Ten herbu Ryś - część 1

Wiatr wył wśród zwałów gruzu. Płomienie trawiły budynki, które nie zwaliły się jeszcze przysypując sobą ludzi w nich będących. Mały oddział uzbrojony w miecze i krótkie noże penetrował pogorzelisko. Tu i ówdzie leżeli ranni ludzie. Przywódca grupy penetrującej zagłębił się w najbardziej zrujnowaną część miasteczka. To co ujrzał, wprawiło go w osłupienie. Pod kawałkiem ściany, który nie zapadł się jeszcze, siedział chłopak mniej więcej wieku czternastu lat. Jego ciało naszpikowane było wieloma strzałami. Mimo to oddychał i sprawiał wrażenie dość przytomnego. Mężczyzna krzyknął na swych ludzi, by zabrali go i spróbowali wyjąć strzały. Przepychając się wśród wojowników, do przywódcy dobiegła dziewczyna w wieku szesnastu lat. Ten spojrzał na nią.

- Zajmij się tym chłopcem. Będzie potrzebował fachowej opieki. Oddział z tego miasteczka został zaatakowany. Do tej pory nie udało nam się ustalić, kto nimi dowodził. Nie należą do naszych oddziałów. Daj znać, jak czegoś się dowiesz lub podsłuchasz. Miej się na baczności, Iris – dziewczyna skłoniła się i odbiegła w stronę mężczyzn niosących rannego chłopaka.

- Jak on ma na imię? – zapytała grzecznie.

- Ten.

- Tak. Jak ma na imię ten chłopak?

- Ten.

- Tak! Jak on ma na imię?! – zaczęła się irytować Iris. Chłopak spojrzał na nią jasnymi oczami i uśmiechnął się lekko. Szesnastolatka spojrzała na niego nieco zdziwiona. Był niebrzydki. Rysie oczy, spiczaste uszy i rudo-szare włosy dodawały mu uroku – Jak masz na imię, przyjacielu? – rzekła ściskając jego wyciągniętą dłoń. Zaśmiał się cichutko, wręcz niedosłyszalnie.

- Nie jestem twoim przyjacielem. Mam na imię Ten. T – E - N. Czyż nie dziwne? – uśmiechnął się, lecz chwilę później jęknął z bólu. Oddział medyczny doniósł go do namiotu na polu za miastem i zaczął wyciągać strzały z jego ciała. Trzymał się dzielnie. Nie krzyczał, nie płakał. Z dumą przyjmował to co mu było pisane. Medycy nie bez uznania spozierali na Tena. Owinęli jego tors szmatami i dali świeże ubranie. Najtrudniejsza do wyciągnięcia była strzała tkwiąca w głowie.

- Jakim cudem zdołał przeżyć? Czyżby to nie jaki demon? Nikt nie wyszedłby z takiej walki cało. Może tu są jakieś siły nieczyste? – Ten spoglądał na nich wsłuchany w tą dziwną tezę. Kiwał głową z politowaniem i śmiał się w duchu z niewiedzy starszych od siebie. Gdy inni byli pochłonięci rozmową, czternastolatek sięgnął do swej skroni i szybkim pociągnięciem chciał wyciągnąć strzałę. Trzasnęła, a jej grot pozostał w głowie Tena. Medycy spojrzeli na to z przerażeniem. On nie przejmując się nimi sięgnął znów do rany i manewrując przy niej palcami wydobył z niej grot. Krew spływała ze zdwojoną siła z rany. Medycy wnet przyskoczyli do chłopca i jęli zszywać i owijać ranę opatrunkami. Przywódca oddziału zbliżył się do Tena.

- Jesteś dzielny. Niejeden dorosły wrzeszczałby przy wyciąganiu strzały. Ty nie pisnąłeś przy wyciąganiu tuzina, a i sam sobie ją wyciągnąłeś. Aż dziw bierze. Mam do ciebie kilka pytań. Znaleźliśmy kilku rannych ludzi z jakiegoś oddziału i upominają się oni o swego dowódcę. Czy wiesz gdzie on jest? – Ten wzruszył ramionami – Co tu się stało? Kto cię aż tak zmasakrował? – znów wzruszył ramionami. Do namiotu zajrzał jeden z odratowanych ludzi. „ Mój panie? Coś nie tak? Wszędzie cię szukałem.” – rzekł przybyły – Nie kojarzę twego nazwiska. Po coś mnie chciał odnaleźć? – nieznajomy przestąpił z nogi na nogę zakłopotany.

- Postrzelili mnie, ale ci mili ludzie opatrzyli mnie. Jestem gotów do wyjazdu. Przyprowadź mi Yrie. Mam z nim parę spraw do omówienia. A żwawo! – rzekł Ten. Przybyły wyszedł z namiotu. Czternastolatek wstał i ukłonił się Fernando, przywódcy eskapady – Miło było cię poznać, panie Fernando. Me imię Ten. Lord Ten herbu Mały Ryś z Północnych Rubieży. Nie mam zbyt wiele czasu, ale jestem ci dozgonnie wdzięczny za okazaną mi pomoc. Nie zostanie ci to zapomniane – Iris wsunęła się między ojca, a małego lorda – Znowu ty, pani? Jakże to? Kobieta na polu walki na nie w domu przy robotach? – spiorunowała go wściekłym wzrokiem.

- nie jestem byle kobieta. Będę pierwszą kobietą, walczącą. Jestem całkiem niezła. Nie mów, że nie wierzysz, że panie nie mogą dzierżyć miecza – kącik ust mu zadrżał.

- Nie tylko wierzę w twe słowa, lecz widziałem na własne oczy. Ma siostra od maleńkiego szkoli się na wojownika. Może przejedziesz się ze mną i zechcesz ją poznać. Może nauczy cię tego i owego? – pozwolił sobie zakpić. Chyba, że pokażesz mi tu i teraz co potrafisz, o pani? – pokiwała wściekle głową.

- Opanujcie się – przerwał im Fernando – Lord Ten jest ranny. Nie godzi się walczyć z rannym szlachcicem. To nie byłoby w porządku co do niego – rysie oczy Tena zalśniły.

- Nie potrzebna mi siłą by walczyć. Mój umysł jest w pełni sprawny i tylko to się liczy. Może więc wyjdziemy z namiotu? – przeszli na ubitą ziemię. Iris dobyła z pochwy niewielkiej szabli i wymierzyła ją w Tena. Chłopak wziął z futerału nóż i przejechał po nim dwoma palcami – To nie potrwa długo. Nie zawiedź mnie Serafinie – mruknął cicho. Jego wzrok powędrował znów na postać szesnastolatki – Zaczynamy! – poczęli krążyć wokół siebie. Inni stawali dookoła, by popatrzeć. Dziewczyna uważnie śledziła każdy ruch przeciwnika. Wtem chłopak znalazł się tylko metr od niej. Uskoczyła wymachując szpadą. Czternastolatek patrzył nań poważnie. Żaden mięsień mu nie drgnął. Szybkimi ruchami noża odbijał cięcia ze strony przeciwniczki. Zwykły nóż nie potrafiłby wytrzymać takiej siły nacisku, lecz ten nawet nie miał ryski od uderzeń – Iris – szepnął młody lord i w jednym momencie znalazł się tuż za dziewczyną i wbił jej nóż w bok. Jęknęła zaskoczona i upadła na plecy. Ten złapał ją nim uderzyła głową w ziemię. Fernando podbiegł do nich z wrzaskiem.

- Coś ty narobił?! Jak mogłeś ją zranić?! – pojedynki zawsze trwają do pierwszego zranienia, a dowódca dobrze o tym wiedział. Był wściekły, że pozwolił na coś takiego – Zabije cię! Wypatroszę! Jak mogłeś to zrobić, potworze?! – nóż został wymierzony w gardło przywódcy.

- Nie waż się mi grozić. Serafin chętnie pokosztowałby jeszcze ludzkiej krwi, ale szkoda mi jego ostrza. Twojej córce nic nie będzie. Zadbam o to. Chciałem wam tylko udowodnić, że mnie nie wolno lekceważyć – podszedł do dziewczyny i przyłożył do jej boku dłoń. Iris dopiero teraz zauważyła, że źrenice Tena nie są okrągłe, lecz powykręca w dziwne znaki. Najprawdopodobniej runy. Uśmiechnął się widząc jej zaciekawienie – Co? Zauważyłaś wreszcie? – wokół jego dłoni pojawił się dziwny świetlny pierścień, który wniknął w ciało dziewczyny i zasklepił ranę – Będziesz żyła. Chciałem ci tylko pokazać, że choć jestem od ciebie młodszy i ranny, to nie możecie mnie ignorować. Tacy jak ja nie są słabeuszami. Nasze runy niosą śmierć i zagładę. Dlatego nie mogę żyć w waszym społeczeństwie. Jedynym co łączy mnie z wami, ludźmi, jest moja siostra, Yrie. Ona opowiada mi o waszych tradycjach, kulturze i historii. Będziesz żyła – wstał z klęczek i odsunął się, a Fernando przypadł do córki. Iris wciąż patrzyła na Tena, który zebrał swoich ludzi i miał zamiar wyruszyć na Północne Rubieże. Dziewczyna wstała i chciała go powstrzymać, ale on odwrócił się i wystawił przed siebie rękę. Na jej wewnętrznej stronie pojawiła się lśniąca błękitna runa. Szesnastolatka położyła na niej swoją rękę. Gdy ją zabrała, na jej skórze pojawiła się ta sama runa, tylko, że wypalona w niej – Przysięgam na herb Ryś, że będę strzegł cię i twych bliskich, a także tego co dla ciebie ważne. Żegnaj – podczas całej tej sceny na twarzy chłopaka nie pojawiła się żadna emocja. Nie zadrżał mu żaden mięsień. Wsiadł na konia i ruszył, a za nim jego ludzie. Pozostała tylko dziewczyna o długich białych włosach, na karym koniu. Jej błękitne oczy spozierały na podkomendnych Fernando – Yrie! W drogę! – Ten podjechał do dziewczyny na koniu i chwycił jej lejce – Do zobaczenia, panowie – rzekł z kamienna twarzą i ruszył prowadząc obok swego karosza, ogiera swej starszej siostry.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Margerita 22.07.2017
    Pięć coś czuję że między nimi zaiskrzy, ale może się mylę zapraszam do mnie
  • Cichotek 22.07.2017
    Też mi się tak wydaję, ale może miłość będzie nieodwzajemniona, a może siostra stanie na przeszkodzie? Nie wiem. Właśnie to jest piękne. Autor sam wybiera drogę, którą podąży treść. Albo tak, albo siak. Dziękuję za przeczytanie. Pozdrawiam.
  • Desideria 23.07.2017
    Literówka się wkradła:
    "Może nauczy cie tego i owego?" - cię
    Opowiadanie zapowiada się ciekawie, na pewno będę czytać dalej :)
  • Cichotek 23.07.2017
    Dzięki za wskazanie błędu. Następna część może pojawić się później, bo parę osób dziwi się czemu nie kończę Smokopodobnych. Mimo to powinien powstać ciąg dalszy "Tena herbu Ryś". Pozdrawiam, Cichy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania