Poprzednie częściTRON 1

TRON 4

IV

 

Unosiłam się rytmicznie w górę i w dół. Dookoła mnie panowała ciemność. Albo tylko przed moimi oczami. Sama nie wiedziałam już co się dzieję. Straciłam pojęcie własnego bytu i czasu.

Czułam jedynie, że nie jestem sama. I, że nie jestem w niebezpieczeństwie. Nie czułam obecności demona, a wręcz przeciwnie. Ludzką aurę i to bardzo potężną. Chciałam spojrzeć na jej właściciela, jednak otwarcie oczu okazało się czynnością wykraczającą daleko poza granicę mojej siły.

Wbrew sobie zasnęłam znowu.

Obudziłam się. Leżałam na twardej pryczy w pomieszczeniu oświetlonym jedynie przez starą, ledwo co tlącą się lampę naftową. Jej płomień dawał mglisty poblask. Zresztą jak wszystko tutaj.

Zerwałam...a  raczej spróbowałam się zerwać do pozycji siedzącej, jednak ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Trucizna zdążyła wyryć już swe piętno.

Zaraz, zaraz... Demon, trucizna... To wszystko zdawało się zdarzyć tak dawno... a przecież nie mogło minąć zbyt wiele czasu. Dlaczego żyłam? Gdzie ja byłam?

Kto... kto uratował moją duszę? Bo ciało od jakiegoś czasu leżało już zapewne przypięte do milionów respiratorów, a banda debili próbowała przywrócić moje zatrzymane funkcję życiowe. Straciłam połączenie. teraz, by znaleźć drogę powrotną będę musiała się nieźle naprodukować.O ile nie spiszą mnie wcześniej na straty.  Rozejrzałam się po pomieszczeniu, zastanawiając się kto mnie tu przyciągnął. Kto nie zdołał wrócić, a przetrwał.

- Miałaś sporo szczęścia, skubaniutka.- rozległ się męski głos, a do pomieszczenia wkroczyła dusza zadziwiająco podobna do mojej. Jadeitowe oczy jarzyły się tym samym blaskiem, co moje, a on sam otoczony był przez zielono-fioletową powłokę. Taką jak moja.- Gdybym nie był w pobliżu, to jeszcze chwila a rozdarło, by cię od środka. Siuateteo zatruwa czymś w rodzaju ziemskiej kurary. Cieszysz się, że cie uratowałem, co? Wreszcie czuję się jak bohater.

Że co proszę?

- I teraz będę musiała tu z tobą siedzieć do końca świata?

Wzruszył ramionami.

- To i tak już niewiele- uśmiechnął się.- Zależy czy cię odłączą. Na mnie niestety nie poczekali... Sama wiesz, że w ich oczach jesteśmy tylko pionkami.- mówiąc to usiadł na starym, hebanowym krześle, które niemal załamało się pod jego ciężarem. Był silny.-Jak Cię zwą?

- Ty pierwszy.

Uniósł kącik ust, patrząc na mnie przenikliwymi, bystrymi oczyma.

- Stalker.

Stalker? To był Stakler? Nieraz słyszałam o nim opowieści. Stalker podobno zginął. Bardzo dawno temu w walce z samym Lucyferem. Krążyły legendy, że ten pożarł jego ducha zabierając go na wieki do piekła, jako swego służalca.

- Stalker nie żyję.

Rozłożył ręce.

- Jak widzisz miewam się całkiem nieźle. Myślisz, że byle Lucek pozbawi mnie życia?- roześmiał się.- Dobre sobie. No, ale vice versa. Imię.

Przypatrywałam mu się spod przymrużonych powiek.

- Mulan.

- O proszę. Ty też tu jesteś gwiazdą. Wiesz ilu Ciemnych chciałoby Cię dopaść?

- Wiem. I co z tego?

Znów się roześmiał.

- Charakterek też masz niezły.

Powstrzymałam się, żeby również się nie roześmiać. Pierwszy raz mnie ktoś rozbawił. Albo prawie mnie rozbawił.

- Długo już tu jesteś?- zapytałam.

- Ziemskich lat około dwudziestu. No, ale trzymam się godnie. Nadal ze mnie dobry materiał.

Parsknęłam.

- Nie uważasz, że masz zbyt wysokie mniemanie o sobie? 

- Gdybyś to Ty była na moim miejscu i spędziła samotnie dwadzieścia lat, też znalazłabyś sposób na podnoszenie się na duchu.

Uśmiechnęłam się. Pierwszy raz odkąd wyszłam z łona matki się uśmiechnęłam. Szczerze. A Stalker osłupiał. Wlepił we mnie wzrok, jakbym byłą stworem z innej planety. Uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy. Zakłopotałam się. To też było dziwne uczucie.

- Coś się stało?- zapytałam przyglądając mu się uważnie.

- Nie... nie... To.... Coś mi się po prostu wydawało.

Nie pytałam co. I tak, by mi nie powiedział. Nie wiadomo skąd, ale wiedziałam, że nie należał do osób które dzieliły się swoim wnętrzem z pierwszą, lepszą napotkaną osobą.

- Kiedy wyzdrowieje?- zmieniłam temat.

Udał zamyślonego.

- Za chwilę. Trucizna już z ciebie uszła, dałem ci odtrutkę. Jedyne co pozostało to, aż rana na Twojej duszy się zasklepi. To ona sprawia Ci ten ból.

- Czyli kiedy? Uwierz mi, że leżenie bezczynnie nie sprawia mi żadnej przyjemności.

Tym razem to on się roześmiał. Nie wiedząc czemu bardzo spodobał mi się jego uśmiech. Nie dałam jednak tego po sobie poznać.

- Za trzy...dwa...jeden...- wyliczył na palcach i jak na hejnał poczułam jak ból zaczyna ze mnie uchodzić. Tak jakby go nigdy nie było.

- A nie mówiłem?- klasnął w dłonie.- W ogóle wiesz jak wrócić? Wiesz ile masz czasu?

Z trudem uniosłam się na łokciach, przeciągając obolałe plecy. Zignorowałam jego pytania. Na chwilę obecną interesowało mnie coś innego.

- Jak udało Ci się przeżyć starcie z Lucyferem? Nikt nie z nim przecież szans.

- No i właśnie dlatego, ledwo co uszedłem z życiem.- odchrząknął.- W sumie to życiem- nieżyciem. W końcu na ziemi nie ma już naczynia, do którego mógłbym wrócić.

- Jak to wyglądało? Jak on wygląda?

- Paskudnie...- ej to było moje słowo.- Poważnie jest paskudny. Dobrowolnie nie dotknąłbym go nawet kijem, choćby mi oferowali za to wszystkie bogactwa tamtego świata.

- Bogactwa tamtego świata są jego kreacją, więc wyszedłbyś na tym jak Zabłocki na mydle.

- No, ale do rzeczy- splótł dłonie niczym jakiś myśliciel. Konfucjusz się znalazł.- Profesorki z reguły negują wszelkie anomalie występujące w tym świecie. Twierdzą, że są przejściowe. Wiesz, to tak jak z dziurą ozonową. Raz jest mniejsza raz większa. Ale to nie zmienia faktu, że cały czas jest. To tak jak i tutaj. Choć odczyty na ich ziemskich ekranikach wskazują, że anomalii nie ma, ona tak naprawdę rośnie w siłę. Pod ziemią. jak stalaktyty. Tam ich pomiar nie sięga. To tak z ich próbami dotarcia do jądra ziemi. Niby coś tam wiedzą, ale tak naprawdę gówno widzieli.

- Do czego zmierzasz?

- Lucek gotuję się na wojnę. Zbiera armię. On jest cwany. Dziwne jakby nie był, on tu w końcu rządzi. To jest jego świat. Myślisz, że da się zdemaskować jakimś starowinkom w okularach? Robi to tak, żeby nie wiedzieli. Przecież, wie, że odkryliśmy przejście do tego świata. Każą się wam zajmować jakimiś pośrednimi demonami, które żerują na pojedynczych duszach, a tymczasem on chcę posiąść wszystkie naraz. Nie zauważyłaś, że ostatnio nawet najniższe kasty demonów stały się nieco silniejsze? To tylko przedsmak tego, co Lucek szykuję. No, ale zmierzając do odpowiedzi na Twoje pytanie... Niechcący natrafiłem na Otchłań, w której Lucek pędzi swój bimber... Nie no.. To taka metafora. Jego nie obchodzą stare bóstwa i złe duchy. On tworzy nowe. Z ludzi. Tak, dokładnie, nie patrz tak na mnie. Z ludzi. Żywych. Tańczą jak im zagra. To jego armia. Werbunek trwa cały czas. Ja to odkryłem. Wiedział, że tam jestem i że na to patrzę. Jak ich kolekcjonuję. jak zabawki. Okropny widok, mówię Ci. Ogólnie jest ogromny. Spierdalałem stamtąd, aż się za mną kurzyło. Prawie mnie miał. Złapał mnie w Galijskim Lesie. O kurwa, żebyś Ty wiedziała co to był za ból... No ale, skądinąd pojawiło się światło. A potem znikło razem z Luckiem. Nie zastanawiałem się co to było za światło i co tam robiło. Po prostu zacząłem spierdalać dalej. Nie czekałem, aż sobie o mnie przypomni i do mnie wróci. Do perfekcji opanowałem tuszowanie swojej aury. Nie widzi mnie już nikt. Nie wychylam się... ale wiesz... Lucek, gdy mnie pożerał to tak jakby zostawił we mnie cząstkę siebie... Nie przeszkadza mi zanadto, ale wiem co planuję. Wiem, co zamierza. Nieraz słyszę jego myśli i nie polecam tego nikomu. On chcę zasiąść na tronie. Nie może rządzić wszystkim, więc będzie rządził Ziemią. Proste, nie?

Słuchałam tego w osłupieniu. Czy to była prawda, czy to były brednie? Ale po cóż miałby kłamać? A może dwadzieścia lat w samotności zrobiło z nim swoje? Złapałam się za głowę.

- O czym ty...

Wzruszył ramionami.

- Taka polityka, Mulan. Nie wymagam, żebyś mi wierzyła. Mówię co wiem. Ludzie już tak mają, że wolą pozostawać nieświadomi niż stawiać czoła faktom.

Spojrzałam na niego spomiędzy palców, którymi ściskałam twarz.

- Zaprowadź mnie tam.- powiedziałam, na co Stalker zesztywniał.

- Co?- wydusił.

- Zaprowadź mnie do Otchłani, albo wytłumacz mi drogę. Chcę to zobaczyć.

- Oszalałaś?- wybuchnął.- Chcesz zginąć? Nigdy już tam nie wrócę.

- Nie musisz iść ze mną. Wytłumacz mi drogę. Sama trafię.

Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę.

- Jesteś chora i niezrównoważona.

- Jestem schizofreniczką, to chyba wszystko tłumaczy.- zauważyłam triumfalnie. Stalker roześmiał się pod nosem.

- Zginiesz, Mulan. Możesz nie mieć tyle szczęścia co ja.

- Jeśli to, co mówisz jest prawdą niedługo wszyscy zginiemy, więc mi bez różnicy kiedy mój koniec nastąpi.

- Nie chciałabyś wrócić do ciała? Oni na pewno czekają.

- Nie przekonasz mnie. Jeśli nie idziesz ze mną wytłumacz mi drogę. Wyruszam od razu.

- Jesteś nienormalna. Idziesz na pewną śmierć.

Dość.

-SKOŃCZ MI JUŻ PRAWIĆ TE MORAŁY I POWIEDZ MI GDZIE MAM IŚĆ DO CHOLERY!

Nie powinnam była tego robić. Jak zwykle, gdy się wściekałam moja aura nie dość, że zmieniała kolor na czerwony, to zdołała zając całe pomieszczenie. Stalker usiadł unosząc niewinnie ręce.

- Dobra. Już dobrze. Powiem Ci- odczekał chwilę, aż powrócę do siebie. 

Westchnął głęboko, myśląc zapewne że wysyła mnie na śmierć. Wiedziałam, że ze mną nie pójdzie. Nie chciałam nawet żeby szedł. Lucyfer od razu by go rozpoznał.

- Wiesz, gdzie są Lasy Galijskie?

Potaknęłam.

- Gdy przejdziesz Lasy Galijskie trafisz bezpośrednio na teren Carstwa, stamtąd kieruj się na wschód, aż dojdziesz na Pustkowia...- przełknął ślinę.- Wtedy już to poczujesz.

- Dzięki, Stalker. Poradzę sobie.

- Proszę, nie dziękuj mi. Gdybym tylko wiedział, że jesteś taka głupia nigdy bym Ci o tym nie powiedział... No, ale skąd miałem wiedzieć...

Powstałam. Nóż nadal był w pochwie, tam gdzie było jego miejsce. Oby tym razem mnie nie zawiódł. Ruszyłam w stronę wyjścia.

- Czekaj- chwycił mnie za rękę, a z kieszeni spodni wygrzebał białą bransoletę. Założył mi ją na nadgarstek.- Jest stąd. Im czarniejsza się staję, tym w większym niebezpieczeństwie się znajdujesz. Obserwuj ją uważnie. Jak Ci się poszczęści uratuję Ci życie.

- Dziękuje. Jak mi się uda to tu wrócę.- powiedziałam pół żartem pół serio.

- Oby- usłyszałam cichy szept nim opuściłam pomieszczenie.

Następne częściTRON 5 TRON 6 i 7- ostatni

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Agnieszka Gu 12.01.2018
    Hej :)
    Drobiazgi:
    "Sama nie wiedziałam już co się dzieję." - dzieje bez ę
    "moje zatrzymane funkcję życiowe." - funkcję bez ę
    " Straciłam połączenie. teraz, by znaleźć drogę " - po kropce z dużej litery "Teraz" ;)
    "będę musiała się nieźle naprodukować.O ile nie spiszą mnie " - spacja przed "O"
    "- Stalker nie żyję." - żyje bez ę
    Po i przed myślnikami trza by pouzupełniać spacje.

    Kolejna dość fajna część. Podobało mi się.
    Pozdrawiam
  • Koala 16.01.2018
    Dziękuje za uwagi ;) Wieczorkiem poprawię. Pozdrawiam!
  • Cyber.Wiedźma 14.01.2018
    Fajne, ale strasznie skaczesz w czasie. Brakuje mi takiej płynności między wątkami. Strasznie szybko chcesz przekazać to co pojawia się w twojej głowie. Spokojnie :) Odrobinki cierpliwości nie gryzie, a nawet czasem po główce polepie.
  • Koala 16.01.2018
    Wiem, również zauważyłam u siebie tendencje do szybkiego przekazywania informacji;) Pozdrawiam, dzięki za uwagi;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania