Poprzednie częściSzyby (dziennik Cataliny)

Szyby 4 (dziennik Cataliny)

Pamiętam biały korytarz, gdzie białe roboty wyglądające jak lodówki na kółkach z rękami, jak kwadratowe bałwany, jakie lepi się zimą, nadzorowały stłoczone w rzędach oddzielone drutami pod prądem kobiety. Co krok wchodziła któraś do pomieszczeń, co krok ktoś znikał. Bałyśmy się okropnie. Wszędzie skanowały nas wiązki lasera, czerwone, jak w sklepach, i zielone, jak w filmach o komandosach. Były jeszcze niebieskie i pomarańczowe, ale tych nie wszystkie z nas widziały. Podobno miały być niewidoczne, ale mój tata na przykład słyszał ładowarkę do telefonu, a nasz pies, Rocky, słyszał skaczące wiewiórki. Może po prostu w naszej rodzinie jesteśmy jacyś wyjątkowi. Byliśmy. Jesteśmy. Nie chcę Pani Morris pytać, czy wciąż obowiązują więzy rodzinne, to może być mało wrażliwe z mojej strony. Powiedziała, że mam się nie przejmować, że to moja historia i ona mi pomoże w opisywaniu. No więc potem zapytam.

Pamiętam, że dziewczynka, która stała przede mną, młodsza ode mnie o kilka lat, strasznie płakała. Przyszedł wtedy jakiś mężczyzna, lojalista z tatuażami na twarzy, i zbił ją. Nikt już potem nie płakał, a ona leżała na ziemi, zakrwawiona i nie ruszała się. Zabronił nam na nią patrzeć, a lasery świeciły na nas jeszcze częściej.

Próbowali zapłodnić jak najwięcej osób co miesiąc, według jakichś wyliczeń związanych z tym, jak jasno świecił księżyc w nocy – wiem, bo w naszej kuli, gdzie przetrzymywali właśnie mnie i kilkadziesiąt innych kobiet i dziewczyn, nawet kilka dziewczynek, jedna pani słabo mówiąca po angielsku, mówiła, że księżyc jest wysoko i że będą próbowali znowu. Na początku próbowali normalnie, jak mówiła siostra Pani Morris, Agatha, “po bożemu”, ale potem tylko przez próbówkę. Wtedy jeszcze lojaliści mieli dostęp do nas, wtedy też widziałam na własne oczy, czym się różnią Przedstawiciele i lojaliści od zwykłych ludzi. Po prostu mogą wszystko. Zgwałcić, zabić, zbić, poniżyć, upokorzyć, zostawić w kałuży krwi dzikim psom albo po prostu rozdeptać, jak robaka. Lojaliści i Przedstawiciele robili, co chcieli z nami, dziewczynami w kulach, a potem z cywilami na powierzchni Ziemi. Dalej robią, poprawia mnie Pan Lot. Dalej robią z nami, co chcą – ale teraz się pilnują, bo wiedzą, że tworzą się lokalne ruchy oporu. W zeszłym tygodniu, powiedziało radio, ktoś przemycił bombę i zdetonował tuż przy Newport (Now) Tower w Jersey City. Zniszczył Igłę, zabił Przedstawiciela i kilku lojalistów. Na Jersey spadły karnie cienkie szyby, zginęli ludzie. Pan Lot mówi, że gdyby był młodszy, sam by taką bombę zbudował i podłożył lojalistom do kurnika. Zakładam, że to metafora.

Trzymali nas w tych wylęgarniach przez kilka lat, na przemian usiłując nas zapłodnić lub werbować. Część z naszych dziewczyn z kuli przeszła na ich stronę, część zaszła w ciąże i przeniesiono je do wieżowców, gdzie podobno rodzą dalej dzieci Szybiarzy. Podobno eksperymentują na nich genetycznie, robią im dzieci z próbówek i inne straszne rzeczy. Jedna dziewczynka od nas, Margaret, została lojalistką, i nakapowała im na tą panią od znajomości faz księżyca. Zrzucili ją z kuli na ziemię, kilkadziesiąt pięter. Bez sądu, bez szans. Nie mówiłyśmy potem wiele, nie było wiadomo, kto co powie, jeśli przejdzie na ich stronę. Smutne to były czasy.

A potem jednego dnia, gdy spałyśmy, ja i kilka innych dziewczyn, które nie zaszły i nie przeszły na stronę lojalistów, przewieźli nas na ziemię i zostawili w polu. Wyrzucili, jak śmieci. Jedna z dziewczyn, Beth, Bethany, powiedziała, że to dar od Boga i powinnyśmy się cieszyć, dziękować naszym wybawcom, że nam darowali życie. Pewnie i tak lecieli po coś w tym kierunku, to nas wyrzucili, tak myślę. Pewnie nie mieli powodu, żeby nas zabijać, po co mieliby zabijać bezpłodne, niedojrzałe lub chore kobiety? Podobno właśnie Przedstawiciele coś ugrali, że skoro i tak nie są nieprzydatne im, to może na Ziemi się przydadzą – do pracy ktoś, mówili w radiu, wciąż musi chodzić. Pani Morris mówi, że podobno Szybiarze nie chcą robić z ludzi wrogów, tylko niewolników, i nie chcą dawać powodów do buntu. Zupełnie jakby fakt lecących z nieba Szyb co kilkadziesiąt dni nie był dostatecznym powodem, żeby się buntować każdego dnia przeciw nim.

Pani Morris mówi, że samo to, że żyjemy, jest im nie w smak, ale się nas boją. Zupełnie nie wiem jak ktoś, kto może jednego dnia zrównać z ziemią całe miasto, miałby bać się kogokolwiek. Wystarczy, że spuści Szybę.

Następne częściSzyby 5 (dziennik Cataliny)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania