Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

To co czeka na zakręcie. Rozdział 5

Marcin właśnie wstał, zauważył, że nadal jest ciemno i że jego matki nie ma w domu. Zamiast jej obecności, słyszał jej krzyki rozlegające się z podwórka. Spojrzał przez okno, jednak było za ciemno, by cokolwiek dostrzec. Pobiegł do kuchni, chwycił za nóż i wziął latarkę. Wychodząc na zewnątrz budynku, zapalił latarkę i zobaczył swoją matkę. Znów była cała we krwi. Tym razem wiedział dlaczego.

 

Zarażeni atakowali ją, a ona jednego po drugim zabijała. Przez chwilę nie zwracał uwagi na idącego wprost w jego stronę bezrękiego człowieka, ale gdy matka została otoczona i krzykneła do niego by uciekał, posłuchał się jej.

 

Jednak nie miał gdzie uciekać. Wbiegł do domu. Zamknął drzwi na klucz. Zasunął regałem na książki okno, a drzwi malutką szafką na buty. Nóż nie jest dobrą bronią do walki z tyloma przeciwnikami. Jeszcze z tak wytrwałymi. Chłopak to wiedział, dlatego wiedząc, że ma parę minut, zanim wyłamią drzwi i powybijają okna, on zdąży dobyć strzelby ojca. Zastrzelić paru ''bezbronnych'' kanibali to żaden problem, Marcin przecież chodziłeś na strzelnice z matką, dasz sobie radę.-Powtarzał sobie chłopak. Gdy Marcin znalazł strzelbę w nadziei, znalezienia najlepszej obrony i miejsca do strzelania z krótkiego dystansu, wszedł do piwnicy. Jego dom przetrwał II wojnę światową, dlatego zapalił zapalniczkę i szukał potajemnego wyjścia. Szukał, szukał i nic nie znalazł, ale za to usłyszał wyłamywanie okien, drzwi po chwili też nie wytrzymały. Teraz z napastnikami dzieliły go drzwi do piwnicy. Marcin uniósł strzelbę na wysokość swojego ramienia, zaczął celować wprost na drzwi i czekał. Minęło pięć minut, może trochę więcej a drzwi nadal zostały w takim stanie, jakim były. Uderzenia ustały. Wszelkie głosy zamilkły. Chłopak odetchną z ulgą, myśląc, że wróg zostawił go w spokoju, jednak tak się nie stało.

 

Walenie w drzwi było głośniejsze, uderzenia zapewne mocniejsze. W końcu nadeszła ta chwila. Drzwi nie wytrzymały. Ostatnia brama do Marcina padła. Najgorsze, że pomieszczenie było dość wąskie, dlatego napastnicy wchodzili po kolei. Pierwszy szarżujący na chłopaka kanibal dostał kulkę w głowę oraz bezwładnie padł koło nóg Marcina. Chłopak wycofał się do tyłu o dwa kroki. Był już przybity do muru. Przeładował strzelbę. Tym razem strzał nie był wymierzony. Pociski trafiły w klatkę piersiową. Wróg padł, zaczął czołgać się w stronę chłopaka. Chłopak znów przeładował, tylko tym razem pomyślał sobie ''Czemu on dalej żyje? Normalny człowiek od jednego pocisku w brzuch pada martwy'' chłopak kopnął kilkukrotnie w głowę zarażonego. Buty, jak i spodnie były całe we krwi. Skończyła mu się amunicja. Wybiegł z piwnicy. Wszędzie roiło się od wrogów. Do ich grona od teraz należała jego własna matka. Jej twarz była cała pogryziona, tułów i nogi tak samo. Chłopak przeraził się na myśl, że ta zaraza roznosi się poprzez ugryzienie. Nieumarli zaczęli go okrążać.

 

Wtedy ktoś wjechał przed dom porsche. Ktoś wyszedł z auta i zaczął strzelać, uwalniając, Marcina z uścisku napastników. Marcin od razu rozpoznał tę osobę. To był wysoki mężczyzna ubrany w policyjny strój o ciemnych włosach, to był wuj chłopaka. Marcin wbiegł do auta a wuj za nim.

 

-Młody! Gdzie jest twoja matka?!

 

-Już jest jedną z nich. Właśnie ją zabiłeś!

 

-Przynajmniej, nie chodzi już jak wściekła kurwa i nie gryzie ludzi.

 

Koło samochodu znajdowało się małe stado zarażonych. Chłopak mówił dla wuja, że zaraz wejdą do auta, jednak on go ignorował. Wyrzucił coś za okno i dodał gazu. Odjechali z tego piekielnego miejsca.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania