Trylogia Burzy: Błyskawica – Chapter 3

Miłego czytania. ;)

 

Jedyne, co czuła to pulsujący ból głowy. Spróbowała wziąć głębszy oddech, ale coś jakby zaciskało się na jej szyi i wbijało kły. Kolejna próba. Tym razem pomimo uczucia szarpania, udało jej się. Uchyliła powoli oczy. Na szczęście nie oślepiło jej jaskrawe światło. Panował miły dla oka półmrok. Zamrugała. Obok niej siedziała Cecil. Gdy tylko blondynka na nią spojrzała, zapiszczała. Kobieta skrzywiła się na ten nagły, głośny dźwięk. Uniosła dłoń i dotknęła szyi. O dziwo nikt, ani nic się w nią nie wgryzało. Jakby przez mgłę usłyszała rozmowę:

– Hej! Obudźcie się! Szybko!

– Co jest?

– Otworzyła oczy.

– Co?!

Kilka osób nagle się zerwało. Kolejny hałas. Ktoś chyba potknął się i upadł, bo usłyszała huk. Po chwili wszyscy stłoczyli się wokół niej, jakby była jakimś okazem w zoo albo w muzeum. Byli jacyś zamgleni. Zamrugała ponownie, a obraz przed jej oczami wyostrzył się. Rozpoznała ich niemal natychmiast i uśmiechnęła się delikatnie. Spróbowała się podnieść, ale gdy tylko lekko się uniosła, ręce Cecilli znalazły się na jej ramionach, delikatnie ją przytrzymując.

– Leż – powiedziała niemal surowo.

– Nic mi nie jest – mruknęła słabo Esse, ale posłusznie z powrotem się położyła.

– Poza tym, że powinnaś nie żyć jak Nix, to nic ci nie jest. – Zauważył sucho Alexander.

– Nie żyje?! – krzyknęła liderka na tyle, na ile pozwalał jej głos.

Zerwała się prawie do siadu, ale natychmiast tego pożałowała. Zawroty głowy zmusiły ją do opadnięcia na sofę. Nagły przypływ energii zniknął. Odetchnęła głęboko. Poczuła się strasznie senna.

– Co jest z Nixem? – zapytała.

– Rozszarpane gardło – oznajmiła cicho Lunadione, a właścicielka Deamona chwyciła się za wspomniane miejsce.

„To dlatego” przeszło jej przez myśl. Przełknęła głośno ślinę. – Czy ja nie powinnam... Umrzeć razem z nim?

– Raczej nie widuje się żywego Wybranego bez Deamona... – wymamrotała Electric. – Przynajmniej jeśli ta osoba go już kiedyś miała.

– Cecil sprawdzałaś jej tętno? – spytał Zackary.

– Już to zrobię. – Uniosła ręce nad prawie śpiąca kobietę, przez chwilę wydobywało się z nich zielonkawe światłem. Otworzyła szerzej oczy. – Ono... Spada.

Jakby na potwierdzenie jej słów liderka zamknęła już całkowicie powieki. Czuła się taka osłabiona. Musi się położyć spać. Sen to zdecydowanie dobry pomysł. Zaczęła spokojniej oddychać.

– Cholera, Esse, nie zamykaj oczu! – warknął Zack. – Otwórz je słyszysz?!

– Dobranoc, kochani – wyszeptała.

– Hej! – Alex potrząsł jej ramionami.

– Ceci! – krzyknęły niemal jednocześnie Luna i Ellie.

Blondynka pospiesznie wysłała energię do liderki, a na jej ramieniu usiadł koliber. Ile to wszystko trwało? Kilka minut? Godzin? A może to tylko sekundy. Jednak dla perkusistki czas się zatrzymał. Liczyło się teraz uratowanie kobiety. Jej tętno ciągle spadało i to niebezpiecznie szybko.

– Cecil... – usłyszała koło swojego ucha głos Lunadi.

– Nie...

– Ona nie żyje.

– Nie! – załkała.

Zack schował twarz w dłoniach, a Alex odchylił się do tylu i westchnął głęboko. Po policzkach dziewczyn spłynęły łzy. Electric kopnęła z całej siły w ścianę, z której odpadł tynk. Następnie uderzyła w nią pięścią i zacisnęła oczy, próbując powstrzymać płacz. Pomimo tego całe jej policzki były już mokre.

– Nie... Nie ona... To wszystko pomyłka... Pomyłka – powtarzała. Na swoich ramionach poczuła czyjeś dłonie.

– Ellie... – To Lunadione. – To była dobra śmierć... Umarła razem z Nixem. Nie chciałaby żyć bez niego. Wiesz o tym – wyszeptała, a Azjatka pokiwała tylko głową.

Wokalistka podeszła do fotela i opadła na niego. Nie miała na nic siły. Zginęła najbliższa jej osoba, która niegdyś uratowała jej życie. Dlaczego ona nie zrobiła tego samego? Dlaczego nie mogła jej pomóc? Mocniej zacisnęła powieki i powoli uspokajała oddech. Nie może teraz wybuchnąć płaczem, nie może. Musi być silna, tak jak Esse. Ktoś przed nią ukucnął.

– Hej, El... Ona teraz jest w lepszym miejscu, wiesz? – powiedział Zack, próbując ją pocieszyć. Otworzyła oczy i zamrugała, by pozbyć się ostatnich łez.

Luna pochylała się właśnie nad Esselance i sprawdzała jej tętno, przyciskając dwa palce do szyi, tak dla pewności. Nie wyglądała jednak na zadowoloną. Alex siedział na fotelu naprzeciwko z Cecil na kolanach. Chłopak pomimo swojej chłodnej i wrednej natury, również starał się ją uspokoić. Dziewczyna obwiniała się zapewne o śmierć liderki. Kuroshi zakrakał cicho w kierunku Titusa. Nawet ich właściciele nie mieli pojęcia, o czym rozmawiają. Deamony niekiedy po prostu odcinały z nimi kontakt. Electric spojrzała na Zackarego.

– Co zrobimy z... – Przerwała na chwilę, by przełknąć gulę w gardle, po czym kontynuowała: – Ciałem?

– Wychodzenie teraz byłoby głupim pomysłem... Ale nie możemy pozwolić jej się tutaj rozkładać. – Myślał na głos brunet.

– Niedaleko jest Cmentarzysko Samochodów. Cisza, spokój i miejsce do spalenia ciała – zaproponował Alexander. – Żaden Wybrany nie powinien się tam kręcić.

– Spalić? – wyjąkała Cecilla.

– Nie wybrzydzaj, młoda. Wolisz spać obok trupa?

Przez chwilę milczała.

– N-nie.

– Właśnie.

– Pójdziemy o zmierzchu – oznajmił Zack, wcześniej zerkając na elektroniczny zegarek, który pokazywał 14:37. Działał na baterie, które kiedyś znaleźli w jednym z magazynów.

– A do tej pory mamy siedzieć i pachnieć?

– Nie wybrzydzaj, młody. – Czarnowłosy chłopak udawał jego głos, na co ten prychnął zdenerwowany. – Nikt teraz nie ma humoru na twoje żarty, Al. To, że ty przeżywasz w środku, nie znaczy, że my też.

Słychać było ciche westchnięcie.

Przez kilka minut trwała niczym niezmącona cisza, ale nie jedna z tych krępujących. Była to cisza, w której każdy zajmował się własnymi myślami. O przyszłości, przeszłości, czy teraźniejszości. To nie było ważne. Potrzebowali po prostu takiego momentu odpoczynku i zastanowień. Chwili czasu tylko dla siebie i swoich pragnień. Nagle ktoś wziął głęboki oddech, jakby chciał zacząć mówić.

– Alex... Czy ty wiedziałeś, że ona umrze? – cicho zapytała Azjatka, wpatrując się w swoje pozdzierane trampki.

– Może... – mruknął w odpowiedzi. – Na pewno nie na sto procent.

Pokiwała głową. Naprawdę współczuła mu mocy, którą dostał. Nie miała pojęcia, na czym ona polegała, ale nazwa mówiła sama za siebie. Śmierć. Z tego co na razie zdołała wywnioskować, potrafił niekiedy przewidywać, czy ktoś ma szanse na przeżycie, a także wskrzeszać niektóre kości. To drugie niezwykle go wyczerpywało, no chyba że prowadził armią martwych wiewiórek, co nie było zbyt skuteczne.

– To co, gramy w szarady? – zapytała Luna, na co pozostali jedynie się skrzywili. Nikt nie miał humoru na takie zabawy. – Spokojnie... Chciałam tylko rozluźnić atmosferę.

– Nie wyszło ci to – warknął nie kto inny jak Alexander.

Dziewczyna odgarnęła niesforne kosmyki z bladej twarzy liderki, a raczej byłej liderki, ich zespołu. Wzięła jej dłoń w swoją i ścisnęła ją lekko, była zimna. Jeszcze do niej w pełni nie doszło, co się stało. Do nikogo nie doszło. Jak mają budzić się rano bez krzyków Esse? Kto będzie pamiętał, że Mark piecze najlepsze pieczywo, a Sam w piwnicy ma ogród warzywny? Albo że Sophi w każdy drugi wtorek miesiąca zostawia w omówionym miejscu karton utkanych materiałów na ubrania dla bezdomnych i rebeliantów? Nikt. Tak naprawdę nie wiedział o tym nikt oprócz niej. Tylko ona miała kontakty w całym mieście i poza nim. Robiła wszystko, chociaż nikt o to nie prosił i nie dziękował za to. Dlaczego zauważa się takie rzeczy dopiero po fakcie?

Lunadione ułożyła głowę na piersi kobiety. Klatka nie unosiła się do góry, nie było słychać bijącego pod nią serca, buchała jedynie chłodem. Jak to możliwe, że tak szybko uleciało z niej życie? Załkała cicho. Mogła pozwolić sobie na łzy. Wszyscy mogli.

I płakali. Zack, Alex, Electric, Cecil, Luna, a nawet Deamony. Każda jedna osoba w pomieszczeniu. Nierówne dźwięki niosły się przez pokój, klatkę schodową aż do klubu. Nie przeszkadzało to im. Łzy nie okazywały przecież słabości, tylko silni mogą pozwolić sobie na nie w obecności innych.

Później była już tylko cisza przerywana przez nierówne oddechy dopóki nie zasnęli, wtedy wszystko się unormowało, a oni odpłynęli w błogą krainę Morfeusza. W czasach Ery Uduchowienia tylko tam mogli znaleźć szczęście.

 

~*~

 

Pierwsza obudziła się Cecilla. Wstała z kolan białowłosego chłopaka i wyprostowała się. Titus zaćwierkał cicho, mówiąc, że na zewnątrz jest już ciemno. Mogli przenieść Esse na Cmentarzysko Samochodów. Dziewczyna posępniała. Czuła, że to jej wina, że mogła ją uratować, gdyby tylko bardziej się postarała.

– Ceci, to nie prawda, wiesz o tym, jej śmierć była dawno przesądzona. Ty tylko przedłużyłaś jej chwile w tym świecie. Bez ciebie dawno umarłaby. Wiesz, że była chora. Według Kuroshiego dawno miała być po tamtej stronie. Uratowałaś ją, rozumiesz? – Mówił w jej umyśle swoim ciepłym, melodyjnym głosem.

– Wiem to... A-ale...

– Nie ma żadnych ale, uspokój się już. Oddychaj.

Blondynka już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale ktoś jej przerwał:

– Z samego rana, znaczy wieczora, gadasz do siebie samej? – zakpił Alexander wyłożony na fotelu tuż za nią.

– Rozmawiam z Tito... – mruknęła, chociaż wiedziała, że on dobrze to wie.

Chłopak popatrzył w stronę zegarka elektronicznego.

– 19:53, możemy już wychodzić – oznajmił. – Obudź resztę, a ja poszukam czegoś drewnianego. – Wstał. – I jakiejś zapalniczki.

Pokiwała powoli głową i zbliżyła się do Lunadione. Lekko potrząsnęła jej ramieniem. Następnie zrobiła to samo z pozostałymi. Zack, leżący na materacu, i Electric, która dalej znajdowała się na fotelu, otworzyli niechętnie oczy. Luna dalej uparcie wtulała się w ciało nieżywej liderki.

– Zbierajcie się – powiedziała krótko i ukucnęła przed kanapą. – Lu, wstawaj! – Podniosła nieco głos. Gdy to nic nie dało, zastanowiła się po czym dodała: – Idziemy na ognisko! – Wiedziała, że jej przyjaciółka pochodzi spoza miasta. Na mniej kontrolowanych terenach uchowało się trochę szczęścia w postaci takich imprez, które zresztą niebieskowłosa świetnie pamiętała.

– Już idę babciu, jeszcze pięć minut... – wymruczała sennie i uchyliła powieki. Na szczęście brak światła w piwnicy pozwolił jej to zrobić. – Co jest Cecil?

– Chodź, musimy iść na... – Przerwała na chwilę. – Pogrzeb.

W odpowiedzi dziewczyna wstała i rzuciła ostatnie spojrzenie na Esselance. Będzie im jej bardzo brakowało. Wiedziała to.

Gdy czwórka osób ubrała bluzy, do pokoju wszedł Alexander, niósł w rękach połamane na części krzesło zawinięte w koc. Z kieszeni jego spodni wystawała zrobiona z półprzeźroczystego, jasnoróżowego plastiku, zapalniczka.

– Ty weź Esse, Zack. Ja mam zajęte ręce – powiedział i wycofał się z pomieszczenia. Wyszedł po stopniach na górę.

Za nim podążyły dziewczyny i na samym końcu Zackary, niosąc ich byłą liderkę. Schody trzeszczały cicho pod naciskiem ich stóp. Usłyszeli dudniącą muzykę. Jakie to szczęście, że oni i klub mieli różne źródła energii, bo przez wybuchy Electric często musieliby zamykać to miejsce z powodu braku prądu. Przeszli przez zaplecze, było już około dwudziestej więc klub został otwarty. Musieli niepostrzeżenie przedostać się na zewnątrz, co nie było proste. Alex spojrzał przez szparę na bawiących się ludzi, było ich zdecydowanie za dużo.

– Tędy teraz nie wyjdziemy – mruknął.

– A tylne wyjście?

Chłopak nie odpowiedział i skierował się w przeciwnym kierunku. Niezbyt często korzystali z tych drzwi, zawiasy zardzewiały, a żeby dostać się na główną ulicę trzeba było przeskoczyć płot. Jednak lepsze to niż nic. Odłożył na ziemię koc z drewnem. Nacisnął klamkę i pociągnął ją mocniej, ani drgnęło. Przeszukał kieszenie swojej bluzy, a potem spodni i wyciągnął miedziany kluczyk. Pozostali westchnęli zrezygnowani. Wreszcie drzwi zostały otwarte.

Wyszli na zewnątrz i natychmiast uderzyło w nich chłodne powietrze, oddechy zamieniały się w parę. Zadrżeli z powodu nagłej zmiany temperatur. Moonlight schował się pod bluzę Lunadione piszcząc coś cicho.

– Znasz drogę? – zapytał Zack, spoglądając w stronę Alexa.

– Ta, to jakieś dwadzieścia minut – odpowiedział i natychmiast ruszył przed siebie.

Czarnowłosy chłopak pokiwał głową.

– A drewno? – Luna zachichotałaby, gdyby nie znała celu ich podróży.

– Cicho... – fuknął i wrócił do budynku. Niedługo potem był już z powrotem. – Idziemy.

Dziewczyny wspięły się po metalowej siatce i zeskoczyły na drugą stronę. Alexander podał im swój pakunek, po czym zrobił to samo. I tu zaczęły się schody. Zackary przerzucił delikatnie Esselance przed ramie i wszedł do połowy ogrodzenia, następnie przekazał kobietę chłopakowi czekającemu na dole. Po chwili stał obok reszty i brał liderkę z powrotem na ręce.

Dalsza droga była prosta, miała kilka zakrętów, ale głównie prowadziła prosto, na obrzeża miasta. To tam znajdowało się Cmentarzysko Samochodów. Na murkach, w kontenerach i za nimi, innymi słowy w prawie każdym zakamarku, znajdowali się bezdomni i wpatrywali w nich i czerwonowłosą dziewczynę. Nikt nie odważył się podejść, zespół, a raczej grupa buntownicza, był raczej rozpoznawana, mało osób życzyło im źle, szczególnie, że pomogli wielu z nich i ich rodzinom.

Nie minęło pół godziny, gdy kilkupiętrowe kamienice zaczęły zamieniać się na niższe budynki i domki. Mniej też było ludzi zerkających zza rogu. Za jednym z okien paliła się lampa naftowa oświetlając straszą kobiecinę i jej wnuka. Uśmiechnęli się na ten widok, miło było zobaczyć szczęście i bezpieczeństwo w tych czasach lub chociaż namiastkę jednej z tych rzeczy.

Domy zmieniały się na puste łąki pokryte nielicznymi krzakami i wysoką trawą. Przedzierali się ledwo wydeptaną ścieżką w stronę wielkiej, prawdopodobnie metalowej bramy, która wystawała zza roślin. Kiedyś wisiał nad nią bilbord reklamujący to miejsce, ale obecnie został tylko pusty szkielet, który go podtrzymywał. Weszli po cichu na teren zapełniony starymi, rdzewiejącymi pojazdami. Coś zaszeleściło po lewej stronie i po chwili zza krzewów wyskoczył bury zając, uciekając w popłochu.

– To dobre miejsce – oznajmił Alexander, rzucając na ziemię materiałami do rozpałki. – Idźcie tam. – Wskazał dłonią małą, blaszaną budkę i popatrzył na dziewczyny. – Znajdziecie tam chrust i siano, przynieście.

– Ale skąd ty... – zaczęła Cecil, na co chłopak zmierzył ją wzrokiem i zamilkła.

– Później będzie czas na pytania, no już!

Posłusznie wykonały polecanie, a on podszedł do miejsca na środku Cmentarzyska, gdzie był smolisty, prawdopodobnie wypalony okrąg. Znajdowało się na nim dość sporo na wpół strawionego przez ogień, mokrego drewna. Skinął głową, wskazując, że Zack ma tam ułożyć liderkę, co ten od razu zrobił. Położył tuż obok niej podłużne kawałki drewna. Gdy dziewczyny wróciły, posypały ciało kobiety najpierw chrustem, potem sianem. Alex skierował się koło ogrodzenia, gdzie ułożono kilka kanistrów benzyny. Podniósł jeden z nich i wrócił.

– Ostatnia szansa, aby się pożegnać. – Nie musiał tego mówić, każdy to wiedział i w swoim własnych myślach dziękował Esse za to co zrobiła.

Chłopak przebiegł wzrokiem po zgromadzonych. Wszyscy wyglądali na smutnych i przygnębionych. Nie dziwił im się. Nieważne ile osób tutaj spalił, do tego nie dało się przywyknąć. Polał ognisko ciemnożółtą substancją. Gestem nakazał odsunąć się pozostałym. Sam zapalił zapalniczką pęczek suchych gałązek i gdy się oddalił, rzucił go przed siebie. Wszystko natychmiast zajęło się ogniem. Zespół uciekł pod bramę, aby być jak najdalej. Po policzkach nastolatków spływały łzy. Niestety nie padał deszcz, który by to ukrył.

Nagle stało się coś nie spodziewanego. Płomienie, buchające w każda stronę gorącem, zamieniały się stopniowo w złotawą mgłę. Gwiazdy, na które do tej pory nie zwracali uwagi, zalśniły jak nigdy dotąd wyłaniając się zza szarych, ociężałych chmur. Wstrzymali oddechy jednocześnie zachwyceni i przerażeni. Co się stało?

Nad Cmentarzyskiem Samochodów uniosły się smugi, skrząc delikatnie na nocnym niebie. Powoli układały się w jakiś obraz, błądząc raz w tą, raz w tamtą stronę. Trwało to niezwykle długo, ale można było rozpoznać postać tygrysa. Skóra ponad jego nosem zmarszczyła się, a on otworzył paszczę, jakby rycząc i warcząc jednocześnie. Dźwięk ten ogłuszył ich w umysłach, nie był słyszalny poprzez uszy. Deamony ukryły się w kapturach i bluzach właścicieli. Wyglądały na zlęknione.

Kakofonia ta nie miała końca, ciągle zaczynała się od nowa i odbijała echem. Ognisko powoli przygasało pozostawiając po sobie jedynie smoliste koło na środku, na którym porozrzucano przypalone kawałki drewna i trawy. Po Esselance nie było ani śladu.

Ucichło.

 

~*~

 

Yo!

Wreszcie publikuję Chapter 3, trochu długo to trwało, ale mam nadzieję, ze rozdział się udał. ;)

Jest długości mniej więcej takiej jak poprzednie, więc myślę, że jest ok. Ma 2570 słów.

Jak wam się podoba? Jeśli zauważycie jakieś błędy napiszcie o tym, poprawię je.

Rozdział został zbetowany przez Green Tea z http://betowanie.blogspot.com/. Dziękuję bardzo!

 

Pozdrawiam. x

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • comboometga 24.11.2015
    Cudowny! Ogromnie urzekają mnie rozdziały, które piszesz. Są po prostu piękne!
    Poza tym - ,,Chłopak przebiegł wzrokiem po zgromadzony'' - zgromadzonych*- nie znalazłam żadnego błędu. W tak długim tekście to prawdziwa umiejętność, jestem pełna podziwu. 5 to zdecydowanie za niska ocena, ale najwyższa, na jaką pozwala opowi :) Świetne
  • Sileth 24.11.2015
    Dziękuję serdecznie. :)
    Literówka już poprawiona, małe niedopatrzenie. ;) Cieszę się, że mi o nim powiedziałaś.
    Błędów jako takich, oprócz literówek, ale to ze zmęczenia, nie robię. Mam tylko problem z przecinkami i to straszny. Obecnie się już w tym wyrabiam, ale gdyby nie moja cudowna beta byłoby gorzej. ^^
    Raz, gdy byłam zmęczona i pisałam rozdział, zamiast głową napisałam drogą, haha. Szkoda, że nie słyszałaś mojego wybuchu śmiechu, gdy pokazała mi ten błąd. :D
    Dziękuję ponownie i pozdrawiam. x
  • comboometga 28.11.2015
    Sileth Cieszę się, że masz takie fajne podejście :) Oby tak dalej! Trzymam kciuki za Twoje prace, pozdrawiam ;3
  • Akwus 24.02.2016
    No o zaczynamy od pochwał :D
    "Jedyne, co czuła to pulsujący ból głowy. Spróbowała wziąć głębszy oddech, ale coś jakby zaciskało się na jej szyi i wbijało kły. Kolejna próba. Tym razem pomimo uczucia szarpania, udało jej się. Uchyliła powoli oczy. Na szczęście nie oślepiło jej jaskrawe światło. Panował miły dla oka półmrok. Zamrugała. Obok niej siedziała Cecil. Gdy tylko blondynka na nią spojrzała, zapiszczała. Kobieta skrzywiła się na ten nagły, głośny dźwięk. Uniosła dłoń i dotknęła szyi. O dziwo nikt, ani nic się w nią nie wgryzało. Jakby przez mgłę usłyszała rozmowę:" -budujesz bardzo ładne, KRÓTKIE zdania. Dobrze się czyta, oddaje tempo akcji. Mimo, że nadal można by wywalić kilka przymiotników, to i jest super :)

    "mruknęła słabo" - szepnęła, ewentualnie samo mruknęła :)
    " – Zauważył sucho Alexander." - jak wyobrażasz sobie SUCHE ZAUWAŻENIE???
    "– Rozszarpane gardło – oznajmiła cicho Lunadione, a właścicielka Deamona chwyciła się za wspomniane miejsce." - mieszasz podmioty w jednym zdaniu.

    "Blondynka pospiesznie wysłała energię do liderki, a na jej ramieniu usiadł koliber. Ile to wszystko trwało? Kilka minut? Godzin? A może to tylko sekundy. Jednak dla perkusistki czas się zatrzymał. Liczyło się teraz uratowanie kobiety. Jej tętno ciągle spadało i to niebezpiecznie szybko." - troszkę nie łapię tego dylematu czasowego, ani tego, po co go wprowadzasz :)

    "– Ellie... – To Lunadione. – To była dobra śmierć... " - TO LUNADIONE? kto to stwierdza? narrator? czy Electric w swojej głowie?

    "– Co zrobimy z... – Przerwała na chwilę, by przełknąć gulę w gardle, po czym kontynuowała: – Ciałem?" - troszeczkę za szybko odczłowieczasz zmarłą. Nie sądzę, by jej przyjaciółka potraktowała ją jako CIAŁO w kilka chwil po śmierci.

    " oznajmił Zack, wcześniej zerkając na elektroniczny zegarek, który pokazywał 14:37. Działał na baterie, które kiedyś znaleźli w jednym z magazynów." - podajesz bardzo precyzyjną godzinę, czy ma ona jakiekolwiek znaczenie? Bo uwagę czytelnika zwraca i trochę oczekuje, że będzie owo znaczenie miała :)

    "Nagle ktoś wziął głęboki oddech, jakby chciał zacząć mówić." - z czyjej perspektywy opisujesz ten akapit? Dla kogo Electric jest tajemniczym KIMŚ? bo chyba nie dla czytelnika?

    "no chyba że prowadził armią martwych wiewiórek, co nie było zbyt skuteczne." - totalnie do wywalenia, wprowadzą komiczny aspekt w tej dość nastrojowej scenie.

    " a raczej byłej liderki, ich zespołu." - zbędne

    "Bez ciebie dawno umarłaby. Wiesz, że była chora. Według Kuroshiego dawno miała być po tamtej stronie. Uratowałaś ją, rozumiesz?" - albo czegoś nie łapię, albo to się później wyjaśni. Jak to umarłaby dawno? Jak to byłą chora? Jak to Uratowała ją?

    "– 19:53, możemy już wychodzić – oznajmił." - i znów bardzo precyzyjna godzina. ma znaczenie?

    "Z kieszeni jego spodni wystawała zrobiona z półprzeźroczystego, jasnoróżowego plastiku, zapalniczka." - o matuniu, powaga materiał z jakiego zrobiona jest zapalniczka i jak wystaje z kieszeni, ma znaczenie??? Przecież to nawet nie jest tło, nie buduje klimatu, Dodaje tylko objętości :)

    "Luna zachichotałaby, gdyby nie znała celu ich podróży." - ale znała, więc po co to wyjaśnienie?

    "I tu zaczęły się schody. Zackary przerzucił delikatnie Esselance przed ramie i wszedł do połowy ogrodzenia, następnie przekazał kobietę chłopakowi czekającemu na dole. Po chwili stał obok reszty i brał liderkę z powrotem na ręce." - no to skoro to były SCHODY, to ja się dziwię jak im się udało tyle przetrwać w tym świecie ;p

    "Nikt nie odważył się podejść, zespół, a raczej grupa buntownicza, był raczej rozpoznawana, mało osób życzyło im źle, szczególnie, że pomogli wielu z nich i ich rodzinom." - RACZEJ rozpoznawalna, ale tak reczej mniej, czy raczej więcej? - PRZYMIOTNIKI SĄ NIJEDNOZNACZNE :) A co byś powiedziała na taką zmianę "Odprowadzały ich dziesiątki oczu. Wśród osób wyglądających zza murków i kontenerów nie było nikogo, kto nie wiedziałby kim są. Komu nie pomogli choć w małym stopniu. Nikt nie podchodził. W milczeniu oddawali im hołd."?

    "prawdopodobnie metalowej bramy" - nie dość, że przymiotnik, to jeszcze prawdopodobny jedynie :)

    "prawdopodobnie wypalony okrąg." - a mniej prawdopodobnie, po prostu brudny?

    "Znajdowało się na nim dość sporo na wpół strawionego przez ogień, mokrego drewna." - aaaaaa :) Matko i córko :D DOŚĆ SPORO ?? to niby jak dużo? po co nam informacja, że drewno jest mokre? żebym się dwie linijki dalej mógł zastanawiać, czemu siano nie jest tak samo mokre?

    "Zespół uciekł pod bramę, aby być jak najdalej." - żeby co? nie wybuchło? Mega ciężko spalić ciało, to raczej nie był szalony pożar. Tracisz ładną scenę, gdy ocaleli bohaterowie stoją nad stosem pogrzebowym ich towarzysza. Kazałaś tym nastolatką UCIEC pod bramę, to jakby porzucili Eesse :(

    "Co się stało?" - kto o to pyta? narrator? to kiepsko, bo też jestem ciekaw i w nim pokładałem nadzieję :)

    "Kakofonia ta nie miała końca," - znaczy nie miała, aż się nie wypaliło, powoli, bo powoli, ale jednak :)

    Fajny rozdział, zaliczam zdecydowanie na plus!
  • Sileth 25.02.2016
    1) Dlaczego?
    2) Ale nie zauważanie w sensie patrzysz i widzisz, tylko takie słowne... Wiesz: - Jutro kartkówka, muszę się nauczyć tych pierwiastków. - Westchnął Stefan. - Ale przecież jutro mamy zastępstwo na matematyce. - Zauważył Józek. Rozuuumiesz o co mi chodzi, no! A sucho to tak bez emocji i w ogóle...
    3) Jakoś to zrobić trzeba było, w poprawce pomyśle nad tym.
    4) Boo... No bo tak! Wydawał się ambitny i go lubię, tak.
    5) Eee... Oba naraz? Narrator relacjonuje to, co zauważa/stwierdza Electric.
    6) Czy ja wiem... Czasy są jakie są, mogli nieco przywyknąć.
    7) To co miałam napisać? Wskazywał południe? Ewentualnie zmienię na samą czternastą. :v
    8) Piszę trzecioosobowej, ale zazwyczaj z punktu widzenia jednej osoby w jednym akapicie. Tutaj było to zapewne z jej strony i ona nie wiedziała, kto jest tym kimś. To już kwestia mojego stylu.
    9) A ja tak lubię, noo. ;___; Ale dobraaaaa... Potem! Przemyślę. xD
    10) Wyjaśnienie proszę.
    11) Później. Nie wiemy przecież, co działo się przed Chapterem 0, a to ponad dwadzieścia lat życia Esse i dużo więcej lat panowania Rządu. Nie wszytsko wiadome jest od razu, ale wyjaśnie to w przyszłości. :)
    12) A ty jak podajesz godzinę, gdy ktoś cię o nią pyta? Bo ja patrzę na zegarek i mówię pełną. ;)
    13) Wiem, ze ty opisów nie lubisz i wolisz czystą akcję, ale patrząc na to, co piszę okiem większości osób mnie komentujących opisów jest zdecydowanie za mało, nawet według mnie tak jest. Tu faktycznie nieco przesadziłam z opisem, powinnam odpuścić na przykład to półprzeźroczystego, ale to zapewne wynik pisania późno w nocy.
    14) Bo próbuje ukazać charakter postaci? Jej zwyczaje?
    15) Ja też, to są takie moje małe pokraki. ;D Ale to takie czepianie się szczegółów... Przenosiłeś kiedyś trupa przez ogrodzenie? To musi być skomplikowane!
    16) Tak, to zdanie jest beznadziejne, ale cii. Po prostu kolejna rzecz do poprawki.
    17) Akwus, powiem ci coś ciekawego: Przymiotniki NIE SĄ złe, wręcz przeciwnie - przydają się. A prawdopodobnie, bo ską ktoś miałby wiedzieć, czy to nie plastik pomalowany na taki kolor. ;DD
    18) Tego też po prostu nie wiadomo... Tak sądzę.
    19) Eeee.... Dość sporo jest dla mnie ok, ale co tam robi mokrego... * szuka kontekstu zdania* O! Już wiem! Drewno było na odsłoniętym terenie, a siano schowane. Dziękuję, do widzenia. :D
    20) A nie *nastolatkom? ;) Wszystko było polane BENZYNĄ, benzyna kojarzy mi się z dużym ogniem i dużym BUM. Nie stałabym koło zapalanej benzyna, nawet jeśli ta nie wybucha, to sam ogień jest zły. Nie stałabym w pobliżu niego i wolałabym uciec. Wiesz, to taka ludzka reakcja na strach przed czymś.
    21) Eeeee.... Eeeee.... Eeeee... No podejrzewam, że narrator... Tak to jest, gdy woli się pisać trzecioosobowo, a lubi zadawać pytania.
    22) W tamtym momencie nie miała, czas przeszły i te sprawy. ;D

    Weeeeee. :D To się cieszę.
    Pozdrawiam. X
  • Akwus 01.03.2016
    ad. 1) Jak to dlaczego? Podobają mi się te zdania. Są krótki, a przez to mocniejsze niż gdy rozbudowujesz je o opisy :)

    ad. 2) przymiotniki są złe :) skoro coś nie jest dla czytelnika specjalnie oczywiste, to jest złe :D

    ad. 7) możesz jej nie podawać wcale, jeśli nie jest jakoś specjalnie istotne dla dialogu. Zwróć uwagę, że to nie bohater wypowiada informację o godzinie, a narrator opisuje, co bohater widzi. Wypowiadana kwestia to "– Pójdziemy o zmierzchu." Czy cokolwiek z następującego po tym opisu narracyjnego ma znaczenie? Wedle mnie, nie specjalne, więc jest zbędne. Nie dość, że wrzucasz, to jeszcze wrzucasz bardzo precyzyjnie, więc czytelnik tego znaczenia szuka :)

    ad. 8) W narracji trzecioosobowej, nie specjalnie piszesz z punktu widzenia jakiejś postaci. Owszem możesz postawić czytelnika koło bohatera, owszem przeskakując z miejscem akcji, zmieniasz akapit, ale nadal masz spojrzenie szersze niż bohater. Co więcej w tym akapicie nic nie wskazuje na to, bym był z Electric. To raczej ogólna narracja.

    ad. 10) wszystko co nie wnosi nowej informacji jest zbędne :)

    ad. 12) Bardziej chodzi mi o to, że podając godzinę tak precyzyjnie zwracasz na to uwagę. Co więcej robisz, to po raz drugi, więc czytelnik zaczyna liczyć minuty pomiędzy tymi zdarzeniami. Wystarczyło by oznajmił - Już czas. Możemy wychodzić.

    ad. 13) Nikt nie czyta opowiadania, by dowiedzieć się co bohaterowie mają w kieszeniach. Co innego, jeśli te przedmioty mają znaczenie dla historii. Zapalniczka nie ma najmniejszego. Pomiń zupełnie. Ludzie chwalą opisy, bo je dajesz. Zabierz je i zaczną chwalić historię.

    ad. 14) To pokaż jak chichocze a nie powiedz, co by zrobiła gdyby coś innego się zadziało. To jest różnica pomiędzy opisem a działaniem. Czytelnika przekona dużo bardziej gdy bohater to zrobi, a nie gdy narrator mu powie, że zrobić by mógł.

    ad. 15) tu mi chodziło o to, że piszesz iż zaczęły się schody, a potem pokazujesz bezproblemową akcję. Jak mają być schody, to niech im się to ciało zaczepi o siatkę, niech zawiśnie, niech się pomęczą faktycznie.

    ad. 17) SĄ NAJGORSZE :) a co najważniejsze są zazwyczaj zbędne :) Jakie ma dla historii znaczenie jaka była brama? metalowa? drewniana? ze złoconego marmuru? NIC totalnie z tą bramą nie zrobili. nie podłączyli jej do prądu, nie spalili, nie przywalili nikogo... mogłaś więc zupełnie pominąć tą informację i pozwolić czytelnikowi samemu sobie wyobrazić jaka i z czego jest. Bez względu na to co by sobie wyobraził, historia wyglądałaby dokładnie tak samo.

    ad. 18) jak nie wiadomo, to nie może nie ma znaczenia i nie warto o tym pisać?

    ad. 19) Sileth :) jasne, że da się wszystko wytłumaczyć. Bardziej chciałem pokazać, że pokazujesz czytelnikowi rzeczy, które nie mają znaczenia dla historii. Gdybyś o tym nie wspomniała, że drewno było mokre, a siano suche, to ciało paliłoby się dokładnie tak samo. Gdybyś z drugiej strony napisała, że stos pogrzebowy dymi i ktoś zwraca na to uwagę, to faktycznie miałoby znaczenie, że drewno jakiego użyli było mokre. Ale skoro nie ma znaczenia, to...

    Poczytam dalej w tygodniu jakoś :)
  • Sileth 01.03.2016
    1) Chodziło mi o to: "mruknęła słabo" - szepnęła, ewentualnie samo mruknęła :)

    2) I chyba tylko ty tak uważasz, serio. Jeszcze się nie spotkałam z takim podejściem. Dla ciebie tekst powinien być okrojony właściwie o wszystko i niekiedy mam wrażenie, że wolałbyś poczytać coś gdzie cały czas coś się dzieje, ale za to nie wiemy jak wyglądają bohaterowie, miejsca i inne takie rzeczy. Szczerze powiem ci to od razu - liczę się bardzo z twoim zdaniem, ale NIE BEDĘ pisać samej akcji i w mojej pracy nadal będzie taka sama ilość opisów i przymiotników.

    7) A dla mnie ma znaczenie, bo da się zorientować w czasie. Różnica między szóstą rano do zmierzchu, a czternastą do zmierzchu jest dość spora, nie uważasz?

    8) To już mój styl i nic nie potrafię na niego poradzić. >.< Dla mnie to zdanie nadal jest okej, przecież narrator ogólny też może stwierdzić, że: "To Lunadione".

    10) Niekoniecznie.

    12) Nadal uważam, że gdy ktoś by mnie zapytał, podałabym pełną godzinę.

    13) Pytanie - na pewno czytasz ze zrozumieniem? Zapalniczka akurat miała znaczenie, Alex zapalał nią później siano. Tak to by się ktoś czepił, że wziął ją znikąd. ;) Nie powiedziałam, że je chwalą, a że twierdzą, że jest ich za mało(!). Co w ogóle jest kompletnie sprzeczne z twoim zdaniem, ale to swoją drogą.

    14) To także pewien sposób przeciwstawienia. Jej normalny charakter, a zachowanie przy teraźniejszych zdarzeniach.

    15) A może...

    17) Na ten temat wypowiedziałam się wyżej.

    18) Tak, pomińmy okrąg, wyglądający na wypalony i znajdujący się centralnie na środku! Przecież nikt by go nie zauważył! Zignorujmy!

    19) A wiesz dlaczego drewno był mokre? Bo padał deszcz! Próbuje jako tako zachować logiczność zdarzeń, padał deszcz ---> rzeczy na otwartej przestrzeni są MOKRE.

    Kk. ;)
  • Akwus 02.03.2016
    Sileth, pamiętaj, że ja nie chcę Cię przekonać :) Pokazuje mój punkt widzenia, z którym zrobisz co uważasz :) Niemniej jak już kiedyś dojdziesz, że w mojej krucjacie przeciw przymiotnikom jest coś sensownego, to wypij za moje zdrowie :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania