Toghun - ciebie ujrzałem
W świetle płonących w komnacie świec drobna twarzyczka przypominała maskę z masy perłowej, pozbawioną wyrazu, niesamowicie spokojną, odległą. Nawet cień rzucany na policzki przez długie rzęsy, wyglądał jak namalowany.
Trzymał ją za rękę przez trzy dni bez jakiejkolwiek przerwy, bojąc się, że gdy tylko zwolni uścisk, dziewczyna zniknie, a on na powrót stanie się przerażonym „niby władcą”. Marionetką, którą lalkarz z całą pewnością wrzuci w płomienie, jeśli tylko poczuje ku temu potrzebę.
Wiedział już, że truciznę, która teraz krążyła w jej żyłach, zażyła sama, dobrowolnie. Chciała, by podejrzenia padły na jego żonę i był tego całkowicie pewien, udało jej się to. Ale czy było warto? Jak wiele była jeszcze w stanie poświęcić w imię zemsty? Czy nie było żadnego innego sposobu jak tylko szafowanie własnym życiem? Zresztą, o czym on myślał, przecież ryzykowała, od kiedy tylko ją znał.
Już nawet nie próbował jej namawiać, by zostawili to wszystko, zemstę, dworskie knowania, cały ten bród, w którym nurzali się od tak dawna. Nie posłuchałaby. Jedyne co mógł zrobić, to być przy niej, chronić ją na każdy dostępny mu sposób.
Od wpatrywania się w nieruchomą postać ból rozsadzał mu głowę. Chciał krzyczeć, potrząsnąć dziewczyną, by wywołać jakąkolwiek reakcję.
No obudź się, nie możesz mnie tak teraz zostawić. Ciebie pierwszą ujrzałem, gdy po raz pierwszy wyszedłem ze skorupki. Prawdziwą, a nie jedną z otaczających mnie masek.
Komentarze (15)
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania