Poprzednie częściTajemnicze Przypadki: Prolog

Tajemnicze Przypadki: Rozdział 3

Rozdział 3: Przytułek dla Zbłąkanych Magicznych Stworów panny Fawkes

Walizki z hukiem wypadły z kominka, upadając obok dziewczyny. Stopy, które czarownica zobaczyła przed sobą, nie należały do najpiękniejszych i prosiły się o pedicure albo chociaż umycie. Były kościste, zakończone grubymi pazurami. Okropne i odpychające.

Blair podniosła się lekko na łokciach i uniosła głowę, by zobaczyć właściciela żylastych palców. Ku swojemu zdziwieniu dostrzegła skrzata domowego wpatrującego się w nią z niezadowoleniem. Miał długie, odstające uszy, jego podbródek był pociągły, podobnie jak haczykowaty, wąski nochal. Posępny wyraz twarzy stworzenia świetnie komponował się z resztą wyglądu. Skóra wisiała mu na twarzy, ale nie tylko tam. Chude ciało okryte było niewielkim kawałkiem zniszczonego, pobrudzonego materiału wyglądającego na wiekowy.

Skrzat kręcił głową, wpatrując się w dziewczynę i mrucząc coś pod nosem. Ona pospiesznie podniosła się z kamiennej podłogi, po czym otrzepała swój długi, ciemnozielony płaszcz i przyciągnęła bagaże.

– Cholerni wędrowcy – burknął skrzat, oddychając z głośnym sykiem.

Blair kątem oka zerkała na niego, choć była trochę przerażona. Już wcześniej widziała skrzaty domowe, ale ten był wyjątkowo wrogo nastawiony.

– P-przepraszam. Czy to Przytułek… dla Zbłąkanych Magicznych Stworów panny Fawkes? – zapytała nieśmiało, mając nadzieję, że niewielka istota stojąca naprzeciw niej odpowie.

Znajdowała się w małym pomieszczeniu, które było niezwykle zaniedbane i pełne kurzu. Wewnątrz stała stara, podziurawiona sofa i wiekowy kominek. W kątach pająki zadomowiły się na dobre, tworząc pajęcze korytarze. W powietrzu unosił się dziwny zapach, prawdopodobnie zupy, połączony z nutą stęchlizny.

Nagle Blair usłyszała stukanie butów o podłogę. Zerknęła w stronę drzwi, które otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.

– Gapiur! Gdzie do cholery jesteś? – krzyknęła kobieta, która zjawiła się w pomieszczeniu. Miała długie, falowane włosy, które prawdopodobnie od dawna nie widziały się z grzebieniem; czarną brodawkę na podbródku i długą suknię do samych kostek odsłaniającą krótkie kozaki. – Kogo tu diabli przynieśli, co? – zwróciła się do Blair.

– Witam. Czy to Przytułek dla Zbłąkanych Magicznych Stworów panny Fawkes? – ponowiła pytanie, starając się dobrze wymówić nazwę. – Kontaktowałam się w sprawie pokoju.

– Miranda Fawkes we własnej osobie – odpowiedziała dumnie kobieta, wyciągając niewielką dłoń w stronę dziewczyny. Blair uścisnęła ją lekko i uśmiechnęła się delikatnie. – Chodź, dziewczę. Coś dla ciebie znajdziemy. A ty, Gapiurze, do roboty! No już! Bagaże panienki czekają – dodała, wskazując palcem skrzata, który wymruczał coś niezrozumiałego pod nosem i rozpłynął się w powietrzu z walizkami. Czarownica miała nadzieję, że niebawem wrócą do niej nienaruszone.

– Czy na pewno będzie jakieś wolne miejsce? Jeśli nie, mogę poszukać czegoś innego – rzuciła Blair, gdy wchodziły po skrzypiących, drewnianych schodach. Ich barierka kołysała się, gdy pokonywały kolejne stopnie.

– Mamy mnóstwo wolnych pokoi. Nie przejmuj się, skarbie – rzekła Miranda i machnęła ręką.

Po chwili znalazły się na pierwszym piętrze, gdzie mieściła się recepcja. Za biurkiem siedział kolejny skrzat, ten o uszach wywiniętych do dołu, przypominających zwiędnięte kwiaty. Przyjrzał się Blair badawczo.

– Jak długi pobyt? – spytała kobieta, spoglądając na gościa, po czym podeszła do wysokiej lady.

– Chciałabym zatrzymać się na nieokreślony czas, jeśli to możliwe, dopóki nie znajdę czegoś stałego – obwieściła Blair.

Miranda założyła na nos okulary, które wyjęła spod kontuaru, i odnalazła spory notes z magicznym piórem gotowym notować.

– Godność panienki? – zapytała, zerkając na dziewczynę spod okularów, po czym przeniosła wzrok na jej plecak, któremu przyglądała się przez dobre kilka sekund.

– Blair Olsson.

Miranda wskazała pióro, które wzięło się do pracy. Kiedy usłyszała nazwisko, zawahała się i popatrzyła na Blair uważnie.

– Ach, to ty do mnie pisałaś. Faktycznie przypominam sobie… – mruknęła kobieta, kręcąc głową. – Dobrze mówisz po angielsku. A to co za wynalazek? – zapytała, wskazując transporter Gustava.

– To plecak podróżny dla mojego kota – powiedziała Blair, czując, jak jej uszy nabierają różowawego koloru. Kompletnie zapomniała wspomnieć o tym, że zamierzała zanocować z kotem.

– Dziwne rzeczy… A więc pokój numer… 294 na czwartym piętrze. Zaprowadzę cię.

Odeszła od kontuaru, zbliżając się do dziewczyny. Kompletnie zignorowała fakt, że Blair towarzyszył duży, bury kot.

Wykonała gest ręką i zaprosiła dziewczynę ponownie na schody, a ta posłusznie powędrowała za kobietą. Im wyżej wchodziły, tym zapach jedzenia stawał się intensywniejszy. Blair poczuła, jak skręca się jej żołądek, tym razem z głodu.

– To tam. – Miranda wskazała palcem przedostatnie drzwi w korytarzu. Jakiś mężczyzna wyszedł z sąsiedniego pokoju i przeszedł obok nich. – Niestety trafiło ci się miejsce obok wilkołaka. Ale spokojnie, do pełni jeszcze daleko. Normalnie jest w porządku.

Blair na myśl o tej kreaturze aż odechciało się jeść. Nigdy wcześniej żadnego nie spotkała i chciała, żeby tak pozostało.

– Rozumiem – mruknęła. – A moje bagaże? – zapytała, obserwując ruchome obrazy wiszące na ścianach, które przedstawiały portrety przeróżnych osób i stworzeń.

Usłyszała dochodzące z dołu dziwne dźwięki i rozmowy. Ponownie ktoś pojawił się w holu i zaraz zniknął na jego drugim końcu. Była to, jak sądziła Blair, pani sprzątająca, która wykonywała swoją pracę bardzo powierzchownie, wcale się do niej nie przykładając.

– Gapiur zaraz je dostarczy. – Miranda się uśmiechnęła. – Płatność z góry. Należność dwa galeony za noc. Mamy obecnie zniżkę dla nowych klientów.

– No tak, galeony… – mruknęła Blair i zaczęła szperać po kieszeniach w poszukiwaniu złotych monet, które miały największą wartość w świecie czarodziejów. Po krótkiej chwili wręczyła kobiecie należytą kwotę.

– Polecam skorzystanie z naszego Pubu Pod Ślepą Kurą, który znajduje się na drugim piętrze. Dzisiaj gotuje Dolores, więc mamy domową zupę dyniową na świńskim ogonie. Warto też strzelić sobie jakieś małe piwko na rozluźnienie.

– Na pewno skorzystam – rzekła Blair i wykrzywiła usta w sztucznym uśmiechu, gdy wyobraziła sobie zakończenie świńskiego zadka.

Mmm… pyszności, pomyślała z ironią.

– Ach, no i klucz – przypomniała sobie panna Fawkes. Zanurkowała ręką w jednej z kieszeni płóciennej sukni, z której wyjęła pęk kluczy. Przejrzała go dokładnie, po czym wręczyła Blair jeden z nich. – Tylko nie zgub.

– Jasne.

– Radzę nie plątać się po nocach.

– Acha.

– W wiosce od czasu do czasu kręcą się nieprzyjemne typy. Nawiedzają czasem nasz pub, ale tylko w późnych godzinach. Łazienki są na każdym piętrze. Wspólne, rzecz jasna. Możesz korzystać z sieci Fiuu w czasie pobytu. Życzę miłej wizyty w Hogsmeade, skarbie!

– Dziękuję – odpowiedziała Blair, zerkając na Mirandę, która oddalała się chwiejnym krokiem i machała dziewczynie na pożegnanie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bajkopisarz 08.07.2020
    „gdy wchodziły po skrzypiących, drewnianych schodach. Ich barierka kołysała się, gdy”
    2 x gdy
    Bardzo przyzwoicie napisane. Trudno o jakieś uwagi – po prostu wciąga.
  • Nosferatu 08.07.2020
    O, niemożliwe :P Dzięki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania