Trzcina na wietrze 1

Było upalne lipcowe popołudnie. Dziewczyna siedziała na ławeczce i czekała na autobus. Trzymała, jak wiejskie babcie ,torbę z zakupami na kolanach i jak wiejskie panienki przyjechała do miasta po zakupy w butach na wysokich obcasach. Strój też miała jakiś pretensjonalny, ale była ładna i nie zwracała na Romana najmniejszej uwagi - co się rzadko zdarzało. Do tego okazało się , że jadą tym samym autobusem, wysiadła po drodze, w małej wiosce, więc wiedział, gdzie jej szukać.

Systematycznie jeździł na dyskoteki w okolicznych miejscowościach i szukał panienki – na darmo. Już prawie zrezygnował, kiedy zapytany mimochodem kolega zaczął coś kojarzyć.

- To pewnie od pani Marty, te dziewczyny nie chodzą na dyskoteki.

Roman nie znał pani Marty. Okazało się, że to emerytowana, samotna nauczycielka; mąż zmarł, jedyna córka wyjechała do Anglii, więc ona nawiązała współpracą z Domem Dziecka z pobliskiego miasteczka. Zaprasza do siebie dzieci na wakacje, na święta i tak to trwa już od paru lat. Teraz są u niej dwie dziewczyny – Danka i druga , taka trochę dziwna - Kaśka.

Wobec takich nowin, Roman namówił kolegę, żeby odwiedzili panią Martę.

Nie była specjalnie zdziwiona, nie oni pierwsi przybywali, żeby pomóc w jej małym gospodarstwie. Poprosiła, by narąbali drewna. Tak, to była ta dziewczyna z przystanku! Nie siadła jednak do obiadu ze wszystkimi, podała kompot i wyszła.

Nazajutrz Roman już sam przyjechał do pani Marty. Udało mu się zamienić z Kasią parę słów. Była dzika, jak nieoswojone kociątko i to go pociągało; no i nie robił na niej najmniejszego wrażenia. Przyjeżdżał często i przeważnie pracował z Danką, przy sianie, albo w ogrodzie – Kasia była w pobliżu, ale nie dołączała do nich. Czasem jednakże oczy ich spotykały się, wtedy czuł, że nie jest jej obojętny.

Pod koniec wakacji wyjechał na tydzień do babci, do Warszawy, mimo wielu rozrywek i atrakcji – bardzo tęsknił. Wrócił z podróży i zaraz wieczorem wybrał się do pani Marty.

Jechał motocyklem polnymi drogami, na skróty. Mrok gęstniał, pachniało świeżo zaoraną ziemią i dymem z dalekich ognisk. Kasia stała na progu werandy i rozczesywała mokre włosy. Podszedł cichutko i objął ją. Zrazu i ona przytuliła się, ale zaraz odepchnęła go i poszła w kąt.

- Oj, ktoś zajął moje miejsce w jej sercu – pomyślał, lecz po chwili stwierdził, że dziewczyna płacze. Siedziała skulona na ogrodowym fotelu, podszedł, objął jej kolana, próbował odsłonić twarz; odepchnęła go tak, że omal nie upadł.

-Ta wasza miłość, te wasze czułe słówka – to jest wszystko jedno kłamstwo, jeden fałsz! – wyrzekła z trudem szlochając.

- Kasiu – znów próbował objąć, przytulić – wyrwała się i uciekła. Usiadł na jej miejscu i próbował coś zrozumieć.

- Nadeszła pani Marta, porozmawiali i wtedy dowiedział się, że Kasię zgwałcono, gdy miała zaledwie trzynaście lat.

- Jeszcze i to – pomyślał. Już bardziej życie nie mogło jej pokaleczyć. Potrzebował czasu, by się oswoić z tymi wiadomościami, ale że tęsknota była przemożna, więc ostatnie dni wakacji spędzili razem. Zrazu pisywali do siebie bardzo często, później korespondencja się urwała. Udało im się spotkać w czasie ferii zimowych i dla obojga sprawa była jasna: kochają się! Czekali na wakacje , jak na zbawienie.

Miłość, tłamszona, przeganiana z myśli i serca – zawładnęła nimi bez reszty. I stało się to, co nieuniknione, najpierw namiętne pocałunki, szalone pieszczoty i pierwsze oddanie i całkowite zapamiętanie. Pani Marta nawet nie próbowała ich rozłączać, wiedziała, że ich uczucie jest najprawdziwsze, najszczersze. Odbyła tylko poważną rozmowę z Romanem.

- Jeśli byś ją porzucił po tym wszystkim, to pamiętaj, choć nie ma nikogo, kto się za nią ujmie – ale jest Bóg nad nami i on się za nią wstawi!

- Roman był miękki, jak wosk, gdyby nalegała, gotów był ożenić się z Kaśką choćby jutro.

Szalone lato minęło. Dziewczyna wróciła do Domu Dziecka, Roman wyjechał do Warszawy na studia. Był wzorowym studentem; po drugim roku wyjechał do Niemiec, żeby podszkolić język. Kasia czekała na listy, jak na zbawienie, ale one przychodziły coraz rzadziej. Nie spotkali się tego lata. Panienka skończyła swoje Technikum Odzieżowe – mieszkała nadal w Domu Dziecka i dojeżdżała do pracy, a pani Marta próbowała załatwić dla niej mieszkanie. Spotkali się zimą. Roman był jakiś inny – wyniosły pewny siebie; a ona jeszcze piękniejsza , no i zakochana, oddana, ufna.

Po tym krótkim spotkaniu zamilkł na dobre. Nie pisał, nie odbierał telefonów. Pani Marta widząc, jak Kasia cierpi, próbowała sama pisać do Romana, zadziałać jakoś przez jego rodziców – na próżno.

Dziewczyna wpadła w apatię, nie wychodziła z domu, w pracy prawie się nie odzywała. Wiele trudu kosztowało i Panią Martę i dawnych wychowawców, żeby ją jakoś rozruszać. Powolutku zaczęła bywać ze znajomymi w kinie, później w kawiarniach i w końcu i na dyskotekach. Ale bawić umiała się tylko wtedy, gdy wypiła. Z czasem otoczenie spostrzegło, że ten pociąg do alkoholu zdominował wszystkie jej poczynania.

Roman gładko skończył studia; już przed dyplomem pracował w ministerstwie.

Robił błyskotliwą karierę; rodzina była z niego dumna. Ani się obejrzał, jak stuknęła mu trzydziestka i sukcesy zawodowe przestawały cieszyć. Inna rzecz, że i sukcesów było mniej – zmieniła się opcja polityczna, zmienili się zwierzchnicy i zepchnięto go na boczny tor. W Boże Narodzenie brał ślub jego brat, przyjechał więc w rodzinne strony. Patrząc na szczęście młodych zapragnął dowiedzieć się , co u Kasi. W głębi duszy tęsknił za jej najprawdziwszym uczuciem. Pojechał do pani Marty – wieści były złe.

Kasia popadła w alkoholizm, wyrzucono ja z pracy, jakiś czas była bez środków do życia, teraz jest na leczeniu odwykowym

Następne częściTrzcina na wietrze 2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania