Trudna historia 1

Według wszystkich osób, które znam powinnam być szczęśliwa i wdzięczna za to co mam. Mimo stałej pracy w miejscowej cukierni, która znajduję się 10 minut drogi spacerkiem od mojego mieszkania, w którym mieszkam w raz z rodzicami i starszym bratem Arturem, posiadania prawdziwych i oddanych przyjaciół, nie jestem szczęśliwa, lecz zmęczona swoim życiem. Dla każdego jesteśmy normalną rodzinną, która boryka się z problemami finansowymi, mało kto wie, że mieszkam pod dachem z bratem alkoholikiem skłonnym do przemocy fizycznej i psychicznej stosowanej tylko wobec mnie. Ojciec i matka nigdy mi nie wierzyli, że jestem bita przez brata, nawet gdy pokazywałam siniaki. Zawsze go tłumaczyli, że to chłopiec, że on tak tylko się bawi. Z czasem brat już się nie ukrywał się z stosowaniem przemocy, rodzice dalej udawali, że nic nie widzą. Mamę jestem w stanie zrozumieć, sama się bała, lecz tato? Jako głowa rodziny nie powinien nigdy dopuścić do sytuacji, gdzie jednemu z dzieci dzieję się krzywda.

W wieku szesnastu lat rozpoczęłam weekendową prace jako kelnerka w ekskluzywnej restauracji znajdującej się na drugim końcu miasta. Wtedy miałam chwilę spokoju, nikt nie podnosił na mnie ręki nie krzyczał, nie mówił, że jestem nikim, i że niczego nie osiągnę w życiu. Pewnie zastanawiacie się z skąd ta zmiana? Oddawałam wszystkie zarobione pieniądze Arturowi. Wydawał je na alkohol i używki. Z czasem stwierdził, że to za mało i tak rozpoczęłam dorabiać popołudniami po skończonych zajęciach lekcyjnych w pizzerii. Dziś po upływie kilku lat, niewiele się zmieniło. W tygodniu pracuje w cukierni po 8 godzin i rozkładam towar w jednym z supermarketów, a w weekendy pracuje w tej samej restauracji co zaczęłam pierwszą pracę. Całość ciężko zarobionych pieniędzy oddaje bratu, rodzice teraz także zostali sterroryzowani i część swoich wypłat mu oddają.

Natalia, Karolina i Sławek, to właśnie moi przyjaciele. Dzięki nim gdzieś głęboko we mnie była nadzieja, że kiedyś będzie lepiej. Karolina znalazła sobie chłopaka i po pewnym czasie się zaręczyli, a co za tym idzie rzadziej się widywałyśmy, z kolei Sławek wyjechał na studia, marzyła mu się kariera prawnicza. Co raz częściej czas spędzałam tylko z Natalią, nie miałam żalu do pozostałej dwójki, oboje mieli swoje życie i swoje sprawy na głowie.

Kiedy skończyłam dziewiętnaście lat myślałam, iż gorzej być nie może. Oh tak bardzo się myliłam.

Późnym wieczorem gdzieś około godziny 22 skończyłam pracę w supermarkecie, wracałam do domu mijając kolejne domy, bloki, ulice. Niecałe 500 metrów od domu natknęłam się na brata i jego paczkę. Podszedł do mnie i siłą zaprowadził do reszty.

- Chłopacy znacie już moją siostrę Julcie - był już nieźle wstawiony.

- Znamy, ale czas by poznać się bliżej - wszyscy zaczęli się śmiać, nie wiedziałam o co chodzi, ale byłam pewna, że to nie będzie nic przyjemnego.

- Artur, puść mnie. Jutro dostaniesz swoje pieniądze, idę do domu.

- O nie Juleczko. Ty dziś zabawisz się ze mną jeżeli będziesz grzeczna, w przeciwnym razie będzie przyjemnie tylko dla mnie - podszedł do mnie dobrze zbudowany, wysoki chłopak w czapce z daszkiem na głowie. Nie znałam Go, nie wiedziałam nawet jak się nazywa lecz za to wiele o nim słyszałam i z obserwacji wywnioskowałam, że to on przewodzi ich paczce. - Słuchaj twój brat ostatnio kupił coś ode mnie, miał dziś zapłacić. Pech chciał, że tego nie zrobił więc ty jako jego siostra jest zobowiązana do uregulowania jego długu w taki czy też inny sposób - uśmiechnął się ironicznie i zacisnął dłoń na moim ramieniu. - A kto wie jak będziesz się dobrze sprawować, może będziesz coś mieć z tego.

- Puść mnie! Zostaw! Pomocy! - krzyczałam z całych sił, próbując się wyrwać, gdy prowadził mnie za jeden z pobliskich garaży.

Szamotałam się, lecz wszystkie moje wysiłki spełzały na niczym. Poczułam się jak w pułapce. Trzymał mnie i próbował rozpiąć moją bluzkę, szarpnęłam się i udało mi się wyrwać. Ruszyłam biegiem w stronę parku gdzie mogliby być jacyś ludzie, ale nim przebiegłam parę kroków popchnął mnie tak, że upadłam na ziemię. Przygniótł mnie całym ciałem i tym razem jednym pociągnięciem urwał guziki od bluzki, a potem próbował rozpiąć moje dżinsy. Chciałam krzyknąć, ale zakrył mi buzię. Usiłowałam go kopnąć, ale tak mnie ścisnął, że zrobiło mi się słabo.

– Widzę, że zdecydowałaś się na wersję „niemiło”. Nie robi mi to różnicy, zbyt długo czekałem, żeby teraz odpuścić – powiedział niezrażony moim zachowaniem.

To co poczułam trudno opisać: panika, oszołomienie, byłam obolała od jego rąk zaciskających się na mnie i czułam, że z każdą chwilą tracę siły. W odruchu desperacji ugryzłam go w dłoń i kiedy zabrał ją z mojej buzi, zawołałam o pomoc. Szloch został zduszony pod jego ręką, tym razem bezlitośnie zaciskającą się na moich ustach, odejmując prawie dopływ powietrza. Udało mu się odpiąć moje spodnie i poczułam, jak ciągnie je w dół. Szarpnęłam się i spróbowałam go kopnąć.

– Wiesz co, znudziło mi się unikanie twojego kolana na moim kroczu – warknął odwracając mnie brzuchem do ziemi. Wykręcił mi rękę, a przedramieniem przycisnął głowę, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. – Tak jest znacznie lepiej. – Wyszeptał mi do ucha, a jego dłoń znalazła się pomiędzy moimi nogami. Chciałam się szarpnąć, ale promieniujący ból unieruchomił mnie skutecznie. Jego dłonie obmacujące moje ciało zadawały rany mojej duszy. Poczułam, że zaraz zwymiotuję ze strachu i obrzydzenia. Czułam się bezradna, jak w potrzasku, kręciło mi się w głowie od nierealność tej sytuacji. Łzy bezsilności spływały po moich policzkach, a ciało mojego oprawcy przygniatało mnie do trawy. W tym momencie poczułam szarpnięcie i zostałam uwolniona od jego ciężaru.

Usiadłam i trzęsącymi się rękami wciągnęłam spodnie na miejsce i próbowałam zapiąć guzik. Kiedy wreszcie mi się to udało podkuliłam nogi i objęłam kolana rękoma, nie bardzo wiedząc co mam ze sobą zrobić. Siedziałam na ziemi ze ściśniętym ze strachu sercem. Słyszałam odgłosy walki i wyzwisk, jednak strach nie pozwalał mi otworzyć oczu. Nagle nastała cisza, słyszałam czyjeś kroki kierowane w moim kierunku. Bałam się, że to ten sam chłopak co przed chwilą próbował mnie skrzywdzić, może teraz chciał dokończyć to co zaczął. Chciałam wstać i uciec, ale siedziałam sparaliżowana strachem, modląc się o ratunek.

- Wszystko w porządku? - usłyszałam ciepły, melodyjny głos, który z pewnością nie należał do tego łajdaka. Mimo pewności, że to nie ten sam chłopak co chciał mnie skrzywdzić, nie miałam odwagi ani się odezwać, ani podnieść wzrok.

- Już, wszystko dobrze. Nic Ci nie grozi- zapewniał mnie nieznajomy, ja jednak siedziałam skulona, trzęsąc się cała ze strachu. Kątem oka zarejestrowałam jakiś ruch, mojego wybawcy. Zaczęłam panikować, ten jednak okrył mnie swoją marynarką i z powrotem przykucnął obok mnie. Nie naciskał, nie pospieszał, cierpliwie był obok mnie czekając aż trochę się uspokoję.

- Wszystko w porządku? - ponowił pytanie tym samym melodyjnym głosem, który sprawi, że uspokoiłam się całkowicie. Pokiwałam twierdząco głową i nieśmiało podniosłam wzrok na mojego wybawiciela. Zobaczyłam nie zwykle przystojnego mężczyznę, z idealnie obstrzyżoną i wystylizowaną fryzurę, dużymi, ciemnymi oczami, wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, i wyrazem twarzy pełnym troski.

- Chodź odprowadzę Cię do domu - wstał i wyciągnął w moją stronę dłoń.

Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej z stąd, jednak wiedziałam, że nie mogę wrócić do domu, On może tam czekać i chcieć dokończyć dzieła. Jestem pewna, że rodzice a tym bardziej Artur nie pomogą mi, tak jak przed chwilą ten nieznajomy mężczyzna. Minęła już dłuższa chwila, a wybawiciel dalej stał z wyciągniętą dłonią. W końcu chwyciłam ją i niepewnie wstałam, bo nogi dalej miałam jak z waty cukrowej.

- Daleko z stąd mieszkasz? - zapytał przytrzymując mnie w pasie, bym się nie przewróciła.

- Pójdę do przyjaciółki, nie mogę wrócić do domu. Mieszka dwie ulice z stąd - jego spojrzenie wyrażało nieme pytanie, lecz nie odezwał się nic.

Ruszyłam przodem kierując się w stronę mieszkania Natalii. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy ze sobą kompletnie. Ja nie byłam w stanie, on zapewne nie wiedział co może powiedzieć. Po piętnastu minutach dotarliśmy na miejsce. Byłam tak zmęczona całą tym zajściem i całym dniem, że ledwo stałam o własnych siłach. Cały swój ciężar opierałam o nieznajomego.

- Pod, który numer zadzwonić? - zapytał.

- Dwadzieścia osiem - powiedziałam tak cicho, iż już myślałam, że mnie nie usłyszał.

Po wejściu do klatki nie bardzo pamiętam, jak dotarłam pod odpowiednie drzwi. Usłyszałam dzwonek do drzwi i przerażony głos Natalii. Zostałam wniesiona przez mojego wybawcę do mieszkania przyjaciółki i położona na jednym z łóżek. Jednak nie byłam pewna czy wniósł mnie na samą górę, czy wziął mnie na ręce dopiero pod drzwiami. Nic więcej nie słyszałam, zasnęłam głębokim snem, przez całą noc miałam koszmary. To też, gdy rano się obudziłam mimo późnej godziny, bo była już 11, nie byłam wyspana.

- Obudziłaś się już. - trafnie stwierdziła Nat, tak ją nazywałam od samego początku naszej znajomości. - Kochana, nie masz pojęcia jak się przestraszyłam, gdy ten chłopak stanął pod drzwiami, trzymając Cię na rękach, praktycznie nie przytomną - było mi niesamowicie głupio, nie toż, że mnie uratował od złych zamiarów kolegi Artura, to jeszcze musiał mnie wnosić na 3 piętro.

- Powiesz mi co się stało? - w skrócie i z wielkim trudem opowiedziałam jej o zdarzeniach zeszłej nocy. Gdy skończyłam mówić wybuchłam płaczem. Próbując mnie uspokoić usiadła obok mnie i przytuliła.

- Wiedziałam, że twój brat to kawał...- urwała, ale doskonale wiedziałam co chce powiedzieć. - Wiedziałam, że do wielu rzeczy jest zdolny i o tym, że jest damskim bokserem, ale w życiu bym się nie spodziewałam, że sprzeda własną siostrę za swoje długi.

- Naprawdę nigdy w życiu się tak nie bałam - dalej cicho łkałam. - Gdyby nie ten mężczyzna, nie wiem jakby, to się skończyło. Nawet mu nie podziękowałam.

- Myślę, że będziesz mieć jeszcze okazję ku temu. Gdy Cię przyniósł do domu, przy wyjściu dałam mu karteczkę z twoim numerem telefonu, chociażby po to żebyś mogła mu oddać marynarkę. Chciałam od razu mu ją oddać, ale stwierdził, że jesteś wykończona całą tą sytuacją i nie pozwolił jej ściągnąć z Ciebie - rzeczywiście na sobie wciąż miałam marynarkę nieznajomego. - I tak się składa, że przed godziną napisał do Ciebie. Nie sprawdzałam co dokładnie ani Cię nie budziłam, naprawdę jak Cię zobaczyłam wyglądałaś strasznie i wcale mnie to nie dziwi. Mam tu kilka twoich rzeczy, idź się wykąpać. Może, to sprawi, że poczujesz się choćby odrobinę lepiej.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania