oczu! - powiedział stanowczym głosem Totsukara.

Odwrócił się, nie zwracając już na nich uwagi. Szukał głosu, który go ostrzegł. Obok drzwi gospody zobaczył siedzącego żebraka z opaską na oczach.

- Jak to możliwe?!

- Co prawda nie potrafię niczego zobaczyć, ale słuch mam doskonały, mistrzu miecza.

- Znasz mnie?

- Oczywiście, kiedyś częściej odwiedzałeś tą gospodę panie?

- Tak, zbyt często – odpowiedział z lekkim uśmiechem Totsukara.

- To dobre miejsce dla ludzi od pędzla i pióra. Kiedy przestaję malować, wchodzę do środka i przy odrobinie sake. Zaczynam rozmyślać o tym co udało mi się uchwycić.

- Malować!?

- Tak, jestem malarzem ruchu – oznajmił ślepiec.

- Czy mógłbyś mi coś pokazać – zapytał zaciekawiony Totsukara.

- Oczywiście – odpowiedział, po czym spod stołka, na którym siedział, wyciągnął papierową teczkę. Pokazał mu kilka kartek, na których były różnego rodzaju linie. Jedne były przerywane, inne grubsze, chudsze…

- Hm… tak uwieczniasz ruch?

- Tak – uśmiechnął się i wskazał na jedną z kartek.

- Co to oznacza?

- To twój ruch panie.

- Zygzak? Ciekawe, ale dlaczego?

- No cóż… jeżeli chodzi o ciebie panie, trzeba się dobrze wsłuchać, żeby cię w pełni uchwycić. Twe kroki są bardzo pewne i dostojne, ale kiedy kogoś mijasz, schodzisz delikatnie w bok. Zapewne subtelnie spoglądając w oczy tej postaci. Potem znowu słychać pewny krok w przód. Ustąp by zwyciężyć. Tu jest to niemal niezauważalne, ale w pojedynkach, które staczasz, musi to wyglądać imponująco.

- Dostrzegasz to co dzieje się w ułamku chwili? Mój przyjaciel, który jest słynnym malarzem, nie zdołał jeszcze tego uchwycić, a ty pomimo swej ślepoty tak wyraziście potrafisz to przedstawić, zygzak…?

- Bardzo się staram. Jest wielu, których krok jest zbyt pewny, nie zwracają uwagi na szczegóły. Zaczynają spoglądać coraz wyżej i wyżej, aż potykają się o kretowiny. Innym brakuje pewności, każdy ruch to jedno wielkie drżenie. W końcu pękają od środka, nie mogąc znieść, coraz większego rezonansu, jaki tworzy w nich lęk przed życiem.

- Siedzisz tu codziennie? – zapytał zmieniając temat.

- Tak.

- Zadziwiające, że widzę cię pierwszy raz?

- Niewielu ludzi zwraca na mnie uwagę. Ktoś taki jak ty panie, w życiu kieruje się świetnym wyczuciem. W mgnieniu oka potrafi dostrzec niebezpieczeństwo i przeszyć je ostrzem swego miecza. Mnie, żeby dostrzec, trzeba kierować się współczuciem. Nie stwarzam żadnych zagrożeń ani nie budzę w większości spojrzeń, mgnienia ciekawości.

- Hm… powiedziałeś współczuciem? Kiedy się nie zastanawiam nad tym słowem, wydaje mi się, że wiem co oznacza, ale kiedy się zaczynam nad nim zastanawiać, to nie potrafię określić, czym ono tak naprawdę jest?

- Dla mnie, to taki przeszywający dotyk lodowatej dłoni, który rozpala po ciemnej stronie oczu, płomień czyjegoś piekła.

- Lodowata dłoń, która rozpala płomień…? Jest w tym dużo poezji, ale też czegoś niebezpiecznego.

- Tak panie, to coś każe walczyć z samym sobą, co niejednokrotnie prowadzi do śmierci własnego ja.

- I kim wtedy taki człowiek się staje?

- Nikim.

- Nie bardzo rozumiem?

- To bycie formą i pustką równocześnie.

- Tak… to stan idealny do walki. Wojownik jest wtedy pozbawiony wszelkich doznań i uczuć. Wszystko co wtedy wykonuje, jest perfekcyjne, bez najmniejszego zachwiania równowagi, pomiędzy ciałem a umysłem.

- Nie, to stan subtelnej uwagi, która pomiędzy obrazem a spojrzeniem, tworzy niczym niezmąconą jedność.

- Dalej nie rozumiem? No cóż, na pewno jest, jak mówisz. Muszę już wracać do swojego życia. Kolacja z mym daimyo i rozmowy o niczym. Taka jest codzienność mistrzów miecza, wielkie zaszczyty i wielka nuda. Dyskusja z tobą była dla mnie czymś naprawdę niezwykłym.

- Żegnaj wielki Totsukaro, nawet mi się nie śniło, że poznam cię osobiście – odpowiedział ślepiec.

 

Wracając na zamek, szedł szybkim krokiem nie chcąc się spóźnić na kolację u swojego daimyo.

W pewnym momencie zauważył dwie kobiety, przechodzące na drugą stronę ulicy. Nastoletnia dziewczyna trzymała pod rękę staruszkę. Szły ostrożnie, uważając by się z kimś lub czymś, nie zderzyć. W tym ruchu, nie było jednak strachu ani niepewności. Nastolatka uśmiechając się, mówiła coś do starej kobiety, a tamta odpowiadała uśmiechem. Tak po cichu i prawie bez znaczenia, podążały za swoją codziennością. Jak delikatny odcień szarości, powoli rozpływający się, w purpurze zachodzącego słońca. Ledwo dostrzegalny i najszczęśliwszy ze wszystkich.

Stał jak posąg, nie mogąc oderwać od nich wzroku. – Pierwszy raz udało mi się, coś tak niezwykłego dostrzec, gdyby nie ten ślepiec, nigdy bym tego nie zobaczył - powiedział do siebie Totsukara.

 

Następnego dnia, zaraz po zajęciach z samurajami Ikedy, udał się do miasta. Pragnął jeszcze raz spotkać się z tym niewidomym malarzem i zapytać, czy udało mu się uchwycić ten rodzaj ruchu, który wczoraj tak mocno wbił mu się w oczy.

Kiedy znalazł się przed gospodą, ślepca nie było. Rozejrzał się dookoła. – Przecież mówił, że jest tu codziennie? – powiedział do siebie, lekko poirytowany tą sytuacją.

Wszedł do środka.

- Jesteś właścicielem tej gospody? – zapytał mężczyznę sprzątającego resztki ze stołu.

- Tak.

- Chodzi mi o tego ślepca, który codziennie siedzi przed twoją gospodą?

- Nie mam pojęcia o kim mówisz panie, pełno tu takich nieszczęśników.

- Więc go nie znasz?

- Nie, ale dlaczego panie o niego pytasz? – zapytał zdziwionym głosem karczmarz.

- Bo… chyba zaczynam widzieć jego wzrokiem.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Ozar 30.01.2020
    Lotos Lotos Kurdę dobry tekst. Masz w sobie to coś, co powoduje że czytałem tak długo, aż dotarłem do końca. Nie wiem, czy to talent, czy jakaś iskra Boża, nazwijmy to jak chcemy, ale naprawdę już dawno nie czytałem tak dobrego tekstu. Jestem pasjonatem historii, którą staram się opisywać na opowi, ale Japonia i czasy samurajów to dla mnie praktycznie nieznany świat i dlatego pewnie tak mi się podobał twój tekst. Technicznie widzę kilka błędów, choć nie jestem tu ekspertem, ale to, co widzę opisze. Po pierwsze musisz zamieścić tzw. legendę czyli opis nieznanych słów.
    Na początek sam tytuł "Sztuka ruchu" – to generalnie nic nie mówi, więc opisz o co Ci chodzi, albo zmień tytuł na bardziej zrozumiały. Może coś ala "Mistrzostwo miecza, czyli sztuka ruchu", albo coś podobnego, co wyjaśni zwykłemu czytelnikowi o co co chodzi.
    Napisałeś "Tamten próbował go sprowokować, uderzając delikatnie w jego boken" – Co to jest boken?
    Napisałeś "- Tak, jestem malarzem ruchu" – ten ślepiec jak rozumiem to ktoś z wyższych poziomów, ktoś kto chce coś przekazać Totsukarze. Tak w ogóle pojęcie malarz ruchu bardzo mi się podoba. Ten gość tak skrótowo potrafi pokazać mistrzostwo samuraja. Fajnie opisane.
    "Ustąp żeby zwyciężyć" – bardzo dobre. Tak samo to, co piszesz o walce z samym sobą, o czymś co powoduje że jak napisałeś "To bycie formą i pustką równocześnie" – czy to nie kredo największych samurajów takich jak Musashi Miyamoto.
    Reasumując piszesz dobrze, a nawet bardzo dobrze. Dla mnie 5 choć dąłbym ci 9/10 gdybym mógł. Na pewno przeczytam dalsze odcinki.
  • Lotos 30.01.2020
    Dzięki za komentarz, masz racę z tą legendą, jakoś mi do głowy nie przyszło. Boken to drewniany miecz, służący do treningów, lub pojedynków w formie rywalizacji, nie na śmierć i życie. Co do tytułu, to taki mój wymysł, to nie ma nic wspólnego z jakąś japońską sztuką. Chodziło mi o pokazanie mistrzostwa ruchu, zarówno kogoś takiego jak wojownik jak i zwykły człowiek (dwie kobiety). Sztuką jet również dostrzeżenie sedna ruchu, w tym wypadku to szeroki temat, związany z pięknem, podążaniem np. przez życie, skutecznością. Nie da się tego tak po prostu zobaczyć, czasem taki ślepiec widzi o wiele więcej.
  • Bajkopisarz 30.01.2020
    „próbował go sprowokować, uderzając delikatnie w jego boken. W końcu ruszył zdecydowanie, próbując”
    Próbował – próbując, jedno możesz zamienić na starać się
    „Potem samuraj usłyszał krzyk.
    - Uważaj! – Szybko puścił rękę i odskoczył w bok. Napastnik uderzył pałką w człowieka, który chciał go okraść.:
    O jeden opis za mało. Pogubiłem się, kto krzyczał, kto kogo chciał uderzyć, czy ten pierwszy kolegę, czy ten drugi samuraja?

    Znakomity tekst, świetna historia.
  • Lotos 30.01.2020
    Dzięki za komentarz i cenne uwagi, cieszy mnie, że się podobało.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania