Tam gdzie sen i lęki się przeplatają.

Dzień jak co dzień poszedłem spać koło godziny trzeciej nad ranem, jednak zanim udało mi się usnąć minęły kolejne dwie godziny walki z potężną bezsennością i ciągle prześladującymi mnie myślami samobójczymi. Nie mogłem się doczekać aż w końcu doznam tej ulgi zwanej snem w świecie gdzie wszystko działa na zupełnie innych zasadach tam gdzie nic mnie nie ograniczało. Aż w końcu nastała upragniona ciemność, a z niej zaczęły się wyłaniać kolory oraz niewyraźne obłoki powoli układające się w logiczną całość.

Zanim się obejrzałem byłem już w zupełnie innej rzeczywistości, jednak sceneria była o wiele bardziej przytłaczająca niż się spodziewałem. Znalazłem się na terenie otoczonym metalowym ogrodzeniem dookoła którego szalało tornado unoszące w powietrze pył, różne drewniane przedmioty oraz wiele wiele innych. Tuż za mną była ciągle drżąca zamknięta metalowa brama, a przede mną niczym z typowej opowieści o duchach stary dom wykonany z drewna które już z daleka wyglądało na przegniłe, nawet ziemia na całym widocznym terenie była wyjałowiona a trawa wysuszona, a zarazem posiadająca nienaturalnie szary kolor. Naprawdę odechciało mi się ruszać z miejsca i chciałem przeczekać aż coś się zmieni, ale szybko okazało się, że nie jestem sam. Po mojej lewej stał młody chłopak mniej więcej w moim wieku z krótkimi czarnymi włosami który klepnął mnie w ramie po czym rzekł spokojnym głosem "chodźmy" i ruszył do przodu. Wtedy tez zauważyłem, że w prawej dłoni trzymam starodawny pistolet z przyczepionym do niego krótkim nożem. Kiedy wzrok z powrotem zwróciłem ku przodzie mój towarzysz stał już przy otwartych drzwiach do rezydencji, a ja z niewiadomych przyczyn wolałem nie zostawiać go samego czy też sam wolałem nie zostawać sam. Kiedy zbliżałem się do domostwa powoli ogarniało mnie przytłaczające uczucie niepewności i złe przeczucia. Wnętrze domu nie licząc wyraźnych śladów działania czasu wydawało się całkiem porządne- hol był całkiem spory i pusty, a na kilka metrów od nas znajdywały się drzwi po lewej, prawej oraz z przodu, a na północny wschód od nas schody na piętro z widocznym korytarzem odgrodzony drewnianymi barierkami. Wydawało się być naprawdę spokojnie, nawet podłoga nie wydawała żadnych dźwięków i jedyne co można było usłyszeć to szalejący wiatr na zewnątrz, a przynajmniej było tak przez krótką chwilę.

Na piętrze nagle zaczęły rozchodzić się dźwięki kroków- powolne i głośne. Stałem jak wryty w raz z moim towarzyszem i patrzyliśmy się w jeden punkt na górze sparaliżowani ze strachu. Gdy tylko dźwięki kroków zaczęły się rozchodzić po upiornej willi atmosfera natychmiastowo się zmieniła, stała się napięta i jakby bardziej dynamiczna, nawet powietrze stało się cięższe i bardziej złowrogie. Nie jestem w stanie określić ile tak staliśmy bez podjęcia jakiejkolwiek akcji, ale było to wystarczająco długo aby osoba od której dochodziły kroki zdążyła się zjawić- była to stara kobieta, bardzo stara, była garbata i miała duży zakrzywiony nos oraz chudą twarz niczym stereotypowa wiedźma, jej skóra była zielona, głowa była zupełnie łysa a na jej szczycie dojrzałem bliznę w kształcie kompasu. Szybko zaczęła wrzeszczeć przeraźliwym głosem "Co wy tu robicie? Wszyscy będziecie przeklęci!" wtedy tez zawaliła się podłoga pode mną i wpadłem do czegoś na podobie kanału. Wpadłem tam sam, mój towarzysz został na górze z pokręconą staruszką, jednak po chwili usłyszałem jego krzyk mówiący "Celuj w kręgi!". Po jego słowach zacząłem mieć nieodparte wrażenie, że ktoś za mną jest więc zacząłem się przedzierać długim ciemnym korytarzem z czarnych cegieł przez mętną wodę w stronę światła znajdującego się naprzeciw mnie. Słyszałem za sobą warczenie oraz silny opór wody reagującej na agresywne ruchy nieznanej mi postaci. Były co raz bliżej, aż w końcu gdy prawie wydostałem się na zewnątrz coś chwyciło mnie za ramię i zaczęło rzucać na boki- jedyne co widziałem to zęby, łuski i pazury delikatnie połyskujące w mroku, szybko zacząłem strzelać na oślep aż bestia mnie puściła, a ja od razu wydostałem się na zewnątrz do zdaje się czegoś na zasadzie ogródka. Tam jednak zanim cokolwiek zobaczyłem zacząłem słyszeć przeraźliwe kobiece krzyki, wtedy tez szybko upadłem na ziemię i spojrzałem przed siebie celując z broni, a tam zobaczyłem kobietę ubraną w jakieś stare szmaty ubrudzone krwią, całą siną z czarnymi włosami. Była powieszona za szyję na drzewie i w furii bujała się na boki zdaje się starając się zerwać i zejść na ziemię. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu spoglądając na przerażającą kreaturę, skuliłem się na ziemi słuchając jej krzyków i zasłaniając oczy, a ona zaczęła się śmiać w naprawdę przerażający sposób mówiąc ochrypłym głosem, że zaraz do mnie zejdzie. . .żebym czekał grzecznie. . .że na pewno mi się to spodoba. Po tych słowach szybko wstałem i w panice zacząłem do niej strzelać strzelać po całym ciele. Nie dawało to żadnych efektów, aż w końcu spadła na ziemię, wstała powoli i zaśmiała się po raz kolejny tym razem idąc w moją stronę. Wtedy zauważyłem bliznę w kształcie kompasu na jej czole, bez zastanowieniu oddałem kolejne kilka strzałów ledwie dając radę celować w to miejsce. Trafiłem. . . tym razem jej zwłoki upadły w bezruchu na ziemię, a ja dla pewności oddałem kolejne trzy strzały w głowę. I oddaliłem się w jednym możliwym kierunku jaki mi się jawił czyli do drzwi prowadzących z powrotem w głąb budynku, nie chciałem zostać ani chwili dłużej z ciałem tej dziewczyny ciągle miałem wrażenie, że za chwilę wstanie.

 

Kiedy wkroczyłem z powrotem do budynku znalazłem się w korytarzu na którego końcu były otwarte drzwi a tam w oddali widniały drzwi frontowe. Nagle za plecami usłyszałem delikatny kobiecy głos mówiący moje imię w przeraźliwy sposób "Seeeeebaaaastiaaaaan" wtedy zacząłem szybko biec do wyjścia ze łzami płynącymi po twarzy, nawet nie próbowałem się odwracać. Kiedy tylko wbiegłem do holu zobaczyłem staruchę wściekle warczącą na mnie, spróbowałem strzelić od razu w jej kierunku ale okazało się, że nie mam już żadnych naboi. Wiedźma szybko wykorzystała sytuacje i rzuciła się na mnie w mgnieniu oka wbijając swoje zęby w moją szyję i wściekle rozdrapując moje plecy swoimi pazurami. W panice zacząłem ranić ja gdzie tylko popadnie nożem z pistoletu szybko przechodząc do blizny na szczycie głowy. Przecinałem ją wzdłuż i wszerz bez efektu, wtedy też ujrzałem w korytarzu z którego przyszedłem kobiecą posturę powoli utykającą w moim kierunku. W końcu kątek oka dostrzegłem kolejną bliznę staruchy znajdującą się na jej karku- jej przecięcie zaskutkowało jej natychmiastowym wrzaskiem i padnięciem na kolana, ku mojemu zaskoczeniu powieszona dziewczyna również od razu padła na ziemię. Starucha jeszcze ostatnim tchnieniem złapała mnie za rękę i powiedziała "Musisz zabić zaklinaczkę", a w mojej głowie pojawiła się wizja drzwi wykonanych z czarnego kamienia znajdujących się na piętrze. Po tym wiedźma dokonała swojego żywota.

 

Usłyszałem nagle skrzeczenie na zewnątrz budynku- była to brama od ogrodzenia otworzyła się, a tuż za nią z tornada spadły spore drewniane drzwi. Coś mi mówiło, że to nareszcie droga wyjścia i bez wahania rzuciłem się w ich stronę. Zignorowałem ostatnie słowa staruszki, miałem już dosyć tego miejsca i jedyne o czym myślałem to aby się jak najszybciej z niego wynieść. Kiedy tylko zbliżyłem się do owych drzwi wśród wycia huraganu usłyszałem delikatny kobiecy śmiech po czym drzwi ruszyły w moją stronę z zawrotną prędkością taranując mnie na swojej drodze pozostawiając pół przytomnego i niezdolnego do ruchu na ziemi. Ostatnie co pamiętam to jak poruszałem się w powietrzu prosto w stronę kamiennych drzwi, które po moim zbliżeniu się powoli się otworzyły, wtedy zanurkowałem mimowolnie w nieprzeniknioną ciemność ciągle mając w głowie ten delikatny śmiech i pytanie kiedy ten koszmar się skończy. . .

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolaKorman 24.04.2017
    Koszmary miłe nie są, to fakt, czasem bywają tak realne, że trudno uwierzyć, że to tylko sen.
    Nie jest źle, czytało się płynnie, ale jest dużo błędów interpunkcyjnych i stylistycznych.
    ,,Kiedy wzrok z powrotem zwróciłem ku przodzie '' - do przodu
    ,,do czegoś na podobie kanału.''- do czegoś podobnego do kanału.
    ,,zdaje się czegoś na zasadzie ogródka.''- zdaje się czegoś jak ogródek, przypominającego ogródek lub po prostu do ogródka
    Witam na Opowi i pozdrawiam, nie oceniam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania