Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Top 10 piosenek rzeźnickich UWAGA MOCNE

Na miły początek

Dzisiejszy wpis będzie kontrowersyjny. Pokręcony, szalony i mroczny. Tematem będzie moje ulubiona 10tka piosenek nie-piosenek, nie letnich hitów, ale rzeczy, które wciągają nas w naszą podświadomość. Miażdżą i maltretują psyche. Co wrażliwszym budują nieprzyjemne filmowe scenariusze i generują senne koszmary. Jednym słowem – sama słodycz. Miłego czytania!

 

1) The Cure – ‘One Hundred Years’ (‘Trilogy’)

Cały album ‘Pornography’ jest albumem ekstremalnym a ‘100 lat’ jest pięknym trzęsieniem ziemi na dobry początek. Stulecie szaleństwa i wojen światowych, broni nuklearnej, eksperymentów pseudomedycznych, wymyślnych i masowych metod zabijania. Malowniczy koszmar skąpany w hektolitrach krwi. A nad tym wszystkim krąży Śmierć z kosą w podartej szacie jak jakieś bóstwo. Pędzimy ku apokalipsie nie zważając na nic. A nasze głupie ambicje skończą w karawanie.

 

2) Ministry ‘Just One Fix’

Ministry i ich ‘Psalm 69’ – piękna płyta, opus magnum, taki industrialny ‘Nevermind’. A tu mamy utwór, który jest tak jakby pisany z samego dna narkotycznego piekła. Podróżujemy nie płacąc za bilety jednak przypłacając to o wiele droższym uzależnieniem. Przenosimy się w czasie i po alternatywnych światach a potem już nie czujemy nic, tylko głód i trupią pustkę. Jako gość specjalny ikona cpuństwa wszelakiego William S. Burroughs.

 

3) Rammstein ‘Mein Teil’ (‘Live in Nimes’)

Mięso w wielu kulturach jest dobrem luksusowym. W dżungli ludzie jedzą je od święta. Co starsi pamiętają w Polsce komunizm, kartki i to, że protesty przeciwko podwyżkom cen tegóż obaliły niejednego pierwszego sekretarza PZPR.

 

Piosenka Rammsteina jest zainspirowana słynną historią niemieckiego kanibala o nazwisku Armin Meiwes, który dał ogłoszenie w internecie, że chętnie zjadłby człowieka. O dziwo znalazło się wielu zainteresowanych i po wybraniu najlepszego kandydata transakcja została erhm…skonsumowana.

 

Jak to u Rammsteina mieszają się humor i makabra z niemiecką, teutońską subtelnością. ‘Jesteś tym czym jesz’. Wyobrażam sobie tu faceta w stroju z 18tego wieku, w białej peruce, podnoszącego triumfalnie laboratoryjną czaszkę i szczerzącego zębiska gdy wykrzykuje ten cytat z Lukrecjusza bądź Hipokratesa. Wewnętrznie bezwzględny barbarzyńca, ale na zewnątrz: kultura, fałsz, pazerność, zawiść, konwenanse, stosowny ‘dress code’. A przede wszystkim dobre maniery przy jedzeniu wystylizowanych, małych porcji jedzenia. Ot alegoria społeczeństwa i jego kretyńskiego kołtuństwa. Wyższa, wysmakowana kultura i cywilizacja.

 

Wracając do sprawy kanibala i faceta, którego zjadł. Warto tu nawiązać do zainspirowanego sprawą filmu ‘Kanibal z Rotenburga’. I sprawca i ofiara mieli ciężkie życie dlatego się spotkali. Tak bywa, wszystkim nam jest ciężko. Ale jest na to lekarstwo. Chcesz wyleczyć swoje kompleksy, wewnętrzne cierpienie, złe dzieciństwo? Nic prostszego. Pozwól się zjeść innemu pojebowi.

 

W filmie pojawia się wątek dziewczyny, która próbuje na podstawie tej sprawy zaliczyć magisterkę. Zaciekawiło mnie czemu najbardziej rozpacza gdy w filmie odcinany jest penis. Jakiś freudyzm? Biedny chłopak, nie będzie mógł mieć dzieci i dać przyjemność kobiecie. Osobiście uważam, że jest jeszcze gorzej. Gość nie będzie się już nadawał do niczego i po paru godzinach skończy spuszczony w toalecie.

 

4) Nine Inch Nails ‘Closer’

Wielki przebój Trenta Reznora. Właściwie to taka piosenka miłosna. Perwersja, żądza, skrzywienie umysłowe, ale przecież mężczyzna poprzez seks również może wyrażać miłość do kobiety. I być bliżej Boga. Temat eksplorowany już przez bluesmenów albo przez U2.

 

5) Skon ‘Riese’

Mało znany artysta. Z Wrocławia. Więc do Wałbrzycha i niemiecko-nazistowskiego kompleksu ‘Riese’ nie ma daleko. Tekst jest oczywiście hołdem dla więźniów wszystkich filii obozu koncentracyjnego Gross Rosen, którzy oddali życie w imię tej bezsensownej inwestycji jaką było przewiercanie Sudetów we wszystkie strony. ‘Skon’ wciela się w rolę jednej z ofiar.

 

Poza tym ja odnajduję w tym kawałku drugie dno. Może trochę spłycam, ale ‘Riese’ (‘Olbrzym’) to również symbol diabła trzymającego łapę na pieniądzach tego świata i zmuszającego maluczkich do pracy w paskudnych miejscach, z paskudnymi ludźmi dla małych okruszków wolności.

 

6) Depeche Mode ‘Barrel Of A Gun’

Depeche Mode to nie tylko jak o nich myślą Anglicy ‘one hit wonder’, od tego skocznego i nieco przygłupiego (puszczanego przed każdym meczem) ‘Just Can’t Get Enough’. Zespół po odejściu Vince’a Clarka stał się zupełnie nową jakością i rozwinął się poza wyobrażenia późniejszego lidera Yazoo i Erasure. Za tym wszystkim oczywiście stoi Martin Gore i jego fobie oraz równie zagubiony, choć bardziej ekstrawertyczny Dave Gahan.

 

Utwór, który chcę tutaj zaprezentować, powstał w przełomowym momencie kariery Depechów, kiedy wszystko już miało się skończyć. Wokalista miał się spokojnie zaćpać, twórca piosenek zapić a jednopalcowy klawiszowiec, ‘super tata’ i ‘mężuś’ czyli Andy Fletcher dostać od tego wszystkiego rozstroju nerwowego. Nie było jednak tak źle. Po prostu z DM odszedł czwarty muszkieter czyli Alan Wilder, a reszta działa i jakoś żyje do dzisiaj.

 

‘Barrel Of A Gun’ pochodzi z płyty ‘Ultra’, która w pewnym sensie jest ‘chill outowa’. Jednak ten ‘chill’ to nie jest taki sobie relaks po całonocnej, zakrapianej imprezce z przyjaciółmi. ‘Ultra’ jest próbą dojścia do równowagi po 3-letniej trasie koncertowej, której przeżycie było uważane ze swoisty heroizm. Tak więc ten album i singiel pilotujący jest swoistym obdzieraniem ze skóry muzyków oraz słuchaczy. ‘Barrel’ podobno traktuje o heroinowym uzależnieniu i byciu na ty ze śmiercią.

 

A w teledysku mamy wokalistę leżącego pod portretem jego ‘narkotykowej’ żony – Teresy Conway. Muzy, która bardzo mocno ukształtowała artystycznie i życiowo naszego Dave’a po roku 1990tym. Małżeństwo to skończyło się wraz z wyjściem frontmana DM z nałogu. I myślę, że dobrze, że tak się stało. Trudno określić czy powodem ich rozwodu była ‘niezgodność charakterów’ czy może ‘chemia’ w dosłownym tego znaczeniu.

 

Poza tym w klipie wyreżyserowanym przez Antona Corbijna mamy więcej metafor. Gahan niczym wspomniany już wcześniej William Burroughs chodzi sobie bez celu? po medinie w Maroku. Pewno szuka dilera albo już jest na haju. Jego przyjaciele Martin i Andy podchodzą do tego z angielską obojętnością. A to wszystko jest obserwowane jakżeby inaczej: przez lufę pistoletu.

 

7) Alice In Chains ‘A Little Bitter’ (‘Live’)

Zastanawiałem się tu nad ‘Angry Chair’ albo nad którąś z innych paskudnych, ale znanych piosenek tego zespołu. Wybrałem jednak ten utwór. Trudno w zasadzie określić o czym on jest. Jak dla mnie o niedopasowaniu do świata, osamotnieniu, odrzuceniu przez ludzi. Tak ja to odczuwam.

 

Alice In Chains z wokalistą Laynem Stanleyem to był zespół z tym czymś. Darem od Boga i pięknym bólem. Po jego śmierci gang dowodzony przez gitarzystę Jerry’ego Cantrella z nowym już wokalistą porusza się po bezpiecznych wodach. Po prostu odgrywa stare kawałki nie próbując ryzykować obnażania poharatanej duszy przed przychodzącymi na ich koncerty tłumami. Ale pozostały stare nagrania. I oby nigdy nie zostały zapomniane.

 

8) Nirvana ‘Milk It’ (‘From The Muddy Banks of Wishkah’)

Kurt Cobain szukał śmierci i ją znalazł. Być może to miało związek z jego problemami ze sławą, narkotykami, które pogłębiają depresje, nadwrażliwością spod znaku Ryb, żoną Courtney Love, a może z podłym dzieciństwem i młodością w Aberdeen. Być może to wszystko naraz albo jedna z tych rzeczy sprawiły, że frontman Nirvany skończył jak skończył. Utwór tu wymieniony nie bawi się w niedomówienia. Myślę, że bardziej dosadnie nie da się zaśpiewać o samobójstwie. Spoczywaj w pokoju.

 

9) Henry Rollins ‘Starve’

Ten artysta jest uosobieniem szczerości pozbawiającej odbiorcę jakichkolwiek iluzji. Nawet tych mrocznych, depresyjnych, ale czasem przyjemnych. ‘Starve’ jest takim brutalnym otrzeźwieniem w realnym świecie. Niczym poranny budzik każe ci wstać, żyć i cierpieć długie życie bez specjalnej wartości i sensu. Bo tak trzeba. Nic nie dostajesz od świata i powoli odcinasz się, bo jesteś nic nie wart i musisz wegetować. Ale może być jeszcze gorzej. O tym w następnym utworze.

 

10) Metallica ‘One’

A na koniec balladka. W sumie tak nie działa ona na człowieka jak użyty w klipie film Daltona Trumbo. Ma on tytuł ‘Johnny Got His Gun’ i jest jednym z najcięższych jakie widziałem w życiu. Opowiada o facecie bez rąk i nóg, nie mogącym mówić, głuchym i ślepym, jednak z w pełni sprawnym mózgiem. W imię źle pojętego humanitaryzmu nieszczęśnik ten jest podtrzymany przy życiu. Jedynym miłym momentem jest scena gdy pielęgniarka próbuje porozumieć się z pacjentem. Mimo tego, gorąco polecam!

 

‘One’ jest w sumie opowieścią inspirowaną tym filmem. Na początku utwór jest łagodny i retrospektywny a później przywołuje traumę jaką dla bohatera była jego ostatnia bitwa.

 

Podsumowanie

Tak więc drodzy czytelnicy. Dziękuje za to, że dobrnęliście aż do tego momentu. Mam nadzieje, że właśnie siedzicie sobie teraz wygodnie z kubkiem herbaty i czymś słodkim na poprawę humoru. A nie na przykład wpadliście w jakąś niemiłą psychicznie paranoje, schizę, zagubienie czy coś innego w tym rodzaju.

 

W końcu życie jest takie jakie je sobie pościelemy. Natomiast piękno sztuki polega na tym na tym, że bywa dekadencka, chora i przede wszystkim służy do oczyszczenia psychiki z rożnych brudów i chorych tendencji. Lepiej posłuchać mojej playlisty zamiast przedawkować, albo wyładowywać swoje frustracje w jakiś inny sposób. Czego życzę i sobie…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Okropny 16.06.2017
    Przeczytałem. W paru miejscach nawet kiwnąłem głową. Ale jaki jest cel tekstu?
  • motomrówka 16.06.2017
    Pokręcony, szalony, mroczny? W którym miejscu? No, ok, u mnie w pracy wszyscy słuchają bosko-polo z jakiejś lokalnej rozgłośni, nie mam nic do gadania, ale to się i tak samo wwierca w mózg ;)
    Podpisuję sie po Rammstein (nie tylko ten utwór, całokształt), Ministry (odkryłam ich przy okazji ost Matrix), akurat ta płyta jest najbardziej "machaniczna", za ta ją lubię, NIN (nie w całoścu, ale znam i szanuję - płyte The Fragile mógł stworzyć tylko geniusz).
    Depechów najbardziej szanuję za Songs of Faith and Devotion, jest tam mój ukochany In your room, przy którym zawsze coś ściska mnie za gardło.
    A One to "opowieść" o tym, jak budować wspaniałą muzykę, "serie" karabinowe, grane na gitarze... no po prostu dreszcze;)
    Kanibala mam w kolekcji, ciężki film, ale gra tam aktor, przy którym miekną Kretchman - Thomas Kretchman.
    Ciekawe są te twoje wpisy. ♥
  • MarkD 16.06.2017
    @Okropny A jaki jest cel rożnych łzawych poezji?

    @motomrówka Ludzie mają rożną wrażliwość. W pracy może nie powinno się słuchać zbyt emocjonalnie angażującej muzyki, ale taka 'muzyczna biegunka' o której mówisz? To niszczy i zrównuje z tłuszczą co mądrzejszych ludzi. Właśnie się zastanawiałem czy nie dać 'In Your Room' do tego zestawienia - kawałek o wielu znaczeniach jak dla mnie. Znasz wersje 'One' z Rock Am Ring 2003, to 'przejście' brzmi tu wyjątkowo dramatycznie. Miło mi.
  • motomrówka 16.06.2017
    Na "tłuszczę" mam lekarstwo, wracając wrzucam w uszy coś swojego i... oddycham ;) One znam tylko z ...and justice for all, jeśli jednak Rock Am Ring to koncertówka, pewnie i tak bym ją ominęła. Mam kolegę, który z kolei słucha wyłącznie koncertówek, ja jakoś nie przepadam;)
  • MarkD 16.06.2017
    motomrówka Też mam tak po pracy. Musze się odtruć. Nie mam tak jak twój znajomy, ale warto czasem zwrócić uwagę na koncertowe wersje. Bo jak to bywa w przypadku Depeche Mode to często zupełnie inne, lepsze wersje utworów studyjnych. A już regułą u większości artystów jest to, że live jest bardziej intensywne. Ta wersja 'One' o której ci wspominam jest desperacko genialna. A te strzały na początku i ta 'hitlerowska' miazga w momencie przejścia ('darkness...') po prostu wyrywa serce. A wiedz też, że 'And Justice' nie jest jakimś wzorcowym brzmieniowo albumem dla innych kapel metalowych.
  • motomrówka 16.06.2017
    MarkD, brzmieniowo jest strasznie suchy, surowy, w porównaniu z np Ride the Lighthning, który brzmi bardzo soczyście. Generalnie słuchanie urwało mi się na czarnym. Natomiast co do Alice in Chains, słuchałam tylko pierwszej płyty, tej z kolorową twarzą, nie pamiętam tytułu, nie rozumiem czemu pakuje się ich do jednego wora z Kyuss, czy Nirvaną, dla mnie to hardrockowe granie, brak tego brudu i obsesyjności.
    To twoja pasja, czy zawód wykonywany?
  • MarkD 16.06.2017
    motomrówka 'And Justice' to pierwszy i ostatni album z Rasmusenem. Nie wiedzieli czego chcą, zaufali gościowi i wyszło jak wyszło. Alice In Chains - pierwsze wrażenie może być nie za dobre - to kocie miauczenie. Ale potem odnajduje się w tym szczerość. Nie mam na myśli nagrań po śmierci Stanley'a, bo to już 'tribute band' jest. Widać, ze wręcz boja się, żeby demona nie wywołać jakiegoś, wiec nawet stare kawałki tak wykonują, żeby nic nie wypełzło. Pierwsza płyta to 'Facelift'. Dopiero się rozkręcali. Posłuchaj 'Dirt' albo po prostu 'Greatest HIts'. Mi osobiście bardzo podoba się ich album 'Live'. Naprawdę czuć w tym serce. Kyuss nie słucham - mówią na to 'stoner rock', takie pustynne granie ale bez elementów psychozy. Nirvana to moja młodzieńcza miłość - akurat tu nie zgodzę się, ze to hard rock. Cobain potrafił być obsesyjny, tyle ze mniej to pod metal podchodziło a bardziej pod punk i pop. I pasja i zawód. Miałem własny zespół, skończyłem studia na kierunku produkcja muzyczna.
  • motomrówka 17.06.2017
    MarkD, widocznie źle się wyraziłam, miałam na myśli, że Alice in Chains to hard rock w por do Nirvany. Stoner kojarzę z kolei tylko z Queens of the Stone Age i Monster Magnet, tych drugich znam najmiej
    No to ci gratuluję, połączyłeś pasję z zawodem ;) Ja jestem wyłącznie miłośniczką, w muzyce się kocham po prostu od zawsze.
    Widzisz, przypadkiem trafiłam na opowi na bardzo ciekawy tekst (twój), w wolnej chwili poczytam inne ;)
  • MarkD 17.06.2017
    motomrówka Nie zawsze jest łatwo połączyć pasje z zawodem, ale przynajmniej co człowiek przeżył to jego. Wartościowa muzyka naprawdę ma moc uzdrawiającą i przywraca wiarę w samego siebie. Bardzo mnie podbudowywują takie komentarze jak Twoje. Miłego czytania, a wkrótce pojawi się więcej 'literatury'.
  • Ciekawe, zrób jeszcze top 10 piosenek np. o apokalipsie albo o wojnie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania