Poprzednie częściTouchdown! – Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Touchdown! – Rozdział 5

(Cześć! Ponieważ co po niektórzy z moich czytelników prawdopodobnie tęsknili za "Touchdown'em", postanowiłem zaspokoić ich głód choć trochę i podzielić się nowym rozdziałem tego właśnie opowiadania. Miłej lektury :) )

 

Kilka dni po morderstwie…

 

Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak mało spałem. Zabójstwo matki Chase’a oraz świadomość, że to moja mama mogła paść ofiarą tego strzelca sprawiały, że nie byłem tym samym pewnym siebie, uśmiechniętym i aroganckim nastolatkiem co zawsze. Byłem przestraszony, trzęsłem się ze strachu i nawet najmniejszy hałas sprawiał, że panikowałem jak weteran wojenny z Zespołem Stresu Pourazowego. Moi starzy również byli postawieni w stan gotowości. Ojciec nocami czatował przy oknach ze swoim wiernym karabinem AR-15, a rozpaczająca na ten widok mama nie ułatwiała sprawy. Serio, trzeba znaleźć tego psychopatę…

Dzwoniący budzik oznajmił mi, że nastał ranek. Choć była sobota, musiałem wcześnie wstać ze względu na pogrzeb pani Holt. Wstałem bez zbędnych ceregieli i ziewając ubrałem się w wiszący na drzwiach szafy czarny garnitur. Przejrzałem się jeszcze w lustrze i cicho westchnąłem. Zastanawiałem się czy podjąłem słuszną decyzję nie mówiąc od razu o całej sprawie… Zszedłem na dół, gdzie czekali moi rodzice również ubrani na czarno.

— No, jesteś wreszcie… – powiedział ponuro ojciec. — Chodźmy, pogrzeb zaraz się zacznie.

Tak też zrobiliśmy. Tata zaprowadził nas do samochodu i razem pojechaliśmy w stronę kościoła. Przed jego gmachem już czekało kilka znajomych twarzy, w tym wszyscy moi znajomi z Jennifer na czele. Powoli weszliśmy do środka, żeby mieć już to wszystko za sobą. Pogrzeb był dokładnie tak smutny jak można było go sobie wyobrażać. Powiem szczerze, że kiedy pan Holt wygłaszał mowę pożegnalną, parę łez pojawiło się na mojej twarzy. Na szczęście Jennifer była przy mnie, żeby mnie uspokoić. Gdy ceremonia się skończyła, udałem się na zewnątrz i od razu podszedłem do mojej dziewczyny, która rozmawiała z resztą naszej paczki

— Dzięki, że byłaś przy mnie, skarbie… – powiedziałem ponuro i pocałowałem ją. Z reguły jej pocałunki rozgrzewały moje ciało, ale tym razem nie potrafiłem nic poczuć przez tragedię sprzed kilku dni. — Gdzie on jest? Trzyma się jakoś? – spytałem rozglądając się za kolegą.

— Chase? Tak, jest tutaj… wszedł do środka zobaczyć mamę po raz ostatni. Czy trzyma się? Ciężko powiedzieć. Dlatego musimy być przy nim. – odpowiedziała Jen. Miała rację. Nie mogliśmy zostawić Chase’a samego. Na boisku może i jest twardzielem, ale po czymś takim każdy by się załamał.

— O, właśnie wyszedł! – powiedział nagle Zane i wskazał na drzwi kościoła. Faktycznie. Holt wyszedł z nich powoli i ze spuszczoną głową. Już stąd było widać, że twarz miał zapłakaną i ledwie funkcjonował. Gdy do nas podszedł, mając gdzieś jak to wygląda przytuliłem go jakby był moim bratem, który właśnie wrócił z wojska.

— Oj, Holt… tak mi przykro, stary. Naprawdę… – szepnąłem do niego, gdy ten również mnie objął.

— Dzięki, stary… doceniam to. Nie, wróć… dziękuję wam wszystkim! – zwrócił się do reszty i otarł twarz z łez. — Nigdy bym się nie domyślił, że dojdzie do czegoś takiego… No kurwa, nigdy!

— Wiemy, amigo… – powiedział Ramon i położył mu swoją rękę na ramieniu. — Ale powiem Ci, że rozumiem Cię doskonale. Mój padre też zginął tragicznie… najważniejsze, żebyś był teraz silny dla reszty swojej familii. Twój ojciec na sto procent chciałaby tego… – dodał.

— Masz rację, Ramon… – odpowiedział mu Holt. — Muszę być silny dla starego. Ale wiem, że moja matka chciałaby jeszcze jednej rzeczy: zemsty na jebanym skurwielu, który to zrobił! I to właśnie zrobię! – warknął groźnie.

— Holt, stary, spokojnie! – próbował go uspokoić Kevin. — Masz w ogóle podejrzenie kto może być za to odpowiedzialny? Bo powiem ci szczerze, nie potrafię wskazać sprawcy wśród nikogo z Whitewall…

— A ten pedalski skejt, którego upokorzyliśmy podczas imprezy u Winningtona po zwycięstwie z Outlawsami? – zapytał nagle Chase. — Na pewno chciał się zemścić za to wszystko! Jak go dorwę, pożałuje, że jego stary nie używał prezerwatywy!

— Chyba masz rację, Holt! – poparł go Zane. — Zwłaszcza, że potem może zabić rodziców któregoś z nas, w tym moich! W końcu to ja przywaliłem mu kijem bejsbolowym w jaja! Musimy się do niego dobrać zanim będzie za późno!

— Jestem z wami, amigos! – wtrącił się Ramon. — Ten pendejo od początku mi się nie podobał!

— Ale ludzie, ludzie! Może sprawdzimy czy to na pewno on zanim zaczniemy cokolwiek robić? – spytałem. Nie powiem, byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Czytałem kiedyś taką książkę o gościu, na którym zrobili samosąd i później się okazało, że chłop był niewinny. Stąd moja niepewność. — Proponuję, żebyśmy na razie się nie wychylali, poszukali poszlak i na ich podstawie wydedukowali kto jest tym psycholem w aucie! – zaproponowałem. Chase jednak był zbyt przybity, żeby myśleć racjonalnie, bo tylko prychnął i wrócił do kościoła. Paru chłopaków i dziewczyn poszło za nim.

— Spokojnie, jak ochłonie, pogada z tobą o tym i przyzna ci rację… – powiedział mi Kevin, który jako jeden z nielicznych został z nami.

— Dokładnie! – przytaknął Ted. — A na razie chodźmy z powrotem, bo robi się trochę zimnawo…

 

Następnego dnia, szkoła Whitewall High…

Muszę przyznać, że szkoła nigdy wcześniej nie była taka cicha i depresyjna. Żadną tajemnicą nie był fakt, że tragiczna śmierć matki Chase’a wstrząsnęła nami wszystkimi, a jeszcze musieliśmy iść się uczyć w tej atmosferze no i trenować w przypadku nas, zawodników. Oby tylko trener Frank dał nam jakąś taryfę ulgową, chociaż widziałem go chodzącego po szkole dzisiaj i wyglądał tak jakby… w ogóle go to nie obchodziło. Owszem, powiedział Chase’owi jak bardzo jest mu przykro i złożył kondolencje jemu i reszcie rodziny, ale sprawiał wrażenie jakby się nie przejmował tym, że po Whitewall grasuje jakiś morderca. Dziwne. Wspomniałem o Holt’ie… gość trochę się uspokoił po tej tragedii, a przynajmniej na tyle, żeby nie zalewać się łzami i jakoś funkcjonować. Dziwi mnie, że tak krótko mu to zajęło, chociaż może ta Anna z Polski go pocieszała? Bez względu na to postanowiłem z resztą drużyny mieć go na oku i dawać do zrozumienia, że ma nasze wsparcie. W sumie martwi mnie tylko jego postawa wobec tego skejta. Mam tylko nadzieję, że nie planuje zastosować prawo „oko za oko” czy ten kodeks Hummer’a czy jak się zwał ten starożytny koleś, co nam baba od historii opowiadała.

Szedłem akurat z Chase’em korytarzem i próbowałem odciągnąć jego myśli od tego wszystkiego.

— Mówię ci, Parish, niech tylko dorwę tego fagasa… – mówił groźnie Holt.

— Chase, chłopie, wyluzuj… masz całkowitą rację, powinieneś mu wpierdolić! Ale za niedługo mamy trening i na nim powinieneś się skupić! Zwłaszcza, że nasz następny mecz jest przeciwko Lemon Hill Brawlers, a wiesz jak oni brutalnie grają… Musisz im pokazać, że to ty jesteś najtwardszym sukinsynem w Teksasie, nie oni! – próbowałem go zmotywować i jednocześnie pominąłem kwestię skejta, żeby nie antagonizować Chase’a.

— Wiem, wiem! – odpowiedział. — O te pizdeczki z Lemon Hill się nie martw, jak z nimi skończę, ich formacja ataku będzie grała drugim składem. Ale dzięki za przypomnienie mi o rzeczach ważnych.

— Swoją drogą, wydajesz się już chyba w lepszym nastroju… no niby trochę czasu minęło, ale… – zauważyłem. To była prawda, Chase może i wciąż był cieniem samego siebie, jeśli chodzi o nastrój, ale nie było to już takie widoczne jak przez te ostatnie kilka dni.

— To dlatego, że ta ruda Polka była przy mnie przez cały ten czas! Serio, od czasu tego… grilla czuję, że choć trochę się do niej zbliżyłem… – przyznał z uśmiechem.

— To zajebista wiadomość! – też się uśmiechnąłem. Cieszyło mnie to, że ta laska była przy nim. Może i była nieśmiała, ale musi mieć na niego dobry wpływ, skoro dzięki niej tak szybko wstał z kolan.

— A ty co myślisz, Parish? – spytał mnie nagle z niepokojącą powagą. — Co myślisz o tym całym gównie? Masz jakieś podejrzenia kto to mógł być?

Cholera, tego pytania się obawiałem. Z jednej strony chciałem mu powiedzieć, że próbuję do tego dojść na spokojnie i szukając śladów, ale z drugiej pewnie chciałby abym powiedział mu prawdę.

— No wiesz, na razie próbuję ustalić co to był za samochód. Przy odrobinie szczęścia to ktoś z miasta, więc znajdziemy go szybko, ale kto to był? No powiem Ci… – zawiesiłem się w odpowiedzi, nie mogąc znaleźć dobrych słów. Co tu robić? Ratunek jakby znikąd pojawił się przed nami…

— Holt! Parish! Tu jesteście! – powiedział z uśmiechem trener Frank. — Ruszać dupska do szatni! Trening odbędzie się trochę szybciej! Właśnie chodzę po szkole i szukam reszty chłopaków z drużyny, żeby im również oznajmić. Swoją drogą, jak znajdziecie w drodze kogoś, zabierzcie go ze sobą, dobra? – spytał.

— Jasne, trenerze, nie ma problemu! – odpowiedziałem zdziwiony takim stanem rzeczy, ale udałem się z Chase’em do szatni. Po drodze zgarnęliśmy Zane’a, który podrywał Rebeccę. W szatni już znajdowało się jakieś trzy czwarte składu, w tym Ted, Darius i Ramon. Po przywitaniu się wszyscy zaczęliśmy przebierać się w nasze stroje futbolowe. Powiem szczerze, że brakowało mi tego uczucia przez żałobę. Już nie mogę się doczekać, żeby wybiec na boisko i robić to, co umiem najlepiej, nawet jeśli to tylko zwykły trening! Po chwili do szatni wszedł trener Frank w towarzystwie Kevina. Zwróciłem uwagę, że Kev znowu nie był w najlepszym humorze, co sprawiło, że znów zacząłem się zastanawiać nad jego relacją z trenerem. O co może im chodzić? Pamiętam fragment ich rozmowy po zwycięstwie przeciwko Outlaws, ale niewiele wniosków mogę z niego wyciągnąć. Moje rozmyślania przerwał jednak trener, który zażądał ciszy podniesioną ręką. Ted od razu wyłączył piosenkę Number of the Beast od Iron Maiden, która grała w radiu znajdującym się w szatni.

— No dobra, panienki! – zaczął bojowo. — W tym tygodniu gramy przeciwko Lemon Hill Brawlers i jak zapewne pamiętamy z poprzedniego sezonu, nazwa ich drużyny doskonale pasuje do ich stylu gry. Są brutalni, bezwzględni i stosują brudne zagrywki, żeby osiągnąć swój cel. Dlatego na dzisiejszym treningu będziemy trenowali głównie wytrzymałość! Chcę, żebyście powalali się najmocniej jak umiecie. Na rozgrzewkę wykonamy ćwiczenie Bull In the Ring! Pamiętacie zasady? Zawodnicy ustawiają się w kole i po kolei atakują z pełną siłą zawodnika stojącego na środku koła!

— Trenerze, czy to ćwiczenie nie jest zakazane? – spytał Darius.

— W NFL tak, ale nie na poziomie licealnym! – odpowiedział trener. — Poza tym, nikt nie musi wiedzieć, prawda? – spytał i parsknął śmiechem. My razem z nim. — OK, panienki, wszystko jasne? To ruszamy tyłki na boisko! – wskazał palcem na wyjście z szatni, a my w biegu udaliśmy się na boisko.

Trening zaczęliśmy właśnie od tego brutalnego ćwiczenia. Bykiem na środku koła był oczywiście Holt, a cała reszta miała na niego nacierać z pełnym kontaktem. Jaki był efekt? Dokładnie taki jak myślicie: Jeden po drugim byliśmy powalani na ziemię i odzierani z męskiej godności przez Holta. Kładł jednego po drugim. Najgorzej mieli skrzydłowi i biegacze, bo byli najlżejsi i ich bolało najbardziej. No, może nie licząc Ramona, który jednak też całował trawę po starciu z naszym czołowym obrońcą. O sobie nawet nie wspomnę. Wylądowałem z takim impetem, że miałem trawę między zębami. Tylko Ted stanowił wyzwanie i wytrzymał najdłużej, ale ostatecznie on również padł pod naporem Holta. Wiecie, jak o tym myślę to w sumie dobrze, że trener Frank dał takie ćwiczenie. Chase z wielką chęcią wyładuje swoje negatywne emocje związane ze śmiercią matki. Chociaż pewnie i tak ma ochotę zemścić się na jej domniemanym zabójcy. A co, jeśli on ma rację? W końcu ćwok miał motyw, nie znosi nas… Może to ja przesadzam, kiedy rozwiązanie problemu mam pod nosem? Nie wiem, ale jeśli się okaże, że to on, przegnamy skurwiela z Whitewall! Ale nie było czasu na takie przemyślenia. Teraz nadszedł w końcu czas na mecz treningowy pomiędzy atakiem a obroną. Zacząłem niewinnie, bo od kilku krótkich do Ramona i Kevina. Obrona szybko ich zatrzymała, ale po dwóch takich podaniach zazwyczaj zdobywaliśmy dziesięć jardów. Oczywiście zastosowaliśmy się do polecenia trenera Franka i graliśmy ostro. Chase był najtwardszy. Kiedy przekazałem Dariusowi piłkę, żeby z nią pobiegł, Holt omal go nie zabił na czterdziestym piątym jardzie naszej połowy boiska. Wykonał jednak zwrot na lewo i uniknął pogrążenia się w świecie bólu. Wiedzieliśmy jednak, że taka gra jest konieczna, jeśli mamy pokonać Brawlersów. . Dopiero Zane zdołał zatrzymać go na trzydziestym jardzie ich połowy. W końcu postanowiłem przerzucić się na długie podania. Zebrałem atak do ustawienia się w kółko.

— No dobra, panowie… Zmęczyliśmy ich trochę tymi krótkimi podaniami, pora sprawdzić jak sobie poradzą z długimi. Na początek wykonamy taktykę Oakland 53! Oakland 53! Gotowi? BREAK! – skończyłem ustalenia i ustawiłem się razem z formacją moją i obrony na linii wznowienia gry. Daję odpowiedni sygnał i zaczyna się akcja! Ted i reszta liniowych próbuje powstrzymać obronę, gdy nagle… zobaczyłem biegnącego prosto na mnie Chase’a! Jakby tego było mało, moi skrzydłowi byli idealnie kryci! Nie mogłem zaryzykować przechwyconej piłki. Już miałem odrzucić piłkę w trybuny, żeby mnie nie powalił, gdy nagle przypomniałem sobie słowa starego:

 

„Musisz przestać wpadać w panikę, kiedy obrońca na Ciebie biegnie! Jeśli widzisz, że linia ofensywna dała dupy z blokowaniem, nie bój się uciekać albo spróbować samemu zdobyć jardy biegiem.”

 

Tak też zrobiłem. Wykonałem obrót i rzuciłem się do sprintu w stronę pola punktowego. Można powiedzieć, że w ostatniej chwili, ponieważ Chase już się na mnie rzucał. Na szczęście nie zdołał mnie sięgnąć. Szybko minąłem linię obrony i resztę linebackerów i ruszyłem w stronę pola punktowego. Było tak blisko, a jednocześnie tak daleko… tylko trzydzieści jardów… i wtedy zauważyłem Zane’a biegnącego prosto na mnie. Nie… nie dam mu się powalić. Szykuj się, Zane, zaraz Twój bogaty tyłek będzie całował murawę! Zderzyliśmy się niczym dwa tiry idące na czołówkę… tylko, że Winnington poleciał do tyłu jakby przywalił mu ten ruski bokser z czwartej części Rocky’ego. Ja tylko się uśmiechnąłem i wbiegłem na pole punktowe. Dopiero teraz zauważyłem że Jen i pozostałe cheerleaderki mają swój trening podczas naszego i przyglądają się nam bardzo uważnie. Sądząc po ich minach, chyba zyskałem fanki! Trener Frank również był zadowolony

— Rewelacja, Parish! Po prostu fantastycznie! Gdy tak biegłeś, przez chwilę widziałem twojego staruszka! – krzyczał do mnie stojąc na linii bocznej. Nie powiem, miło mi się zrobiło, ale to spojrzenie podziwu Jennifer sprawiło, że poczułem największą dumę. Prawdę mówiąc, to na jej opinii zależy mi najbardziej. Pewnie koleżanki zzieleniały z zazdrości. Wróciliśmy właśnie na dwudziesty jard połowy boiska należącej do ataku, gdy nagle Chase zauważył coś, co go zaniepokoiło.

— Patrzcie… po drugiej stronie od trenera stoi ten pedalski skejt ze swoją dziunią… – szepnął do nas i wskazał głową na tego chudego mięczaka z krótkimi czarnymi włosami i bladą skórą. Rozmawiał z jakąś równie chudą laską, która przypominała wyglądem Emo. A ja jak każdy zdrowy na umyśle człowiek nie znosiłem tych wiecznych depresantów. — Dalej, Parish, rzucaj piłkę, żebym mógł do nich podejść i zrobić z nimi porządek…

I wtedy właśnie odezwał się wredny głosik wewnątrz mnie…

— Czekaj, Chase, mam lepszy pomysł… rzucę piłkę w jego stronę, że niby do Ramona i razem z nim wpadniecie na niego! Co Ty na to? – spytałem z uśmiechem.

Jego cichy śmiech był wystarczająco zrozumiałą odpowiedzią. Szybko ustawiliśmy się na boisku cicho chichocząc i po danym sygnale Ramon rozpoczął bieg w stronę skejta, a Chase za nim, udając, że go kryje. Ja rzuciłem piłkę w stronę Bautisty. Ten złapał ją, będąc przy tym ćwoku, gdy nagle Chase go staranował i oboje wpadli na tą chudzinę. Wszyscy pękaliśmy i tarzaliśmy się po murawie ze śmiechu.

— Sorki, frajerze! Nie zauważyłem cię! – powiedział Ramon podnosząc się z niego. — Przynajmniej teraz wiesz jak brutalny jest ten sport dla mężczyzn z wielkimi cojones! – dodał.

— Jakie oryginalne… znęcać się nad słabszym… tylko to potraficie, tępaki?! – warknął do nas, po czym Chase złapał go za szmaty i coś do niego szepnął. Mogę się tylko domyślać co…

— Słuchaj, skurwielu… wiem, że to ty zabiłeś moją matkę… lepiej śpij z otwartymi oczami, bo to twój koniec z tym mieście. – zapewne zagroził, po czym wrócił do nas. Ramon jeszcze spojrzał na jego dziewczynę i… klepnął ją w tyłek ze śmiechem. Ona tylko stała zszokowana i prawdopodobnie próbowała ogarnąć co się właśnie stało. W końcu Chase i Ramon wrócili do formacji i wznowiliśmy grę. Skejt nie był zadowolony. Wstał i zwrócił się w naszą stronę.

— Gnoje!!! Myślicie, że jesteście nietykalni?! Jeszcze pożałujecie! – wołał do nas i odszedł ze swoją bladą laleczką, ale mieliśmy go gdzieś. Mamy trening do dokończenia!

Reszta praktyki upłynęła nam bardzo dobrze. Nawet ja miałem za sobą kilka świetnych podań i uniknąłem rzucania piłką do obrony. Wszyscy w dobrych humorach udaliśmy się najpierw pod prysznic, potem do szatni. Dobrze, że dzień na dziś był już skończony. Teraz mogłem sobie spokojnie wrócić z chłopakami i Jennifer i spędzić na luzie resztę dnia! Właśnie zbieraliśmy się wszyscy przed szkołą, gdy nagle Kev minął nas i szedł do swojego auta.

— Hej, Taylor! – zawołałem go. — Nie jedziesz z nami? – spytałem.

— Sorry, Paul, spieszę się do domu! Do jutra! – pożegnał się niepewnym głosem i wszedł do swojego czarnego Forda Mustanga rocznik 1968. Piękna maszyna. Ale kiedy go odpalił i odjechał, przy czym usłyszałem charakterystyczny odgłos silnika… zbladłem jak ściana i upadłem na ziemię.

— Nie… tylko nie to… Zaakceptowałbym wszystko, ale nie to… – powiedziałem przerażony do granic możliwości.

— Paul, skarbie! – podbiegła do mnie Jennifer i pomogła wstać. — Co się stało? Dlaczego się trzęsiesz?! – pytała zmartwiona. Ja spojrzałem na nią i wydusiłem z siebie te straszne słowa, w które sam nie mogłem… nie, nie chciałem wierzyć!

— Jennifer… ten silnik… nie mam wątpliwości. Ten samochód, z którego otworzono ogień do matki Chase’a… to był Mustang Kevina…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • slawko00 03.05.2020
    Masz 5. Nie jestem fanem takich klimatów, ale to opowiadanie bardzo mi się spodobało. Błędów nie widzę. Tak na marginesie ta seria przypomina mi trochę serial River Dale, którego miałem okazję trzy po trzy zobaczyć przez moją koleżankę. W wielu aspektach przebijasz go trochę. Np. jest ciekawszy wątek zabójstwa. I takie pytanie jeszcze co oznacza ,,pendejo"?
    Pozdrawiam
  • TheRebelliousOne 03.05.2020
    Dziękuję za odwiedziny i miły komentarz! Powiedzieć mi, że przebijam serialu TAKIEGO KALIBRU jak River Dale... to jeden z największych komplementów, jaki mogłem dostać... :) Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało, mimo że amerykańskie miasteczka, gdzie futbol to religia nie są Twoimi klimatami. Mimo wszystko, zachęcam do przeczytania reszty :) A "pendejo" to po hiszpańsku "dupek".

    Pozdrawiam :)
  • slawko00 03.05.2020
    TheRebelliousOne wow nie znam hiszpańskiego niestety :D jedyny zwrot jaki znam w tym języku to seniorita haha, jakby to było jakieś angielskie określenie lub niemieckie to prędzej bym się kapnął :D będę zaglądał do Ciebie raz na jakiś czas, ale na pewno będę. Dodałem Ciebie do obserwowanych. Przy okazji zapraszam Ciebie do mnie. W końcu z Diabłami poszedłem po rozum do głowy. Przebudowuje fabułę w nich. Fajnie by było też jakbyś stworzył serię osadzoną w latach 50. Wiesz strach przed nuklearnym holocaustem, rock'n'roll, Elvis, typowe amerykańskie bary, moda tamtych lat, szafy grające.
  • TheRebelliousOne 03.05.2020
    No ja znam trochę, dzięki siostrze przyjaciela, która studiuje filologię hiszpańską :D Dzięki, miło mi, że Cię zainteresowałem. To dziwne... czytałem trochę Twojej twórczości i mógłbym przysiąc, że ja Ciebie też dodałem do obserwowanych! No nic, już to naprawiłem :P Seria w latach 50-tych, powiadasz? Hmm, pomyślę nad tym, ale na razie chcę się skupić na obecnych projektach :D Dzięki za pomysł, though!
  • slawko00 03.05.2020
    TheRebelliousOne Jak coś to jeszcze Ci jakiś podrzucę :P Pozdrawiam
  • DEMONul1234 04.05.2020
    Dobre opowiadanie, choć zauważam parę drobnych błędów:
    1. Piszesz niepotrzebnie zwroty typu "Cię" z dużych liter. Piszemy tak z dużej litery głównie w listach.
    2. "Amigos", tu wydaje mi się, że rzeczownik powinien być z małej litery.
    No to dobra, 5
  • TheRebelliousOne 04.05.2020
    Kurde, próbuję się oduczyć, ale jednak czasem piszę z przyzwyczajenia... a zwrot zaraz też poprawię, dzięki, że wychwyciłeś takie błędy ;)

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Pontàrú 07.05.2020
    "Moje rozmyślania przerwał jednak trener, który zażądał ciszy podniesioną ręką" Trochę mi to nie brzmi. Może "który podniósł rękę tym samym zwracając naszą uwagę. Grupa ucichła a dawny footballista rozpoczął swoją przemowę".

    Niezły obrót spraw na koniec. Zazdroszczę tym ludziom z Twojej pracy tego, że mają wolny czas XD. Czy oni nic nie robią po szkole? Żarty na bok. Odnoszę wrażenie, że lepiej idą ci odcinki jeżeli zrobisz sobie od któregoś z opowiadań przerwę. Ostatnio pisałem, że w "On, ona i motocykl" odcinek był dobrze napisany a to też było wrzucone po sporej przerwie z tego co pamiętam. Tu jest podobnie. Albo Twoje umiejętności pisania bardzo się poprawiły, albo takie przerwy po prostu ci służą. Za ten odcinek piąteczka
  • TheRebelliousOne 07.05.2020
    Tak, tylko że w "Tylko on, ona i motocykl" zauważyłaś też słusznie, że trochę wymęczyłem zakończenie i miałaś rację... Chyba będę musiał pisać trochę krótsze, ale bardziej treściwe odcinki tego opowiadania. Nawet nie wiesz jak miło mi się zrobiło, gdy przeczytałem Twój komentarz. Cieszę się, że tak myślisz o moich umiejętnościach. No i chyba faktycznie będę sobie robił czasem takie przerwy. Oczywiście nie za często, bo zapomnicie o mnie! XD Dziękuję za miły komentarz i sprawiedliwe ocenienie.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Pontàrú 07.05.2020
    TheRebelliousOne
    Tylko uważaj, żeby przy krótszych odcinkach nie wrócić do "sprintowania" w tekstach. Krótszy jak najbardziej może być ale nie kosztem przyspieszenia akcji. Owszem, dynamizm jest potrzebny ale nie próbuj bić tutaj rekordów maratonu ;)
  • TheRebelliousOne 07.05.2020
    Pontàrú
    Nie no, pewnie! Takiego czegoś na pewno nie będzie ;) Żadnych przyspieszeń ani innych sprintów! :D
  • sisi55 22.05.2020
    Obstawiam, że trener potajemnie gwałci kevina i dlatego jest nie w humorze.
    Po tym rozdziale totalnie znienawidziłem całą tę grupkę głównych bohaterów. Skojarzyło mi się to strasznie z ,,Patointeligencją" Maty. Myślą, że wszystko mogą bo są bogaci i znani. W ogóle to co im zrobił ten emo koleś? Pamiętam, że coś o nim było w poprzednich rozdziałach.
    Dobre zakończenie, aż chcę się czytać dalej.
  • TheRebelliousOne 22.05.2020
    Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba :) Mam chwilowy romans z brakiem weny, ale postaram się wrzucić kolejny rozdział ASAP.
    Haha, czyli w pewnym sensie osiągnąłem swój cel. Wiem, mówiłem, że postaram się przedstawić szkolnych sportowców w nieco jaśniejszym świetle niż twórcy "13 powodów", ale gdybym nie zawarł takiego znęcania się nad innymi, co jest u nich tradycją, opowiadanie nie byłoby wiarygodne moim zdaniem. Może nie użyłbym słowa "bogaci". Bogaty w tej grupce jest tylko Zane, reszta to raczej klasa średnia, która cieszy się popularnością w szkole i tyle ;) Po drugie, "koleś" nie jest emo tylko skejtem. Na emo przynajmniej wygląda jego dziewczyna. Co im zrobili? No cóż, jak powiedziałem wcześniej, szkolni sportowcy nie byliby sobą jakby się nad kimś nie poznęcali + według nich to właśnie ten chłopaczek jest głównym podejrzanym za wydarzenia na imprezie po zwycięstwie z drużyną Outlaws.

    Dzięki za miły komentarz i że wciąż czytasz moje opowiadanie! Pozdrawiam ciepło :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania