Trzej Muszkieterowie i doskonały napad

Było ich trzech i nazwano ich Trzema Muszkieterami, chociaż z tymi bohaterami powieści Aleksandra Dumasa nic nie mieli wspólnego ani z powodu wieku i pochodzenia, ani z zasad postępowania. To było trzech bandziorów, zwykłych nierobów, paskudnych ludzi ogłupionych grami komputerowymi, tanim piwem i papierosami z przemytu. Włóczyli się po mieście, czasami przez cały dzień, a jak ktoś wpadł w ich ręce, to musiał często płacić haracz. Oczywiście ofiarami byli młodsi od nich, no, bo jak tu zaczepiać starszych, przecież nie wypadałoby, a nawet nie mogliby takich pokonać, mimo że byli dumni z nazywania ich Muszkieterami.

Wiadomo, że nikt ich nie lubił, bo niby to za co, ale też nikt się im nie sprzeciwiał. Mówiono, że nawet policja unikała z nimi zatargu, ale czy to prawda, nikt nie może tego potwierdzić.

Owi Trzej Muszkieterowie wpadli na pewien pomysł. Doszli do wniosku, że najlepiej jest zdobyć szybko większą gotówkę. A na to jest sposób prosty: tylko napad na publiczną kasę. Zdecydowali się wybrać taką, do której jest łatwy dostęp i nie jest szczerzona. Taka kasa znajdowała się tylko w urzędzie miasta.

Plan był prosty, bo skoro nieskomplikowany to też i doskonały, czyli zapewniający sukces. Wybrali piątek jako dzień napadu, i to ok. godziny jedenastej, bo po południu jak się dowiedzieli, zabierane są pieniądze z kasy w celu dostarczenia do banku. Zatem punktualnie o tej godzinie podjechali samochodem pod urząd miasta, weszli do środka i szybko dotarli pod drzwi kasy. Nie pukając w drzwi, bo się do biur nie puka, weszli do środka. Oczywiście wchodząc, założyli szybko "czapki kominiarki".

- To napad! - krzyknął jeden z nich.

Kasjerka zajęta piciem kawy i czyszczeniem paznokci, bo nic nie miała do roboty, spojrzała na nich i się zaśmiała.

- Panowie się spóźnili, to wczoraj był pierwszy kwietnia — powiedziała całkiem spokojnie, bo naprawdę myślała, że to spóźniony "primaaprilisowy" żart, bo kiedyś się taki zdążył.

- Nic nie szkodzi, my to na poważnie! Dawać pieniądze! — powiedział ten starszy.

- Zaraz włączę alarm i to taki najbardziej skuteczny! - powiedziała kasjerka, ale już się trochę zdenerwowała. - A teraz pokażę wam, jak działa ten alarm — dodała i podeszła do okna, szybko je otworzyła i zaczęła krzyczeć.

- Gwałcą, gwałcą mnie! Ratunku ! - wrzeszczała. Napastnicy oniemieli ze zdziwienia, bo im o napad chodziło, a tu podejrzewa się ich o coś gorszego — tego nie przewidzieli.

Na zewnątrz, na parkingu było kilku ludzi a wśród nich mąż kasjerki, zatrudniony jako woźny w urzędzie miasta. Rosły to był chłop, silny i wysportowany. Szybko zrozumiał ciężar sprawy i pobiegł do środka urzędu. Wpadł do kasy, ale na szczęście napastników już nie było. Po prostu zdziwieni, a nawet wystraszeni, uciekli.

Wezwano policję, która szybko przesłuchała świadków i rozpoczęła typowe działa prewencyjne. Stwierdziła, do kogo należało auto, a było ono własnością rodziców jednego z owych Trzech Muszkieterów i było to pewne, że sprawca wróci po pojazd.

Po trzech godzinach obstawy i czekania pojawił się jeden z napastników, oczywiście inaczej ubrany i do tego w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Podszedł do auta, otworzył drzwi, ale już nie zdążył usiąść za kierownicą, gdyż jeden z trzech policjantów, którzy podbiegli, szybkim ruchem go obezwładnił i założył kajdanki.

Reszty można się łatwo domyślić. Napastnik się wystraszył i na komisariacie przyznał się do zamiaru napadu i też szczerze zdradził swoich współtowarzyszy.

Po jakimś czasie kasjerka dowiedziała się, że owi napastnicy siedzą już w więzieniu i postanowiła, zapewne z zemsty i z powodu zamiaru zakpienia sobie, wysłać każdemu z nich po jednym egzemplarzu powieści Aleksandra Dumasa pt. "Trzej Muszkieterowie", ale jej mąż się temu sprzeciwił.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania