Tatko Polak

Był wujek Henio, co pieszczotliwość swojego tytułu nadrabiał niesympatyczną facjatą i rzucanymi tu i ówdzie kurwami, roznoszącymi się po kamienicach dźwięcznie i wdzięcznie.

Wujek był w gruncie rzeczy dobrą osobą. Przed erą alkoholizmu był wielkim uczonym. Wykładał nauczanie zintegrowane w szkole podstawowej nr 15 w Bałałajkach. I lubił grać w karty, ale że zacięcia nie miał, często odchodził od nich z kwaśną twarzą prosto w zaświaty literatury. Z miną kota na pustyni siadał na sofie i poczytywał Platona. Nie widywano go nigdy z inną książką. Musiał to być jego faworyt. Zwykłem wraz z bracią mą wycinać żarty związane z jego filcowymi skarpetami, w których wyglądał co najmniej zabawnie. Ale on, nic sobie z tego nie robiąc, rozprawiał tylko o czasach PRLu, w których to skarpety robiło się z tektury, a wszystko kosztowało majątek i nikogo nie było na nic stać. Jedynie ironia była tania, toteż wujek ją kupił. A teraz nawet ona spływała strumieniami, za źródło określając sobie licznie porozrzucane w lesie butelki, będące pamiątką wujkowych wojaży. Po przecenie, przynajmniej według tego, co wujcio mawiał, chodziła również buta (wprawdzie tylko w okresie przedświątecznym kiedy wszyscy się bali że może zgnić jeśli się jej szybko nie upłynni), toteż i ona została nabyta. No i teraz poczciwy niegdyś Henio mocno zdziczał, przybrał na twarzy wyraz co najmniej goryla i nie sposób z nim porozmawiać o niczym poważnym. W ogóle rozmowa z nim jest trudna w tym samym stopniu, co rozmowa z głuchoniemym. Wujek nie słucha, wujek nie rozumie, wujek ogólnie się odcina od społeczeństwa. Wujek ma to wszystko gdzieś, i on to sobie chwali i szanuje. Ma swoje poglądy. Jest tolerancyjny, powiada razu pewnego, nigdy nie powiedział nic na żadnej murzyna. I wtedy dochodzę do wniosku, że to nietrudno być tolerancyjnym, jeśli się w ogóle nic nie mówi prócz: „Kiedy obiad?”. W ogóle wujkowi wszystko przychodzi łatwo. Wbrew naszym, jak on to określa, polskim przywarom, nie narzuca nikomu swoich poglądów politycznych. I tu dochodzę do wniosku niemal identycznego. Nie lubi się wykłócać, co też sobie chwali. I znowu ten sam wniosek. Morał? Wystarczy się zamknąć.

 

Wujek jednak nie jest aż tak aspołeczny. Droga do otwarcia instrumentu przekazywania wiedzy młodszym pokoleniom (potocznie zwanym gębą) prowadzi przez szklane butelki wypełnione przezroczystym, pachnącym płynem. Wtedy to nasz kochany wujcio nabiera elokwencji, której nie widziano nigdy na najlepszych światowych salonach. Klękajcie narody! Wujek odrywa się, z trudem wprawdzie, od Platona i zabiera nas w podróż po meandrach jego żywota. Zawadza czasami o kamienne żarciki lub drętwe anegdoty, ale nigdy nie przynudza. Taki to ten wujek jest – historię ma, i do długą a krętą. Wiele w niej zakrętów i ślepych uliczek, multum noży wbijanych w plecy, od groma nowych nadziei i nadziei straconych. Na pierwszy rzut oka wygląda to okazale. Zawsze to miło pochwalić się swoimi dziejami, których już nikt nie odbierze, które nie zostaną zapomniane. Mierzwi ego każda wzmianka o tych tragicznych, ale byłych wydarzeniach. Gdy jednak zagłębimy się w szczegóły, gdy zamiast skromnego sprawdzania temperatury rzeki dużym palcem u nogi wskoczymy w nurt wydarzeń, zanurzymy się w nim aż po głowę – wtedy dotrze do nas fakt, że rzeka ta raczej brudna jest i nie warto w nią przesadnie wnikać. Nie warto się przejmować zbytnio. Wujek jednak za nic miał sobie nasze sugestie, które notabene zwykł nazywać dyrdymałami wyssanymi z palca albo nawet skądś indziej, i nadal sławił historię swego żywota. Takiego wujka trudno jest czegoś nauczyć. Ciężko jest uzmysłowić mu postęp cywilizacyjny. Niemalże niemożliwym jest zmuszenie go do obcowania z nowymi wynalazkami, ale to nie wynalazki są największym problem. Stanowią go poglądy, których wujek również nie chce za nic przyjąć do wiadomości, nie mówiąc już o tolerowaniu. Wsiąknięty w nacjonalizm po uszy, często siada przy stole podczas przedostatniej wieczerzy i zaczyna cytować Dmowskiego, nikt nie wie skąd, bo przecież chyba go nie ma w utworach Platona. Ale cytuje i cytuje, i z każdym słowem jego lico promienie, a pierś zostaje wypięta jeszcze mocniej. A ja mówię, że wujek, oprócz bycia Polakiem, jest również człowiekiem, i ma obowiązki ludzkie. A jednym z nich jest niewątpliwie obcowanie z nowością, która miejscami wprawdzie cierpka, ale ogólnie rzecz biorąc przynosi więcej korzyści niż szkód.

I razu pewnego siadamy na ganku, na drewnianej, surowej ławeczce bujanej. Wujek podpala fajkę, napawając się urokiem otaczającego go środowiska. Jest już prawie zachód słońca, czerwienieje ono powoli ponad koronami drzew. Tu ptaszek zaświergoli, tam coś szczeknie, tamtam zawyje. Siedzimy tak razem, w milczeniu, a lekkie bujanie ławki dopełnia obraz leniwego nastroju. Dym wujkowej fajki tworzy w czasoprzestrzeni fantastyczne kształty. W powietrzu daje się jednak wyczuć napięcie, które nie pozwala mi przysnąć na chwilkę jak zwykle. Po okresie czasu nie dłuższym niż chwila i nie krótszym niż moment spoczywa na moim ramieniu starcza dłoń. Spoglądam na nią, a ona straszy mnie swymi zmarszczkami. Dociera do mnie nagle ogrom przeżyć i doznań, jakich wujek był częścią, jednak nie daję po sobie niczego poznać. Czuję, że jego ruch jeszcze nie dobiegł końca. I w końcu usta stare jak świat rozwierają się powoli, z trudem psychicznym.

– Ja naprawdę chciałbym wam wszystkim pasować – głos odbija się echem po wszechświecie – Chciałbym móc wam wszystkim dogodzić, być dobrym dla każdego w tym samym, dużym stopniu. Tak bardzo bym chciał...

W oczach dostrzegam niezapomniany błysk żalu. Nikt nigdy nie wiedział, o co i do kogo ten żal jest, i nigdy się nie dowiedział. Wujek rozpłynął się w powietrzu tak samo jak jeszcze parę chwil temu robił to dym z jego drewnianej fajki. A ja podniosłem się powoli, rozejrzałem się, i miałem już w umyśle tą piękną świadomość, że oto nadchodzi nowa era.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania