Pokaż listęUkryj listę

The Last TW 4.0 - Strzał między łańcuch (część 1)

Postać: Miłośnik rowerów

Miejsce: Kraina wrednych pluszaków

Zdarzenie: Kulka w łeb

 

Uwielbiam, kurwa, rowery. Nie ma dla mnie nic bardziej podniecającego niż rowery. Codziennie onanizuję się do zdjęcia najbardziej wyjebanego w kosmos modelu w całym wszechświecie - Auromanii Crystal Edition, bo same jeżdżenie na niej po kilka godzin dziennie nie zaspokaja mojego zjebanego pobudzenia. Codziennie idę na jakieś targi albo do salonów, sklepów i wiecie co robię? Oglądam, kurwa, rowery. Codziennie, setki; nawet te najmniejsze, dla przedszkolaków czy innych gówniaków, bo też mnie cholernie podniecają. Gdybym mógł, to bym się pieprzył z rowerami dzień i noc. Ba, zorganizowałbym sobie harem, bo mam tego w chuj dużo i żadnemu bym nie żałował przyjemności. Co roku zajmuję pierwsze miejsce w rankingu najbardziej zjebanych milionerów, ale osobiście zupełnie mnie to nie obchodzi. Jak pewnie się domyślacie, obchodzi mnie tylko jedno, a resztę mam kompletnie w dupie. Fortuny dorobiłem się sam - dzięki właśnie mojej zdegenerowanej pasji. Sprzedaję, produkuję, eksportuję rowery. Moja firma nakręca cały ten pedalski biznes i jestem prawie pewien, że rower, który trzymasz w garażu lub piwnicy przeszedł przez moją linię produkcyjną. Podsumowując, jestem największym i najbardziej zjebanym miłośnikiem rowerów na świecie i nikt nie ma prawa tego podważyć. Tylko taki popapraniec jak ja mógłby nazwać córkę Rower i zaraz po narodzinach na tenże pojazd wsadzić, czego właśnie dokonałem i z czego jestem cholernie durny (córka z resztą też). Tylko ja byłbym w stanie przepierdolić ciężko zarobiony hajs (ah, te czasy młodości...) na wykurwisty nowy rower, którym w życiu nie jeździłem, bo uznałem wtedy, że jest zbyt zajebisty, by go tak splugawić (ale do fotek trzepałem hardo). Tylko i wyłącznie ja byłbym w stanie rozwieść się z ukochaną żoną, bo, kurwa, zdradziła mnie przyjeżdżając pod dom jakimś zjebanym samochodem (których nie uznaję i którymi od dawna gardzę).

Jak widać, nie mam sobie równych i tylko ja w pełni rozumiem, to jak ważne są rowery i tylko ja mam prawo je czcić w tak krzywdzący dla otoczenia sposób. Bo, umówmy się, od dawien dawna te pojazdy są dla mnie o wiele ważniejsze od ludzi (wybacz Rower, nawet od ciebie).

 

Ekhm, ekhm. Przepraszam Główny Bohaterze, teraz ja przejmuję kontrolę.

A ci ludzie, jak się niedługo przekona Michał, odtrąceni przez jego dziwny system wartości potrafią być pamiętliwi i w najmniej spodziewanym momencie zjawić się, by skutecznie wywrócić do góry nogami życie tego ekscentrycznego delikwenta. Tymczasem zaś...

— Jak było dzisiaj w szkole, Rower? — Michał zagaił przy wspólnym obiedzie.

— Rowerowo! — zaśmiała się dziewczynka, wypluwając przeżuwane kawałki omleta.

— Hahaha! — tata wtórował córce i po chwili pogłaskał ją po główce. — Moja krew!

Dwuosobowa rodzina spędzała to popołudnie w miłej atmosferze. Otoczona licznymi rowerami - tymi prawdziwymi, uwiecznionymi na zdjęciach i obrazach, wiszącymi jako żyrandole, zdobiącymi sztućce, meble, cukierniczki i również tymi wyszytymi na wszystkich garniturach Michała - prowadziła miłą konwersację, a radość córki sprawiała, że napędzane, a jakże, rowerami serce szalonego milionera biło mocniej w radosnej atmosferze czasu spędzanego z jedyną szanowaną rodziną (reszta jeździ autami i za innymi środkami transportu nie przepada). W takich chwilach największy miłośnik rowerów na świecie przez chwilę zapominał o swojej obsesyjnej pasji i oddawał się przyjemnością zarezerwowanym dla ludzi normalnych, a więc takich, których rzadko kiedy mógł doświadczyć. Niestety, tę wspaniałą idyllę postanowił przerwać okrutny los objawiający się w postaci snajpera ukrytego na pobliskim drzewie...

— Co za popraniec... — wycedził zabójca. — Wszędzie te jebane rowery. Nie dziwię się, że tak bardzo działa im na nerwy...

Mężczyzna przymknął lewe oko, zbliżył lunetę karabinu do siebie. Lufa wystawała z gęstwiny i odbijała spadające na ogród promienie letniego słońca. Świeciła dość mocno, z pewnością można było ją zauważyć, ale snajper się tym nie przejmował. Sprawdził teren, nikogo nie było w pobliżu, mógł więc oddać czysty strzał bez obawy przed zauważeniem przez kogokolwiek z patrolującej (jak widać niezbyt dobrze) służby.

— Sayonara, amigo — odruchowo wyrecytował wbitą do głowy formułkę i stanowczo pociągnął za spust.

Pocisk wyleciał z niewiarygodną szybkością. Prześwidrował powietrze, w chwile roztrzaskał okno. Był nawet szybszy od budzącego się w gardle krzyku Roweru i jej przerażonych oczu, które ledwo spostrzegły moment przejścia kuli przez głowę ojca i zatrzymania się jej na marmurowym blacie stołu, który wibrował po przyjęciu na siebie siły pędzącego kawałka metalu. Snajper momentalnie zeskoczył z drzewa i wykorzystując zamieszanie i coraz głośniejszy krzyk dziecka, szybko przebiegł przez ogród, przeskoczył przez płot i momentalnie zniknął, wsiadając do podstawionego wcześniej vana. Mógł się cieszyć, bo jego strzał natychmiastowo zabił cel i nie będzie musiał już nigdy tu wracać. Tymczasem Rower, nie rozumiejąc tego, co się właśnie stało, próbowała obudzić ojca, trzęsła nim z całych sił.

— Tato! Tato!

Krew rozlewała się po blacie, skapywała na kafelkowaną podłogę, tworząc cichy plusk, który razem z krzykiem i płaczem wypełniał smutne pomieszczenie.

— Tato! Tato!

Rozpaczliwy głos córki nie mógł trafić do świadomości ojca. On, Michał, już nic nie czuł. Porzucił swoje ciało, pozwolił mu się bezwładnie wykrwawiać i być świadkiem bezsilności zagubionego dziecka, którego rączki powoli barwiły się czerwonym płynem. Gdzie uciekła jego dusza? Nie wiedział, dopiero się miał się wybudzić z tego okropnego koszmaru...

 

Michał... Michał...

Otwórz oczy... Już czas...

— Hyyyyyy!! — Miłośnik rowerów nabrał powietrza do suchych płuc. — Co jest? Gdzie jestem?

Natychmiast się podniósł, rozejrzał się wokół. Zdawał sobie sprawę z tego, co się stało. Złapał się za tył głowy, poszukiwał dziury wywierconej przez kulę. Nie ma. Kompletnie nic.

— O co w tym, kurwa, chodzi? — zapytał sam siebie.

Znajdował się pośrodku polany. Wokół tylko drzewa, żadnej żywej duszy. Był zdezorientowany. Żadnych rowerów - od dawno nie był tak odizolowany od obiektu swojego kultu. Wstał, spróbował się przejść. Nogi trochę go bolały, ale ciekawość i chęć zrozumienia sytuacji pchały go do przodu. Wyszedł z polany, zaczął niepewnie przebijać się przez krzaki i wysoką trawę. "Gdybym tylko miał rower..." - pomyślał. Po przejściu kilkunastu metrów dostrzegł coś jasnego w oddali. Słońce górowało nad lasem, nie mogło więc to być światło przebijające się przez korony drzew, bo momentalnie by je rozpoznał. Ruszył dalej, coraz bardziej zbliżał się do obranego celu. Teraz widział już wyraźnie. Było to światło pochodni, która, nie wiedzieć czemu, paliła się w samym środku dnia. Była zawieszona na pniu drzewa, a żarzący się w niej płomień lekko osmalał dębową korę. Michał podszedł, miał ją na wyciągnięcie ręki. "Pochodnia... Co ona tu robi?" - pomyślał i wyciągnął ją z wieszaka. "Dziwne. Wydaje się taka lekka".

— Stój! — Usłyszał głos za plecami.

Odwrócił się, spojrzał w dół. Pluszak. Kilka metrów od niego, na ziemi, stał żółty misiu z przywiązanym do łapki nożem.

— Odłóż pochodnię! — zagroziła wściekła zabawka.

— Czy ty... mówisz? — zapytał ze zdziwieniem Michał.

— A co, nie rozumiesz, kurwa? — miś odrzekł zirytowany. — Odłóż pochodnię, bo cię zajebię tu i teraz.

Miłośnik rowerów spojrzał na pluszaka, na pochodnię, na pluszaka i znowu na pochodnię i przez krótką chwilę na nóż.

— Ty? — zadrwił Michał. — Nie będę się, kurwa, słuchał jakiegoś jebanego pluszaka.

Już wkrótce mężczyzna się przekona, że jego słowa były co najmniej nietrafione i na pewno niestosowne, biorąc pod uwagę, że żółty miś wcale nie był sam...

 

to be continued.

*ba dum tsss*

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • pkropka 15.01.2019
    Nie spodziewałam się aż takiego miłośnika rowerów. Super!
    Podoba mi się określenie "pedalski biznes". Pomysłowe ;)
    Czekam na dalszą część!
  • Pan Buczybór 15.01.2019
    Dzięki bardzo!
  • 00.00 16.01.2019
    Ale jazda, bardzo szybka w dodatku i sprawna. :)
  • Wrotycz 16.01.2019
    :)) Mam kumpla zwariowanego na punkcie rowerów i jazdy. Pokażę mu, fantastyczne. Jego zona też się ucieszy;)
    Relaks mimo poniekąd makabry.
    Fajnie się czytało.
    Pozdrawiam:)
  • madoka 16.01.2019
    No, no, postarałeś. :) Początek, moim zdaniem jest najlepszy, choć jakoś nie umiem połączyć tego, że facet chciał zabić jakiegoś faceta z jego pasją do rowerów. Nie klei mi się to jakoś.No i żal tej córci. Rower to mogłoby być nawet żeńskie imię. ;)
  • Pan Buczybór 16.01.2019
    Dzięki serdeczne za wszystkie komentarze :)
  • Agnieszka Gu 17.01.2019
    Witam,

    "Uwielbiam, kurwa, rowery." — pierwsze zdanie, i już wiesz, że tekst przypadnie ci do gustu ;))))
    No, świetne :)) Uśmiałam się :)
    Bardzo fajny tekst, z jajem. Napisany z poczuciem humoru :)
    Bardzo przypadł mi do gustu :))
    Pozdrowionka :)
  • Canulas 19.01.2019
    W miarę intrygujące. Na pewno barwny start, potem trochę bla, bla, bla, ale końcówka znów całkiem zacna.
  • illibro 26.01.2019
    Tam w 15 wersie od góry chyba powinno być "z czego jestem cholernie dumny". Chyba ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania