Szumiące opowieści: Eugenia i Eustachy
Szumi, szumi las nad głową Eugenii już przeszło dwadzieścia pięć lat. Ona tego szumu słucha i rozkoszuje się każdą nutą mimo, że nic z tego nie rozumie. W wietrzne dni siada przed swoim leśnym domostwem i z zamkniętymi oczami wsłuchuje się w dźwięki lasu. Ocierające się o siebie liście śpiewają o dawnych dziejach, o historiach miłosnych i o złamanych sercach. Stare drzewa mają naprawdę dużo do powiedzenia, bo wiele w swoim życiu widziały i słyszały. O Eugenii dowiedziałem się w pewien burzowy wieczór. Dębowy las był wtedy wyjątkowo wzburzony. Mądre drzewa nie rozumiały samotności jaką wybrała pani Eugenia. Soki krążące pod ich korą, aż wrzały z bezsilności. Postanowiłem pomóc i udałem się do niej w odwiedziny zaraz następnego dnia. Należę raczej do tych nieśmiałych, więc początkowo skryłem się wysoko na drzewie, słuchałem co mówią o niej mieszkańcy lasu i obserwowałem…
Eugenia i Eustachy. Cóż za para! Można by rzec idealna. Poznali się jeszcze w szkole. Ich niewinna miłość przetrwała burze hormonów i czas akademikowych imprez. Pobrali się od razu po studiach. Zamieszkali razem w dużym mieście. Mieli marzenia, niestety jak się później okazało zupełnie odmienne. Eustachy robił karierę w świecie reklamy. Świetnie znał się na montażu, a Eugenia pracowała w redakcji małego czasopisma. Wiedli spokojne życie. Wymarzony start dla młodych, ambitnych ludzi. Jednak jak wszyscy wiemy nie ma na świecie idealnych par. W tym przypadku rozpad następował stopniowo i jakby w sposób naturalny. Eustachy rozwijał się w swojej branży. Kochał życie w dużym mieście. Restauracje, puby, koncerty, spektakle, to był jego żywioł. Natomiast Eugenia czuła, że utkwiła. Praca w redakcji nie dawała jej satysfakcji. Nie miała tam szansy na rozwój osobisty. Wciąż musiała pisać o kosmetykach i nowinkach modowych. W weekendy wyciągała męża za miasto. Kupiła nawet namiot, żeby móc biwakować w środku lasu. Eustachy godził się na te zwariowane wypady, jednak myślami był zawsze w pracy. Nie potrafił rozstać się z telefonem. Eugenia przymykała na to oko, bo zależało jej na tych wycieczkach. W lesie ładowała baterie, aby przetrwać kolejny tydzień w pracy, której coraz bardziej nienawidziła. Przepaść między tym dwojgiem pogłębiała się. Niedomówienia, wzajemne żale, brak zrozumienia i czułości wypełniały przestrzeń między nimi.
- I co teraz? Co z nami? – Zapytała niespodziewanie pewnego wieczoru Eugenia, unosząc pytająco oczy z nad książki.
- Nie wiem – odpowiedział smutno jej mąż. - Nie wiem – powtórzył i spojrzał w jej oczy.
- Mam jeszcze pieniądze ze sprzedaży domu babci.
- Wiem, co zamierzasz?
- Chcę kupić ziemię. Pamiętasz to miejsce gdzie jeździliśmy pod namiot?
- Tak, pamiętam.
- Właściciel chce sprzedać tę część lasu. Już się dowiadywałam. Mogłabym postawić tam małą leśną chatę.
- Zwariowałaś do reszty – powiedział z niekłamaną czułością Eustachy i uśmiechnął się ciepło. – Naprawdę chcesz to zrobić?
- Tak.
Rozstali się w zgodzie. Rozwód odbył się bez orzekania o winie. Na pożegnanie przytulili się do siebie mocno jak starzy przyjaciele. Rok później Eugenia przeprowadziła się do swojej leśnej chatki. Miała wtedy około czterdziestu lat i postanowiła resztę życia przeżyć w samotności. Nie martwiła się o pieniądze, bo w międzyczasie zmarła jej daleka ciotka zostawiając swojej dalekiej krewnej „trochę grosza”. Początkowo była zachwycona swoim nowym życiem. Całe lato spędziła spacerując po leśnych bezdrożach, poznając swój nowy dom. Miejscowi uznali ją za dziwaczkę, ona jednak nie zważała na to. Rozkoszowała się swoją samotnością. Wieczorami czytała książki, na które wcześniej nie miała czasu, a o poranku siadała z kawą na schodach wejściowych i wsłuchiwała się w śpiew ptaków. Lata jednak mijały i wszystko co było początkowo tak niezwykłe, wręcz magiczne, spowszedniało. Eugenia stawała się zgorzkniała i troszkę zdziwaczała. Wciąż mówiła do siebie pod nosem, gestykulowała i tańczyła nie słuchając muzyki. Wciąż jednak utrzymywała kontakt z byłym mężem, który odwiedzał ją co jakiś czas. Wizyty niestety dochodziły do skutku coraz rzadziej, bo Eugenia nie chciała nikogo widzieć. Eustachy natomiast wcale nie naciskał. Był bardzo zajęty prowadzeniem własnej wytwórni. Człowiek sukcesu z krwi i kości… Aż nadszedł czas emerytury. Nostalgiczny czas rozrachunku. I tu właśnie pojawiłem się ja. Bolało mnie moje małe serce na widok jej nie wzruszonej postaci. Codziennie słuchała lasu wcale go nie słysząc. Patrzyła na wschody i zachody słońca, ale wcale ich nie widziała. Miałem wrażenie, że czeka…
Tymczasem w wielkim mieście Eustachy cieszył się wolnością na emeryturze. Widywał się ze znajomymi, chodził na koncerty, spotykał się z kobietami. Och tak, kobiety przechodziły przez jego życie jak przechodnie na zielonym świetle. Jednak żadna nigdy nie została na dłużej. Jakoś nie wyszło. Wciąż mieszkał w mieszkaniu, które kiedyś było ich wspólne. Nic w nim nie zmienił. Nawet fotela nie przystawił bliżej telewizora mimo, że słabo widział. Twierdził, że to drobiazgi na które szkoda mu energii, ale ja wiem swoje. Wiem, że tęsknił za swoją Eugenią. Drzewa też to wiedziały. Poprosiły wiatr o pomoc. I tak zaprzyjaźniony wicher wpadł pewnego słonecznego dnia do domu Eustachego przez otwarte okno. Zakołysał ślubnym zdjęciem, zrzucił kartkę świąteczną od Eugenii i uchylił drzwi starej szafy, które zaskrzypiały przeraźliwie. Eustachy podszedł do niej i pierwszy raz od dawna spojrzał na jej zawartość. Był tam kapelusz jego żony, który zakładała w upalne dni, kilka starych swetrów i namiot. I to właśnie ten namiot rozpalił w Eustachym płomień wspomnień. Wrócił na chwilę do dni, kiedy byli szczęśliwi. Przypomniał sobie delikatne, a zarazem silne dłonie żony, kiedy szykowała drewno na ognisko, jej bystre spojrzenie, gdy szukała grzybów i uśmiech jaki wywoływał na jej twarzy śpiew ptaków. A potem zobaczył siebie, siedzącego obojętnie przy ognisku z głową w pracy. Czemu nigdy jej nie obejmował tylko podawał koc, kiedy sierpniowe wieczory stawały się chłodne, czemu nie rozmawiał o tym co dla niej ważne, czemu nie odgarniał włosów z jej oczu kiedy miała zajęte ręce, czemu dopiero teraz to widzi… Eustachy usiadł na podłodze i wtulił twarz w jeden ze swetrów żony. Wciąż miał jej zapach. Płakał pierwszy raz od rozwodu. Nigdy nawet nikomu się nie żalił, zawsze powtarzał, że rozstali się w przyjaźni jakby mówił o starych butach. Wicher zadowolony z siebie wrócił do lasu, aby zaśpiewać drzewom o tym co się stało. A Eustachy, spakował plecak, zabrał namiot i sweter. Pozamykał okna, sprawdził czy wszystko wyłączył. Już zamykał drzwi, gdy nagle coś mu się przypomniało. Wrócił do salonu i położył na stole telefon komórkowy. Tym razem nie będzie go potrzebował.
Był już wieczór, kiedy Eustachy przybył do leśnej chaty. Zastał żonę siedzącą na schodach. Zamarł. Patrzył na nią i nie mógł się ruszyć. Ona go nie dostrzegła, jednak jej myśli były przy nim. Zastanawiała się czemu, go nie wspierała, kiedy robił karierę, czemu wyciągała pod namiot skoro tego nie lubił… Przestawała rozumieć swój wybór gdy, obserwowała wspólnie gniazdujące ptaki, gdy młode łanie przechadzały się nieopodal jej chaty (to moja sprawka). Już nie wiedziała, czemu wybrała samotność. Nagle z kłębowiska myśli wyrwał ją dźwięk łamanych gałęzi. Ujrzała między drzewami znajomą sylwetkę. Początkowo myślała, że to przywidzenia, postać jednak zbliżała się do niej. Po chwili rozpoznała ten chód. Uśmiechała się w środku, jednak twarz nie zdradziła radości. Eustachy również był poważny, mimo, że na widok tej drobnej twarzy miał ochotę krzyczeć z radości. Usiadł obok, ciągle patrząc jej w oczy. Przybył też wicher aby odświeżyć dawnym kochankom w głowach. Rozwiał włosy Eugenii, dając Eustachemu pretekst do ruchu. Delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy, a ona wtuliła twarz w jego dłoń. Nic nie mówili. Siedzieli i podziwiali spektakl jaki przygotowała dla nich natura. Zachodziło właśnie słońce, a jego promienie przebijały się przez bajecznie kolorowe jesienne liście drzew. I ja tam byłem i zaśpiewałem, tworząc specjalnie dla nich miły nastrój. Kiedy zrobiło się ciemno, Eugenia zwróciła się do byłego męża:
- Dziękuję – Eustachy spojrzał pytająco – dziękuję, że dziś mogłam podzielić się z tobą pięknem tego zachodu. Mam sześćdziesiąt pięć lat i dopiero dziś pojęłam, że szczęście jest prawdziwe tylko kiedy możemy się nim z kimś podzielić.
- Zmarnowaliśmy tyle lat… – rzekł Eustachy tuląc Eugenie do siebie.
Drzewa patrząc na tą parę szumiały zadowolone. Teraz już mogły spokojnie zrzucać liście na zimę…
Komentarze (18)
Pozdrawiam serdecznie
Przepiękne.
❤
P.S. ...''Eustachy i uśmiechnął się ciepło...''
Zapis formalny (spacja i wielka litera po kropce)
Jest:
- Nie wiem – odpowiedział smutno jej mąż.- nie wiem – powtórzył i spojrzał w jej oczy.
Powinno być:
- Nie wiem – odpowiedział smutno jej mąż. - Nie wiem – powtórzył i spojrzał w jej oczy.
Nieprawidłowa odmiana zaimka
Jest:
Właściciel chce sprzedać tą część lasu.
Powinno być:
Właściciel chce sprzedać tę część lasu.
Nieprawidłowe "w między czasie"
Jest:
bo w między czasie zmarła jej daleka ciotka
Powinno być:
bo w międzyczasie zmarła jej daleka ciotka
"no i" dopuszczalne w dialogach albo w tekstach stylizowanych, ale raczej nie tutaj
jest:
Eugenia stawała się zgorzkniała no i trzeba przyznać troszkę zdziwaczała.
Można by tak:
Eugenia stawała się zgorzkniała i troszkę zdziwaczała.
Zbędny przecinek:
jest:
Zakołysał ślubnym zdjęciem, zrzucił kartkę świąteczną, od Eugenii
Powinno być:
Zakołysał ślubnym zdjęciem, zrzucił kartkę świąteczną od Eugenii
Tekst ze względu na współpracujące ze sobą żywioły przypomniał mi "Pielgrzyma" Paulo Coelho, tam też jest taki moment. Dobrze jest czytać kogoś, kto chciałby aby świat był dobry :)
Pozdrówka
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania