Topografia miasta

Jeszcze kilka dni temu byłem pewny, że o swoim mieście wiem wszystko, a nazwy ulic znam w szczególności. Dochodziła do tego znajomość podwórek przy starych budynkach i wielu miejsc ustronnych gdzie można było robić rzeczy zakazane dla dzieci i młodzieży. Okoliczne pagórki, łąki i lasy też były przeze mnie gruntownie spenetrowane.

Wracaliśmy całą paczką po ostatnich egzaminach maturalnych. Na wyniki trzeba było poczekać, lecz byłem pewny, że zaliczyłem, choć z pewnością nie na pięć. Pozostali mocno przejęci zaliczeniem snuli plany na najbliższą przyszłość. Trochę mnie wkurzyła ta ogólna chęć pchania się do kolejnej budy, choć i byłby to jakiś uniwersytet. Fakt pozostaje faktem, że zamiast korzystać z młodości, trzeba będzie uganiać się za kolejnymi zaliczeniami. Dlatego szedłem kilka kroków z przodu, żeby nie uczestniczyć w głupich dyskusjach, ponieważ po studiach i tak pracy w wyuczonym zawodzie w naszym mieście nie znajdą. Jeżeli już mam wyjechać za pracą to pojadę na zachód kilka kilometrów dalej i będę tyrał za znacznie większe pieniądze, a roboli tam zawsze potrzeba. Przynajmniej oszczędzę sobie na stare lata rozgoryczenia z tytułu posiadanego bez potrzeby dyplomu.

Byłem dwie ulicę od domu, gdy usłyszałem głośną rozmowę dwóch chłopaków niewiele starszych ode mnie.

- Nie wygłupiaj się, wsiadaj, dość czasu straciłeś i tak nie znajdziesz. Będę miał przez ciebie problem z rozładunkiem – głośno mówił kierowca z szoferki dostawczego busa do stojącego na chodniku, przede mną kolegi.

Kiedy spostrzegł mnie ten, do którego tamten się zwracał, odkrzyknął.

- Jeszcze chwila!.

Natomiast podszedł do mnie kilka kroków i powiedział.

- Cześć, znasz dobrze miasto?

- Oczywiście – pewny siebie odpowiedziałem.

- Gdzie jest ulica Żymierskiego?

- Musiało ci się coś pomylić, u nas nie ma ulicy o takiej nazwie.

- Teraz może i nie ma, lecz musiała kiedyś być – odpowiedział i na dowód, że mówi prawdę, wyciągnął z kieszeni starą wypłowiała niebieską kopertę. Wysunął rękę w moją stronę i podał mi ją odwróconą drugą stroną, odebrałem od niego i czytam. Nadawcą jest osoba podpisana inicjałami, mieszkająca w naszym mieście przy ulicy Żymierskiego. Druga strona z znaczkiem wpisane miała dane adresata w miejscowości Chełmno. Niżej już na nazwę ulicy nie spojrzałem.

- Może wiecie gdzie kiedyś u nas była ulica Żymierskiego? – zapytałem pozostałych, którzy zatrzymali się przy nas i słuchali naszej rozmowy.

Niby proste pytanie, lecz nikt na nie znał odpowiedzi. Rówieśnikom się nie dziwiłem, lecz kilka osób starszych, zaczepionych przeze mnie na ulicy z naszego miasta, też nie wiedziało. Nagle zapanowała ogólna amnezja, coś było i nie ma, a teraz nikt nie wie, co się z tym stało. Przyjezdny odebrał ode mnie kopertę, wsiadł do samochodu i odjechał, a ja zapomniałem o sprawie.

Do domu wróciłem dopiero wieczorem, po uczczeniu kilkoma piwami zakończenia edukacji. Podczas kolacji dziadkowie jak zawsze wypytywali jak mi minął dzień. Sporo było tym razem do mówienia o ostatnim egzaminie z podsumowaniem poprzednich. Pod sam koniec posiłku opowiedziałem o dzisiejszym niezwykłym spotkaniu z przyjezdnym i jego próbach z ustaleniem nazwy ulicy. Najciekawsze było to, że później próbowaliśmy przez Internet wyszukać nazwy i nikomu z paczki się to nie udało. Natomiast bez problemu znaleźliśmy niemieckie nazwy ulic i mapę naszego miasta z przedwojennego okresu.

- Przecież my mieszkamy przy ulicy Jana Pawła, która wcześniej nazywała się Żymierskiego – powiedziała babcia i zaraz dodała.

- Na jaką ulicę i do kogo w Chełmnie był adresowany stary list, jaki widziałeś?

- Niestety nie spojrzałem na adres.

- Szkoda może to ja go pisałam, do któreś z koleżanek.

Dziadek natychmiast dodał.

- Piotruś ty nie znasz historii rodzinnej, bo ciebie nigdy to nie interesowało. Moją ukochaną żonę, a twoją babcię poznałem niedaleko rynku w Chełmie, jak tam stacjonowałem i byłem na jednodniowej przepustce. Pracowała wtedy w Fabryce Akcesoriów Meblowych przy ulicy 22 Stycznia i szła służbowo do drugiej części zakładu przy ulicy Polnej. Tak mi wpadła w oko, że szedłem za nią i dopiero na ulicy Mariana Buczka jak skręcała na Polną, odważyłem się podejść do niej. Podczas krótkiej rozmowy jeszcze bardziej mi się spodobała i pod bramą zakładu czekałem, aż wyjdzie. Chciała mnie zmylić i wychodząc z bramy skręciła w stronę ulicy Ofiar Faszyzmu.

Babcia przerwała monolog dziadkowi, podchodząc i całując go w czoło. Niby zwykły gest, a zawierał w sobie dużo uczucia i czułości. Dziadek po uśmiechnięciu się do żony, kontynuował dalej.

- Nie zmyliła mojej czujności i poszedłem za nią. Kiedy się z nią zrównałem, to zaprosiłem ją do kawiarni „Pod Tulipanami” przy Grudziądzkiej 6. Lokal ten był trzeciej kategorii i oficerowie z naszej jednostki do niego nie zaglądali. Bardziej preferowali ekskluzywną „Diadę” przy Podmurnej 3. Wnętrze kawiarni przegradzały drewniane dekoracje nawiązujące kształtem do podcieni, ja usiadłem bliżej ściany przy zasłaniającej mnie kotarze i tak to się zaczęło.

- Żal mi się go wtedy zrobiło, wyglądał jak sierotka w tym swoim zielonym niedopasowanym mundurku – wtrąciła babcia.

Zaczęli się przekomarzać i żartować ze swojego pierwszego spotkania. Wstałem od stołu, podziękowałem za kolację i poszedłem do swojego pokoju. Często, kiedy widzę ich wzajemne relacje, żałuję, że moi rodzice, choć w maleńkiej części nie są tacy jak oni.

Następnego dnia po południu dziadek poprosił mnie o chwilę rozmowy, tak żeby babcia nie słyszała.

- Piotruś proszę zachowaj w tajemnicy to, co teraz powiem. Dzień wcześniej jak poznałem twoją babcię, przeżyła zawód miłosny. Mężczyzna, w którym była szalenie zakochana zrobił dziecko jej najlepszej koleżance. Tamta wykorzystała wcześniejsze jej zwierzenia i po sprzeczce zakochanych jak on był pijany, oddała mu się. Kiedy tylko zorientowała się, że jest z nim w ciąży natychmiast o tym powiedziała twojej babci. Chciałbym dowiedzieć się jak im dalej życie się potoczyło i czy są szczęśliwi. Teraz po latach gdybyśmy doprowadzili do spotkania całej trójki z pewnością łatwiej im by się na stare lata żyło.

Jeszcze wyjaśnił mi motywy, którymi się kieruje.

- Często w życiu, gdy spotyka nas coś nieprzyjemnego i tego nie wyjaśnimy, to może się za nami ciągnąć przez wszystkie lata.

Chciałem i musiałem wyjaśnić ciekawą historię najbliższej rodziny, zwłaszcza to, co spowodowało, że nagle zjawiła się w moim życiu niczym drzazga. Musiałem upewnić się czy ten bus był na pewno z Chełmna, sprawdziłem wszystkie zdjęcia przyjaciół, które były robione w tym dniu, a szczególnie te w pobliżu busa. Szczęście mi dopisało i z dwóch odczytałem pełny numer rejestracyjny.

Dziadka pytałem o Chełmno bezpośrednio, lecz bardzo mało go znał. Przebywał tam krótko na szkółce i później został przeniesiony do jednostki w Żaganiu. Babcię tak oczarował i uleczył jej złamane serce, że ta zgodziła się zamieszkać w jego mieszkaniu, które jako poszukiwany specjalista otrzymał od zakładu pracy w Kotlinie Jeleniogórskiej na dwa lata przed wojskiem. Musiał być bardzo potrzebny w fabryce, ponieważ po półrocznej służbie został przeniesiony do rezerwy.

Babcię musiałem wypytywać tak sprytnie, żeby to ona opowiadała mi o swojej młodości, a nie mogłem zadawać wprost pytań. Czasu miałem pod dostatkiem oczekując na wyniki egzaminów maturalnych i go wykorzystałem najlepiej jak umiałem.

Zaopatrzony w cztery adresy zdobyte podczas zwierzeń babci, udałem się do miasta Chełmna w województwie kujawsko-pomorskim. Jest ono podobnej wielkości, jak nasze i również jest siedzibą powiatu, tylko chełmińskiego i leży nad Wisłą i wpadającą do niej Frybą. Usytuowane 40 km na północ od Torunia i 30 km na zachód od Grudziądza, liczy przeszło dwadzieścia tysięcy mieszkańców. W wyprawie towarzyszyła mi moja zmotoryzowana dziewczyna, która musi być zawsze na bieżąco, kiedy wkoło mnie coś się dzieje.

Nawet nie przypuszczałem, jakie jest trudne w naszym kraju odszukanie kogoś. Wszystko przez ochronę danych, które jakoś nie chronią starszych ludzi przed przerobieniem ich metodą na wnuczka. Nigdy opinia publiczna nie jest informowana skąd oszuści posiadają dokładne dane o stanie rodziny, ich miejscach zamieszkania, zasobności portfela emeryta.

Pierwszy adres miałem pewny Al. Armii Czerwonej, przy której była jednostka dziadka. Nazwę zmieniono odmiennie jak w naszej części kraju i nie było Armii Krajowej, lecz koszar nie przeniesiono, dlatego pewny byłem adresu. Niestety koleżanka babci wyprowadziła się wiele lat temu i o niej pamiętała tylko jedna osoba w całym budynku, jednak nowego adresu nie znała. Natomiast ja zaraz po tym zmierzyłem się ze ścianą nie do pokonania znikła ulica Świerczewskiego, L. Waryńskiego nawet Ofiar Faszyzmu, która w swojej nazwie nic z komunizmu nie posiadła. Książki telefoniczne wydawane obecnie są pozbawione danych adresowych, a nikt z urzędników miejskich nie chciał ze mną na temat adresów rozmawiać. Tonący brzytwy się chwyta, podobnie było i z moją misją. Postanowiłem zgłosić na policję potrącenie przez busa, którego numery zapisałem jak był w naszym mieście. Kierowcę za swoje zachowanie później przeprosiłem i wyjaśniłem motyw. Jednak za składanie fałszywych zeznań zostanę ukarany, lecz dzięki tak haniebnemu uczynkowi rozwikłałem zagadkę.

Chłopak, który przyjechał do naszego miasta, był wnuczkiem kobiety, która odbiła narzeczonego babci. Ta będąc na łożu śmierci poprosiła wnuka by ten zechciał w jej imieniu przeprosić byłą koleżankę, za krzywdę, jaką jej wyrządziła pod wpływem miłości. Wyposażyła go w starą kopertę z adresem otrzymaną od innej wspólnej znajomej, z którą kiedyś korespondowała babcia i włożyła w nią odręczne sporządzone przeprosiny. Życie z mężczyzną nadużywającym alkoholu, mającym duże powodzenie u kobiet i wykorzystującym ten fakt stale, wcale nie jest łatwe. Dodatkowo on każdego dnia wypominał jej, że zniszczyła jego życie niechcianym bachorem. Związek obojga długo nie potrwał, lecz zdążył wypaczyć charakter dziecka.

Według mnie los dla babci był łaskawy otrzymała kochającego męża, wnuka i tylko on poszuka własnego szczęścia przy boku innej kobiety.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Marian 24.05.2017
    "Usytuowane 40 km na północ od Torunia i 30 km na zachód od Grudziądza, liczy przeszło dwadzieścia tysięcy mieszkańców."
    W tekstach literackich raczej powinno się unikać cyfr.
    Tekst jest fajny i niefajny jednocześnie. Fajny jest początek, kłopoty z pozmienianymi nazwami ulic i historia początku znajomości dziadków. Potem jedziesz do Chełmna i znowu kłopoty ze znalezieniem poszukiwanego adresu - to też jest jeszcze OK. Potem jednak nagle "lądujesz" tak szybko, jakby Ci się już nie chciało dalej pisać. Według mnie, od słów " Tonący brzytwy się chwyta...", powinieneś to jeszcze raz napisać, rozbudować i jakoś fajniej dokończyć. :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania