Poprzednie częściThey - Krew Północy - Wstęp 1/2

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

They - Krew Północy - #4

SHINGO

 

Tak spokojnego wieczoru dawno nie zaznano w księstwie Yabinotsi. Zwano je także Krainą Ciszy. Piękna, pagórkowata i zielona przestrzeń otaczała wielką posiadłość Takumy – pana tych ziem. Dalej, za górkami, ciągnęły się szerokie poletka uprawiane przez tutejszych rolników. Przeważał w nich kolor czerwieni. Pięknego czerwonego maku bujającego się na wietrze. Gdy Pan przebywał w środku, odpoczywając po całym dniu, jak co wieczór, Shingo doskonalił swą sztukę w operowaniu swym daisho. Stawał wśród drzew wiśni w ogrodzie Pana i starał się, by jego każdy ruch był doskonały. Stał z mieczem, wpatrzony przed siebie jak zamurowany. Włosy samuraja były wygolone z boku, a góra związana z tyłu, tak by one nie przeszkadzały. Jedynie jego biała szata, przepasana czarnym pasem, powiewała lekko na wietrze. Skupienie na jego twarzy było widoczne z oddali. Nic go nie mogło rozproszyć. Nic go nie mogło zaskoczyć. Wyjątkowo tamtego wieczoru, jego wakizashi nie brał udział w treningu. Był schowany i czekał cierpliwie na wyjęcie. Wymachując kataną, bohater wyobrażał sobie, że otaczają go wrogowie. Kombinacje jego uderzeń w wymyślonych przeciwników były niesamowite. Samuraj czuł się, jak ryba w wodzie. Od zawsze pragnął zostać samurajem, a gdy to się stało, starał się nie zaprzepaścić tej szansy. Ciężki trening daje rezultaty, powtarzał sobie w głowie. W końcu został głównym samurajem swego Pana. Wykonując cięcia w powietrzu, zaczął coraz bardziej przyśpieszać i uderzać energiczniej. Jego twarz z poważnej, zamieniała się w skwaszoną i złą. Zamachy były dokładne, lecz zbyt gwałtowne. Niczym szarpnięcia pazurem bestii. W tamtym momencie przypomniały mu się słowa z nauk. Nauk pobieranych od największych mistrzów. Niech pycha za wami nie podąża, mówili. Opanowanie i spokój. Spokój jest wymowny. Pokonać kogoś i wygrać to nie sztuka. Być pokonanym i jednocześnie być zwycięzcą to wielka cnota, powtarzali. Im ciężej coś przychodzi, tym bardziej cenniejsze jest dla nas, gdy to uzyskamy. Spokój ducha nie jest łatwo osiągnąć. Lecz, kiedy to się stanie nic, ani nikt was nie powstrzyma. Umysł powinien panować nad mieczem, a nie miecz nad umysłem. Powtórzył jeszcze raz szeptem ostatnie zdanie – Umysł powinien panować nad mieczem, a nie miecz nad umysłem. Nagle zatrzymał katanę przed sobą, zamknął oczy i wziął głęboki wdech, po czym powili wypuścił powietrze. Spokój, powtórzył, tym prazem głośniej. Zaraz potem, jednym ruchem schował swój oręż do pochwy.

Nagle usłyszał trzask gałęzi za nim. Nim mrugnął, jego wakizashi był już wyjęty, a on sam odwrócony, przykładając sztylet do gardła wroga. Wielkie było zdziwienie w oczach Shingo, gdy ujrzał za sobą syna swego mistrza. Był to Hiroki, mały, dziewięcioletni chłopiec z włosami obciętymi na pazia oraz wiecznym, nieschodzącym uśmiechu na twarzy. – Hiroki! – wrzasnął, po czym odchylił od chłopca broń i schował z powrotem. – Co ty tu robisz? Czy twój ojciec wie że tu jesteś? – rzucił gniewnie. Spojrzał na malca i oczekiwał na odpowiedź.

- Gdyby wiedział, nie byłoby mnie tutaj. Nie pozwala tobie przeszkadzać, gdy tu jesteś. Prawie cię miałem wiesz? – I mina chłopca stała się promienna jak zwykle.

Samuraj zmiękł. Musiał się uśmiechnąć. Miał słabość do tego malca. Lubił jego pogodę ducha i niewinność. – Nie miałeś. – Spuścił głowę i poprawił swój pas. – Sztuka oszustwa nie jest najlepszą z tych, które znam, lecz przydaje się czasami. Nawet jeśli jako przeciwnik myślałeś, że nie wiem o twojej obecności, to nie znaczy, iż istotnie tak było. Słyszałem cię jak się zbliżasz, ale pozwoliłem ci myśleć inaczej. Przewaga, Hiroki, nad wrogiem, to istota ćwiczeń. – Zamilkł na moment. Po czym spojrzał na dzieciaka. - Jak w ogóle udało ci się przemknąć obok straży? Nie wiadomo kto wieczorem może się tu zakradać, więc nie wolno ci wychodzić.

Nadal uśmiechnięty Hiroki, wyprostował się dumnie i jeszcze bardziej wyszczerzył zęby. – Ja też znam sztukę oszustwa. Kiedy chce, potrafię oszukać straże i przemknąć w cieniu, obok nich. Kiedyś zostanę samurajem, jak ty Shingo, zobaczysz. Będę bronić krainy i wszystkich jej mieszkańców. – Samuraj słysząc te słowa, lekko się skwasił.

- Nie jest łatwo być samurajem. Jest to ciężki, a zarazem niebezpieczny zawód. – Zapadła na chwilę cisza. – No nic. Dobrze… ja na dziś skończyłem. Chodźmy, trzeba odpocząć. Odprowadzę cię do domu. – Samuraj podniósł z ziemi swój słomiany kapelusz, założył na głowę, po czym ruszył powoli, patrząc czy dzieciak za nim idzie. Hiroki niezbyt ochoczo przyłączył się do drogi powrotnej, idąc po chwili obok mężczyzny. Obie postacie spokojnym krokiem przemierzały dróżkę, wysypaną białymi kamykami, które trzaskały po postawieniu na nich stopy. Momentami ścieżka skręcała ostro niczym wąż podczas pełznięcia, a innym razem ciągła się po prostej linii. Chłopca chyba dobiła myśl, że dopiero co wyszedł, a już musi wracać, więc milczał. I samuraj był mało rozmowny. Kierował się zasadą, że jeśli nie ma się nic mądrego do powiedzenia, lepiej jest milczeć. Wieczór już się kończył, przepuszczając przed siebie noc. Piękna pora na spacer, pomyślał Shingo. Idąc spokojnie, wśród liści i białych płatków kwitów drzew rosnących po obu stronach dróżki. W świetle księżyca. Pod rozgwieżdżonym niebem. W milczeniu, co pozwalało dumać do woli nad nurtującymi sprawami. Ogród Pana nie znajdował się bardzo daleko od posiadłości, więc i droga była krótka. Za ostatnim skrętem, po lewej, było już widać piękny, oświetlony budynek. Shingo stanął momentalnie w furtce i spojrzał na chłopca. - Jeśli nie chcesz mieć przechlapane, postaraj się przemknąć równie cicho i tą samą drogą co wcześniej. Jeśli bym cię zaprowadził do wejścia, ciężko by było zmierzyć gniew twego ojca. No...już. Zmykaj. - Uśmiechnął się jeszcze raz do malca, on odwzajemnił, pokiwał głową i odszedł.

Piękny dzień skończył się równie dobrze, myślał samuraj wracając do swego domu, do swojej Nanase. Szkoda, że to jednak nie była prawda.

- Przebudź się gnido. Nooo...już! - Postać wyrwał ze snu kopniak od jednego z obskurnych - jak dla niego - mężczyzn. Był to dość smukły, chudy osobnik, w średnim wieku, z słusznie obrzydzającym samuraja, wstrętnym wyrazem twarzy. Wystające kości policzkowe, krzywy nos oraz czerwony siniak na czole wzbudzały niesmak podczas gdy, przyglądał się piwnymi oczyma na kogoś. Do tego jego pożółkłe, krzywe zęby, podczas uśmiechania. Jednego mu brakowało, więc zastąpił go złotym. Cechą charakterystyczną dla niego, był także okrągły kolczyk, który nosił na lewym uchu. Bohater słyszał jak wołali na niego Gudred. Był chyba spokrewniony z Gormem. Stał w tamtej chwili przed nim, odziany tylko w spodnie, buty i białą - w teorii - koszulę, którą rozpiął do połowy. Gapił się niemiło na Shingo. Po chwili coś tam wymamrotał - Dobiliśmy do brzegu. - I zaczął drapać się po głowie, pokrytej rzadkimi włosami koloru ciemnego blondu. Następnie skrzywił się, splunął i znów zaczął mówić. - Ty chyba nie rozumiesz po naszemu. Cholera! Trzeba będzie na siłę. Wstawaj! Albo zasadzę ci takiego kopniaka w tyłek, że już więcej nie zapragniesz usiąść! - Pociągnął mocno za rękę samuraja.

Shingo, słysząc to, wstał. Doskonale rozumiał co mówi wiking. Jego podróż przed pojmaniem i po trwała tak długo, że zdążył oswoić się z językiem. Nie zdradzał tego jednak. Działał na swoją korzyść, stwarzając nierozumnego niewolnika. Grał w delikatną grę. Wyczekiwał, wsłuchiwał się i czekał na okazję. Nadal pamiętał o swojej misji. O tym po co tu przybył. Niestety musiał na razie robić co mu każą i wypatrywać momentu.

- No proszę...coś zadziałało w główce. Rozumiesz, że gdy ktoś krzyczy znaczy, że masz się podporządkować. Dobrze, dobrze. Może jakiś pożytek z ciebie będzie - rzekł i kiwnął głową, a niewolnik ruszył przed nim w stronę, którą wskazał Gudred. Idąc, wiking ciągle coś mówił. Shingo pomyślał, że musi się komuś wygadać. - Wiesz, miałeś dużo szczęścia ostatniej nocy. Ktoś się rozgniewał wyjątkowo, bo takiej burzy to ja w życiu nie widziałem. A pływam od szkraba. Nikt nie wie skąd to przyszło i dlaczego - westchnął. - Wiesz brzydalu, dlaczego nas to spotkało? - I kto to mówi "brzydalu", pomyślał bohater. - Zgaduje, że nie. Tego, że naszego dobrego Pana, Króla i Władce porwało morze, zapewne także nie wiesz? - Spojrzał poważnie na Shingo. - Tobie i tak pewnie byłoby wszystko jedno, gdybyś się dowiedział. - Minęli po chwili Melkolfa, który szedł z opuszczoną głową, przygnębiony i zamyślony. Nawet nie podniósł wzroku, gdy przechodził obok nich. - Widzisz brzydalu? To on wczoraj próbował ratować sytuacje. Po części. Nieszczęścia wczoraj się skumulowały. Nasz Pan. Potem jego następca. Ehh... Ruryk nieźle przygrzmocił o pokład. To właśnie Melkolf zauważył, że dzieciak spada. Prawie zdążył go złapać. Niby go złapał, rzucając się przed siebie. Jednak młody i tak rypnął lekko o dechy. Nadal się nie ocknął od wypadku. Źle to wróży. Jeszcze ten cholerny statek. - Trącił butem o pokład. - Trza go łatać. Maszt do naprawy. Żagle to samo. To, że pływa po wodzie to cud. - Po pewnym czasie Shingo i Gudred doszli do burty, przy której spuszczona była łódka. - No wskakuj, ale już! - wrzasnął na niewolnika. Pojmany musiał się słuchać, więc nie myśląc długo, zszedł na łódkę. Gudred obserwował bacznie co robi. Następnie on także pojawił się na łodzi i zaczął wiosłować, nie przestając mówić. - Przyszedł jednak nowy dzień. Bogowie rozmyślali zapewne całą noc nad modlitwami i prośbami od nas. Ze wschodem słońca coś poskutkowało. Udało nam się wyrwać z Morza Trzech Głów. Po kilku godzinach zorientowaliśmy się, że całkiem daleko zapłynęliśmy. Byliśmy i w sumie, jesteśmy kilka dni od domu. Zniosło nas, aż pod ziemie młodego Aegira. Po sporach wyszło, że ruszamy na ląd. Potrzeba rzeczy do naprawy statku. Mi to tam zwisa, co będzie z tym statkiem. Jednak druga sprawa to chłopak. Jego szkoda. Ciepłe źródła tamtych ziem i szamani mieszkający tam, może pomogą Rurykowi. - Zamilkł na chwilę skupiając się na wiosłowaniu. Westchnął i patrząc na Shingo zapytał. - Pewnie ciekawi cię, gdzie ciebie zabieram. Widzisz, wszyscy ruszamy na ląd. No...prócz Melkolfa. Ale wolę cię nie zostawiać z nim. Myślę, że mimo pozorów, jest z ciebie cwaniaczek i lepiej jak na będę mieć na ciebie oko. Dodatkowo z tamtym teraz nie najlepiej. Dobity chłop jest. Niech przesiedzi samotnie to mu może przejdzie. - Po tych słowach, prychnął pod nosem i już nie odzywał się przez resztę podróży.

Bohater został sam ze swoimi myślami w ciszy. Samuraj wiedział, że to co zdarzyło się poprzedniego dnia było niecodzienne. Ta burza. Wcześniej to stworzenie. Ono było wyjątkowe. Nie zdarzyło się to przypadkiem. Wielkie straty powstały z wielkich pobudek. Nie wiedział jeszcze jakich i co to ma wspólnego z jego powodem podróży, ale czuł, że niedługo ponownie coś się wydarzy. Coś równie niedobrego.

Następne częściThey - Krew Północy - #5

Średnia ocena: 3.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Margerita 19.01.2018
    piąteczka bez dwóch zdań
  • Lancelot 19.01.2018
    Dzięki
  • Margerita 19.01.2018
    Lancelot
    widzę, że ktoś Cię poczęstował złymi stopniami nie martw się ja też często obrywam od złośliwych trolli dodałam Ucieczkę sprzed ołtarza
  • Lancelot 19.01.2018
    Spoko xd
  • Agnieszka Gu 24.01.2018
    No to jestem,
    "Jedynie jego biała"; "Skupienie na jego twarzy" - jego, jego - stosujesz sporo dopowiedzeń, niekoniecznie uzasadnionych.
    "Nagle usłyszał trzask gałęzi za nim." - Nagle usłyszał za sobą trzask gałęzi.
    "nieschodzącym uśmiechu na twarzy. – Hiroki!" - początek dialogu od nowej linijki
    "Lubił jego pogodę ducha i niewinność. – Nie miałeś" - tu podobnie i w kilku miejscach jeszcze podobnie
    itd uwagi z poprzednich części trzeba by wprowadzić w te teksty, bo źle się miejscami je czyta.
    Masz wyobraźnię, ale pod każdym tekstem mam te same w zasadzie uwagi.
    Ja też miała m podobne problemy, więc najpierw dopracowałam zasady pisania dialogów, interpunkcji potem reszta.
    W tej części nie widać poprawy w stosunku do poprzedniej, a szkoda.
    Pozdrawiam
  • Lancelot 24.01.2018
    Dzięki, nie potrafię wszystkiego wyłapać. Zapis tak jak wspomniałem w innym komentarzu, nie jest idealny niestety i ciągle go staram się dopracować. dzięki za wizytę i postaram się wprowadzić wszystkie uwagi w życie. w końcu kiedyś wyjdzie poprawny tekst :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania