Poprzednie częściTowarzysz
Pokaż listęUkryj listę

Towarzysz (2) - Trochę o przeszłości

Mój tata był ciężko chory. Miał nowotwór płuc z przerzutami. Bardzo długo o niczym nie wiedziałam, nie byłam w najmniejszym stopniu świadoma powagi sytuacji. Pamiętam jedynie, że często nie było go w domu, ale mama nie chcąc wyjaśnić mi jaki jest tego powód, za każdym razem zmyślała nową historyjkę. Czasami zastanawiam się, jakim cudem jeden człowiek jest w stanie zmyślić tak wiele. Jakby zebrać wszystkie te kłamstwa w całość, wyszłaby z tego gruba, o ile nie "otyła" książka.

 

Wiem, że wszystkie te rzeczy mówiła dla mojego dobra, ale pomimo tego często mam jej to za złe. Czy to sprawiedliwe, że ona wiedziała o wszystkim, mogła wykorzystać najlepiej jak potrafiła każdą chwilę, którą było jej jeszcze dane z nim spędzić, a ja żyłam jak gdyby nigdy nic, błędnie przekonana o tym, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? Myślę, że to było trudne, dla nich obojga. Decyzja o tym, czy powiedzieć jedynej córce, będącej jeszcze małym szkrabem, o ciężkiej chorobie ojca, zdecydowanie musi być trudna. Ale cóż... Nie czas mi teraz nad tym rozważać.

 

Pytając, dlaczego tata tak często leży w łóżku, otrzymywałam odpowiedź, że to przez osłabienie organizmu. Po jakimś czasie mama zaczęła mówić mi, że ojciec tak po prostu ma, aż w końcu... Nie mówiła już nic. Pierwszy raz wzięła mnie do szpitala.

 

Był to dla mnie ogromny szok. Nie trudno było zauważyć, że wyglądał strasznie - mój najukochańszy ojciec leżący niemal przykuty kroplówkami do szpitalnego łóżka. Moje pierwsze słowa skierowane do mamy brzmiały: "Dlaczego go tutaj wywieźli? Głodzą go? Mamusiu, zabierzmy tatę z powrotem do domu". To, co wtedy usłyszałam przerosło najgorsze scenariusze, które same, nie wiedzieć czemu układały się w mojej małej główce. Pierwsza odpowiedź nie będąca kłamstwem... Była to chyba największa trauma mojego życia. Te słowa zostaną ze mną do końca. Wciąż zdarza mi się je słyszeć, choć nikt nie wypowiada ich na głos.

 

- Karolinko... - mama powiedziała cicho, łkając. - Twój tatuś... On... Jemu nie zostało dużo czasu...

 

Nieudolnie próbując zatamować spływające po policzkach łzy, podniosła mnie i posadziła obok ojca, na wąskim i twardym szpitalnym łóżku.

 

Doskonale pamiętam chwilę, gdy obudził się i otworzył oczy. Mam nadzieję, że ten moment za zawsze pozostanie tak wyraźny i dokładny w mojej pamięci. Choć wyglądał bardzo mizernie, gdy tylko ujrzał moją twarz, rozchmurzył się. Do jego oczu znów zawitały iskierki, które niegdyś znajdowały się weń o wiele częściej. Był szczęśliwy. Pomimo nieubłaganie zbliżającej się śmierci, emanował radością. Chcę na zawsze pamiętać go właśnie w ten sposób - uśmiechniętego, z moją twarzą odbitą w źrenicach błyszczących oczu, choć czasami wydaje się to takie trudne, a nawet niemożliwe.

 

Kiedy byłam już niemal przekonana, że wszystko jest pod kontrolą, a moje dziecięce serce wypełniła obłudna nadzieja, że wszystko będzie dobrze, tata spoważniał. Chciał mi coś powiedzieć. Uchylił spierzchnięte usta, po czym zawahał się przez chwilę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania