Poprzednie częściTłum (1/3)

Tłum (2/3)

Część druga

I

Bóg wparował do mieszkania, rozgościł się, zaczął podjadać z lodówki. Zjadł wszystko, obserwowałem jak puste opakowania latają po kuchni.

- Dobre jest jedzenie na tym świecie. - uznał. - Lepsze niż u mnie. - dodał mlaszcząc.

- Przyszedłeś po to żeby wyjeść mi wszystko?

- Nie, nic z tych rzeczy.

-To oddaj mi jedzenie!

- Oddam ci przecież. - zapewnił, po czym unoszący się słoik z korniszonami odrzucił wieko.

- Po co tu przyszedłeś?! - zapytałem zwątpiony.

- Przyszedłem ci pomóc, w końcu mnie wołałeś...

- Niby tak...

- Poza tym, jesteś jednym z ostatnich przedstawicieli ludzkości. - stwierdził.

- Nie rozumiem.

- Zaraz wszystko wytłumaczę. - odrzekł zagryzając korniszona, który stopniowo znikał w powietrzu.

- Zostaw moją żywność! - zażądałem.

- Wiem, że to grzeszne, ale nie mogę się opanować! To jest takie dobre...

- Jak jest takie smaczne, to sobie stwórz te ogórki albo coś w tym stylu.

- Myślisz, że ja jako Bóg, mam czas na takie drobnostki?! - wyczułem oburzenie w jego głosie.

- Nie wiem, nigdy nie byłem Bogiem.

- To zastanów się człowieczku co do mnie mówisz.

- To co w takim razie robisz, oprócz tego, że jesteś tu i teraz, oraz zajmujesz mój czas?

- Hmm, co by ci tu powiedzieć...

- Czekam na konkrety! - rzuciłem stanowczo.

- Zajmuję się kreacją wszechświata i ogólnie utrzymuję w nim równowagę.

- Wnioskuję, że pojawiłeś się tutaj z powodu tej całej dziwnej sytuacji na Ziemi.

- Tak! Strzał w dziesiątkę synu!

- Więc o co tutaj chodzi? Z tym wszystkim?

- Ludzkość opanował osobliwy duch! - uniósł się nagle - Duch Pana Pytajnika, który przejął kontrolę nad wolnym umysłem człowieczym.

- Czuję dziwne przytłoczenie w sercu Panie Boże.

- Módl się, albo przynieś mi kartkę i długopis, pomogę ci człowieku. - wyrzekł to z wielkim zaangażowaniem.

- Dobrze, zaraz coś znajdę!

Przez dziesięć minut szukałem długopisu, multum kartek a żadnego przyboru do pisania! Jedyne co mi przyszło do głowy to ołówek budowlany, który trzymałem w skrzynce na narzędzia, schowanej pod sypialnianym łóżkiem.

- Mam kartkę i taki śmieszny ołówek - Oznajmiłem, lecz nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. - Halo! Jesteś tu jeszcze, czy to tylko moja chora wyobraźnia? - rzuciłem pytaniem na tyle głośno, że na pewno było słyszalne w całym mieszkaniu, a najwyraźniej w kuchni, w której powinien być Bóg!

- Tutaj chodź! - nagle usłyszałem głos z salonu.

- Co ty robisz? - spytałem zwątpiony, kiedy ujrzałem włączony telewizor a na nim mój ulubiony western puszczony z DVD.

- Masz gust do filmów, muszę ci przyznać. - stwierdził z podziwem w głosie.

- Ja muszę przyznać, że jesteś wyjątkowo dziwny i po części irytujący.

- Z tym, że jestem dziwny to się zgodzę, ale irytujący... - przerwał zamyśleniem, po czym dodał niewinne - Czemu?

- Po pierwsze, w lodówce zapanowała pustka, oprócz przeterminowanego mleka nie ma nic innego...

- Tak tak, wyrzuć to mleko, zepsute jest! - wtrącił się nagle.

- Czy mógłbyś mi nie przerywać?

- Jasne.

- Po drugie, pomijając fakt, że zostawiłeś totalny syf w kuchni i nie wiesz co to kosz na śmieci, wpakowałeś się do mojego czyściutkiego salonu, zapewne leżysz na mojej czystej kanapie...

- Siedzę! -nietaktownie przerwał.

- Nie obchodzi mnie tak bardzo w jakiej pozycji na niej jesteś. Bardziej zastanawia mnie, dlaczego ruszasz moje rzeczy bez pytania, ta kolekcja westernów jest nietykalna dla obcych, rozumiesz to?

- Ale ja nie jestem obcy, jestem twoim ojcem i ojcem wszystkich stworzeń.

- Mniejsza z tym, koniec tematu. - powiedziałem to, zachowując resztki cierpliwości. - Przejdźmy do konkretów, mam kartkę i ołówek. To wystarczy?

- A po co? - odparł zdziwiony.

- Co po co?!

- Ten ołówek, przecież miał być długopis.

- Masz ten przeklęty ołówek i pisz! - krzyknąłem.

- Dobrze już dobrze, chciałem się tylko trochę podrażnić, ludzie nie mają za grosz poczucia humoru. - uznał.

- Nie wiem czy to odpowiednia pora na żarciki Boże, w końcu za oknem jest koniec świata, a ty zamiast starać się pomóc, jeszcze bardziej uświadamiasz mnie w tym, że tego nie ma sensu ratować!

- Zwątpienie to jest to, czego musisz unikać synu.

- Twoja filozofia mi się nie udziela, a teraz pisz co masz pisać i zakończmy tę farsę chwilą ciszy.

 

II

Czy plan doskonały może zostać opisany na kartce formatu A4? Nie wiedziałem czego się spodziewać po Bogu, w końcu miałem do czyniena z czymś co przerasta mój umysł i postrzeganie rzeczywistości, raz za razem dotykałem swojego ciała, by być pewnym, że nie śnię, by być pewnym, że nie jestem szaleńcem. Dotyk dłoni zaznaczał prawdziwość ciepłem i zauważalną wilgocią, tak samo prawdziwe było to, że ciarki przechodziły każdy skrawek skóry, włos najeżony i drgające mięśnie, stres zjadał resztki pewności siebie, która uciekała z każdą drobną sekundą.

- Co jest? - przerwał ciszę Bóg.

- Co ma być? - odparłem, wracając do rzeczywistości.

- Zamyśliłeś się, wiem co biegało po twej głowie i byłeś nieobecny.

- Przestań mi wchodzić w głowę, czuję dyskomfort.

- Mam dla ciebie misję, już ją nakreśliłem na kartce, powinieneś sobie poradzić.

- Tak?

- Tak, przeczytaj dokładnie, masz jeden dzień żeby to przemyśleć.

- Ale jak to? Odchodzisz już? - wypowiedziałem to z wielką tęsknotą, którą odczuwałem wewnątrz.

- Muszę odejść, mam wiele innych spraw.

- Jakich?

- Nie twój interes synu.

- Wrócisz jeszcze Boże?

- Widzimy się jutro późnym popołudniem, wtedy to podejmiesz ostateczną decyzję.

- Jaką decyzję?

- Przeczytaj, pomyśl i do zobaczenia. - nagle ciepło bijące od Boga przepadło.

Z momentem odejścia mojego niesamowitego gościa, zapadł mrok. Potykając się o przeróżne przedmioty, szukałem świeczki, po znalezieniu jej, ponownie ujrzałem salon i stół po jego środku, na blacie leżała kartka, teraz zacytuję to co napisał Bóg.

" Plan nie należy do prostych, musisz odnaleźć problem u jego korzeni, czyli około jedenastu lat temu, wtedy to duch Pana Pytajnika pojawił się na Ziemi, wiem to dzięki swojej wszechpotężnej mocy. Zapytasz zapewne, jak możesz zmienić coś, co jest przeszłością, otóż jutro musisz podjąć ostateczną decyzję na temat swojej podróży w czasie. Brzmi nierealnie? Dla mnie jest realne, wyślę Cię jedenaście lat wstecz, będziesz mógł je przeżyć na nowo, ale pamiętaj, że Twoim głównym celem jest przepędzenie Pana Pytajnika. Zlokalizownie go na pewno sprawi Ci wiele problemów, dlatego ułatwię nieco misję, podmieniając twe prawe oko. Po co to zrobię? Już tłumaczę. Oko rozpozna kolor duszy Pana Pytajnika, może on panować nad losową osobą na Ziemi, traktując ciało jako pojemnik, w ciągu lat zacznie nabierać mocy, dlatego oko zareaguje na jego sygnał. Wiem, że Pan Pytajnik wywodzi się z twojego środowiska studenckiego, być może uodporniłeś się na jego wpływy przez ten okres, dlatego nie przemieniłeś się w dziwadło. Na koniec dodam, że nie stracisz wzroku, a i dziękuję za posiłek, jutro wpadnę z jakimiś zakupami. - Twój Bóg"

Nerwowo poskrobałem brodę, poczułem się niepewnie, tym bardziej, że nie wierzyłem w podróże w przeszłość. Spotkałem już Boga, więc chyba nie miałem innego wyjścia jak stać się częścią tego planu. Wspomniał o studiach, których nigdy nie skończyłem, jakoś nie miałem ochoty na nie wracać. Szkoda, że znikł internet, kusiło mnie by sprawdzić wyniki loterii jakie padły lata temu, bycie milionerem brzmi dobrze. Stwierdziłem, że postawię Bogu jeden warunek, warunkiem tym będzie zmiana mojego życia na wygodniejsze, w zamian za poświęcenie się misji odalezienia Pana Pytajnika. Czy stwórca ustąpi człowiekowi? Wątpliwe, ale wszystko miało się wyjaśnić na drugi dzień, w godzinach popołudniowych. Za oknem nocne niebo stopniowo jaśniało, mocno przemęczony psychicznie, padłem na sypialnianie łóżko i zasnąłem niczym niemowle, zapominając na chwilę o tej całej apokalipsie.

III

Przebudziłem się po południu, była godzina trzynasta. Po przetarciu oczu, poczułem suchość w gardle, w celu zaspokojenia pragnienia udałem się do kuchni, by nalać sobie szklankę wody, niestety ta nie chciała płynąć z kranu. Na szczęście w lodówce, oprócz zepsutego mleka, znalazłem kostki lodu,owinięte w reklamówkę, używałem ich do drinków, tym razem wrzuciłem je do pustej szklanki i czekałem, aż zamienią się w ciecz. Wyszedłem na balkon, przeciągałem ciało i zrobiłem trzydzieści pompek, pogoda dopisywała, racząc mnie bezchmurnym niebem, błogą ciszą i przyjemnym ciepłem. Cisza, to była ona, w całej swej okazałości. Lód w szklance stopniał na tyle, bym mógł zaczerpnąć kilka skromnych łyków, od razu odczułem ulgę i chęć do życia. Oczekiwałem przyjścia Boga, w międzyczasie, usłyszałem niesamowity hałas dochodzący z klatki schodowej, jakby po stopniach kroczył co najmniej słoń, spojrzałem przez wizjer by poznać źródło niepokojących dźwięków. Okazało się, że tłum wkroczył do bloku, całkowicie spenetrował mieszkanie sąsiada żyjącego na przeciw, stopniowo każdy wchodził i wychodził, aż po kilku minutach nastała cisza, a zgraja dziwadeł jakby nigdy nic, opuściła budynek, by kroczyć dalej bez celu. Zamknięte drzwi nie przyciągały uwagi tłumu, dzięki temu poczułem się bezpieczniej w tym surrealistycznym otoczeniu. Mijały godziny, jednakże Bóg się nie pojawiał, ze zniecierpliwieniem siedziałem na sofie i obgryzałem paznokcie, raz za razem spoglądając na naścienny zegar, który oznajmiał mi, iż zbliża się kolejny wieczór. Gdzie on mógł się podziać? Odczuwałem narastający głód i chęć odurzenia się jakimś mocnym alkoholem. Uznałem, że skoro Bóg się nie pojawia, to trzeba walczyć o przetrwanie na własną rękę. Ponownie udałem się do "Koniczynki" tym razem zabrałem pojemny plecak. Po drodze rzecz jasna mijałem tłum, który zrobił się olbrzymi, wydawało mi się, że pochłonął on całe miasto i pobliskie miejscowości. Jedynym co mnie zdziwiło, to większa ilość plakatów Pana Pytajnika, które wisiały dosłownie wszędzie. Dotarłem do sklepu w jednym kawałku, na szczęście nie spotkałem sprzedawcy, widocznie ruszył z tłumem. Pakowałem przeróżne produkty, od serów po konserwy, kończąc na świerszczykach i kapsułkach na ból głowy, nie mogłem zapomnieć o whiskey i kartonach papierosów, przecież to byłby grzech! Mocno obciążony, ruszyłem w kierunku gniazdka, by się zaszyć i zniknąć z tego świata na rzecz melancholijnego zamyślenia przy szklance gorzałki i papierosie. Wieczorową porą niebo nabrało ciepłych barw, często na nie spoglądałem, zastanawiając się nad tym, czy kiedyś spadnie mi na głowę, właściwie nie wiedziałem o czym myśleć, w końcu truchtałem obładowany ze sklepu, z piwem w ręku, oprócz mnie nie było nikogo z kim mógłbym podyskutować na temat apokalipsy. Może to nie apokalipsa? Tylko cud, polegający na tym, że calutki świat należy do mnie. Lecz co mi z takiego świata, w którym jestem odludkiem większym niż byłem wcześniej? Delikatnie podpity zbliżałem się do bloku, to był odpowiedni czas, ponieważ zapadł zmrok, moje oczy nie były już w stanie dostrzec wiele, jednakże pod wejściem na klatkę, zobaczyłem tajemniczą postać...

IV

Nie byłem do końca pewien, czy owa postać ma pokojowe intencje. Co powodowało we mnie wątpliwość? To, że ten ktoś miał na głowie melonik, skryłem się zatem za najbliższym drzewem i podjąłem obserwacje. Dziwak przykleił coś na drzwi wejściowe do bloku, po czym oddał mocz na pobliski żywopłot i ruszył chodnikiem, którym ja zmierzałem do domu. Kiedy mijał drzewo, za którym stałem skryty, dziwny typ wstrzymał chód by poprawić melonik i rozejrzeć się wokół, uspokoiłem oddech, mimo, że nogi robiły się miękkie, z czoła spływał mi pot, tym razem dałem z siebie wszystko, chociaż stres to mój największy przeciwnik. Chwilę później, postać ruszyła dalej, spokojnym krokiem, słyszałem każde jego tupnięcie zmieszane z biciem własnego serca, w odpowiednim momencie wyszedłem zza drzewa, pociągnąłem obfity łyk piwa i z ciekawością podszedłem do drzwi, na których wisiał złowieszczy biały plakat z wytłuszczonym czarnym napisem: "Bóg Cię nie uratuje, niebawem będziesz mój". To był dla mnie szok, jeszcze większy przeżyłem, kiedy to zobaczyłem mieszkanie, bez drzwi wejściowych, które ktoś wyciągnął z zawiasów tak samo jak i drzwi sąsiadów. Przekroczyłem próg swojego gniazdka, niestety nie przypominało ono przytulnego miejsca sprzed godziny, panował tu chaos, moje rzeczy leżały wszędzie porozrzucane jak jakieś śmieci. Za prawdę, to było podłe ze strony tej kreatury Pana Pytajnika. Wpadłem w szał, jedyna nienaruszona rzecz w mieszkaniu czyli sypialniane łóżko, pod którym nadal leżała skrzynka z narzędziam, wyciągnąłem z niej młotek, za to w kuchni odnalazłem najdłuższy nóż, stanowiło to moją jedyną broń. Właściwie nie wiedziałem, z czym mam walczyć, odczucie głębokiej pustki we wnętrzu serca stopniowo narastało...

Następne częściTłum (3/3)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania