Poprzednie częściTotalny kosmos - wstęp

Totalny kosmos - rozdział 18

Obudziłam się z krzykiem. Każdy mięsień w moim ciele płonął z bólu. Starałam się leżeć nieruchomo, ale to wcale nie pomagało. Spojrzałam w sufit. Gdzie ja w ogóle jestem? Ostatnie, co pamiętam, to twarz K trzymającego mnie w ramionach i potworny ból.

- Co się stało, agentko F? - zapytała pielęgniarka wbiegając do sali.

- Gdzie jestem? - zapytałam olewając jej pytanie.

- W skrzydle szpitalnym kwatery głównej MAO. - odpowiedziała.

- Gdzie jest K?

- Niedawno stąd wyszedł. Mówił, że leci aresztować jakąś smarkule za usiłowanie zabójstwa agentki MAO.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Dostanie za swoje gówniara. Może nie tak jak to sobie wyobrażałam w mojej głowie, ale lepsze to niż nic.

- Czy teraz mogę zapytać co się stało? - zapytała sprawdzając coś na monitorze, do którego przypięte były elektrody naklejone na mojej klatce piersiowej.

Dopiero teraz je zauważyłam. Dodatkowo na lewym przedramieniu miałam mankiet do mierzenia ciśnienia.

- Boli mnie każdy, pieprzony mięsień. Poradzisz coś na to? I zabierz ode mnie te wszystkie kable.

- Myślę, że mogę już to wszystko odłączyć, skoro jesteś przytomna. - odparła wyłączając monitor. - A co do bólu, to prawdopodobnie nerwobóle. Skonsultuję się z lekarzem i przyślę do ciebie fizjoterapeutę. Masaż powinien pomóc lepiej niż leki przeciwbólowe.

- Pozwolę się dotknąć tylko Loganowi. - powiedziałam, kiedy odpinała mi elektrody.

- Shaunowi Loganowi? - zapytała zdejmując mi mankiet do mierzenia ciśnienia.

- Tak, bo co?

- Też bym poprosiła o niego. Wszystkie pielęgniarki do niego wzdychają. - odparła z uśmiechem. - Postaram się to załatwić jak najszybciej.

Odłożyła sprzęt gdzieś na bok i wyszła z sali. Spróbowałam usiąść, ale ból się nasilił, więc wróciłam do pozycji leżącej. Miałam na sobie moją bieliznę i jakąś szpitalną koszulę. Na sali byłam sama. Pewnie to jakaś izolatka. Wcale bym się nie zdziwiła. Kiedy obejrzałam już wszystkie ściany i zaczynałam powoli świrować z bólu i nudów, drzwi do sali stanęły otworem ukazując uśmiechniętego blondyna o kocich oczach.

- Cześć, F. Niezmiernie się cieszę, że postanowiłaś skorzystać z moich usług. - wpakował się do sali z jakimś wielkim czymś w czarnym pokrowcu.

- Cześć, Logan. Co to jest? Narzędzie tortur?

- Łóżko do masażu. Zakładam, że robimy masaż całego ciała, więc jestem przygotowany. Szpitalne łóżko się do tego nie nadaje. - odparł rozkładając coś, co faktycznie przypomniało łóżko.

- Łóżko? Przyznaj się, że chcesz mnie zobaczyć prawie nagą.

- Jestem profesjonalistą, F. Obrażasz mnie.

- Ojej, i co zrobisz? Strzelisz focha?

- Radziłbym ci siedzieć cicho zamiast obrażać swojego masażystę - wybawcę, bo mogę się trochę nad tobą poznęcać.

- Grozisz mi, Logan?

- Ja cię tylko ostrzegam, F. I mam na imię Shaun. - wyciągnął do mnie dłoń. - Wszystko gotowe, zapraszam.

Usiadłam sycząc z bólu, choć bardzo starałam się nie wydać żadnego dźwięku. Wstałam i zrobiłam krok krzywiąc się. Oczywiście olałam jego wyciągniętą dłoń.

- Może cię przeniosę? - zaproponował Logan.

- Dam radę. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby rzucając mu wściekłe spojrzenie.

- Okej, okej. Chciałem tylko pomóc. Nie zabij mnie wzrokiem. - powiedział szybko podnosząc obie dłonie do góry.

Jakoś dotarłam do przygotowanego przez niego łóżka.

- To od czego zaczynamy? - zapytał podchodząc do mnie. - Gdzie boli najbardziej?

- Ciężko powiedzieć. Chyba kark i barki.

- Dobra, to zrobimy kark, barki i plecy. Połóż się na brzuchu.

Wykonałam polecenie, a Logan zaczął rozwiązywać szpitalną koszulę na moich plecach. Czekałam aż się odezwie, kiedy skończył, ale panowała cisza. Podejrzanie długa.

- Kto cię tak skrzywdził? - zapytał zmienionym głosem dotykając moich blizn.

- Masz trzy sekundy, żeby zabrać łapy, albo ci je połamię. - warknęłam. - Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.

Nienawidzę tego uczucia. Niby moje ciało, ale jakby obce. Nikt nie może dotykać moich blizn. No może wyjątkiem jest K, ale jego dotyk jest inny. On dotyka je przypadkiem, a nie specjalnie. Logan natychmiast zabrał dłoń.

- Wybacz, ja... już zabieram się do pracy. - rozpiął mi stanik, żeby całkiem odsłonić plecy. - Ale wiesz, że podczas masażu chcąc nie chcąc będę musiał ich dotknąć.

Westchnęłam. Zdawałam sobie z tego sprawę. Wolałabym tego uniknąć, ale pozbycie się bólu jest w tej chwili priorytetem.

- Możesz już zacząć? - zapytałam.

Poczułam chłodną oliwkę na plecach. Zaczął delikatnie, ale potem było już tylko gorzej. Najgorszym miejscem był odcinek piersiowy, zwłaszcza kiedy dochodził do karku i barków. Zacisnęłam szczękę, żeby nie krzyknąć z bólu.

- F, nie spinaj się tak, bo robisz sobie krzywdę. Jeśli chcesz to krzycz, płacz, ale nie spinaj tak mięśni. Jesteś już wystarczająco spięta.

- Staram się. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- Jakoś nie widzę.

- Ała! - krzyknęłam, kiedy nacisnął miejsce gdzieś przy łopatce.

- Ostrzegałem. - po tonie jego głosu wywnioskowałam, że się uśmiecha.

Jeszcze tego pożałuje. Może nie dzisiaj, ale kiedyś na pewno. Logan kontynuował masaż, a ja starałam się nie spinać, ale też nie wydawać żadnych dźwięków. Nie będę tu przed nim jęczeć. To nie K. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu Logan powiedział:

- Plecy skończone. Bierzemy się za barki i kark. Chcesz usiąść?

- Tak, ile można leżeć? - podniosłam się powoli jedną ręką trzymając stanik i materiał koszuli przy piersiach.

Kiedy usiadłam już tyłem do Logana, obniżył całe łóżko dostosowując jego wysokość do siebie. Po czym zsunął mi ramiączka stanika i rękawy koszuli z ramion. Jeśli myślałam, że odcinek piersiowy pleców był najgorszy, to się myliłam. Jak tylko Logan mnie dotknął, wrzasnęłam:

- O, kurwa! Jak boli!

- Masz bardzo pospinane mięśnie w tym miejscu. Obawiam się, że w jeden dzień tego nie rozmasujemy. Trzeba będzie powtórzyć co najmniej ze dwa razy.

- Nie dobijaj mnie. Chyba za bardzo spodobało ci się rozbieranie mnie.

- Nie schlebiaj sobie, F. Nie mówię, że nie jesteś atrakcyjna, ale zdecydowanie nie w moim typie.

- No tak, w końcu cały damski personel do ciebie wzdycha, więc masz w czym wybierać.

- Serio? Cały? - byłam pewna, że w tym momencie szczerzył się jak debil.

Przewróciłam oczami. Czy faceci są ślepi? Chociaż miałam wrażenie, że Logan doskonale zdawał sobie z tego sprawę, tylko nie dawał po sobie tego poznać. Kiedy dosłownie złapał jeden z mięśni i rozciągnął go przesuwając dłonie w przeciwnych kierunkach, wrzasnęłam. Może trochę za głośno. Ból był nie do zniesienia. Nie chciałam krzyczeć, ale już nie mogłam wytrzymać. A to dopiero jedna strona. Zanim Logan rozmasował drugą stronę, byłam już wykończona i zachrypnięta, a on pewnie głuchy.

- Następnym razem mnie, kurwa, uśpij. - powiedziałam, kiedy skończył.

- Rozumiem, że nogi i ręce zostawiamy na następny raz? Chyba dość się dzisiaj nacierpiałaś. - odpowiedział zapinając mi stanik, a potem koszulę. - Przyjdę do ciebie jutro, dobrze?

- Dobrze. - westchnęłam. - Mogę już iść spać?

- Możesz. - zaśmiał się i pomógł mi dotrzeć do mojego łóżka.

- Nienawidzę cię. - powiedziałam przykrywając się kołdrą.

- Jak ci to w końcu rozmasuję, to będziesz mnie kochać. Gwarantuję ci to.

- Marzenia ściętej głowy. - mruknęłam zamykając oczy.

Usłyszałam jego śmiech i odpłynęłam w krainę snów. Tak jak obiecał, Logan zjawił się w mojej sali następnego dnia, a potem przez trzy kolejne. Rozmasował mi chyba każdy spięty mięsień w ciele, po bólu nie został ślad, a ja faktycznie zaczynałam go za to uwielbiać. K nie pojawił się u mnie ani razu, ale może to i lepiej. Obawiałam się tego, że przyjdzie, zacznie te swoje czułości i tym razem już na bank nas nakryją. Za to odwiedzili mnie bliźniacy. Dawno się z nimi nie widziałam, więc się ucieszyłam. Przynajmniej nie nudziłam się tak bardzo, jak już Logan skończył się nade mną znęcać. W końcu wypuścili mnie i mogłam wrócić do domu. Dostałam nowy kombinezon oraz broń. Poprzednie albo nie nadawały się już do użytku albo zaginęły w akcji. Zaraz po wejściu do mieszkania, pobiegłam pod prysznic, a potem przebrałam się w spodnie dresowe i luźną koszulkę, po czym zaległam na kanapie z kubełkiem lodów. Musiałam odpocząć od szpitala. Mimo, że nie było tam tak źle. Nie miałam koszmarów, nie lunatykowałam i nie chciałam rzucać się z okna. Zastanawiałam się, kiedy dostanę wezwanie i czy K będzie się zachowywał jak nadopiekuńczy kretyn. Pierwsza noc w domu przebiegła bez problemowo. Żadnych snów. Zadowolona jak nigdy, wybrałam się na zakupy, bo lodówka jak zwykle świeciła pustkami lub zepsutymi produktami. W drodze do domu napisałam do Toby zapraszając ją na kawę, ale odpisała mi dopiero, kiedy kończyłam robić spaghetti. Wybrali się z Diablo gdzieś na weekend. Nie miałam pojęcia gdzie to miejsce się znajduje, a nazwa też mi nic nie mówiła. Prawdopodobnie gdzieś poza Thanagarem. Ja prawie miałam swój wypad na weekend z K. Gdyby tylko udało nam się to kiedyś powtórzyć... Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk wiadomości. Wzięłam telefon do ręki i patrzyłam zdziwiona na ekran przez dłuższą chwilę. To była wiadomość od MAO o zbliżającej się imprezie. Przebrania obowiązkowe. Że co? Największą liczbę głosów zdobyła impreza w stylu Halloween. To było jakieś głosowanie? Czemu nic na ten temat nie wiem? Kto w ogóle głosował za przebraniami? Leżałam tyle dni w szpitalu, ktoś mi mógł powiedzieć. Nie wierzę, że bliźniacy nie wiedzieli. Może z góry założyli, że wiem? Westchnęłam. Będę musiała coś wymyślić. Po obiedzie wybrałam się na siłownię, bo tego brakowało mi najbardziej. Chyba trochę przegięłam jak na pierwszy raz po przerwie. Po powrocie do domu i prysznicu, dosłownie padłam na twarz. Dobrze, że zdążyłam chociaż dojść do łóżka.

Szłam dobrze mi znanymi, krętymi uliczkami. Byliśmy umówieni w naszej ulubionej kawiarni przy głównym placu. Niby moje urodziny, ale dzień jak każdy inny. Nigdy jakoś specjalnie nie świętowaliśmy urodzin, ale zawsze spędzaliśmy ten dzień razem w jakimś fajnym miejscu. Ale coś jednak wisiało w powietrzu. Coś było nie tak. Zawsze pełne życia uliczki, dzisiaj były zupełnie opustoszałe. Jakby wymarłe. Od samego rana miałam jakieś dziwne, złe przeczucie. Nie miałam pojęcia czego dotyczyło, ale czułam, że coś się dzisiaj stanie. Żołądek zaczął zaciskać mi się w supeł z niepokoju. Uspokój się, Tina. Może mają dzisiaj jakieś święto i wszyscy świętują w swoich domach. To jest jakieś wytłumaczenie, ale czułam, że oszukiwałam samą siebie. Niebo pokryły ciemne, złowrogo wyglądające chmury. No nie, jeszcze będzie padać? Po prostu zajebiście. Miałam jeszcze spory kawałek do przejścia, a nie wzięłam ze sobą parasola czy choćby kurtki. Nagle zobaczyłam na chodniku krwistoczerwoną plamę. Farba? Kawałek dalej zobaczyłam następną, a potem kolejną i kolejną. Układały się w krwawy ślad w kierunku, w którym zmierzałam. Próbowałam wmówić sobie, że to dzieciaki strzelały się kulkami z farbą i dlatego uliczka była pokryta czerwonymi plamami. Tylko dlaczego widziałam tylko jeden kolor? Moje serce przyspieszyło i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Im dalej szłam, tym plamy były większe i gęściej pokrywały podłoże. Byłam niemal pewna, że to krew. Każda komórka w moim ciele mówiła, że stało się coś złego. Szłam po krwawym szlaku, aż dotarłam do zmasakrowanego ciała. Stanęłam jak wryta. Nie, to nie prawda. To się nie dzieje naprawdę. Nie, nie, nie, nie. Tylko nie ty. Tylko nie ty... TATO!

Obudziłam się z wrzaskiem. Usiadłam na łóżku cała spocona i zapłakana. Nie mogłam powstrzymać łez. Serce krwawiło z bólu. Cała się trzęsłam. Panika przejmowała kontrolę nad moim ciałem. Sięgnęłam po telefon, ale z trudem mogłam utrzymać go w trzęsących się dłoniach. Jakimś cudem wybrałam numer brata, ale telefon wypadł mi z rąk na pościel. Z każdą chwilą było coraz gorzej. Wiedziałam, że jeśli nie odbierze teraz, to niedługo nie będę w stanie nic powiedzieć. Dlaczego? Bogowie, dlaczego przyśniło mi się akurat TO? Po tylu latach. Dlaczego teraz? Dlaczego ja?

- Tina, do cholery, wiesz która jest godzina? - usłyszałam głos brata dochodzący z urządzenia.

- Ry... - wykrztusiłam czując jak gardło zaciska mi się z rozpaczy. - W-wi... wi... widzia... łam... TO... - chciałam prosić, żeby przyleciał, ale z ust wydobył się dziwny dźwięk, jakby skrzek.

To koniec. Za późno. Moim ciałem wstrząsnął płacz niemal tak potężny jak dziesięć lat temu. Panika i rozpacz zajęły każdą komórkę w ciele bez wyjątku. Miałam wrażenie, że serce mi zaraz pęknie z bólu. Straciłam kontrolę. Nie panowałam nad ciałem ani myślami. Ciągle miałam przed oczami jego zmasakrowane ciało i mnóstwo krwi. Jedyne, o czym byłam w stanie myśleć, to jak bardzo boli i jak bardzo nie chcę tego czuć. Gdzieś tam zarejestrowałam Ryana wchodzącego do mojej sypialni, ale mój umysł nie chciał się na nim skupić. Czułam się tak jak wtedy. Ale tym razem nie ma mnie kto uratować. Oscar nie żyje. Nikt mnie z tego nie wyciągnie. Zanosiłam się płaczem do tego stopnia, że zaczęłam mieć problemy z oddychaniem. To na pewno mój koniec. Nagle poczułam jak oddech wraca do normy, serce nie bije już jak dzikie, gardło się rozluźnia, a płacz przechodzi w cicho płynące łzy. Ciało przestało się trząść i w głowie mi się przejaśniło. Zorientowałam się, że Ryan trzyma mnie w ramionach. Jedną ręką głaszcze mnie po włosach, a kciukiem drugiej rozmasowuje miejsce po zastrzyku na moim ramieniu. Przyleciał. I to przygotowany. Doskonale wiedział w jakim stanie będę. Po moich policzkach popłynęło jeszcze więcej łez. Może Oscara już nie ma, ale mam jeszcze brata.

- Już dobrze... już dobrze... - powtarzał jakby sam do siebie, ale głos mu się łamał.

Chciałam na niego spojrzeć, ale mi nie pozwolił. Wiedziałam dlaczego. Nie chciał, żebym widziała, że on też płacze. Objęłam go rękami tuląc się do niego jeszcze bardziej. Żadne z nas nie spodziewało się, że po dziesięciu latach tak zareagujemy. Oboje myśleliśmy, że mamy to już za sobą.

- Zostanę z tobą... - odezwał się po bardzo długiej chwili. - Spróbujemy zasnąć, dobrze?

Kiwnęłam głową i położyliśmy się. Dobrze, że był obok. Bałabym się być teraz sama. Prawdopodobnie i tak nie zasnę, ale przynajmniej spróbuję. Zamknęłam oczy starając się myśleć o czymś przyjemnym.

Szłam po krwawym szlaku, aż dotarłam do zmasakrowanego ciała. Stanęłam jak wryta. Nie, to nie prawda. To się nie dzieje naprawdę. Nie, nie, nie, nie. Tylko nie ty. Tylko nie ty...

- TATO!

- Uciekaj... Tinka... uciekaj... - usłyszałam jego słaby głos.

Bogowie, jeszcze żyje. Próbował podnieść się z ziemi, ale bezskutecznie.

- A więc to jest to twoje oczko w głowie. - zaśmiał się wychodząc zza rogu budynku kosmita z dwoma parami oczu, spiczastymi uszami i pryszczami na całym ciele.

W dłoni trzymał zakrwawiony nóż. Jego ubranie było przesiąknięte krwią. Szedł w moją stronę z uśmiechem, przeszywając mnie pełnym żądzy mordu spojrzeniem. A ja nie mogłam nawet odwrócić od niego wzroku. Moje ciało było jak sparaliżowane, a on był coraz bliżej. "Obudź się!" usłyszałam gdzieś w głowie. "Obudź się, Tina!". Kiedy kosmita rzucił się na mnie z nożem, wrzasnęłam zamykając oczy.

- Obudź się, do cholery!

Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą Ryana z paniką w oczach. Moje serce tłukło się w piersi. Zamrugałam kilka razy ciężko oddychając czując zbliżającą się panikę. Łzy płynęły mi po policzkach.

- Już dobrze, już dobrze. - powiedział brat przytulając mnie mocno. - Musisz się uspokoić. Nie mam drugiego zastrzyku, a nawet jakbym miał, to nie mógłbym ci go podać po tak krótkim czasie. Już dobrze, uspokój się. Wdech i wydech, wdech i wydech.

Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze z ust. Powtarzałam to tyle razy, aż w końcu serce zwolniło, a oddech wrócił do normy. Atak paniki zażegnany.

- Lepiej? - zapytał brat.

- Tak. Ale już nie zasnę. - odpowiedziałam wyplątując się z jego objęć.

Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Było jasno, więc słońce już wzeszło. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam na siebie w lustrze. Spuchnięte i zaczerwienione oczy, do tego blada jak prześcieradło. Mogę spokojnie straszyć na imprezie MAO nawet bez przebrania. Gdy wyszłam z łazienki, Ryan spacerował po salonie rozmawiając przez telefon. Weszłam do sypialni tylko po to, żeby się ubrać i szybko stamtąd wyszłam. Nie mogłam nawet spojrzeć na łóżko, bo zaraz przed oczami miałam TO. W kuchni zaparzyłam kawę i zaczęłam robić śniadanie. Jajecznica z bekonem to nic trudnego, ale oczywiście bekon przysmażyłam trochę za bardzo.

- Uwielbiam twoje spalone śniadania. - powiedział Ryan wchodząc do kuchni. - Ale muszę iść.

- Ale śmieszne. Poza tym spaliłam tylko troszeczkę. Ostatnio było dużo gorzej. Może jednak się skusisz? - odparłam siadając przy stole i zabierając się za swoją porcję.

- Tylko dlatego, że jestem głodny i czekam na ciuchy. - usiadł przy stole chętniej niż się spodziewałam i od razu sięgnął po kubek z kawą.

- Przywiozą ci ciuchy? - zapytałam i przewróciłam oczami.

- Nie wypada mi paradować w piżamie po mieście. Jestem królem, muszę się prezentować. - zjadł swoją porcję szybciej niż ja, więc chyba nie było takie złe. - I naucz się w końcu gotować, kobieto, bo nikt cię nie zechce.

- Mnie się kocha za charakter, a nie umiejętności kulinarne, braciszku.

- Charakter? Pokaż mi faceta, który z tobą wytrzyma. - parsknął. - Zastanawiałaś się dlaczego razem nie mieszkamy?

- Odezwał się pan potulny jak baranek. Jesteś taki sam jak ja. I nie zdziw się, bo znajdzie się taki.

- O, nie! Jesteś o wiele gorsza. Wystarczy, że twój optymizm mnie zadziwia.

- Słucham? - wstałam uderzając dłońmi o blat stołu.

- Chcesz się bić, siostrzyczko? - zapytał robiąc dokładnie to samo.

- Dawaj. Na gołe klaty!

- Na gołe klaty!

Mierzyliśmy się wzrokiem opierając się o stół przez chwilę, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.

- Jesteś nienormalna. - powiedział Ryan kręcąc głową.

- Ty również.

- Ale na serio muszę iść. - spoważniał w sekundę. - Poradzisz sobie?

- Nie jestem dzieckiem. Dam sobie radę.

Rozległo się pukanie do drzwi. Brat poszedł otworzyć, a ja zabrałam się za zmywanie. Wrócił po kilku minutach już przebrany.

- Będę pod telefonem cały czas. - przytulił mnie na pożegnanie. - Jakby coś się działo, to od razu dzwoń.

- Jasne.

Ryan wyszedł i zostałam sama. Robiłam wszystko, żeby tylko nie myśleć o tym, co się stało. Bałam się zasnąć, więc ratowałam się kawą. Pierwsza doba bez snu przebiegła lepiej niż myślałam. Niestety kawa szybko przestała wystarczać, więc dołożyłam energetyki. Początkowo byłam zadowolona z efektów. Jednak potem miałam mega zjazd i nie miałam już czym się uratować. Zasnęłam na kanapie w salonie.

- A więc to jest to twoje oczko w głowie. - zaśmiał się wychodząc zza rogu budynku kosmita z dwoma parami oczu, spiczastymi uszami i pryszczami na całym ciele.

W dłoni trzymał zakrwawiony nóż. Jego ubranie było przesiąknięte krwią. Szedł w moją stronę z uśmiechem, przeszywając mnie pełnym żądzy mordu spojrzeniem. A ja nie mogłam nawet odwrócić od niego wzroku. Moje ciało było jak sparaliżowane, a on był coraz bliżej. Nie mogłam się ruszyć, chociaż bardzo chciałam. Dzieliło nas już tylko kilka kroków. Nagle tata się na niego rzucił. Jakimś cudem podniósł się z ziemi.

- MAO jest w drodze, uciekaj, Tina! - rzucił do mnie plując krwią. - Uciekaj!

Kazał mi uciekać, a ja nie mogłam się ruszyć. Łzy cisnęły mi się do oczu, kiedy patrzyłam jak ledwo żywy stara się zatrzymać tego kosmitę. Szarpali się kilka minut, po czym napastnik złapał tatę za gardło i wbił mu nóż w serce.

- Zdychaj wreszcie, thanagariański śmieciu. - warknął puszczając go.

Ciało taty bezwładnie padło na ziemię. Serce waliło mi jak oszalałe, aż bolało. Puls szumiał mi w uszach. Zrobiło mi się słabo. Czułam jak nogi robią mi się jak z waty. Kosmita rzucił się na mnie, ale moje ciało zareagowało automatycznie. Lata treningów właśnie dawały o sobie znać. Zrobiłam unik praktycznie nieświadomie. Kilka wyuczonych ciosów i nóż był teraz w mojej dłoni. Nie potrafiłam się skupić na tym, co robię, ale moje ciało ruszało się samo. Zobaczyłam zaskoczenie na twarzy mordercy i zaatakowałam. Cięłam go kilkakrotnie w przypadkowe miejsca. Skoro piętnastolatka dawała sobie z nim radę, to czemu tata jest w takim stanie? Kosmita musi mieć towarzystwo.

- Pieprzona smarkula. - warknął odskakując ode mnie.

- Szefie! MAO się zbliża! - usłyszałam gdzieś z daleka.

Z ust kosmity posypała się wiązanka przekleństw. Doskoczyłam do niego robiąc zamach nożem. Odskoczył w ostatniej chwili. Na jego szyi pojawiła się krwista smuga. Cięłam za płytko.

- Kurwa! Spadamy stąd chłopaki! - wrzasnął i zaczął biec w kierunku swoich towarzyszy.

Gdy tylko zniknął mi z pola widzenia, nóż wypadł mi z dłoni. Upadłam na kolana przy tacie.

- Tato... - jęknęłam podnosząc go, żeby go przytulić. - Tato...

Jego ciemnobrązowe oczy, dokładnie takie same jak moje, były puste, martwe. Nie oddychał. Czułam jakbym to ja została dźgnięta w serce. Krwawiło z bólu.

- TATO! - wrzasnęłam z rozpaczy wybuchając płaczem.

Obudziłam się na podłodze. Musiałam spaść z kanapy i to mnie wybudziło. Tak jak poprzednim razem byłam cała mokra od potu i od łez. Serce waliło jak oszalałe, ale bolało też tak bardzo, aż zapierało dech. Jakby jeszcze za lekko mi się oddychało. Gardło ściskała rozpacz. Nie wiedziałam, gdzie zostawiłam telefon, a w tym stanie go nie znajdę. Muszę się sama uspokoić, a nie liczyć na brata. Muszę to zrobić zanim ogarnie mnie całkowita panika. Ostatnio pomogły głębokie wdechy i wydechy. Skupiłam na tej czynności maksymalną uwagę. Nie mam pojęcia ile to trwało, ale w końcu udało mi się. Czułam, że atak paniki mnie już nie dosięgnie. W gardle miałam gulę, ale lepsze to niż stan poprzedni. Wstałam na trzęsących się nogach i jakoś dotarłam do łazienki. Wzięłam lodowaty prysznic, żeby się dobudzić, bo przed oczami cały czas miałam zmasakrowane ciało taty. Dobudziłam się, ale za to było tak cholernie zimno, że nadal się trzęsłam. W ręczniku poszłam do sypialni, założyłam ciepłe dresy i wylądowałam na kanapie owinięta kocem z gorącą kokosową czekoladą. Włączyłam jakiś odmóżdżający program w telewizji. Skoro kawa i energetyki nie pomagają, muszę znaleźć coś innego. Coś co mi pomoże i nie będę mieć po tym zjazdów. Nie będę spać. Nie chcę tego widzieć już nigdy więcej. Nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz. Nie wytrzymam tego. Psychicznie i fizycznie. Jeśli tak dalej pójdzie, to zrobię sobie krzywdę, a może też i innym. Zacznę na nowo analizować wszystko i zacznę znowu obwiniać MAO. Długo nie mogłam im wybaczyć. Długo sądziłam, że gdyby przylecieli wcześniej, to by go uratowali. Długo zajęło mi zrozumienie, że dla niego nie było już ratunku. Pracował dla nich, dlatego ich zawiadomił. Zabierał mnie ze sobą na misje, chociaż nie wiem jakim cudem się na to zgodzili. Znali moje umiejętności i od samego początku mieli dla mnie posadę. Jak tylko dowiedzieli się, że rzuciłam szkołę, odezwali się do mnie. Jeśli zacznę ich znowu obwiniać, stracę wszystko. Poszperałam w internecie i znalazłam kilka osób twierdzących, że są w stanie mi pomóc za odpowiednią cenę. Jedna z nich wydawała mi się znajoma, ale nie miałam pojęcia skąd. Umówiliśmy się wieczorem. Dostałam zestaw trzech zastrzyków na początek za kolosalną cenę. Miałam nadzieję, że są tego warte. Jeden zastrzyk co dwanaście godzin domięśniowo lub dożylnie. Jak tylko wróciłam do domu, od razu wstrzyknęłam sobie zawartość pierwszego, bo czułam, że jeszcze chwila i padnę na twarz. Poczułam taki przypływ energii jak jeszcze nigdy. Żadna kawa i żaden energetyk nie dawały takiego efektu. Zobaczymy jak długo się taki stan utrzyma. Poszłam na siłownię, żeby sprawdzić działanie mojej nowej zdobyczy. Po dwóch godzinach wróciłam do domu. Wcale nie byłam zmęczona, a zafundowałam sobie niezły wycisk. Jednak musiałam dać mięśniom odpocząć. Po prysznicu zrobiłam sobie maraton filmowy. Dawno już nie zjadłam tyle popcornu. Po kilku godzinach gapienia się w ekran telewizora, nadal nie odczuwałam oznak zmęczenia, ale musiałam dać odpocząć z kolei moim oczom. Poleżałam chwilę na kanapie gapiąc się w sufit. Nudziło mi się niemiłosiernie. Jak narazie zastrzyk działał lepiej niż się spodziewałam, a skoro nie musiałam spać, miałam mnóstwo wolnego czasu. Zabrałam się za sprzątanie. Takie porządne. Włączyłam muzykę i wparowałam do łazienki z zestawem ścierek i płynów do czyszczenia. Kiedy łazienka lśniła od sufitu do podłogi, przyszła kolej na kuchnię. Opróżniłam wszystkie szafki, powycierałam każde naczynie, wszystko posegregowałam, poukładałam w zbiory, aż sama siebie zszokowałam. Nadal nie czułam zmęczenia, miałam zajęcie i nie nudziło mi się, więc byłam zadowolona. Po kuchni zabrałam się za salon, a potem za pokoje, z których nie korzystam. Nie miałam pomysłu jak je urządzić i wciąż czekają, aż przyjdzie na nie czas. Na koniec zostawiłam sobie sypialnię. Cała zawartość szafy wylądowała na podłodze. Połowa rzeczy poszła do prania, a druga połowa czekała na swoją kolej. Kiedyś prane były, może wcale nie tak dawno, ale stwierdziłam, że trzeba je odświeżyć. Wpadłam w taki szał sprzątania, że nawet przebrałam pościel bez żadnych nawracających wspomnień, które łóżko wywoływało do tej pory. Gdy skończyłam sypialnię, zaczęłam czyścić wszystkie okna. Zastanawiałam się, czy mnie czasem nie popierdoliło z tym sprzątaniem, bo to do mnie niepodobne. Ale skoro nadal nie chciało mi się spać, to musiałam się czymś zająć. W nagrodę za takie ładne sprzątanie, zasiadłam na kanapie z kubełkiem lodów kokosowych z kawałkami czekolady. Dobrze, że miałam w telefonie ustawione powiadomienie, bo prawie zapomniałam o kolejnym zastrzyku. Zaczęły mnie denerwować już te pierdoły w telewizji. Postanowiłam wybrać się na zakupy, bo dawno nie kupiłam sobie żadnego ciucha. Poleciałam na popularną asteroidę, która była jednym, wielkim centrum handlowym i można tam było dostać dosłownie wszystko. Rozpoczęło się moje zakupowe szaleństwo i wcale nie przeszkadzało mi, że jestem sama. Czasami przydałaby się rada Toby, bo nie mogłam się zdecydować, ale jakoś bardzo nad tym nie ubolewałam. W połowie zakupów zrobiłam sobie przerwę na obiad i deser. Takich pyszności nie jadłam chyba nigdy. Dostałam wiadomość od Toby, że wrócili już z Diablo i możemy się spotkać. Długo wpatrywałam się w ekran, po czym schowałam telefon nawet nie odpisując, bo na wystawie zobaczyłam coś, co koniecznie musiałam kupić. Wróciłam do domu obładowana torbami i pięcioma nie odebranymi połączeniami od brata. Rzuciłam torby na podłogę i zadzwoniłam do niego. Odebrał ześwirowany, że coś mi się stało. Pół godziny tłumaczyłam mu, że wszystko w porządku, że byłam tylko na zakupach. Wysłałam mu kilka zdjęć jako dowód i w końcu się uspokoił. Dobrze, że nie zapytał czy spałam. Rozpakowałam zakupy, poodcinałam metki i wrzuciłam wszystko do prania, bo nienawidzę tego zapachu "nowości". Po załączeniu pralki podeszłam do okna i patrząc na miasto zastanawiałam się nad jakimś zajęciem. Przypomniałam sobie, że Toby się do mnie odezwała, więc szybko sięgnęłam po telefon i napisałam jej, żeby wpadła. Pół godziny później siedziałyśmy już na kanapie z kawą. To znaczy Toby z kawą, a ja z gorącą czekoladą, bo przy tych zastrzykach kolejna dawka kofeiny chyba by mnie zabiła. Poza tym mam wstręt do kawy aktualnie. Słuchałam grzecznie jak wniebowzięta przyjaciółka opowiadała mi o cudownym weekendzie we dwoje. Nawet komentowałam zdjęcia, które mi pokazywała. Ale w środku zaczynało mnie to już drażnić. To jej perfekcyjne życie, to jaka jest szczęśliwa i jak o tym opowiada. Zżerała mnie zazdrość? Obawiam się, że nie. Życzyłam jej jak najlepiej z całego serca, ale z jakiegoś powodu mnie to irytowało. Chociaż nigdy wcześniej mi to nie przeszkadzało. Czyżby skutki uboczne zastrzyków? Zadzwonił mój telefon z powiadomieniem o kolejnej dawce. Sięgnęłam do półki pod ławą i chwyciłam strzykawkę jedną dłonią, podczas gdy drugą już odsłaniałam brzuch podnosząc koszulkę. Złapałam kawałek skóry robiąc fałdkę, zębami zdjęłam osłonkę ze strzykawki i wstrzyknęłam sobie jej zawartość.

- Co to jest, Tina? - zapytała zszokowana Toby. - Jesteś chora?

- Nowa wersja energetyku. Postanowiłam nie spać, żeby sprawdzić jak długo wytrzymam. Może nawet pobiję jakiś rekord. - odpowiedziałam rzucając pustą strzykawkę na ławę.

- Kłamiesz. Dlaczego nie chcesz spać? Co się stało? - lustrowała mnie wzrokiem myśląc, że cokolwiek zdziała.

- Bo śni mi się coś, czego nie chcę widzieć. Zwykłe koszmary.

- To nie są zwykłe koszmary. Śni ci się twój tata? - chociaż to było raczej stwierdzenie niż pytanie.

- Skąd... włazisz mi do głowy bez pozwolenia? - warknęłam. - Wiesz co to jest prywatność?

- Ile to już bierzesz? - szła w zaparte.

- A co cię to, kurwa, obchodzi?

- Robisz sobie krzywdę, Tina. Organizm potrzebuje snu. Nie możesz...

- A właśnie, że mogę! - przerwałam jej. - Nie wpierdalaj się do mojego życia, bo gówno wiesz.

- Zawsze miałaś cięty język, ale nie uważasz, że przesadzasz? Nigdy się tak do mnie nie odzywałaś.

- Może powinnam zacząć, skoro nie umiesz uszanować mojej woli.

- To te zastrzyki, prawda? Jesteś bardziej agresywna niż zwykle. Widzę, że wszystko cię irytuje. Myślisz, że nie zauważyłam? Gdy tylko tu weszłam, wiedziałam, że coś jest nie tak. Twoje mieszkanie nigdy tak nie wyglądało.

- Bo posprzątałam? Może nie jestem jakąś pedantką, ale bez przesady.

- Tina, dzieliłam z tobą pokój w internacie.

- Kurwa, to było prawie dziesięć lat temu. Odpierdol się, dobra?

- Skończ z tymi zastrzykami.

- Bo co?

- Bo na ciebie doniosę.

- Że co, kurwa, zrobisz? - zadrwiłam.

- Doniosę na ciebie do twojego brata. - mówiła śmiertelnie poważnie, widziałam to w jej oczach.

- Nie zrobisz tego.

- Przekonamy się? Jeśli będzie trzeba wyślę Diablo do pomocy.

- Naślesz na mnie jeszcze swojego męża?

- Oczywiście.

- Jestem księżniczką, nie sprzeciwi mi się.

- Szczerze w to wątpię. Jesteś TYLKO księżniczką, a twój brat królem. Myślisz, że wobec kogo jest lojalny?

Zacisnęłam szczękę, a dłonie w pięści. Miała pieprzoną rację. Jeśli Ryan wyda mu rozkaz, on go wykona. Bez mrugnięcia okiem.

- Ostrzegam cię, Tina. Skończ z tym, bo pożałujesz.

- Ostrzegasz mnie? Nie, Toby, to ja cię ostrzegam. Przestań wpierdalać się w nie w swoje sprawy, bo nie ręczę za siebie.

- Chcę ci tylko pomóc. Dlaczego nie potrafisz tego zrozumieć?

- Nie potrzebuję pomocy.

- Nie? Właśnie widzę. Nawet nie jesteś w stanie wyznać mi prawdziwego powodu twojego zachowania. Zasłaniasz się jakimiś bezsensownymi rekordami myśląc, że zamydlisz mi oczy. Nie znamy się od wczoraj, Tina.

Zacisnęłam dłonie w pięści jeszcze bardziej czując jak paznokcie wbijają mi się w wewnętrzną stronę dłoni. Wstałam i odeszłam kawałek. Jeszcze jej przywalę.

- Nie masz, kurwa, najmniejszego pojęcia przez co przeszłam, przez co przechodzę. Nie zrozumiesz tego!

- To mi pomóż zrozumieć! Chcę ci pomóc. - podniosła się z kanapy i stanęła naprzeciwko mnie, ale zachowując bezpieczną odległość.

- Nie, kurwa! I tak nie zrozumiesz! Perfekcyjna Toby ze swoim perfekcyjnym życiem, perfekcyjnym mężem, szczęśliwym dzieciństwem i obojgiem rodziców! Co ty, kurwa, możesz wiedzieć?! Nie przeszłaś nawet jednej dziesiątej tego, co ja! Więc powiedz mi jakim jebanym, kurwa, cudem mogłabyś zrozumieć jak to jest oglądać śmierć swojego ojca za każdym jebanym razem, gdy zamkniesz oczy?!

Wybuch złości sprawił, że w mojej głowie pojawiły się niechciane i spychane w najdalszy kąt umysłu wspomnienia. Łzy cisnęły mi się do oczu, serce waliło jak oszalałe i czułam jak rozpacz ściska mi gardło. Upadłam na kolana.

- O, boże, Tina... - jęknęła Toby zakrywając sobie usta dłonią.

Widziała to. Na bank siedziała w mojej głowie i widziała. Znowu, bez jebanego pozwolenia. To było dla mnie za dużo. Nie powinna była tego robić. Nie powinna była tego widzieć.

- Wypierdalaj. - wykrztusiłam próbując powstrzymać płacz.

- Tinka, ja... przepraszam... nie wiedziałam... - próbowała się tłumaczyć.

- Wypierdalaj! Nie chcę cię, kurwa, widzieć! - wrzasnęłam i rozpłakałam się jeszcze bardziej.

Toby wybiegła ze łzami w oczach zostawiając mnie samą z moim osobistym piekłem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Elorence 30.07.2018
    Bardzo emocjonalnie. Tina wybuchła. Masakra. W sensie, ona zawsze bywała bardzo bezpośrednia. Dla niej nie istniała cierpliwość i takie tam, ale ostatnimi czasy dość szybko wybuchała, a teraz już wiadomo dlaczego. Ciekawe co zrobi K., gdy się dowie. I ciekawe co zrobi, gdy się dowie o masażu, bo kurde tak czekałam, aż tam wparuje i zrobi rewolucje :D
    Ten sen Tiny... coś mi nie gra. Czekam na ciąg dalszy, może wtedy więcej się wyjaśni.
    Pozdrawiam cieplutko! :)))
  • Paradise 30.07.2018
    Dziękuję, że wpadłaś! :D No tak, Tina oazą spokoju to nigdy nie była. Elorence, tak z góry już zakładasz, że K się dowie o masażu? Ja chyba nie jestem przekonana :D Jeśli chodzi o sen Tiny, to mogłabyś rozwinąć tą myśl? Może ja coś źle napisałam?
    Również pozdrawiam cieplutko! :)
  • Ayano_Sora 30.07.2018
    Dowaliłaś. Było świetne. Mocne. Ale jazda. Podbijam, co wyżej zostało już napisane - emocjonalna bomba.
    Rozdział inny niż wszystkie, nie było K na rzecz F. Tina potrzebuje ewidentnie potrzebuje wsparcia, ale na każdą próbę pomocy wybucha. Jestem ciekawa, jak zareaguje na Josha, czy też każde mu wypierdalać, czy może jednak nie. Co do Toby.. niby cel uświeca środki, ale faktycznie, odnośnie włażenia do czyjejś głowy bez pozwolenia i oglądania niby nieumyślnie bardzo osobistych wizji... nie dziwię się, że Tina wybuchła AŻ TAK. Biedna.
    Chociaż tyle z przyjemności, że ją Logan porządnie w tym rozdziale wymasował, tyle ma bidulka od życia :C xd
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3
  • Paradise 30.07.2018
    Dowaliłam? To co powiecie przy następnym rozdziale? :O no nie mogą być wszystkie takie same :D dziękuje bardzo <3 postaram się szybko napisać :D
  • katharina182 06.08.2018
    Przeczytałam... w końcu.
    Bardzo Ci fajnie ten rozdział wyszedł. Znów zaciekawiłaś. Zobaczymy jak to pociągniesz dalej.
    Trochę mi K teraz brakowało ale nawet bez niego było super.
    5 oczywiście
  • Paradise 07.08.2018
    Dzięki, że znalazłaś czas i wpadłaś :D stwierdziłam, że poprzedni rozdział należał cały do K, to F też się coś należy :D
  • candy 21.08.2018
    - O, kurwa! Jak boli! - zdanie rozdziału xDD niby proste, ale strasznie mnie rozśmieszyło.

    Ogólnie to aż czasem cięzko mi czytać tyle wulgaryzmów ;-; sama często przesadzam, ale wściekłości Tiny nic nie pobije. Zaraz i przyjaciółkę straci, jak dalej taka będzie. Pisz kolejny rozdział! :D
  • Paradise 20.09.2018
    Fajnie, że rozśmieszyło :D no ogólnie to mi też, ale musiałam w tym wypadku ;(
  • Tanaris 19.09.2018
    Hej, jestem, chociaż odrobinę spóźniona. Nadrobiłam rozdział. Oby dziewczyny się pogodziły, szkoda by było, jakby ta przyjaźń w taki sposób miała się skończyć. Hah, tak samo czekałam na moment, w który K będzie musiał zmierzyć się z masażystą :p No ale cóż, może jeszcze kiedyś do "czegoś" dojdzie ;D
  • Paradise 20.09.2018
    Hej! Właśnie dzisiaj o Tobie myślałam, dawno Cię nie było :D dzięki, że wpadłaś :)
  • Tanaris 21.09.2018
    Paradise dawno to mało powiedziane :P Ale postaram się częściej tu bywać.
  • Paradise 23.09.2018
    Tanaris ja też za często tu nie bywam, ale biorę się za siebie i za nowszą, poprawioną wersje tego opowiadania :D
  • Tanaris 27.09.2018
    Paradise uu tak trzymaj!! ;D
  • Paradise 27.09.2018
    Tanaris, prolog już jest :D zapraszam :D
  • Tanaris 05.10.2018
    Paradise faktycznie, w takim razie zabieram się do czytania. :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania