Pokaż listęUkryj listę

The Last TW 4.0 - Strzał między łańcuch (część 2)

Po krótkiej chwili miłośnik rowerów zrozumiał, że oprócz tego jednego żółtego misia, naokoło niego, w krzakach, na drzewach, w wysokiej trawie, czają się całe zastępy krwiożerczych, wściekłych pluszaków. Wyczuł ich morderczą aurę, śmierdzące, napędzane wściekłością oddechy oraz słyszał te puchate nóżki nerwowo przestępujące z miejsca na miejsce, czekając na sygnał do ataku. Michał w końcu pojął w jak głębokiej dupie się obecnie znalazł. Cała jego pewność siebie i pogarda wobec mniejszego oponenta uleciały w jednej chwili niczym powietrze z przebitej dętki. Żółty niedźwiadek wyczuł niepewność przeciwnika i postanowił ją natychmiastowo wykorzystać.

- Odłóż, kurwa, tę pochodnię - wznowił wcześniejszą groźbę. - Nie masz szans. Zostawimy cię w spokoju, jeśli będziesz grzeczny.

Cóż za wspaniały ruch ze strony przedstawiciela niższej rasy! Wykorzystał znajomość języka ofiary i obrócił ją przeciw niej. Na twarzy człowieka zarysowało się przerażenie. Niewyraźnie, ukrywane pod grubą warstwą niezrozumienia i prób zachowania trzeźwości umysłu, ale jednak. Michał cofnął się o krok. Szybko analizował sytuację. Był całkowicie otoczony. Żadnej drogi ucieczki. Mierne doświadczenie bojowe. Żadnych rowerów w pobliżu. Słowem: kompletnie przesrane.

Serce Michała zaczęło niebezpieczne trzepotać. Pot spływał mu po twarzy. Płomień pochodni rozmazywał się, rozpływał, a jego ciepło zdawało się przypalać roztrzęsioną dłoń. Wiele myśli przelatywało przed jego oczami. Nie wiedział praktycznie nic. Niewiedza i zagubienie osaczyły jego rowerowe serce. Spojrzał na trzymaną w ręce pochodnię. "To moja ostatnia szansa" - pomyślał.

- Pierdolę was! - wydobył z siebie resztki odwagi. - Nie mam pojęcia, gdzie jestem. Nie wiem, co tu się odpierdala i totalnie w dupie mam powód, dla którego ta jebana pochodnia jest dla was tak ważna. Pierdolę to! - wykrzyknął. - Dawajcie, skurwiele. Nie mam nic do stracenia.

Tymi słowami rozpętał piekło. Wzniecił iskrę, która rozpaliła płomień krwawej walki. Michał wiedział, że nie wyjdzie z tego cało. Przerażonymi, aczkolwiek pełnymi werwy oczami ostatni raz spojrzał w niebo. "Nie wiem, o co tu chodzi, ale mam nadzieję, że po wszystkim trafię we właściwe miejsce" - pomyślał sentymentalnie i rzucił się w wir walki.

Pluszowe ciała zakryły padające z góry promienie słońca. Setki krwiożerczych stworzeń ruszyło na rzeź. Pierwszy uderzył żółty miś. Wzbił się na wysokość paru metrów, chciał zaatakować z góry. Nastawił nóż, spadał z nieba niczym pocisk. Michał odskoczył momentalnie, musnął ogniem trawę przy drzewie. Niedźwiadek wylądował w żarzącym się ogniu. Krzyczał z bólu, próbował się wydostać z ognistej pułapki, lecz miłośnik rowerów nawet nie zwrócił na to uwagi. Odbiegł kilka metrów dalej, był zajęty odpieraniem ataków jego pobratymców. Spadali z nieba, niczym krople kwaśnego deszczu i podobnie jak żółta maskotka próbowali trafić nożami w głowę intruza. Michał odbijał jednych pochodnią, za chwilę robił unik i podpalał trawę wokół siebie. Ognia robiło się coraz więcej. Szybko się rozwijał, spalał połacie lasu, obwijał pnie drzew niczym bluszcz. Musiał zmienić strategię. Przeciwnicy poruszali się po drzewach. Byli szybsi, zwinniejsi. Nie mógł ich tak pokonać, nie mógł też nigdzie uciec. Odbił kilka ataków, znowu się oddalił, lecz już niczego nie podpalał. Teraz jedynie pluszowe truchła jarzyły się świeżym płomieniem. Las wypełniły krzyki i gniew. Michał ciągle odskakiwał, oddalał się, lecz wszystko wyraźnie słyszał. Oponenci nie umierali od razu. Smażyli się w gniewnym ogniu, próbując ratować życie. Paląca czerwień podążała za Michałem niczym cień. Kolejne ataki były odpierane. Atakowali z góry w małych grupkach; dwa-trzy pluszaki. Nie były większe od połowy jego tułowia. Łatwo je odrzucał, podpalał i kierował ku ziemi. Przez chwilę myślał, że może ma jakąś szansę, może uda mu się wygrać. Nie, to nie mogło być takie proste. Wrogi nóż przejechał wzdłuż jego prawej nogi, od góry do dołu.

- Kurwa! - wykrzyknął w bólu i upadł na kolano.

Dopiero teraz to zauważył. Pluszaki zaczęły atakować z dołu. Ponuro maszerowały wśród gęstej trawy, trzymając w łapkach naostrzone bronie. Otoczyły go. Wszystkie strony obsadzone, góra również. Noga krwawiła, obrzydliwe krwawiła. Albo go zaraz zadźgają, albo sam zginie z powodu utraty krwi. Był bez szans. Opadał z sił. Próbował się bronić. Odtrącał ataki z góry, podpalał misie będące naokół niego. Bezskutecznie. Nóż w plecy. Prosto w rdzeń. Upadł. Zawył z bólu. Pochodnia wypadła z ręki, zgasła. Śmierć. Widział Śmierć. Ponuro jechała na czarnym rowerze. Szczerzyła zepsute zęby. Kolejne dźgnięcie. Następne. Ręka, noga, znowu plecy. W końcu tył głowy - odlot. Zimne ostrze tnące czaszkę jak świeżutki chleb. Koniec. Bez krzyku. Bez ognia. Kulka w łeb, potem nóż. Bez różnicy. Koniec, wyczekany koniec. Dobra droga? Nie, jeszcze nie. Nie odlatuje. Ciało się go kurczowo trzyma.

- Tato! Tato! - słyszy ten głos, ten słodki głos. - Tato! Tato! - to tylko Rower. Nie do jeżdżenia.

Ukojenie. W końcu. Powoli odlatuje. Wychodzi ze skorupy. Niebo. Już nie misie. Po prostu błękit. I głos. Ten kojący głos. Lepszy od roweru.

- Tato! Wstawaj! Już południe.

Nie pokojówka, a córka. To tylko sen. Na szczęście.

Chyba.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • maciekzolnowski 20.01.2019
    Q chwale!
    "Michał w końcu pojął w jak głębokiej dupie się obecnie znalazł". I wszystko jasne!
    Panie Buczybór, Twa twórczość jest wisienką na torcie literatury polskiej. Tak trzymać! :))
    Pozdrawiam,
    Maćko
  • Pan Buczybór 20.01.2019
    heh, trochę chyba przesadzasz :) Dzięki za komentarz
  • Canulas 21.01.2019
    "Płomień pochodni rozmazywał się, rozpływał, a jego ciepło zdawało się przypalać roztrzęsioną dłoń. Wiele myśli przelatywało przed jego oczami. Nie wiedział praktycznie nic. Niewiedza i zagubienie osaczyły jego rowerowe serce. Spojrzał" - nadmiar dookredlenia." Jego".

    A tak poza tym, fajny opis walki. Fajnie pocięty. Krótkie zdania dodają dynamiki.
    Dobra końcówka.
  • Pan Buczybór 21.01.2019
    ah, głupi błąd. Nie chciało mi się sprawdzać... Normalnie takie byki eliminuję. Dzięki za komentarz
  • pkropka 22.01.2019
    Świetna scena walki. I te rowery <3
  • Agnieszka Gu 27.01.2019
    Witam,
    Skojarzyło mi się z jednym z odcinków Pingwinów z Madagaskaru, gdy walczyły z... Konikami ;)
    Co do samego tekstu - fajnie, żywiołowo napisany.
    Pozdrawiam
  • Dzień dobry, Bucz :)
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami dzis o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)
  • Pan Buczybór, oto Twój zestaw :)
    Postać: Hip hop w terenie podmokłym
    Zdarzenie: Wyścig psich zaprzęgów

    Gatunek: Opowiadanie przygodowe/drogi
    Czas na pisanie: 10 luty (niedziela) godz. 20.00

    Powodzenia :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania