To nie powinno się zdarzyć? - część 1

Pewnego słonecznego dnia odwiedziła mnie pani Maria – sąsiadka, a właściwie ktoś bliższy, ponieważ od dwudziestu lat mieszkamy na tym samym podwórku. Od ponad roku jej wizyty, które kiedyś były codziennością, stały się coraz rzadsze, ale zawsze wprowadzały do naszego domu radość i energię. Mieć taką bratnią duszę to ogromny skarb, o który trzeba dbać.

 

Gdy tylko usłyszałam to charakterystyczne pukanie, wiedziałam, że do mego domu przybyła pani Marysia. Odpowiedziałam głośno „Proszę” i od razu nalałam do czajnika wodę i postawiłam go na kuchenkę gazową. Troszeczkę czasu zajęło pani Marii pokonanie naszego korytarza i połowy kuchni. Pomogłam jej zdjąć czerwony płaszcz, który powiesiłam na stałe miejsce, jakim był specjalny wieszaczek w kuchni. Maria poprosiła mnie również o odłożenie kuli, z którą coraz częściej się nie rozstawała. Wolnym krokiem ze środka kuchni dotarła do swojego ulubionego miejsca. Z narastającym bólem pleców usiadła na starą „kanapę”. Ze wzruszeniem spojrzałam na jej pomarszczoną twarz i ciało, na którym niegdyś obcisłe ubrania dziś już były zbyt luźne. Na głowie miała kolorową chusteczkę, którą dostała od córki w prezencie. Wystawało spod niej zaledwie kilka włosów, które zdążyły odrosnąć po ostatniej chemii.

 

Moja ręka powędrowała do szafki, w której mam równiutko poustawiany asortyment w postaci przeróżnych kaw i herbat. Z przyzwyczajenia chwyciłam pojemnik, w którym przechowywałam ulubioną kawę pani Marysi. Szybko się opamiętałam i odstawiłam pudełko, gdyż od pierwszego pobytu w szpitalu zakazano jej pić kofeiny. Czajnik rozwył się na dobre. Przekręciłam kurek, włożyłam saszetkę i wlałam wodę do dużego kubka.

 

Pani Maria roztrajkotała się na dobre i była w trakcie opowieści o ostatnich poczynaniach swojego męża. W pewnym momencie przerwała i zmieniła temat. Zaczęła opowiadać o chorobie, a właściwie o pobytach w szpitalu. Usiadłam na swoje miejsce.

- Karolino, nie masz pojęcia, co wydarzyło się tym razem – wytężyłam słuch i całą uwagę skupiłam na wypowiedzianych słowach.

 

Opowieści z Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie zawsze były ciekawe i niezwykle wzruszające. Bardzo często słyszałam, że ktoś umarł. Najczęściej były to młode osoby. Pani Marysia zawsze ubolewała, że tak bardzo dużo ludzi nie zdążyło nacieszyć się życiem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Desideria 28.12.2017
    Zapowiada się ciekawie :)
    Niestety takie są realia naszej służby zdrowia, lecz to bardziej wina władz niż samych lekarzy. Każdy z nich jest przepracowany przez to ilu przypada na niego pacjentów.

    Ciekawe co usłyszy Karolina. 5 :)
  • Alicja 28.12.2017
    Dziękuję :) Myślę, że wszystko może wyjaśnić się w kolejnych częściach. Pozdrawiam.
  • Hej!

    W tekście wyłapałem kilka błędów technicznych – czasem brakuje przecinków (wtrącenia typu "przepraszam" wymagają go z obu stron) i dodatkowego „i” przy hematologii, cytaty należy wyodrębniać (kursywą lub cudzysłowem), zdarzają Ci się też powtórzenia – ale to nie na tym chciałbym się skupić.

    Ważniejszy wydaje mi się styl Twojej narracji. Strasznie dużo miejsca poświęcasz przemyśleniom bohaterki; są one ważne, ale wprowadzasz je w sposób nieco niezgrabny. W pierwszych trzech akapitach pobrzmiewa dziwne niezdecydowanie; nie wiadomo, czy kobieta ostatecznie akceptuje zjawisko śmierci czy nie. Z jednej strony znała realia, ale też ją zaskoczyły. Może tak faktycznie być, tyle że odseparowany od historii wywód brzmi dość sucho, nie znajduje poparcia w wyobraźni czytelnika. Idziesz trochę na przekór zasadzie „Nie mów – pokaż", co czuć.

    A pokazać to, co bohaterka myśli, jak najbardziej możesz. Zamiast informować odbiorcę o tym, że opowieści z instytutu zawsze były ciekawe, opisz podniecenie narratorki, gdy zorientowała się, że rozmowa przy herbatce właśnie zmierza ku zahaczeniu o szpitalne kwestie. Spraw, by ręka pani gospodarz machinalnie zawędrowała ku puszce z kawą i niech Maria napomknie, że przecież kofeina jest jej zakazana. W ten sposób czytelnik zrozumie wszystko w sposób o wiele ciekawszy; wyczyta to z kontekstu i zaangażuje się w historię. Wkroczy w Twój świat. Poczuje go, a nie tylko przeczyta o tym, co sądzi główna bohaterka. Przemyślenia z pierwszych akapitów również da się wpleść w tekst tak, by nie raziły. I mam świadomość, że ten fragment jest tylko początkiem i być może dalej się skupiasz na pokazywaniu, ale wstęp stanowi pewną wizytówkę Twojego tekstu i dlatego też warto go dopracować, ożywić akcją, by porywał odbiorcę.

    Poniżej dodaję linka do wspomnianej zasady, jeśli będziesz chciała więcej o niej poczytać. Zachęcam i pozdrawiam; niech pióro Ci służy! :)

    https://en.wikipedia.org/wiki/Show,_don%27t_tell
  • Alicja 28.12.2017
    Nie spodziewałam się tak obszernego komentarza. Jestem wdzięczna za wyrażenie własnej opinii. To jest dla mnie wielką wskazówką. Kobieta akceptuje zjawisko śmierci, ale nie jest w stanie pogodzić się z przypadkiem, jaki wystąpił w tym opowiadaniu. Myślę, że wszystko wyjaśnić się może w kolejnych częściach. Jeszcze raz dziękuję za rady, postaram się popracować nad tekstem. Również pozdrawiam :)
  • refluks 28.12.2017
    Temat ciekawy, ale te nieszczęsne bo, ponieważ, gdyż.
    Unikaj roztłomaczania.
    Jakbyś czytelnika za debila miała.
  • Alicja 28.12.2017
    Postaram się dostosować do rad. Pozdrawiam
  • Pasja 28.12.2017
    Takie tematy zawsze są trudne i zbyt osobiste. Wyznania ludzi z pozycji pacjenta jeszcze w dodatku z oddziału hematologii jest bardzo nasączone bólem i nadzieją. Trudny temat, a zarazem bardzo kontrowersyjny. Zawsze na linii personel - pacjent toczą się niedokończone sprawy. To jak kadry z filmu nakładające się na siebie.
    Zainteresowałaś mnie i czekam na ciąg dalszy.
    Ukłony;)
  • Pasja 28.12.2017
    5 na zachętę;)
  • Alicja 28.12.2017
    Cieszy mnie to, że tekst Cię zaciekawił :) Dziękuję i pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania