Poprzednie częściTchnienie Lisa - Prolog

Tchnienie Lisa - Rozdział 25

Ryu

 

Weszliśmy z Kijuro do powozu wraz z moją nową nauczycielką i natychmiast moja wyluzowana maska opadła. Westchnąłem głęboko biorąc mojego kocurka na kolana. Nie wiedząc co począć ze wzrokiem wyjrzałem przez szklane okiennice. Teraz widząc już tylko stojące sylwetki pozostałych na pierwotnej misji.

Coraz bardziej się dzielimy. Oby nic się nie stało z tego powodu. Chociaż o Kingę nie powinienem się bać. Ma solidną obstawę w postaci swego ochroniarza, a i tan Kazuma też jej nie pozwoli krzywdy zrobić. Choć z drugiej strony... Na pewno nie podoba mi się zostawienie z nim tej dziewczyny bez nadzoru.

Wróciłem myślami do mojego obecnego miejsca. Zadziwiła mnie przenikająca na wskroś ciało cisza. Zupełnie nienaturalna. Nikt się nie odzywał, ale to nie wszystko. Nie słyszałem nawet odgłosów które powinny powstać przy jeździe. Wzdrygnąłem się.

-Ryu.- odezwała się kobieta, w końcu przynosząc ulgę duszy wprowadzając jakieś wibracje dźwiękowe. -Pokaż mi te twoje bronie.- niby jej głos brzmiał delikatnie, ale w jakiś sposób obawiałem się obawiałem zaprzeczyć.

-Proszę bardzo.- podałem jej szable starając się unikać kontaktu wzrokowego.

Kobieta starannie przyglądała się zdobieniom na pochwach broni. Po krótkiej chwili powoli wyciągnęła miecz z niebieskiej pochwy. Jej wzrok lustrował metal o zimnym połysku. Czułem się z tym mega dziwnie. To było coś w stylu przejrzenia na wylot mej duszy.

Nagle krwistooka gwałtownie podniosła ostrze ku górze i spojrzała na mnie z „zabójczym” uśmiechem. Moje serce stało się lekko niespokojne. Bardzo niedobrze...

-Co pani chce zrobić?!- za późno zareagowałem.

Szkarłatna spojrzała na broń w swych dłoniach i powoli przejechała językiem po jej tępej stronie. Przy tym przeszedł mnie dreszcz. Co za dziwne uczucie... Zupełnie tak jakby, coś łaskotało? Albo też po prostu delikatnie drażniło moją dusze. Kobieta znów skupiła wzrok na mnie.

-Cóż za silne połączenie.- uśmiechnęła się pogodnie. -Idealna harmonia z tą częścią... ale z drugiego...- przymrużyła oczy. -Czy ty się wstydzisz tej drugiej strony ciebie?- spojrzałem na nią zaskoczony.

-Ja? Wstydzę? I jakiej drugiej strony?- jej wargi powoli układały się w szeroki uśmiech.

-No cóż, nie jest teraz czas na takie lekcje. Będziemy mieć jeszcze sporo czasu na to. Ja zresztą postaram się, abyś sam do tego doszedł. To powinno dać o wiele lepszy efekt.- nie rozumiem tej kobiety...

-Nie wiem o co chodzi.- westchnąłem. -Ale chyba muszę ci ufać. Skoro masz mnie nauczać.- uśmiechnąłem się.

-Dobry chłopiec.- zachichotała sprawiając, że poczułem się lekko zażenowany. -Wiesz mam córkę troszkę młodszą od ciebie. Też jest szkolona, myślę że razem będzie wam raźniej.- zatkało mnie.

-A ta pani córka pewnie tak samo urocza jak matka.- kruk po raz pierwszy zabrał głos.

Zaczęli podtrzymywać ten temat. Jednak... Ona jest matką? I to jeszcze córki w PODOBNYM do mnie wieku?! Chyba przestane ufać swym oczom, naprawdę... Kiedy tak opowiadała o swym dziecku poczułem się przy niej „bezpieczniejszy”.

-Za to mój syn jest w podróży i prędko go nie spotkamy.- ma jeszcze syna? -Ta...- jej twarz nagle posmutniała.

-Pewnie pani tęskni. A co z ojcem dzieci?- źrenice kobiety stały się szerokie, chyba trafił w czuły punkt. -Ja... przepraszam chyba nie powinienem...- uśmiechnęła się smutnie.

-Nic nie szkodzi. Młody jesteś. Masz prawo do bycia ciekawskim i pytań.- chyba nie aż tak młody... -Ale jak chcesz wiedzieć to on żyję. Jest razem z moim synkiem.-

-Mam wrażenie, że nie jesteście typową rodzinką.- wtrąciłem się do rozmowy.

-Nie, ale najważniejsze jest chyba to, że się kochamy prawda?

Przechyliła głowę w jakiś słodki sposób. Mózgu przestań... Przecież to o wiele starsza kobieta i to jeszcze z dziećmi. Nie patrz na nią pod takim kątem. Poza tym nie powinienem... Co się ze mną dzieje?! Wyjrzałem przez okno, aby móc pozbierać myśli.

-Ale szybko.- nie potrafiłem powstrzymać komentarza. -Ten świat jest naprawdę zaskakujący. Niespodzianki są dosłownie na każdym kroku.- obraz na zewnątrz niemal zamazywał się pod wpływem prędkości.

-Tak, moje Turgany się starają. Kochane.- aaa to pewnie te konie. -Zasługują na nagrodę.- uśmiechnęła się promieniście. -W takim tempie będziemy na miejscu już za jakąś godzinę. Chłopcy... uśmiech, bo przed nami wspólna przygoda. Nasze życie nie jest usłane różami, ale nie zamieniłabym go na takie zwykłe i spokojne. Mam nadzieje, że wam również przypadnie do gustu.- ja też mam tą nadzieje.

Przez długi czas Kijuro i Medusa rozmawiali na różne tematy. Nie miałem jakoś ochoty na takie lekkie rozmowy. Wróciłem więc do obserwacji otoczenia i wyłapywania szczegółów w „płynącym” obrazie.

-Zwalniamy. To już?- spytałem po jakimś czasie.

-To nie jest odpowiednia droga, ale wracając do pytania. Jeszcze z niecałe 10 minut drogi.- oderwałem spojrzenie od szyby.

-Cieszę się. Taka dłuższa jazda jest naprawdę ciut męcząca.- pozostali uśmiechnęli się.

-Wiesz, nawet jak chcesz wyglądać i zachowywać się jak dorosły to nie da się ukryć, że jesteś w środku wciąż taki dziecinny.- ??

-O co ci chodzi?!- krzyknąłem lekko zażenowany.

-Ooo i to jest najsłodsze. Te samozaprzeczenia.- zaśmiał się złośliwie. -Pewnie to jedna z cech, które się tej twojej tak spodobały. Pasujecie do siebie jak cholera.-...

-Idiota!- ups...

Spojrzałem na siedzącą z założonymi nogami kobietę. Chciałem się upewnić czy jej ta rozmowa nie uraziła, ale ona siedziała z uśmiechem na twarzy wskazującym na niemałe rozbawienie. Dobrze wiedzieć, że moja nowa mistrzyni nie jest strasznie sztywna. Choć i tak powinienem to wiedzieć.

-Cieszę się że będziecie teraz z nami podróżować. Tacy żwawi i pełni życia młodzieńcy nie mogli by zresztą być nieużyteczni i kłopotliwi.- kobieta wyjrzała przez okno. -Oho! Zaraz wysiadamy moi mili.-

Rzeczywiście niedługo po tym pojazd zatrzymał się. Kobieta wyszła jako pierwsza. Na szczęście w tym pojeździe jest coś na kształt lustra weneckiego. My widzimy przez nie wszystko, ale ludzie z zewnątrz już nie. Razem z mym kumplem wyglądaliśmy więc przez okno.

Moja mistrzyni rozmawiała z młodą czerwonowłosą dziewczyną. Młoda posiadała tak samo bujne loki jak matka. Do tego wydawała się niemal równie urocza i pochłaniająca. Po przywitaniu pani Madusa wskazała w naszym kierunki ręką. Spojrzałem na mego kumpla, a on kiwnął głową. No cóż to oznacza, że czas wyjść i się przywitać.

-Mamo! Dlaczego wzięłaś dwóch? O co chodzi?- niezłe powitanie.

-Kochanie to będzie twój nowy partner w treningach.- wskazała na mnie. -A właśnie to jest moja córka Miranda. Mam nadzieje, że będziecie się dogadywać.- dziewczyna cicho prychnęła. -Mir! Co ci mówiłam o takim zachowaniu. Poza tym ten młodzieniec ma na imię Ryu, a jego kolega który właśnie jest nosicielem demona to Kijuro.-

-No dobra... Ryu, Kijuro witam. Ale ty...- patrzyła na mnie wyzywająco. -Nie próbuj wymuszać jakiś ulg dlatego, że jesteś początkujący. Ja na przykład trenuje od maleńkości. A i jeszcze jedno. Nie zakochuj się we mnie ani tym bardziej w mamie ok?!- …

-He? Postaram się??- co ja mam niby odpowiedzieć.

Kijuro próbował podtrzymać wybuch śmiechu, a stałem jak zamurowany. Co za dziwna wypowiedź. Ta dziewczyna nie jest normalna. No tak, ale czego ja się spodziewałem? Zaśmiałem się cicho do siebie.

-No skoro wszyscy już się znacie to może pójdziemy do jakieś gospody się przespać.- o gospoda?

Panie poszły przodem wydeptaną ścieżką, a my posłusznie podążyliśmy za nimi i już po chwili zauważyliśmy drewniany budynek, który wręcz emanował aurą w stylu „średniowieczna tawerna” takie, typowe miejsce do spożycia napitku i strawy... Niebo nad gmachem gospody powoli zaczęło przybierać pomarańczowy odcień. No cóż chyba i tak dzisiaj nie mielibyśmy już nic do roboty.

Panie poczekały na nas, a my otwarliśmy przed nimi pomalowane na zielono wrota. No cóż moje pierwsze wrażenie trafiło dosadnie. Głośny chichot i gawędy podpitych mężczyzn to dokładnie to co... Przecież my tu nie pasujemy a szczególnie pani Madusa.

Miałem racje. Dźwięki otoczenia szybko przycichły do minimum. A wzrok wszystkich obecnych został skierowany na nas... Cholera. Ale czekaj mistrzyni na pewno wie co robi. Prawda?

-Szkarłatna piękność prawda?- odezwała się kobiecina, zapewne żona właściciela.

-Tak, chcieliśmy się tu zatrzymać. Chyba możemy prawda?- poczciwa gospodyni uśmiechnęła się nieśmiało.

-Oczywiście, że dla takich gości jest coś wolnego. Proszę się rozgościć, podamy zaraz dzisiejszy obiad. Chcecie jakieś mocniejsze napoje?- Kijuro i Madusa przytaknęli.

Zasiedliśmy do stołu. Przy którym swoją drogą siedział niedawno pewien mężczyzna, ale szybko przesiadł się do tego obok.

-Co cię tak zamurowało.- spojrzałem na dziewczynę. -jak chcesz podróżować z nami przywyknij.- uśmiechnęła się złośliwie i zamilkła na dłuższą chwile. -Mama jest cudowna.- westchnęła.

W tym momencie przyniesiono nasz posiłek. Najpierw zupa serowa. Całkiem, całkiem. Ledwo co pochłonąłem pierwsze danie, a poraczono nas już porcją pieczonego mięsa i misą kaszy. Tak właściwie to mimo swej prostoty danie było sycące i smaczne. A ciepło w żołądku wprawiło mnie w dobry nastrój.

-Jednak to o wiele lepsze niż ten magiczny chleb co jedliśmy szybciej co nie?- Kijuro kiwnął twierdząco głową nie przerywając zajadania się. -Po nim czułem się dziwnie pusto nie to co tutaj.-

-O macie na myśli chlebek z Piolot? Bardzo rzadki i cenny. Długo się nie psuje, a jedna kanapka da ci siłę na cały dzień. Jednak tylko skrzaty z tamtego miejsca wiedzą jak go przyrządzić i myślę, że nigdy nie staną się towarem szeroko dostępnym. Nawet magowie nie potrafią go skopiować. Jednak przez to świat jest ciekawszy prawda? Że jest tak zróżnicowany i nie da się kopiować od tak.-

-Mogę już iść?- spytała dziewczyna.

-Jasne do jutra.- a skąd ona wie który pokój dostanie?

-Panienka pójdzie za mną- aaa nie ważne...

-Też mogę już iść?- spytałem kobietę, a ona przytaknęła. -No to wybiorę się razem z wami.-

-Oczywiście młodzieńcze. Proszę za mną.- tak jak proszono poszedłem za nią na drugie piętro aż pod wskazane pokoje. -Mam nadzieje, że jedzenie smakowało.-

-Tak nawet bardzo.- widać naszej gospodyni moje pochlebstwo bardzo poprawiło humor. -To do jutra.- powiedziałem do czerwonowłosej mającej pokój dokładnie naprzeciwko.

-Taa... pa.- uśmiechnęła się na ćwierć sekundy i wróciła do swej typowej oziębłości. -Żebyś mi tylko w treningu nie zawadzał amatorze. Ja nie wiem jak taki stary mógł...- westchnęła i zostawiła mnie samego na długim korytarzu.

Co za dziwna dziewczyna... No cóż nie ma sensu sobie nią głowy zawracać. Przynajmniej na razie. Spojrzałem na płomienie świec rozmieszczonych po obu stronach. Chyba ktoś je później zgasi prawda? Przekręciłem metalową klamkę i z lekkim skrzypnięciem otworzyłem drzwi do mojego dzisiejszego pokoju.

Mogłem odetchnąć. Zero pleśni, grzybów czy też jakiś dziwnych, niemiłych dla oka, albo i nosa pozostałości po poprzednich gościach.

-Jak dobrze.- na drewnianej szafce leżał bagaż mój i Kijuro. -Widzę, że pani Madusa dba o wszystko. Ja nawet o tym nie pomyślałem- westchnąłem i ubrałem bardziej luźną koszule.

Ubrania z dnia dzisiejszego wrzuciłem do wielkiego, wiklinowego kosza i wystawiłem przedpokój, dokładnie tak jak mówiła karczmarka. Podobno jutro mają być czyste.

Po wykonaniu tych czynności w końcu mogłem się rozsiąść na jednym z dwóch prostych łóżek. Hmm słoma? Coś w tym stylu? Dziwne uczucie, gdy się siedziało na samym leżu. Ale puchata, pierzasta podusia mi to w całości wynagradza. Przytuliłem się do miękkiego przedmiotu.

-Hmm obserwuje cię i widzę jak się zmieniasz.- kocur przemówił.

-Kuro coś ty taki cichy cały czas? To nie w twoim stylu.- kot rozciągnął się.-Czyżby to wina rozdzielenia z pewną płomienną kocicą?-

-Bardzo śmieszne. Powód jest jednak prostszy. Zauważyłem, że w tym świecie nikt nas, towarzyszy duchowych nie widzi. Myślę, że niepotrzebne nawiązywanie kontaktu może nie być konieczne.- miał być prostszy, a nie bardziej zagmatwany... -Poza tym czuję się jakiś słabszy. Jakbym bardziej się zlewał z otoczeniem.- co? -Nie to się nie pogłębia.-

-Mam nadzieje, że nie kłamiesz. Jednak co myślisz o tym wszystkim. O tym rozdzieleniu i tych kobietach.-

-Ciekawy zwrot akcji. Choć trochę na tym sam straciłem.-

Zaczęliśmy luźniejszą rozmowę po jakim czasie dołączył do nas kruk i jego towarzyszka. Może był troszkę podpity, ale widywałem go w gorszym stanie. Nie było tak źle. W końcu, gdy mieliśmy już dość gadania, oboje zgasiliśmy świece stojące na drewnianych stolikach tuż przy naszych łóżkach.

Teraz jedynym źródłem światła było wielkie okno, z którego to wbijał do pokoju blask księżyca. Próbowałem zasnąć jednak z początku miałem z tym problem z powodu gwaru na dole. Mimo że mocno stłumiony, wciąż był słyszalny i niezwykle irytujący. W końcu jednak udało mi się odejść w tak upragnione objęcia morfeusza.

 

Kinga

 

Kurcze ja nie mam żadnych dokumentów... Spojrzałam spanikowana na Kazume. Chłopak, pewny siebie wyciągnął z małej przepasanej torby świstek papieru. Strażnicy przejrzeli go i kiwnęli głową.

-Młody. Postaraj się na treningach. Pewne łatwo nie będzie.- powiedział blondyn z uśmiechem.

Hmm... Chodzi o to, że mam być tym jakimś kroczącym? Ta laska, którą mam w dłoni czy ona coś więcej znaczy? Czy jest jakimś większym symbolem...

-Wow!- krzyknęłam stawiając pierwsze kroki w wielkim mieście. -Toż... Nigdy nie widziałam czegoś takiego na żywo.- nie mogłam ukryć swojego zdziwienia.

Od głównego wejścia prowadziły 3 drogi jedna szeroka na wprost i dwie wąskie wśród murów. Wybraliśmy oczywiście tą pierwszą. Budynki wysokie na 2-3 piętra łączyły starożytny, rzymski styl budownictwa z czymś niemalże bajkowym. Zafascynowana starałam się zapamiętać ten dziwny rodzaj energii, które to miasto niemal emanowało.

Właśnie. Energii... Coś jest nie tak. Odwróciłam się i spojrzałam na Eizo. Trzymał w swoich ramionach Hikari (w formie pręgowanej kotki). Szybko podbiegłam do nich.

-Rany! Powinnam o tym pomyśleć!! Bariera przed miastem.- zaklnęłam w duchu. -Dajcie mi ją.- przytuliłam biedną.

Nie czułam jej płomieni tak jak zazwyczaj, musiała „przygasnąć”. Mam nadzieje, że nic jej nie będzie. Moje oczy zaczęły piec próbując wymusić pierwszą łze.

-Spokojnie.- poczułam dłoń na ramieniu. -Nic jej nie będzie, gwarantuje.- spojrzałam na Kazume. -A teraz nie płacz. Postaram się jej jak najlepiej pomóc, do naszego hotelu już niedaleko.- kiwnęłam głową, a chłopak wziął kotkę na ręce.

Przeszliśmy prosto przez skrzyżowanie dróg. Mam dziwne wrażenie że pomimo zaludnienia i gwaru spowodowanego przez różnorakich kupców, którzy od pewnego momentu występowali po obu stronach ulicy. Przyglądałam się zaciekawiona kramom. Niestety nie miałam na to za dużo czasu.

-To tutaj.- powiedział wskazując na niczym nie wyróżniający się budynek. -Wchodzimy!- otworzył ciemne drewniane drzwi.

Moim oczom ukazała się wielka hala. Złociste płytki na podłodze i podobnego koloru ściana już same w sobie sprawiały wrażenie obfitości. Dodając do tego kryształowe dodatki, jak na przykład poręcz do schodów, stoliki czy wiszące ozdoby można było się poczuć jak w domu największych bogaczy.

-Kazuma?- powiedziałam lekko zmieszana otoczeniem.

Chłopak tylko uśmiechnął się szeroko do mnie i ruszył pewnym siebie krokiem do lady recepcji znajdującej się na wprost. Ciemne drewno z którego była wykonana pasowało niemal idealnie do reszty przedmiotów posiadających ten sam odcień. Mężczyzna stojący przed ladą obserwował na czujnie. Taa chyba nie wyglądamy na typowych gości...

-Witam.- Kazuma pokazał swój wisiorek recepcjoniście i natychmiast ukrył z powrotem. -Pan z pewnością już wie skąd wziąć gotówkę.- kiwnął głową, lekko zdębiały. -A więc chciałbym prosić o klucze. Dwa pokoje. Jeden dla mnie, drugi dla moich towarzyszy.- młodzieniec pewnie mniej więcej w moim wieku, szybko wykonał polecenie. -Dziękuje.- odszedł od lady.

-Pewnie wiesz gdzie iść, a więc poprowadź nas. Szybko, trzeba pomóc Hikari!- kiwnął głową.

Poprowadził nas pięknymi, wypolerowanymi na błysk schodami. O piękniej kryształowej poręczy mieniącej się wielobarwnymi kolorami. Im dłużej tu byłam, tym dziwaczniejsze wydawało zewnętrzne otoczenie, w stosunku do wewnętrznych luksusów.

Na drugim piętrze zastaliśmy mały hol. Znajdowały się tu dwie wygodne sofy i mały stolik. Nad wszystkim jednak górowało wielkie okno, wpuszczające naprawdę ogromne ilości światła. Dziwne...

Skręciliśmy w prawą odnogę i poszliśmy długim korytarzem z wyłożonym granatowym dywanem. Nasze pokoje znajdowały się OCZYWIŚCIE na samym końcu. Eizo poszedł sprawdzić nasz pokój, ale ja wraz zresztą weszłam do pokoju naprzeciwko.

-Wow! To nie jest normalne. Widać że masz naprawdę...- szybko pokręciłam głowę aby oprzytomnieć. -Co z nią?- chłopak delikatnie ułożył kotkę na łóżku.

-Uspokój się. To po pierwsze.- przytaknęłam, biorąc głęboki wdech. -Dobrze, a teraz chodź tu. Weź twą laskę w obie ręce i wyciągnij nad nią.- zrobiła jak powiedział.

-Też chce pomóc.- powiedziała mi w umyśle milcząca do tej pory Iskra. -Chce móc być użyteczna. Ale nie czuję się taka jak kiedyś. Jakby ktoś zablokował większość moich sił witalnych. Mimo to, wciąż mogę usprawnić wymianę między tobą a Hikari.- odzwyczaiłam się już od tego uczucia w głowie...

-Dziękuje.- powiedziałam z uśmiechem.

Dalej postępowałam za jego wskazówkami. Nie wiele z tego z togo co robiliśmy rozumiałam. Eizo wszedł w trakcie naszego rytuału, ale się nie odezwał i stanął w kącie. W końcu Kazuma wstał z klęczków.

-Już dobrze?- spytałam zaniepokojona.

-Tak.- odetchnęłam z ulgą. -Możesz ją zabrać powinna się niedługo obudzić.-

-Dziękuje.- uśmiechnęłam się się szeroko. -Jestem ci tak bardzo wdzięczna.- wzruszyłam się lekko.

-Spokojnie, to mój obowiązek.- objął mnie ramieniem. -Eizo weź kotkę.- mój ochroniarz zawarczał.

-Ej! Nie powinnam.- wyrwałam się z jego objęcia. -Ja... lepiej już pójdę.- szybko zamknęłam się w swoim pokoju.

-Rany... Czemu ja nie uciekłam od razu, lub nie zrobiłam jakiegoś uniku?- moja lisia towarzyszka obserwowała mnie. -Dlaczego nie widziałam problemu w tym...- westchnęłam.

W tym momencie mój obrońca wszedł i ułożył Hikari na moim łóżku. A propo. Było naprawdę wygodne. Nigdy jeszcze na takim nie spałam. Błękitna, delikatna w dotyku pościel sprawiała, że wręcz nie chciało się odrywać od niej dłoni. Do tego dochodzi jeszcze ta puchata kołdra i poducha.

-Kazuma kazał przekazać, że jak będziesz głodna to mamy się stawić u niego.- kiwnęłam przytakująco i wtuliłam twarz w poduszkę.

-Super!- powiedziałam odrywając w końcu głowę. -I jak ci się podoba?- Eizo wpatrywał się bez przerwy w moim kierunku. -Coś nie tak?- pokręcił stanowczo głową. -Chodź, pewnie nieźle zgłodniałeś.- wstałam i podeszłam do chłopaka siedzącego na łóżku naprzeciw. -Zobaczymy czy nas czymś zaskoczy.- uśmiechnęłam się.

-Weź to.- podał mi laskę. -Myślę, że powinnaś mieć ją zawsze przy sobie.- zrobiłam jak radził.

Wyszliśmy z pomieszczenia zostawiając nasze zwierzaki same w pokoju i stanęliśmy u drzwi naprzeciw. Po spojrzeniu na stojącego obok towarzysza uniosłam rękę i zastukałam. Po tym usłyszałam cichy stukot i po chwili Kazuma otworzył drzwi witając mnie szerokim uśmiechem.

-Nie spieszyłaś się. Oglądałaś pokój? Czy tylko się zagapiłaś i straciłaś poczucie czasu?- cholera irytuje mnie to jak dobrze mnie zna. -Oj no nie powinnaś się dać tak łatwo zirytować. Zamówiłem właśnie przed chwilą coś do jedzenia. Chodź zjemy na balkonie.- balkonie?

Nic takiego nie widziałam z zewnątrz... Co więcej te okna wydają się dużo większe jak i sama wielkość budowy nie odpowiada temu budynkowi widzianemu na zewnątrz.

Podążyłam za naszym przewodnikiem i jak tylko stanęłam u progu drzwi zatkało mnie. Zastałam widok zupełnie różny od tego co tu powinno się znajdować. Nie było widać rzędów kamienic i solidnych dróg.

Zamiast tego przed moimi oczyma ukazała się wielka połać zieleni. Z daleka dało się ujrzeć skrawek jakiegoś lasku. Promienie słońca już powoli zbliżającego się ku zachodowi wciąż wysyłały ogrzewające promienie.

-Pięknie...- wyszeptałam.

-Wiedziałem, że ci się spodoba.- stanął za mną i delikatnie pchnął do przodu. -Siadaj, mam miejsce dla każdego.- wskazał mi na drewnianą ławkę przy stole z tego samego jasnego budulca.

Posłusznie wykonałam jego polecenie, Eizo lekko powarkiwał, gdy ten pomógł mi zająć miejsce i dosiadł się obok. Już miałam coś powiedzieć, kiedy zawiał wiatr przynosząc ze sobą zapach słodkich kwiatów. Uśmiechnęłam się mimowolnie.

-Dziękuje za starania.- usłyszałam stukanie do drzwi.

-To nasze jedzonko pewnie. Powinni wejść zaraz.-

-A to pukanie to takie przypomnienie tylko?-

-Jeżeli nie życzyłbyś sobie ich w tej chwili, możesz uderzyć w malutki gong, który znajduje się w każdym pomieszczeniu.- ooo ciekawe rozwiązanie.

Na balkon weszło dwóch młodzieńców ubranych całkiem na biało. Niosąc w rękach tace z parującym jedzeniem i piciem. Bardzo szybko rozstawili wszystko na naszym stole i opuścili pokój zostawiając nas samych.

Kazuma uniósł pokrywkę ukazując złocistą skórkę pieczonego ptaka podobnego do kaczki. W tym momencie zapach mięsa objął całą najbliższą okolice. Najedliśmy się rozmawiając o okolicy. Wytłumaczył mi, że znajdujemy się w budynku podróżników. Zależnie od tego co za kombinacje użyjesz znajdziesz się w innym miejscu.

-Ale ci wszyscy, których tu widzieliśmy, to nie byli oni. Przecież podróżnicy mają takie charakterystyczne garby i w ogóle...- ucichłam i spojrzałam na chłopaka ciekawa jego opinii.

-Tak to prawda. Ciężko ich spotkać. Tak naprawdę to Gwiazdon jest podupadłe.- a więc nie myliłam się co do dziwnej aury tego miasta. -Od kiedy kobiety postanowiły odejść.- spojrzał na mnie jakoś dziwnie. -Może lepiej żebyś o szczegółach dowiedziała się później, bo...- westchnął ciężko.

-Yyy ok.- odetchnął i uśmiechnął się. -A wy tu nie macie żadnych komarów? No wiesz, nie widziałam żadnego, ani w czasie naszego ogniska ani teraz.-

-Aż tak bajecznie to nie jest. Ale masz szczęście, że podróżujesz ze mną. Znam się na wielu rzeczach, nawet na odpowiednim odstraszaniu komarów.- kocham tą wiedzę.

-Dzięki za posiłek i rozmowę, ale chyba wracam do Hikari zobaczyć czy wszytko. Eizo idziesz ze mną?- kiwnął głową.

Wróciliśmy do naszego pokoju. Wypytałam o stan kotki i oznajmiłam współlokatorowi, że idę się kąpać. W łazience znajdowały się błyszczące klejnoty, wytwarzające silne światło odbijające się dodatkowo od białych płytek.

Nalałam wody do pojemnej wanny i rozłożyłam się wygodnie wśród ciepłej cieczy. Nie mogłam się powstrzymać przed wydaniem z siebie pomruku zadowolenia. A co do pomruków. Będzie mi go brakować... Zanurzyłam głowę do połowy i zaczęłam wypuszczać powietrze.

-Jak to wszystko się pomieszało.- westchnęłam.

Szybko uwinęłam się z myciem i wróciłam do czekającego na swą kolej chłopaka. Tak właściwie, to jakiś strasznie milczący był dziś. Może aż tak mu przeszkadza obecność Kazumy? Ale chyba nie stało się nic takiego, albo to ja nic nie wiem? Usiadłam na łóżku i popadłam w zadumę.

-Kinga? Nic ci nie jest?- …

-Eee nie. Przepraszam.- uśmiechnęłam się. -Przepraszam, że musisz tu być i to wszystko znosić.- westchnęłam. -Pewnie nie trawisz Kazumy i dlatego tak milczysz.- suczka polizała dłoń swego pana.

-To nie tak. Oczywiście prawdą jest, że mnie ten gościu irytuje. Jednak wole się nie odzywać. Przynajmniej na razie. Poza tym on jest w tym świecie kimś ważnym prawda?- kiwnęłam głową. -To znaczy że chyba nie powinienem być wobec niego niegrzeczny.- zatkało mnie.

-... Masz racje. Wszyscy myślicie co powinno się robić i w ogóle. Ja zawsze wychodzę na takiego lekkoducha przy was. Musicie dbać o mnie.- to takie żałosne. -Nie ważne już.- urwałam rozmowę.

Podeszłam do okna i zaczęłam przyglądać się błyszczącym na niebie gwiazdom. To prawda, że w mieście takich widoków nie ma.

-Płonące iskierki... czy jest szansa, że w końcu przestanę być tylko piątym kołem?- wypowiedziałam w myślach.

-Dobra, możemy chyba iść spać. Zgaś te łańcuchy Eizo.- wykonał polecenie.

Zasnęłam dopiero po kilkunastu obrotach w poszukiwaniu idealnej pozycji. Po przebudzeniu byłam wypoczęta i to pomimo że dopiero zaczynało świtać. Rozciągnęłam się i pogłaskałam moje kochane dziewczyny. Ubrałam wszystko co miałam na siebie. I chwytając za moją lagę w ręce opuściłam pokój.

-Kuzon!- odwróciłam się reagując z małym opóźnieniem.

-Witaj Kazuma.- uśmiechnęłam się szeroko.

-Ranny ptaszku idziemy się przejść razem? Miasto o świcie ma swój własny urok. I wiadomość dla twego ochroniarza zostaw w recepcji.-...

-No ok. Chodźmy.- zeszliśmy w dół.

Przy recepcji poinformowałam do którego pokoju dostarczyć wiadomość i razem z Kazumą opuściliśmy rezydencje.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania