Trzy Lata Później - Deszcz na Błoniach
-Zbieramy tyłki ludziska, rozgrzewka to najważniejsza cześć joggingu, bo w innym przypadku będzie was postrzeliwać w karczysku a tego byśmy nie chcieli czyż nie?!
Zenek coach motywator od siedmiu boleści który prowadził grupę o bardzo standardowej nazwie 'sztorm' czy to wiatr czy deszcz czy mróz czy śnieg zawsze świecił swoimi umięśnionymi łydkami w przykrótkich poliestrowych portkach i beznadziejnie białych adidasach i właśnie teraz prężył swoje długie kosteruchy aby jego wystające szczypiorowate kolaniska się porozciągały do tego stopnia aby nasza piętnastoosobowa dzielnicowa grupa 'sztorm' znów mogła poruszyć swoimi tyłkami aby je wychudzić.
-Wiesz Jolka że odkąd przyłączyłam się do sztorma to kilogramy lecą! Oj lecą z hukiem... ci powiem
-Co ty Vikusia! A mówiłam ci… Zenuś czyni cuda!
Wysapała w zadyszce ta druga, choć jak na moje skromne oko to obie panie prezentowały się dokładnie tak samo jak w Lutym kiedy to z nudów wieczornych postanowiłam dołączyć do szturarzy zakochując się jednocześnie w biegarstwie podwórkowym od pierwszego biegu.
-Drogie panie nie ociągamy się! Wiosna idzie mężczyźni czekają
Nim wyruszyliśmy na prowadnictwie Zenka na niebie zebrały się tony kłębiastych granatowych chmur, gdzieś w oddali zagrzmiało a po chwili rozbłysło się i lekki wiaterek zamieniał się z sekundy na sekundę w wiatr się zerwał a mnie zaczynało już odechciewać się tego pożal się boże Zenkowego coachingu!
-Zenuś przepraszam cię ale chyba zrezygnuje dziś z naszej rundki po Błoniach.
-Aleee...
Nim zdążył dodać coś więcej pomachałam panią z grupy i zrobiłam szybki unik zawracając ku wejściu na Szczecińskie Błonie mając już w myśli zupełnie inny obraz na ten sobotni wiosenny wieczór.
-Jak sobie chcesz tylko żebyś latem tego nie pożałowała! Ty i twój cellulit! Dodał oddalając się z reszta Sztormiarek w sina dal w stronę rozświetlających niebo błyskawic. Zdarzyłam jeszcze wychwycić oddalające się niepewne twarze zdesperowanych kobiet ale widać nawet błyskawice nie były wstanie powstrzymać wali z cellulitem.
-Inka… Inka musimy porozmawiać. Usłyszałam za sobą głęboki spokojny głos…tak to na pewno był on.
Obróciłam się bardziej przerażona jego głosem niż trzaśnięciem kolejnego pioruna.
-3 lata. Wyszeptałam przez ściśnięte gardło
-Tak 3 lata. Odpowiedział podchodząc coraz bliżej
Powoli podniosłam wzrok ku przybyszowi.
-Nie wyglądasz tak jak kiedyś. Alexander Julian Cameron wyglądał teraz na znacznie masywniejszego jego barki odziane w granatowy sweter były znacznie szersze a kruczoczarne proste włosy były modnie przycięte bardzo krótko znacznie krócej niż kiedyś kiedy to sięgały mu do szyi i wiązał je w krótki kucyk.
Kiedyś też na jego jeansach można było dostrzec liczne poszarpane dziury a teraz…teraz jego jeansy ani nie były porwane ani też czarne tylko ciemno niebieskie i bardzo schludne, tak więc ze ‘’starego’’ Alka został tylko ten sam błysk w czarnych oczach i o ile mnie pamięć nie myliła dokładnie ten sam zegarek na prawym nadgarstku i w tej jednej kwestii na pewno nie mogłam się mylić bo przecież
sama mu go kupiłam na krótkich niezapomnianych wakacjach w Glasgow kiedy to pierwszy i ostatni raz spotkałam się z jego matką i siostrą.
-To całe 3 lata minęły przecież
-Chyba jednak mamy.
(3 godziny później)
-Poczekaj Inka!
-Nie rozkazuj mi wybełkotałam trochę podchmielona, bo po kawce i muffin’ce z Werkom postanowiliśmy przenieść się do baru na coś mocniejszego.
Dochodziła pierwsza w nocy kiedy w dresach zamiast wypalać kalorie wytoczyłam ciężkie ciało z baru na deptaku powietrze było już przesycone zapachem pierwszych kwitnących roślin i drzew i właściwie to mogłabym zapisać ten wieczór do jednego z najpiękniejszych dni w roku gdyby nie natrętny głos Alka.
-Nie jestem w dobrym stanie na gadkę
-Nie zajmę ci dużo czasu
-Akurat, bo ci uwierzę! Zająłeś mi do tej pory aż pięć długich lat i ja miałabym ci uwierzyć, że nie zajmiesz mi długo?!
Podszedł powoli pokonując krok po kroku dzielący nas dystans
-Posłuchaj...nie żądam abyś wymazała wszystko co zdarzyło się między nami ale chociaż spróbuj dać mi mały kredyt zaufania.
-Przykro mi ale jesteś dla mnie niewiarygodny
Z ledwością otworzyłam duże ciężkie pomalowane na zielono drzwi do kamienicy.
-Jestem piana i nie nadaje się na rozmowy. Ale trzeźwa na tyle żeby zdawać sobie sprawy z tego jak wymachuje rękami gestykulując w nietakcie do słów które leciały z moich ust wyjaśniłam mu stojąc w korytarzu skupiona na swoich zabłoconych adidasach.
-Nie musimy rozmawiać. Wysoki brunet o sokolim wzroku i nieco orlim nosie oraz prostych gęstych kruczoczarnych włosach rzucił zdawać by się mogło... zaproszenie? Wiec sklaryfikowałam…
-To zaproszenie?!
-A przyjmiesz?
-Chyba cię pogięło! Po czterech latach? Po tym co przez ciebie przeszłam i po tym jak mnie porzuciłeś z małym dzieckiem?
-Nie porzuciłem tylko...
-Tylko się zgrabię wymiksowałeś z naszego życia? Noworodek dawał w kość co nie?! Oj ja coś o tym wiem.
-Jedno jest pewne. Stanął zbyt pewny siebie opierając się o ościeżnice drzwi a jego czarne lśniące elegancko ułożone włosy pobłyskiwały jak by dopiero co wstał z fotelu fryzjerskiego
-Co takiego? Chciałam pozbyć się natręta jak najszybciej wiec po jakie licho moja jama ustna otwierała się zadając kolejne pytania?
-Ciągle coś do mnie czujesz? Stwierdził
-Czas kiedy to starałam się cię uszczęśliwić dawno już minął?
-A może to ja tej nocy ja uszczęśliwię ciebie?
-Oferujesz sex?
Jednym sprawnym pchnięciem zamknął drzwi do mojego mieszkania całkowicie łamiąc zasadę o...co ja to miałam na myśli aha! -Jak śmiesz?! Oburzyłam się.
-Napijemy się czegoś? Pogadamy na luzie? Zaproponował tak jak byśmy byli dobrymi kumplami z wojska którzy na siebie wpadli zupełnie przypadkowo.
-Nie napijemy się i nie pogadamy! Wyrwałeś mi serce posiekałeś tanim nożem z Ikei i wrzuciłeś do kominka z zeszłorocznym wypalonym węglem polewając je tandetnym spirytusem…Ot co!
-No cóż....Lepiej bym tego nie ujął.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania