Szumiące opowieści: Pasterz
#Kolejna część dawnego cyklu. Można czytać bez straty, bo każde opowiadanie to osobna historia, jedyne co je łączy, to inspiracja związana z drzewami. Pozdrawiam i życzę miłego czytania:)#
Stało samotnie na środku rozłożystej doliny, wyglądając z daleka niczym atramentowa plama z domieszką krwi. Szumiało swoją melodię w rytmie wietrznych porywów i nosiło wiele imion. Pobliscy mieszkańcy nazywali je drzewem czarownic, samotników, morderców czy chorych psychicznie i z każdym tym określeniem wiązali szereg, mrocznych niczym las w bezksiężycową noc, historii.
Dla mnie jednak ten wyjątkowy buk* zawsze już będzie Czarnym Pasterzem, który strzeże swych niewinnych owiec…
Pewien parobek o imieniu Ryszard, zupełnie banalnie, zakochał się w dziewce z sąsiedniego gospodarstwa. Czarne jak heban włosy i śniada cera działały na wyobraźnię samotnego chłopa i choć uznawał sam przed sobą, że na jej względy nie zasługuje, to i tak, każdego dnia jego uczucie wzrastało niczym trawa, którą okresowo trzeba kosić, by utrzymać w ryzach.
Zwyczajem nałogowca codziennie obiecywał sobie, że już nie spojrzy w jej stronę i łamał dane słowo. Choć na chwilę, na ułamek sekundy musiał osłodzić pracowity dzień jej widokiem, by wzrok nacieszyć kobiecymi krągłościami, błyszczącym od potu dekoltem i uśmiechem, którym obdarowywała kwiaty. Zazdrościł im, zazdrościł ziemi, po której stąpała, zazdrościł niebu, w które wpatrywała się w wolnych chwilach, licząc białe obłoki. Marzył, by stać się powietrzem, którym oddycha. Nigdy niestety nie odważył się do niej odezwać ani nawet spojrzeć w oczy, czy pozdrowić kiwnięciem ręki, a przecież dzieliło ich tak niewiele: wąskie pastwisko i stary płot.
Pracodawca Ryszarda dostrzegł jego ukradkowe spojrzenia, ale tylko uśmiechał się pod nosem, bo przecież ludzką rzeczą jest pozwolić sercu zabić szybciej i nawet po cichu kibicował swojemu parobkowi. Słynąc z życzliwości, układał w głowie słowa błogosławieństwa, gdyż nie posiadał własnych dzieci, którym mógłby go udzielić. Rzec trzeba, że i ojciec dzieweczki nie był ślepcem i z braku lepszych kandydatów trzymał w ukryciu kciuki.
Ryszard jednak uważał się za gorszego, nawet od żuczków turlających odchody i nigdy nie odważyłby się odezwać do tak pięknej dziewczyny. Mówią, że serce nie sługa. Parobek odczuł to powiedzenie na własnej skórze. Przeczył wszystkiemu, co podpowiadało, a ono zaniedbane zbuntowało się i piękno zamieniło w gniew, wymieszało z żalem i męską żądzą, tworząc zapowiedź koszmaru.
Pewnego słonecznego dnia Ryszard wybrał się nad jezioro, by odpocząć przy wędce. Jedynie w ciszy, przy akompaniamencie świerszczy czuł, że odpoczywa. Tym razem dojrzał na brzegu swoją wybrankę. Siedziała, mocząc stopy w zimnej wodzie, więc przystanął w oddali. Marzył, wzdychał, by po chwili zaciskać pięści i uderzać w pobliskie drzewo.
W końcu coś w nim pękło i ruszył zdecydowanym krokiem w jej stronę. Zaszedł dziewczynę od tyłu i złożył pocałunek na jej szyi. Gdy poczuł smak jedwabistej skóry nie potrafił przestać i mimo że próbowała się odsunąć, że odpychała, kontynuował, gdyż postanowił dać upust, wszystkim kumulującym się od dawna, żądzom. Przygniótł drobne ciało dziewczyny do kamienistego brzegu własnym ciężarem. Wyrywała się, próbowała krzyczeć, ale on zatykał jej usta brutalnymi pocałunkami. Odwracała głowę z obrzydzeniem, prosiła, płakała. Ryszard stracił resztki cierpliwości i chwycił za pobliski kamień. Bez namysłu uderzył dziewczynę. Zaszumiało jej w głowie. Nie straciła przytomności, ale bardzo osłabła. On wykorzystał moment i, pozbawiony wszelkich hamulców, zaspokoił swoje pragnienia. Po wszystkim położył się obok i pogładził ją po policzku niczym czuły kochanek, na co ona odpowiedziała splunięciem w twarz. Zaraz potem próbowała się zerwać do ucieczki, ale niestety Ryszard był szybszy. Chwycił ją za włosy i przyciągnął do siebie. Ujrzał w jej oczach strach wymieszany z odrazą, co utwierdziło go w poczuciu niższości. Walcząc o siebie, zgwałcił dziewczynę powtórnie, po czym utopił w jeziorze. Obserwował, jak hebanowe włosy bezwładnie falują na powierzchni. Nienawidził jej z całych sił za to spojrzenie, nienawidził przez chwilę. Później nastała pustka i tylko chłodny wiatr przemawiał wraz z polnymi świerszczami. Myśli Ryszarda ucichły, a serce jakby umarło, tak zwyczajnie.
Stał i patrzył na unoszące się na wodzie ciało ukochanej, zapominając czym są emocje, jakby ktoś w jego wnętrze wlał żrącą substancję, która wnika w każdy zakamarek, dając przestrzeń dla północnego wiatru. Nie wiedział co myśleć, co czuć. Wiedziony instynktem udał się w stronę Czarnego Pasterza. Siadywał pod nim jako dziecko i skarżył się na ojca. Może miał nadzieję, że i tym razem go wysłucha? Przecież nie chciał zrobić nic złego, to jej wina, że nie kochała jak on.
Stanął pod drzewem i wbił wzrok w bogatą koronę. Zakręciło mu się w głowie i odruchowo objął pień rękami. Przytulał się do dawnego powiernika i szukał odpowiedzi. Czuł, jak dłonie obrastają korą, a stopy łącząc się z korzeniami powoli nieruchomieją.
Nagle drzewo zaczęło się chwiać targane wiatrem, który zrywał jeszcze silne liście, rozkładając ich purpurę na zielonej polanie. Ryszard trwał w uścisku, gdy Czarny Pasterz runął na niego, przygniatając go swoim ciężarem. Nie mógł oddychać. Czuł, że potworny ból rozrywa mu płuca. Próbował krzyczeć, ale dławił się krwią. Otwierał usta, ale coś wchodziło mu do gardła, drapało, prowokując wymioty. Gałęzie natomiast otoczyły delikatnie jego ciało, dając chwilową rozkosz, niemal doprowadzając do szczytu, aby po chwili sprawić niewyobrażalny ból. Raz po raz nie przerywając uścisku, aż tracił przytomność. Szum listowia mieszał mu w głowie, a ogrom sprzecznych emocji zamienił się w zimną falę, kradnącą krótkie oddechy. Czuł, że umiera, jakby liście zlizywały jego ciało, pozbywając się skóry, mięśni, powoli sięgając kości, aż do utraty przytomności.
Zlany deszczem obudził się z twarzą w błocie pod Czarnym Pasterzem. Zapłakał podwójnie. Czuł ból rozsadzający trzewia, ból kata i ofiary, ból, który swą siłą mógłby obalić najsilniejsze drzewo.
Ryszard wiedziony przez sznur cierpienia ruszył w jedyną z możliwych dróg – do brzegu jeziora. Nie myślał, zwyczajnie wiedział, co robić. Wszedł do wody i chwycił za rękę martwą dziewczynę, której ciało wciąż unosiło się na powierzchni i położył się na wodzie twarzą w dół.
Nigdy już nie powstał i nigdy się nie dowiedział, że niegdyś dziewczyna o hebanowych włosach zerkała z rumieńcem w jego stronę i tego dnia wyszła na spotkanie, wiedząc, że jej wybranek w tym miejscu łowi ryby.
Historia ta wydarzyła się niemal tuż pod moim gniazdem, gdzie z ukochaną, każdego ranka obserwuję pasące się owce.
*Buk pospolity „Atropunicea” - starsze drzewa z odległości wyglądają jakby ich liście były czarnego koloru.
Komentarze (34)
Pozdrawiam
Znowu palnęłam gafe :(
Poza tym, cudo. Cudo tekst, ale i cudo pomysł. Drzewa jako bierni, czujący obserwatorzy, niemi świadkowie.
Kapitalne. Ukradłbym ten pomysł. W sensie, samą ideę.
Szukam utworu, który mi się bardzo z tym kojarzy.
Ooo, proszę: Strasznie mi się kojarzy, mimo że tutaj ludek się nie krępuje, to jednak tragedia jest kapitalnie oddana.
U Ciebie również. Chwilowo umieram, to nic nie dopiszę, bo nie mam siły, ale ten tekst zasługuje na dużo lepszy i obszerniejszy komentarz niż mój strzęp.
https://www.youtube.com/watch?v=KObkkhh0iaw&list=RDQMXSrgN88OU1Q&index=32
Dzięki Can za cudny komentarz. Przesłuchałam właśnie ten utwór. Pasuje idealnie!
Są skrzydła, by pisać dalej.
Może gdyby mu uświadomił - przed, to by się wszystko inaczej potoczyło? To pierwsza myśl, co mi się nasunęła. No i miała czarne włosy - jak buk liście. A ogólnie - tekst w Twoim stylu - a zatem mnie się podoba. Pozdrawiam→5
P.S. ...obudził się z twarzą w błocie...czy bez: z?
Poprawiłam za podpowiedzią.
Pozdrawiam serdecznie
Dużo emocji.
Napięcia.
Jest historia, wydarzenie.
Barwne opisy. Nienachalne. Krótkie.
Wznoszące kwintesencję.
Dobrze.
Porwało ;-)
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Miałem taki co środowy cykl na forum. Canulardo poleca, gdzie... no, zgadza się, polecałem zajebiste teksty. Ten na pewno bym polecił i na sto procent do niego wrócę.
Odniosłem w środkowej części teksu, jakbyś wcieliła się w umysł psychopaty, tacy niedowartościowani ludzie nakręcają się zamknięci wewnątrz własnego umysłu i potem dokonują podobnych zbrodni.
Czytałem kiedys tłumaczenia takiego jednego mordercy już po ujęciu przez policję, no to praktycznie wszystko się zgadza, tylko u Ciebi jest to tak ładnie napisane.
Ciekawy tekst, zmuszający do refleksji.
Dzięki za komentarz i pozdrawiam!
Buk pospolity „Atropunicea” – na studiach miałem dendrologię, a egzamin polegał na chodzeniu z wykładowcą po krzakach w parku i rozpoznawaniu wszelkich krzewów i drzewek, do tego były pytanka teoretyczne. Najfajnieszy egzamin, jaki miałem ;)
„...włosy i śniada cera działały na wyobraźnie” – literówka „wyobraźnię”.
„...pozwolić sercu zabić szybciej...” – wiem, chodzi o „bicie”, nie „mordowanie”, ale mnie się od razu kojarzy ;)
Teraz już wiem, bo przeczytałem, że powyższy punkt z sercem był zapowiedzią faktycznego mordowania.
Co mi się podobało? Wszystko. Od nastroju ludowej klechdy, po scenę gwałtu, skończywszy na tym, co buk wyczyniał z bohaterem. Potem finał jakże melodramatyczny.
Chociaż w tym „szale” z bukiem, może zbyt dosłownie, słowo „orgazm” jakoś nie pasuje mi do klechdy, a ten klimat unosi się od samego wprowadzenia o drzewie. Ten wstęp buduje nastrój, to jakby opis bóstwa, starej, wielskiej legendy, a potem ten „orgazm” jakoś tak... Jakby nagle bohaterowi, w czasie podglądania ukochanej, zadzwoniła komórka. Jest kilka fajnych zamienników dla słowa „orgazm”.
Poza tym bardzo mi się podobało. Scena z kamieniem – jakbym słuchał Nicka Cave’a, brakowało tylko dzikich róż.
Oczywiście, to tylko moja opinia.
Pozdrawiaki ;)
Fajnie, że do mnie zaglądasz, bardzo mi miło. Twoje komentarze są bardzo rzeczowe, a takich właśnie trzeba.
Pozdrówka!
Napisałaś niby to samo, ale czegoś mi zabrakło. Proszę jednak pamiętać, że to moje odczucia a tekst i myśli na których powstał - Twoje!
Dziękuję za opowieść i - jak zwykle - zostawiam za małe pięć ( większych tu nie robią) ;))
Pozdrawiam
Bardzo smutne opowiadanie. Emocje czasem wyzwalają w ludziach odruchy nieludzkie. Ryszard nie potrafił opanować swojego popędu i stało się najgorsze.
Drzewo tutaj jest powiernikiem i ma potężną moc.
Dziękuję i życzę wszystkiego najlepszego Justysko
Pozdrawiam serdecznie!
Ode mnie 4+
Pozdrawiam.
Pozdrawiam serdecznie
”W końcu coś w nim pękło i ruszył zdecydowanym krokiem w jej stronę. Zaszedł dziewczynę od tyłu i złożył pocałunek na jej szyi” – no tal, odezwać się bał, od razu napad zrobił, ehhh, bidny Ryszard, dostanie w mordę na dzień dobry
A jednak ona oberwała… No pięknie. Tak to jest jak człek za długo kisi coś w głowie. Szkoda ich oboje.
„Walcząc o siebie, zgwałcił dziewczynę powtórnie, po czym utopił w jeziorze” – wiesz co, ja sobie po początkowych opisach i narracji pomyślałam, ze może to będzie bajka… Nie jest.
„Nigdy już nie powstał i nigdy się nie dowiedział, że niegdyś dziewczyna o hebanowych włosach zerkała z rumieńcem w jego stronę i tego dnia wyszła na spotkanie, wiedząc, że jej wybranek w tym miejscu łowi ryby” – o Boże :( Teraz mi smutno :(((
Zaczytałam się po uszy. Świetny tekst. Nie zawodzisz, Justyś. Co Twojego nie czytam, to po pierwsze przemyślane, po drugie dopracowane, po trzecie przedstawione w ciekawy sposób. Pięć puszystych gwiazd.
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam!
Pozdrawiam ciepło! !!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania