Poprzednie częściTo niemożliwe, cz.1

To niemożliwe, cz.4

To niemożliwe, cz.4

 

Ręka zawisła niezdecydowanie przed drzwiami mieszkania Huberta. Pukać, nie pukać. Czy ja chce znać prawdę, a może Patryk nic nie wie? Zapukałam stanowczo. Czekałam kilka minut i zrezygnowana skierowałam się w stronę schodów. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam sie, ale mieszkanie Huberta było nadal zamknięte. Wzruszyłam ramionami.

- Przepraszam, proszę Panią.

W drzwiach mieszkania po drugiej stronie klatki stała kobieta koło trzydziestki. Zauważyłam, że na jej twarzy maluje sie niepewność. Zaciekawiła mnie, czego ona chciała ode mnie.

- Słucham.

- Usłyszałam, że ktoś puka do drzwi sąsiadów i zobaczyłam przez szparę w drzwiach, że to pani.- W trąciłam sie jej w zdanie.

- Skąd pani mnie zna?

- Widziałam pani zdjęcie na półce Huberta, a po za tym już tu pani była parę razy. Hubert wspominał nie raz o pani. Muszę z panią poważnie porozmawiać. Nie wiem czy powinnam ale niech stracę. Proszę wejść.

Weszła do środka mieszkania wyraźnie dając mi znak, że mam iść za nią. Co mi szkodzi, może czegoś sie dowiem się?

Zaprowadziła mnie do kuchni. Trochę mnie to zdziwiło, ale nic nie powiedziałam. Usiadłam na krześle i czekałam.

- Przepraszam, że w kuchni panią przyjmuje, ale w salonie mój synek zrobił pogrom z kolegami i nie zdążyłam posprzątać.- Uśmiechnęła się przepraszająco.

- Nie ma sprawy.- Odwzajemniłam uśmiech.

- Może coś do picia, kawę, herbatę, może coś zimnego?

- Tak poproszę, kawę.

- Oczywiście.

Po chwili przede mną stała parująca filiżanka aromatycznego napoju, a na stole jeszcze cieplutkie słodkie bułeczki. Mój żołądek zaprotestował przed takimi kuszącymi woniami. Jezu przecież ja nic nie zjadłam na śniadanie.

- Proszę się częstować. Ja mam już dość tych bułek.

- Dość??- Z dziwiłam sie wyraźnie. Na to kobieta roześmiała się.

- Tak, codziennie muszę piec te bułeczki i inne pyszności. Mój synek to taka słodka dziura. No cóż przynajmniej mam pewność, że zje drugie śniadanie.

- Rozumiem.- Przez chwilę sie wahałam, ale pusty żołądek nie dawał o sobie zapomnieć. Wzięłam pachnącą słodycz. Po pierwszym kęsie zakochałam się sie.

- Mniam, zazdroszczę ja nie umiem nic upiec same zakalce wychodzą.

- Ja też nie umiałam, ale jak to mówią praktyka czyni mistrza.

- Dobrze to, o czym chciała mi Pani powiedzieć?- Z twarzy kobiety znikł uśmiech.

- Jak sie Pani domyśla chodzi o Huberta.- Kiwnęłam głową jasno dając znak kobiecie żeby kontynuowała. Widziałam, że moja rozmówczyni coraz bardziej się denerwuje.- Ja przepraszam, że się wtrącam, ale nie podobało mi się to, co się działo w tym mieszkaniu od paru tygodni. Kobieta spuściła wzrok i zaplotła ręce.

- Spokojnie proszę się tak nie denerwować. To, co mi Pani powie zostanie między nami. Zależy mi tylko na tym żeby znaleźć Huberta.

- No właśnie Hubert i Patryk…

- Tak? Co z nimi?

- Nie ma ich obojgu od paru dni. Najpierw znikł mi z pola widzenia Hubert, a dzień po nim widziałam jak Patryk z chodzi po schodach z plecakiem i torbą. Najbardziej martwią mnie i tak te ich dziwne znajomości.

- Znajomości?

- Tak właśnie, bo nie wiem jak to inaczej nazwać. Od jakiegoś czasu do ich mieszkania przychodziło dużo różnych mężczyzn.- Na jej twarzy pokazał się rumieniec.

- Różnych, czyli?

- No wie Pani wysocy, niscy, grubi, chudzi, przystojni, brzydcy, jasne włosy, ciemne do wyboru do koloru. Tym się za bardzo nie przejmowałam ich życie, ale od paru tygodni zaczęły pojawiać się pod ich drzwiami osoby, których się po prostu bałam. Proszę mnie zrozumieć mam małego syna, a co jak by mu coś zrobili.

- Nie ma, o czym mówić rozumiem. A te osoby jak wyglądały?- Zapytałam, choć chyba znałam odpowiedź.

- Napakowani, bardzo nie przyjemne twarze, po ubierani cali na czarno. Kryminaliści po prostu. Ja nie chce się w to pakować, ale uważam, że powinna Pani wiedzieć i może to w czymś pomoże.

- Na pewno pomoże bardzo dziękuje.- Wstałam zbierając się do wyjścia.

- Jeszcze jedno.- Kobieta wstała, podeszła do jednej z półek i coś wyciągnęła. Podała mi jakiś mały przedmiot.

-, Dla czego daje Pani mi ten klucz?

- To do ich mieszkania. Dali mi go lata temu na wszelki wypadek gdyby coś się działo, a ich nie było.

- Dziękuje.- Wyszłam za próg zastanawiając się czy mam tam wejść.

- Dowidzenia i powodzenia. Proszę mi dać znać gdyby coś się wyjaśniło.

- Oczywiście i jeszcze raz dziękuje. Dowidzenia.

Nie sama nie wejdę tam. Nie wiadomo dla czego pomyślałam o Wojtku. Usiadłam na ławce przed blokiem i wybrałam numer Wojtka.

- Hello.- Zawibrował mi w uchu ciepły głos mężczyzny.

- Hej Wojtek to ja Lena.

- Cześć super, że dzwonisz właśnie myślałem o tobie.

- Ja też jak widzisz.

- Raczej słyszę.- Roześmiał się.

- Tak masz może teraz trochę czasu?

- Jasne do pracy idę na noc dopiero.

- To może się zobaczymy.

- Pewnie. To gdzie proponujesz?

- Ja tu nie mieszkam to twoja działka.

- To w Camden Lock Village.

- Zgadzam się całkowicie w ciemno, a gdzie to jest?

Przy wiadukcie kolejowym na końcu Camden High street.

- Ok wiem mniej więcej gdzie. Jak bym nie umiała trafić to będę dzwonić.

- Spoko. To do zobaczenia.

Rozłączył się, a ja włożyłam telefon do kieszeni kurtki. Wstałam i poszłam w kierunku wiaduktu. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Jakimś cudem trafiłam. Wojtek stał przed restauracją i czekał na mnie. Trochę zrobiło mi się głupio na widok jego szerokiego uśmiechu. On cieszył się szczerze z naszego spotkania, a ja chciałam się z nim spotkać żeby go wykorzystać do swoich celów.

- Cześć, z rumieńcami bardziej ci do twarzy niż z cerą kościotrupa.- Przypomniał mi nasze pierwsze spotkanie.

- Dzięki.

Weszliśmy do środka. Nie bawiłam się w kotka i myszkę. Od razu powiedziałam o co go proszę. Zgodził się ale nie podobało mu się to, że nie chce powiedzieć o co chodzi dokładnie.

- Wojtek jeszcze jest za wcześnie opowiem ci coś o Hubercie jak będę wiedziała więcej. Na razie nie wiem prawie nic.

- Trzymam cie za słowo.- Uśmiechnął się do mnie rozbrajająco.

Umówiliśmy się na jutrzejsze popołudnie gdy się wyśpi. Podziękowałam mu i postanowiłam wrócić do domu rodziców narzeczonego. W drodze powrotnej znowu zrobiło mi się niedobrze. Kurwa znowu zgięłam się w pół próbując opanować mdłości. Nic było coraz gorzej. Wbiegłam do pobliskiego baru i w ostatnim momencie zdążyłam do łazienki. Powiedziałam cicho do siebie.

- No o co kurwa chodzi. O co.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 21.08.2015
    Będzie choroba? Fajnie piszesz 4:)
  • levi 21.08.2015
    dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania