Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
To tylko ja - cz. 6
„Ludzie zajmują się swoimi sprawami, jakby świat miał trwać wiecznie. A nie będzie trwał. Nigdy nie miał trwać wiecznie.”
Stephen – R - Lawhead
ONA
Byłam zdenerwowana. Przez resztę dnia przemierzałam pokój z kąta w kąt. Znałam tego faceta, jego twarz, ale skąd? Potarłam skronie, jakby miało mi to w czymś pomóc. Natłok faktów, do których szukałam wspólnego klucza, atakował głowę. „Jeszcze chwila i oszaleję.” Usiadłam na podłodze, pochylając się i oplatając tułów ramionami. Delikatne kołysanie zawsze pomagało mi się uspokoić. Pamiętam dzień, w którym opuściłam sierociniec. Był słoneczny, jaskrawy i taki... wolny. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że życie potrafi być brutalniejsze niż mogłoby się wydawać. Mimowolnie mój wzrok skierował się pod łóżko, zatrzymując na trochę uszkodzonym i starym kartonie. Trzymałam w nim dokładnie trzy zdjęcia, akt urodzenia i wycinki z gazet. To właśnie te ostatnie interesowały mnie najbardziej. Wysunęłam go i otworzyłam. Drobiny kurzu, jaki zebrał się na wierzchu, wywołał odruch kichania i uniósł się w górę, przeplatając ze wstęgami popołudniowego słońca.
„Tragedia w rodzinie policjanta.”
„Znany detektyw szuka sprawców.”
„Tajemnicza śmierć siedmiolatki.”
„Detektyw odsunięty od sprawy.”
Pod ostatnim nagłówkiem widniało zdjęcie. Nie myliłam się. Mężczyzna, którego spotkałam popołudniu był ojcem Lily. „Jak mogłam o nim nie pomyśleć?!” – zbeształam siebie.
Nie wiedziałam dlaczego wybrałam poniedziałek, jako dzień mojej sprawiedliwości. Może kojarzył mi się z początkiem, a może zwyczajnie nie potrafiłam powstrzymać się, aby zaczekać do piątku. Natomiast on przypominał mi nadchodzący spokój.
Kiedy opuściłam kawalerkę, ulice pogrążały się w mroku. Wyszłam za wcześnie, ale nie potrafiłam usiedzieć dłużej w miejscu. Patrzyłam, jak sklepikarze opuszczali rolety sklepów. Właściciele psów wyprowadzali je na ostatni tego dnia spacer, a papierki walały się po chodnikach, poruszane delikatnym, wieczornym wiatrem.
Oplotłam się ciaśniej czarnym płaszczem. W te dni nie chowałam twarzy. Chciałam, żeby widzieli kim byłam albo raczej co ze mnie zostało. Żałowałam tylko, że nie mogłam wykrzyczeć im prosto w plugawą twarz tego, co czułam. Tego jak bardzo ich nienawidziłam. Jak gardziłam nimi, a mimo tego nie było dnia, bym nie przypominała sobie ich dotyku, oddechu, smrodu alkoholu, obelg, szyderstw. Słów, które wypowiadali z nieludzką satysfakcją.
„Stary, ale się nam trafiło! Laska nie gada, możemy posuwać ją do woli” Ten śmiech, taki triumfalny.
Wystarczyło niespełna kilka miesięcy, abym wiedziała o nich wszystko. Gdzie mieszkają, chodzą na piwo, znała burdele, w których byli stałymi klientami i najczęściej wybierane drogi powrotów do domów. Kiedy zorientowałam się, że wybierają te krótsze, prowadzące przez tereny opuszczonych hal i baraków, jakich w mieście nie brakowało, nie wierzyłam we własne szczęście.
Czekałam ukryta za kontenerami na śmieci, co chwilę zerkając na zegarek. Spóźniał się. „Może zmienił zdanie i postanowił wrócić inną drogą?” Było to prawdopodobne zważywszy na fakt ostatnich wydarzeń, miałam jednak nadzieję, że tak nie było. Pół godziny później mój niepokój i konieczność wdychania smrodu gnijących odpadków, został wynagrodzony. Szedł pijany, potykając się o własne stopy. Jego widok wywoływał we mnie obrzydzenie, którego nikt nie potrafił sobie wyobrazić. Kiedy był wystarczająco blisko, wyszłam z ukrycia. Ogrom wysiłku kosztował mnie uśmiech, jakim go obdarzyłam. Nie mogłam się odezwać, a wiedziałam, że nie przejdzie wtedy obojętnie, zresztą tak jak i jego poprzednik. Zatrzymał się i zmierzył mnie błędnym wzrokiem.
- Hej, lalunia. Czekasz na mnie? – zadrwił. – Głos ci odjęło? – Podszedł bliżej, a ja ścisnęłam mocniej broń schowaną w kieszeni płaszcza. – Chwila, ja cię skądś znam, daj mi moment. – Sprawiał wrażenie intensywnie zamyślonego. Nie mogłam już wytrzymać tego napięcia. Pragnęłam wrócić do domu, ale musiałam wytrzymać, także dla Lily. – Wiem! – krzyknął podekscytowany. – To ty!
„Tak, to tylko ja.” – pomyślałam i wyciągnęłam pistolet, mierząc w jego genitalia.
Komentarze (13)
"Wysunęłam go i otworzyłam" - tutaj gubi się, że chodzi o karton. Mówisz o zdjęciach, akcie urodzenia itd. i potem czytelnik nie wie już, że chodzi wciąż o ten karton.
"którego spotkałam popołudniu był" - przecinek przed "był"
"Nie wiedziałam dlaczego wybrałam poniedziałek" - po "wiedziałam"
"wybrałam poniedziałek, jako dzień mojej sprawiedliwości" - bez przecinka
"żeby widzieli kim byłam" - przecinek po "widzieli"
"posuwać ją do woli” - kropka
"Pół godziny później mój niepokój i konieczność wdychania smrodu gnijących odpadków, został wynagrodzony" - bez przecinka
Podoba mi się to nawiązanie do tytułu i to subtelne przedstawienie sytuacji bohaterki, jednak bez zdradzania szczegółów, podsycasz ciekawość. Odważna, a może raczej zawistna, z niej dziewczyna. Podoba mi się to jej poczucie sprawiedliwości, zostawiam 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania