Terra Nova, czyli od początku

Marzec, czternastego

 

Zacząłem wszystko spisywać od nowa, gdyż stara, pijacka narracja nie pasuje do świeżego, trzeźwego umysłu. Ja to dalej ja (bo któżby inny?), ale wszystko inne jest, rzeczywiście, nieco inne - przez perspektywę właśnie. Z opasłej literatury w szkle przeszedłem na gorzką, realistyczną poezję trzeźwości i wychodzę na tym dobrze, po jednym dniu na raz.

 

Na poskręcanym trupie niewysokiej stalowej konstrukcji stał człowiek. Wiatr rozwiewał jego włosy, targał siwiznę, resztki czerni tu i tam, ogólny nieuczes i rozgardiaszny nierozczes.

To ja, prozaiczny acz poetycki już-nie-pijak… ale do tego jeszcze dojdziemy.

 

Tam dalej, w oddali, podobno mieściła się radziecka jednostka artylerii czy pruska bateria albo coś w tym rodzaju. Tu, gdzie stoję, było inne coś, które czas nadgryzł, burza przewróciła, padlinożercy (ludzie) rozkradli, co się dało i zostało takie nie wiadomo co, niby pomnik cesarzowej przemysłu pośród omszonej kamienistej łąki z betonowego gruzu i potłuczonego szkła, z dojazdową drożyną i połamanymi zębami pięknego niegdyś ogrodzenia. Tu gdzieś był szpital psychiatryczny, a może to, ta kupa gruzu to tu właśnie, choć szare odłamki rozkruszonych betonowych stropów maskują wciąż żywy kolor cegły, pozostałości po dziewiętnastowiecznym budynku. Tak czy inaczej tutaj kiedyś, dawno temu stał szpital lub więzienie, przerobione potem na spichlerz, a potem po wojnie przebudowano na psychiatryk. Tu siedziałem ja, gdzieś tu, dawno, dawno temu.

Pamiętam bardzo dobrze, jak patrzyłem przez okno, szukając wzrokiem wiatru.

 

Wiatr, co zwykł powtarzać Lekarz, jest najlepszym przyjacielem pacjenta z zakładu psychiatrycznego, ponieważ stanowi zapewnienie, że człowiek nie jest zamknięty we własnej głowie. Skupiając się na liściach, łagodnie poruszających się na wietrze, człowiek zyskuje kilka chwil spokoju, do których może w dowolnym momencie wrócić. Można sobie zakładać różne rzeczy, jak dzień czy noc, ale ruchu liści na wietrze, szumu gałęzi i ogólnego bałaganu spowodowanego poruszeniem wszelkiej roślinności nie sposób sobie odwzorować, ludzki mózg nie da rady samemu sprokurować kilkuset tysięcy różnokolorowych listków jednocześnie i tak właśnie natura pomaga zachować przytomność umysłu. Wiatr nimi poruszający jest najlepszym przyjacielem Trzype (3P lub PPP) czyli świeżo Przyjętego Poszukującego/Pragnącego Poczytalności pacjenta. Powinno być Czterype albo nawet Pięćpe, ale Lekarz wyjaśnił mi, że się nie przyjęło z uwagi na pęd ludzkości do wszelkich uproszczeń i jako pamiętny przykład podał nawet, że i trzysylabowy samochód zwykło się redukować do dwusylabowego przecież auta.

Obok mnie na łóżku, to znaczy na łóżku obok siedział facet, którego z urzędu zamknęli za podpalenia. Często razem ze mną patrzył przez zakratowane okno i mówił, że jak wyjdzie, podpali te drzewa. Wyszedłem na długo przed nim, a gdy wróciłem, nie było tu już niczego. Obok pionowego, wpół-spalonego kikuta mojego drzewa, wyrasta dziś całkiem spora brzózka, a obok leszczyna, której nie zapamiętałem. Pewnie wyszedł i spełnił obietnicę daną jedynej osobie, która go kiedykolwiek słuchała, chociażby i przez grzeczność - mnie.

Z bogiem i sanitariuszami nie rozmawiał, przynajmniej nie na głos. Na swojego imiennika Aureliusza również nie zważał, choć pewien jestem, że to on stoi za zniknięciem mojego pierwszego mini-popiersia. Tyle dobrze, że, jak mawiał, płonącym człowiekiem się brzydzi i mnie podpalać “zamiaru nie ma ani mieć nie przewiduje”.

 

Oty nie udało mi się całkiem pozbyć, moja widmowa była dziewczyna z lat szczenięcych została ze mną, jak powiada, “po wsze czasy”, głównie z uwagi na samotność. Moją lub jej - nie wnikam. Może wspólną, dzieloną i mnożoną przez dwoje. Nie ukrywam, że i mnie takie towarzystwo całkiem odpowiada - udało nam się wypracować (brał w tym również udział mój Lekarz) odwiedziny tylko wówczas, kiedy poczuję samotność i ją przyzwę, wypowiadając na głos lub szeptem jej imię. Oktawia przystała na to, pewnie z braku wyjścia - drugą opcją była ostra terapia lekami, totalnie naćpany pewnie widziałbym ją i tak, ale odpowiadać mógłbym po prostu nie być w stanie. Widziałbym widmo i to mogłoby doprowadzić do zwiększania dawki, do kompletnego zwarzywienia, zziemniaczenia, ograniczenia zdolności psycho-ruchowej, a nawet ubezwłasnowolnienia, komy i śmierci mózgu poprzez aplikowanie elektrowstrząsów. To ustaliliśmy z Lekarzem wspólnie szeptem, by Oktawia mogła usłyszeć i (co na załączonym obrazku można dostrzec gołym okiem) niby się przejąć i nawet dostosować. Mój znajomy ksiądz, o którym wspominałem wcześniej, powiedział, że jeżeli mowa o nawiedzeniu a nie opętaniu, to nie ma mowy o zawieraniu żadnych paktów i egzorcyzmach, co obaj (przypuszczam, że Ota też) przyjęliśmy z ulgą. On chyba nawet szczerze wzruszony był, gdy mu wszystko opowiedziałem i rzekł, że byłby to pierwszy w jego życiu przypadek, kiedy ktoś wywołał ducha i się z nim dogadał. Ale obiecał się nie chwalić w żadnych zakrystiach, kuriach i biskupstwach, głównie z uwagi na posądzenie o śmieszność.

Udało mi się przestać pić i nawet dostać nieźle płatną pracę - przydatna rzecz, gdy potrzebuje się czymś zająć umysł i ma się Je, którym chce się coś po sobie zostawić, oprócz własnościowego mieszkania pełnego pustych kart ciężkiej literatury… innymi słowy: flaszek. Nastąpiły zmiany.

Nie jestem już tym samym literatem, który podczas mistycznej nocy pełnej opasłych tomisk i tarota przywołał ducha byłej dziewczyny i musi z tym żyć.

Poszedłem na leczenie, przestałem pić i po powrocie do domu zastałem przewietrzony porządek i absolutny brak śladów po literaturze. Te chytre Żmijki zerwały ze stołu zaplamioną ceratę i odmalowały ściany. Dostałem nawet z powrotem (lub też zostały odnalezione) kluczyki do samochodu.

Ciekawe, że z wszystkich miejsc, które zapragnąłem lub mogłem odwiedzić, z całej plejady punktów na mapie, do których dojedzie moja butelkowozielona landara, wybrałem akurat zrujnowany psychiatryk, w którym bywałem jako młokos jeszcze przed laty.

Historia zatacza koła, można powiedzieć.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • jesień2018 18.11.2018
    Tak czy inaczej jesteś znakomitym literatem, tak uważam. Bardzo mi się podoba to opowiadanie, przez poprzednie dość trudno było mi przebrnąć, mimo że doceniałam piękne zdania i szykowny styl, ale to do mnie trafiło. Pozdrowienia!
  • Wrotycz 19.11.2018
    JE - te One, czyli, jak przypuszczałem, żywe, przyjazne osoby.
    Jeszcze wrócę, by dokładniej doczytać, teraz mus zamknąć neta.
    O zgubnych skutkach pozostawania w dialogu z literaturą, wejściu w fikcyjny światy.
    A piroman niszczy prawdziwy.
    5.
  • kalaallisut 19.11.2018
    trzysylabowy samochód zwykło się redukować do dwusylabowego przecież auta. - tak

    Ciężka literatura dosłownie i w przenośni.

    "Nie jestem już tym samym literatem, który podczas mistycznej nocy pełnej opasłych tomisk i tarota"

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania