Tośka! - rozdział 1

Wystawiłam twarz do słońca i przymknęłam oczy, wyobrażając sobie, że wciąż jest gorące lato. W myślach dreptałam wzdłuż jeziora, bawiąc się trzymanym w ręku piórkiem. Dla mnie ta najgorętsza pora roku mogłaby trwać cały rok, naprawdę nie miałabym nic przeciwko.

Głośny śmiech dochodzący zza moich pleców sprawił, że powróciłam do rzeczywistości. Z niezadowoleniem rozejrzałam się dookoła. Wyglądało na to, że jesień rozgościła się już na dobre. Obecnie była na tyle łaskawa, że poskąpiła deszczu, a przyniosła ze sobą dużo słońca i babiego lata,z czego byłam ogromnie zadowolona.

Spojrzałam na różnokolorowy bukiet liści w swoim ręku. To, że nie przepadałam za jesienią, nie znaczy, że nie próbowałam się z nią „zaprzyjaźnić”.

– Tośka! – wrzasnął ktoś.

Drgnęłam, zaskoczona i odruchowo przygładziłam swoje długie, kasztanowe włosy. Doskonale znałam ten głos. Należał do Karola, chłopca z najstarszej klasy liceum, do którego chodziłam. Od kilku tygodni non stop mnie zagadywał i był w stosunku do mnie bardzo przyjazny. Domyśliłam się, że wpadłam mu w oko. To było bardzo miłe podobać się komuś.

W tym momencie, uświadamiając sobie, że trzymam w ręku te cholerne liście, poczułam się jak idiotka. Czerwieniąc się jak piwonia, obróciłam się w jego stronę. Zastanawiało mnie, co robi tutaj, akurat teraz, w porze mojego spaceru.

Karol był niesamowicie wysoki i szczupły, ale zwinny przy tym, jak mało kto. Pszeniczne włosy miał niedbale uczesane; na jego ustach błąkał się zaraźliwy uśmiech. Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie widziałam go niezadowolonego czy nieszczęśliwszego. Bardzo zły symptom. Czyżby nie był zdolny do odczuwania negatywnych emocji?

Szedł ku mnie pewnym siebie krokiem, z tym charakterystycznym uśmiechem na twarzy. Był przystojny i doskonale o tym wiedział. Jego zielone oczy zlustrowały mnie dokładnie, nim zapytał miękkim głosem:

– Po co ci te liście?

Wzruszyłam ramionami, modląc się, by znów nie spłonąć rumieńcem.

– Lubię kolory jesieni – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.

By zajrzeć mu w oczy, musiałam porządnie zadrzeć głowę. To był powód, dla którego czułam się przy Karolu jak dziecko: natura obdarzyła mnie skromnym wzrostem i drobną budową ciała.

W podstawówce miałam nawet z tego powodu kompleksy: podczas gdy inni „pieli” się w górę, ja wciąż nie rosłam. Tata często żartował, że jestem jego słodki krasnoludkiem, którego może schować do kieszeni.

– Mogę? – spytał, wskazując głową na to, co trzymałam w ręku.

Wyciągnęłam ku niemu dłoń. Wybrał na początek jeden z liści barwy jasnożółtej. Złożył go na pół, a następnie zwinął wzdłuż dłuższego brzegu w ciasny rulonik. Z fascynacją obserwowałam jego zgrabne, długie palce.

Karol dołożył kolejną warstwę, tym razem z barwy ciemnopomarańczowej. Potem, mrugając do mnie, wybrał liść w kolorze kasztanów. Z zainteresowaniem przyglądałam się jego pracy. Chłopak dorzucał kolejne liście do momentu, aż zużył wszystkie listki i stworzył coś na kształt... róży.

Naprawdę zadziwił mnie tym. Nie wiedziałam, że coś tak pięknego może powstać ze zwykłych liści.

– Dla ciebie. – wręczył mi ten nietypowy „kwiatek”.

Obiecałam sobie, że będę dbać o ten niezwykły skarb. To był pierwszy raz, kiedy dostałam od chłopca różę. Wzięłam ją delikatnie w prawą dłoń.

– Dziękuję. – dygnęłam jak księżniczka i zachichotałam, jak przystało na prawdziwą szesnastolatkę.

W tym momencie, gdy spoglądałam w jego oczy, wiedziałam, że pała do mnie prawdziwą sympatią.

Fakt, że podobałam się Karolowi, był dla mnie nie do zrozumienia. Uważałam, że nie miałam w sobie nic, co mogłoby przyciągać uwagę płci przeciwnej. Z drugiej strony tata twierdził, że budzę w chłopcach instynkt opiekuńczy. Przy mnie mogli sobie wyobrazić, iż jestem kruchą laleczką, potrzebującą opiekuna, chroniącego mnie przed całym złem świata.

– Odprowadzić cię do domu?

Początkowo chciałam odmówić, ale stwierdziłam, że byłoby mu przykro z tego powodu. Uśmiechając się, skinęłam głową. Co prawda z placu przy kościele, na którym się znajdowaliśmy, miałam dwa kroki do domu, ale rzadko, chyba właściwie jeszcze nigdy, nie dzieliłam z kimś tej drogi.

Byłam dziwnie podekscytowana i niesamowicie szczęśliwa faktem, że Karol odprowadza mnie do domu. Nie rozmawialiśmy ze sobą, gdy schodziliśmy w dół, chodnikiem zowiącym się „kocimi łbami”. We mnie, jako miłośniczce kotów, budziło to dosyć niemiłe skojarzenia. Ciepły wietrzyk owiał nasze postacie.

Będąc tuż przy furtce mojego domu niefortunnie poślizgnęłam się na jednym z kamieni. Odruchowo zacisnęłam rękę mocniej na róży, byleby nie stracić swojej cennej pamiątki. Pal licho całą resztę.

Gdyby nie Karol i jego refleks oraz mocne ramiona, wylądowałabym tyłkiem na ziemi. Gdy wylądowałam w jego objęciach, po raz kolejny dzisiejszego popołudnia zawstydziłam się i jednocześnie zabrakło mi tchu z wrażenia.

– Dziękuję – powiedziałam, kiedy wreszcie odzyskałam głos. - Jesteś bardzo troskliwy.

Puścił mnie; wydawało mi się, że dosyć niechętnie. Zauważyłam, że drżały mu dłonie i poczułam satysfakcję, że nie tylko jak poczułam się zakłopotana w tej sytuacji. Nagle ten drobny szczegół dodał mi pewności siebie. Posłałam Karolowi jeszcze jeden uśmiech i powiedziałam na pożegnanie:

– Do zobaczenia jutro w szkole.

– Cześć – odpowiedział.

Opierając się plecami o furtkę prowadzącą do mojego domu, patrzyłam, jak odchodzi. Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że mam z nim taką, a nie inną relację, ale jednocześnie było mi go żal, bowiem moje serce zajmował już ktoś inny. Może tylko niepotrzebnie robiłam mu nadzieję?

Przygryzłam wargę. Dopadły mnie wyrzuty sumienia i nagle poczułam się bardzo nie fair w stosunku do Karola. Nie powinnam była testować na nim swoich kobiecych sztuczek.

Wyrzuciłam z głowy te myśli i wzięłam parę głębokich oddechów. Drżącymi dłońmi otworzyłam furtkę. Idąc ścieżką z drobnych kamyków prowadzącą do pomalowanego na zielono domu, myślałam o tym, że za chwilę wejdę do paszczy lwa.

Następne częściTośka! - rozdział 2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Guardian Angel 24.10.2017
    Świetny tekst. Podoba mi się :) z miłą chęcią przeczytam kolejne części historii.
    "słodki krasnoludkiem" - i tutaj zgubiłaś jedną literkę

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania