tekst, w którym nic się nie dzieje

Kiedy się obudziłem, słońce było już wysoko na niebie. Wisiało. Niebo było za oknem. Błękitne ale z bałwanami. Nie wiedziałem, która jest godzina. Zegarek na rękę ukradli mi jak włóczyłem się tu i tam po pijanemu. Budzik nie chodził z powodu wyczerpania się baterii. Komórka, gdzie miałem następny czasomierz, leżała rozładowana, bo ładowarka się zepsuła.

 

Aha.

 

Jeszcze komputer. Zepsuł się. Leżąc pomyślałem sobie. Pomyślałem sobie leżąc w łóżku, że gdybym wiedział, która jest godzina, mógłbym udać się dziś do pośredniaka sprawdzić, czy jest może dla mnie jakaś robota. Ale ponieważ nie wiedziałem... Chociaż... bez wiedzy, która jest aktualnie godzina też mogłem właściwie. Jest jasno przecież. Nie zamkną na pewno biura zaraz. Więc powinienem wstać, umyć zęby. Ale nie ma pasty. To, to wiem. Więc trzeba by bez mycia zębów. Sprawdzić śledzia węchem co w lodówce jest, czy nie zepsuty. Niby w lodówce leży nie tak znowu za bardzo długo. Ale co z tego, skoro lodówka zepsuta? Agregat kaput. Więc jeśli zacapi z lodówki, śledzia do kibla. Albo lepiej nie. Spłuczka zepsuta jest przecież. Zacinała się najpierw czasami. Od czasu do czasu. Trzeba było uważać, żeby nie zostawić jak się zacięła i wodę przepuszczała, aż szumiało, więc nawet dobrze, bo jak się zapomniało, to ten szum przypominał. A potem na amen. Zepsuta. W ogóle nie nabiera wody. Ale za to nie przepuszcza, więc nie trzeba uważać. Tyle dobrego.

 

Więc może lepiej nie wyrzucać śledzia. Zostawić go tam gdzie sobie leży. I tylko nie otwierać lodówki. Tylko uważać, żeby nie otworzyć lodówki. Żeby nie zacapiło. Trzeba tylko pamiętać o tym. Można by. Można by nie otwierać. Skoro śledź zepsuty i lodówka out, to po co otwierać? Światło sprawdzić czy jest? Nic tam oprócz śledzia w lodówce nie ma. Nawet światła nie ma, bo lodówka zepsuta. Bo agregat zdechł.

 

Jeśli nie śledź, to ser. Trzeba sprawdzić ser, czy nie spleśniały, a nawet jeśli, to czy nie cały. Jeśli nie cały, odkroić, to co zepsute, a resztę można zjeść przecież.

 

Więc może jednak wstać? Coś zjeść dobrze by było nawet bez umycia zębów. Zresztą po co myć, skoro podczas jedzenia resztki jedzenia się dostają w szpary, a nawet w dziury, jak kto ma. Jak sobie wyhodował. Oprócz tego wydziela się ślina, a w niej ptyalina do rozpuszczania, a wiadomo, że jak do rozpuszczania, to szkodzi na szkliwo. Stąd dziury właśnie. Więc właściwie co za sens myć przed jedzeniem. Bo przecież i tak potem okruszki i resztki, więc w sumie wcale nie trzeba szczotkować szorować płukać nitką jeździć. Wcale, czyli nigdy, toż zawsze przed jakimś jedzeniem jestem. Inaczej z głodu wyciągnął bym kopytka.

 

Mógłbym w sumie sprawdzić przez internet, do której biuro czynne i wtedy nie martwić się godziną, że nie wiem która. Ale internetu niet, bo komputer popsuty. Twardy dysk siadł. Ale przecież i tak wiem, że zdążę. Że zdążyłbym gdybym wstał, bo jasno jest. Przed zamknięciem. Rowerem mógłbym podjechać. Wtedy szybciej. Tylko najpierw musiałbym nadmuchać koła. Opony znaczy. Dawno nie jeździłem i powietrze zeszło. Więc trzeba by pompką, lecz skąd ją wziąć? To znaczy mam pompkę, tylko zepsutą. Nie pompuje wcale, tylko popiskuje tak dziwnie jak się pompuje, to znaczy chce się pompować, bo nie pompuje. Najpierw tylko przepuszczała, jak spłuczka,to znaczy spłuczka wodę, a ta powietrze, ale poza tym tak samo, a potem na amen.

 

Więc rower odpada.

 

A może zamiast tego pójść do Mietki? Coś zjeść może u niej. Ale co jak zachce się całować? Co wtedy?Jak znieść sztynks z ust Mietki? Te wyziewy, jak z zaniedbanego akwarium nastolatka.

 

Więc może jednak nie wstawać wcale. Co z tego, że jasno. Niewstanie - ten pierwszy krok, właściwie to brak kroku właściwie, unieważni wszystkie następne kroki. Potencjalne kroki, bo jak na razie to przecieżnic. Nic się nie dzieje. Żadnych ruchów. Żadnych posunięć.

 

Tylko leżę i analizuję sobie.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Nuncjusz 19.08.2018
    Po co w ogóle żyć, skoro i tak się umrze.
  • betti 19.08.2018
    Przeczytałam,, teraz siedzę i analizuję sobie. Nie, nie analizuję, bo pękam ze śmiechu, no nie pękam tak dosłownie tylko śmieję się głośno, bo przecież mogę, na szczęście jeszcze mogę, chociaż czy to szczęście, że mogę? Tak dużo ludzi już nie może...

    Super tekst, już sam zapis wierszem powoduje uśmiech, a później jest tylko lepiej... świetne poczucie humoru...

    Pozdrawiam.
  • Canulas 19.08.2018
    Nie wiem na ile zamyślony pierdolnik, na ile się rozjechało, ale w takiej formie nie jestem w stanie przeczytać.
  • Nuncjusz 19.08.2018
    Wienek, kwestia techniczna. ta strona dodaje własne entery, więc te swoje wywal. Zostaw tylko te, które maja dawać akapity
  • Buziak 19.08.2018
    Niby nic się nie dzieje, le wyobraźnia pracuje.
  • Buziak 19.08.2018
    *ale
  • Adam T 24.08.2018
    Ktoś tu ma ambicje na pisanie past.
  • TrzeciaRano 04.09.2018
    Masz tendencję do bardzo krótkich zdań. Opowiadaneczko takie nawet zabawne, choć mocno przerysowane.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania