Poprzednie częściThey - Krew Północy - Wstęp 1/2

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

They - Krew Północy - #1

RURYK

 

Krzyki - "Wstawać!", dudnienie i hałas. Chaos wokoło już panował, kiedy to ocknął się ze snu syn wodza. Panował półmrok pod pokładem statku, a przed chłopcem krążyły zarysy postaci, krzyczących na siebie nawzajem, w czasie gdy przecierał oczy. Minęła chwila, po której chłopiec zdążył się dobrze obudzić. Siedząc nadal na swoim łóżku, przyglądał się uważnie wszystkiemu dookoła. Co się dzieje, rozmyślał. Załoga Keira latała od miejsca do miejsca, prędko się ubierając i uzbrajając, jakby ktoś miał ich zaatakować. W tej chwili Rurykowi przyszło na myśl, że faktycznie jakiś statek może na nich teraz nacierać. Myśl ta jednak nie przekonywała zbytnio młodzieńca, gdyż tak samo jak reszta załogi i on wiedział, że nikt inny nie pływa po Morzu Trzech Głów. Spotkać statek na środku tego morza, o tej porze, w dodatku z chęcią abordażu graniczy z cudem. Równie prawdopodobne mogło być spotkanie z potworem, grasującym gdzieś pod powierzchnią wody.

- Ubieraj się prędko, nie ma czasu na siedzenie dzieciaku! - Podnosząc głowę, ujrzał nagle przed sobą dobrze zbudowanego, postawnego Hrappa. Był cały mokry. Miał już założoną brązową, skurzaną tunikę, ciemnozielone rękawice oraz ciężkie czarne buciory. Na tunice powiewał przyczepiony, czarny płaszcz z kapturem, którego aktualnie wiking nie miał na głowie. Spodnie podtrzymywał błyszczący pas. Jego przednia, środkowa część była pokryta srebrem.

Gdyby spojrzeć na Hrappa, widać było od razu, że ten pas trafił do jego rąk jedynie przez kradzież. Wiking nie był bardzo bogaty. Co więcej, żył od wyprawy do wyprawy za to co zdołał złupić. Na jego szczęście, był z niego cwany wiking. Kiedy było trzeba, potrafił się odpowiednio zakręcić i skorzystać z okazji.

Po prawej i lewej stronie pasa znajdowały się uchwyty na broń. Zawsze umieszczał w nich to samo. Po prawej średni topór. Po lewej natomiast sztylet - jego ulubiony, z białą jak mleko, kościaną rękojeścią zakończoną kulą. Sztylet był prosty i wyjątkowo długi, niemalże długości miecza dla dzieci. Ktoś włożył w niego sporo pracy i monet, gdyż dodatkowo na jednej stronie ostrza znajdowały się wyryte wgłębienia, które były w kształcie liści. "Piękne ostrze" - mówił każdy, kto je oglądał z zazdrością, a Hrapp się tylko uśmiechał i przytakiwał. - Twój ojciec przysłał mnie po ciebie. Śpieszmy się. - Zakłopotany chłopiec skinął głową i zaczął się prędko ubierać.

- Powiedz mi co się stało? - Ruryk zadał przelotnie pytanie, gdy zakładał buty.

Hrapp odgarnął długie, mokre włosy, które zakrywały część twarzy z kilkudniowym zarostem. Spojrzał zmartwiony, zielonymi oczami na chłopca i rzekł - Burza cholera. Ale nie taka zwyczajna. Przez całe życie nie widziałem czegoś podobnego.

Ruryk posłał po tych słowach szybkie spojrzenie na znak zrozumienia powagi sytuacji i czym prędzej skończył się ubierać. - Chodźmy więc.

Na pokładzie panował taki sam zamęt, jaki zauważony został na dole przez małego wikinga. Gdy wyszedł na zewnątrz chmury, które złowrogo wróżyły wyprawie, były tuż nad nimi. Padał straszny, ciężki deszcz przez co deski pokładu były bardzo śliskie. Sam Bumer, biegnąc po pokładzie, wywalił się tuż przed chłopcem. Ruryk pomyślał, że gdyby nie ta burza to pewnie wszyscy by się śmiali z jego upadku. A tak nikt nie zwrócił na to uwagi, poza chłopcem. Do tego ten wiatr. Smagał żaglami niczym bicz. Wody natomiast wyrywał wysoko, tworząc ogromne fale, uderzające w statek i bujające go, a to w lewo, a to w prawo. Biedna załoga znajdowała się w samym epicentrum owej burzy. Ruryk, na widok tego mruknął coś pod nosem ze strachu. - Odynie, dopomóż.

- Ruryku! - Usłyszał głos z oddali. Przez burzę ciężko było się połapać kto to mówi. Wiking przymrużył oczy i po chwili dostrzegł swego ojca, nawołującego go do siebie. Chłopiec przebiegł przez pokład jak najszybciej potrafił, starając się nie wywalić na deskach. Omijał przeszkody, walające się beczki i innych członków załogi. Ostatecznie udało mu się przejść bez szwanku.

Stał już obok swego ojca, który wykrzykiwał i rozkazywał innym dookoła co mają robić, by przetrwać burzę w całości. Mały wiking czekał nieopodal masztu, wpatrując się i czekając na rozkaz. W końcu Keir odwrócił się do syna i spojrzał poważnie - Prędko, wchodź na reje. Ty bierzesz lewą stronę, a ja prawą.

- Ale... - chłopiec chciał coś powiedzieć, lecz wiking momentalnie mu przeszkodził.

- Żadnego "ale". Nie ma czasu. Trzeba zwinąć żagle, inaczej przekręci nam statek. - Machnął ręką w stronę masztu, po czym zaczął wchodzić na górę.

Widząc jak ojciec się wspina, Ruryk ruszył tuż za nim. Na nieszczęście, szczeble były równie śliskie jak deski na pokładzie. Mały wiking musiał stąpać ostrożnie, ale jednocześnie nadążać za Keirem. Raz się potknął i o mało nie spadł. W ostatniej chwili opanował ciało. Gdy w końcu znaleźli się na reji, rozeszli się w dwie strony tak jak wcześniej rozkazał wiking. Zaczęli rozwiązywać związane sznury, które trzymały żagle. Gdy Ruryk na moment odwrócił wzrok od wiązań i spojrzał na otoczenie, zamarł na moment. Z tej perspektywy wyglądało to jeszcze gorzej. Wydawało się, że stąd pogoda nasila się jeszcze bardziej. Zaczyna bardziej wiać i lać.

Nagle znienacka walnął piorun - ogromny i głośny. Uderzył bardzo blisko statku. Można powiedzieć, że pięćdziesiąt stóp od chłopca. Na moment rozjaśnił wszystko dookoła i zniknął w morzu. Wybudził także Ruryka, który teraz, mimo jeszcze większego strachu, podjął się ponowne za rozplątywanie sznurów. Mimo, że ręce chłopca co chwilę się plątały lub ześlizgiwały z łączeń, zbliżał się do końca. Po rozwiązaniu ostatniego supła odwrócił się i zdziwił się na widok tego, że zdążył przed ojcem. - Pomogę ci! - krzyknął Ruryk, po czym zaczął posuwać się w stronę mężczyzny.

Znów runął piorun. Jeszcze bliżej niż poprzedni. A po sekundzie kolejny. Keir odwrócił się do syna. Wtedy, po raz pierwszy, na jego twarzy Ruryk dostrzegł, że wielki wiking się boi.

- Schodź natychmiast! Już kończę! - krzyknął Keir.

-Ale... - zaczynał Ruryk.

- Już ci mówiłem, żadne "ale"! Złaź stąd, nie jest tu bezpiecznie! - znów rzucił słowami do syna. Po czym odwrócił się i rozwiązywał ostatni pęk. Ruryk, jak zawsze, wykonał polecenie. Zaczął stawiać stopę na pierwszym szczeblu, aby zejść.

Jak to się stało? Błysk po prawej stronie...pieczący w policzek chłopca niczym żar z pieca. Pisk w uszach. Jedno mrugnięcie i spadał. Nie mógł złapać oddechu. Blady, wystraszony i oszołomiony. Nim dotarł na dół, kątem oka dostrzegł złapaną z prawej strony reję i brak tego, którego szukał wzrokiem. Nie było go. Nie potrafił wykrzyczeć z siebie słowa, które chodziło po jego głowie. - Tato!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Agnieszka Gu 16.01.2018
    Witam,

    Drobiazgi:
    "kiedy to ocknął się za snu syn wodza." - ze snu - literówka.
    " a w nim krążyły zarysy postaci" - w nim czy w jego wyobraźni, w jego umyśle?
    "przyglądał się uważnie co się dzieje. " - się, się,... spokojnie można przebudować zdanie aby pozbyć się jednego.
    ... itd...
    "że nikt inny nie pływa przez Morze Trzech Głów." - "nie przepływa przez Morze.." lub "nie pływa po Morzu ..." będzie poprawniej.
    itd... itd..

    Ciekawi mnie to opowiadanie, jak się dalej rozwinie fabuła, ale trudno się je czyta, bo co i rusz wkradają się tu jakieś, nazwijmy je, "techniczne niezręczności".
    Dobrze, że piszesz dalej niestrudzenie. To bardzo duży plus jeśli człowiek chce się czegoś nauczyć, to chyba jedyna droga.
    Szkoda że nie poprawiasz błędów (np. we wstępie jest nadal "Wódź" nie Wódz) i brniesz w nowe.
    Pozdrawiam
  • Lancelot 16.01.2018
    Dziękuję. Chciałem dopiąć kolejną część zanim wezmę się za poprawianie bo odbiera mi sporo energii. Myślę że dziś to zrobię bo warto. Cieszę się że kogoś zaciekawilem.
  • Agnieszka Gu 16.01.2018
    Lancelot
    Wiem jak to jest. Sama miewam mnóstwo błędów w tekstach i poprawiam je, poświęcając temu ogrom czasu. Sęk w tym, że jeśli się tego nie zrobi "szybko", to następny czytający się zniechęci i nie będzie dalej czytał. Z wstawieniem kolejnej części nie ma się co spieszyć. Lepiej poprawić pierwszą i na spokojnie przeczytać kolejną, eliminując błędy popełnione we wcześniejszych tekstach. Tutaj, przez ten pośpiech chyba, błędy się powieliły, niestety. A szkoda.
    To oczywiście tylko opinia i nie jestem wyrocznią ;)) Zrobisz jak będziesz chciał, oczywiście :))
    Pozdrawiam :)
  • Lancelot 16.01.2018
    Agnieszka Gu nie no oczywiście pójdę za twoją radą bo jest dobra. To nie podlega dyskusji raczej xd. Już dwa poprawiłem. Jeszcze dwa :)
  • Margerita 16.01.2018
    pięć cóż mogę więcej napisać
  • Lancelot 16.01.2018
    Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania