Poprzednie częściTak blisko - Prolog

Tak blisko - Rozdział 2

Gdy minęła pierwsza fala smutku, wstałam i poszłam do domu. Byłam zła. Jak on mógł mi tak bezczelnie podłożyć nogę?! I to w pierwszym dniu szkoły. Myślałam już, że w liceum nie będzie aż tak źle, cała uroczystość przebiegła dobrze. W momencie, gdy wychodziłam, musiało się stać coś takiego! Czemu akurat mi?! Teraz stanę się pośmiewiskiem całej szkoły. Gdy wybiegałam, usłyszałam słowa „ta ruda, co się przewróciła” powiedziane z ust jakiejś dziewczyny. Ludzie są okropni! Czy oni w ogóle myślą, jak się czuje drugi człowiek?! Pewnie nie.

Szybko weszłam do domu i udałam się prosto do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi. Położyłam się na drewnianym łóżku i zaczęłam płakać. Przypomniały mi się też upokarzające momenty z gimnazjum.

Pewnego razu jeden z chłopaków z mojej klasy powiedział całej szkole, że sprzedaję narkotyki. Mnóstwo osób zgłosiło się do mnie po „trawkę”. Nawet policja przyjechała. Ja przecież nigdy nie miałam kontaktu z narkotykami! Gdy się okazało, że nic nie sprzedaję, dyrektor prosił mnie do swojego gabinetu i musiałam odpowiadać za to, że rozpowiadam takie rzeczy i niszczę opinię innych na temat szkoły. Oczywiście musiałam ponieść konsekwencje, bo ten chłopak wyparł się wszystkiego.

Nikt nie chciał siedzieć obok mnie. Tak jakbym miała bardzo zaraźliwą chorobę i nie można by się było do mnie zbliżać. Gdy nauczyciel łączył nas w grupy, ta, do której miałam dołączyć, pytała, czy muszą być ze mną.

Przypominając sobie te wszystkie momenty, przypomniałam sobie również, jak sobie z nimi radziłam. Natychmiast sięgnęłam po żyletkę. Miałam ich pełno w całym domu. Jak już wspominałam, moja mama od dawna, a właściwie od 5 klasy podstawówki (kiedy powiedziała mi, że jestem już na tyle dorosła, że mogę sama o siebie zadbać) nie wychodzi ze swojego gabinetu. Nie widziała więc nigdy żadnej żyletki. I tak by ją to nie obchodziło. W ogóle ją nie obchodzę. Od piątej klasy jej kontakty ze mną polegają na co miesięcznym przelewaniu pieniędzy na moje konto. Żeby mieć trochę więcej pieniędzy, przez całe wakacje pracowałam w sklepie. Sama się sobą zajmuję. Robię zakupy, sprzątam, piorę, prasuję…

Wcześniej też nie było za dobrze. Pracowała jako modelka. Do domu przychodziła bardzo późno, albo nie było jej całą noc i następnego dnia odsypiała. Gdy miałam jakiś problem, nie budziłam jej. Pewnego razu tak zrobiłam, a ona na mnie nakrzyczała. Od tamtego razu rzadko z nią rozmawiałam.

Później wszystkie kontrakty się jej skończyły. Przez parę miesięcy starała się jeszcze znaleźć pracę. Bez skutku. Potem popadła w nałóg.

Gdy pewnego dnia była w m i a r ę trzeźwa, powiedziałam jej, że wychowawczyni prosi ją na spotkanie, aby porozmawiać o moich ocenach. Nauka nie szła mi zbyt dobrze. Ciągle myślałam o rówieśnikach, którzy mnie nienawidzą. Nie mogłam się więc skupić na lekcji. Ona odpowiedziała mi wtedy, że nie ma czasu się mną zajmować i chodzić jeszcze na jakieś spotkania. Moje oceny – mój problem.

Albo, jak w czwartej klasie znalazłam odpowiedź na najbardziej nurtujące dzieci pytanie – skąd się biorą dzieci. Wcześniej nigdy nie rozmawiałam z mamą na ten temat – pewnie się domyślacie, dlaczego. Spytałam ją wtedy, gdzie jest mój tata. Powiedziałam jej, że na lekcji mówiliśmy, że potrzebny jest do tego mężczyzna. Odpowiedziała, że w momencie zapłodnienia była na imprezie, na której było mnóstwo osób. Upiła się. Właściwie nie wie, kto jest moim ojcem. Na koniec dodała, że mimo wszystko dobrze się bawiła na tej imprezie i dobrze ją wspomina. Po tej informacji długo nie mogłam się pozbierać.

Wzięłam do ręki żyletkę. Przypomniały mi się wtedy momenty, w których tak bardzo się przydawała. Przypomniało mi się również moje pierwsze cięcie.

Było to w połowie czwartej klasy. Poszłam w szkole do toalety. Obie były zajęte. Gdy z jednej z nich wyszła dziewczyna, zobaczyłam, że na rękach ma czerwone, podłużne rany. Spytałam ją, skąd to ma. Ona odpowiedziała mi, że sama to sobie zrobiła. Powiedziała również, że łagodzi to ból psychiczny. Już tego samego dnia, gdy przyszłam do domu wyciągnęłam zszywkę z zeszytu i spróbowałam. Zadziałało. Później stało się to jak nałóg. Własnoręcznie wypisałam sobie całoroczne zwolnienie z zajęć wychowania fizycznego, podrabiając podpis lekarza. I tak co roku.

Pierwsze cięcie, poczułam jak krew spływa mi po skórze i jednocześnie, jak ból fizyczny szybko zastępuje ból psychiczny. W miarę kolejnych cięć prawie zapominałam o moich problemach. Czułam tylko ten ból. Lubię go. Pozwala mi się zrelaksować, odprężyć.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Sileth 29.01.2015
    Rozdział jak zwykle spoko ;) Ciekawy i taki prawdziwy. Niestety jak to u ciebie są powtórzenia, ale chyba przestanę już zwracać na nie uwagi xD Najbardziej mnie kuło w oczy tutaj: "Przypominając sobie te wszystkie momenty, przypomniałam sobie również, jak sobie z nimi radziłam."
    4 :)
  • Megi :3 29.01.2015
    Staram się je ,,wyłapać", ale chyba średnio mi to idzie XD
  • Sileth 29.01.2015
    E tam , nie jest źle :)
  • Amy 21.02.2015
    akurat mi - akurat MNIE

    Hm... Wydaje mi się, że to mało prawdopodobne, by dwie osoby, które mieszkają w jednym domu przez tyle lat, nie utrzymywały ze sobą żadnego kontaktu, no ale zobaczymy, co będzie dalej.
  • Megi :3 21.02.2015
    Matka prawie cały czas przebywa w gabinecie podpita, a dziewczyna stara się jak najmniej przebywać w domu ;). Tak to sobie wyobrażałam
  • Amy 21.02.2015
    Domyślam się, ale ukazałaś to tak, jakby w ogóle nie miały ze sobą kontaktu. Chyba za bardzo się czepiam, ale to znaczy, że mi się podoba. :D
  • Megi :3 21.02.2015
    W takim razie bardzo się cieszę :)
  • Neli 29.06.2015
    Dziewczyno, nie tnij się! To nie jest rozwiązanie. Relacje z matką przypominają o tych między bohaterami mojego opowiadania. Zaciekawiająco piszesz. Wciągłam się. Czyta się lekko i płynnie. Pozdrawiam!
  • Megi :3 30.06.2015
    Super, że tak się emocjonujesz :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania