Poprzednie częściTrzy Lata Później - Wstęp

Trzy Lata Później - R3.Ten teren jest mój

Pierwszy dzień w Lake District Minoł na wielkich zmianach.

Oczywiście nie mogłam przystać na propozycje Alexandra i po prostu wprowadzić się do jego posiadłości na granicy dwóch maleńkich nadjeziornych miasteczek Windermere i Kendal.

W zamian za moja szybka odpowiedz co do tak nagłej wyprowadzki która zdołałam zorganizować w zaledwie miesiąc on zaproponował mi wynajęcie dwupokojowego mieszkania w maleńkim jednopiętrowym bloku na uboczu Windermere a z mieszkanka rozciągał się dość fajny widok na góry i przyjemny szeroki balkon na którym to spędzałam każdą wolną chwile pomiędzy rozpakowywaniem naszych rzeczy i planowaniem swojego nowego życia na zupełnie nowym dla nas terenie.

Julek od pierwszego wejrzenia zainspirował się ojcem i zaczął go naśladować może nawet adorować to nie było takie całkiem normalne że mały zachowywał się tak jak by Alek miał zaraz zniknąć i zostawić go po raz kolejny tak wiec kiedy w niedzielne popołudnie Alek przywiózł Julka po całym dniu spędzanym na wodnych rozrywkach jakie oferowało wielkie jezioro Winderemere…

-Wtem malec dostał napadu histerii i nie zamierzał puścić ręki ojca.

Wyjaśniłam Werce przechadzając się Majowym popołudniem wzdłuż wybrzeża jeziora.

-I co pozwoliłaś tak po prostu Alkowi zabrać Julka?

-Nie tam zaraz zabrać! Jakie zabrać? On po prostu wziął go do siebie na noc to będzie tak naprawdę pierwsza noc Julka z Alexandrem no a jeśli co pójdzie nie tak to Alek dał mi do użytku swoje stare Audi

-No dobra róbcie tak żeby to wyszło jak najlepiej dla małego

-Wera przecież wiesz że tylko na tym mi zależy naprawdę

-A co z tobą?

-Alek nie zapraszał mnie do swojego życia a ja nie pytam o nic więcej niż to co daje Julkowi

-Ale jesteś tam a nie tu

-Jestem tu tylko dla małego

-To jest dla mnie chyba trochę zbyt pokręcone

-A jakie miałam wyjście?! Groził sądem a gdzie ja tam mam pieniądze na sądowe utarczki do licha!

-Rozumiem, przepraszam Inka powinnam cię wspierać ale brak mi tu ciebie

-Mnie ciebie bardziej przecież ja tu nikogo nie znam na obczyźnie!

 

Rozejrzałam się w koło, słonce już zachodziło a czyste niebo zapowiadało niezłe gwiezdne widowisko zaś zapach drzew i Brzozów ukajał nerwy no i ten blask tafli jeziora...tego nie dało się opisać! Po prostu przemilczałam to przed kuzynką i zakończyłam rozmowę.

Tak byłam sama jak palec na obczyźnie zdana jedynie na łaskę i niełaskę dawnego kochanka ale przecież nawet tu mogłam ułożyć sobie jakoś życie.

 

-You are in a private area this is my land

-Your land?! Odwróciłam się aby spojrzeć na intruza którego upomnienie brzmiało bardzo delikatnie i wcale nie karcąco zwarzywszy że wlazłam na czyjś prywatny teren...na jego teren prywatny uściślijmy.

 

-Już się zbieram

-Nie musisz. Chciałem tylko zagadać bo widzę cię tu dość często… od kilku dni?

-No tak bo od kilku dni tu mieszkam

-Tu to znaczy gdzie?

-O tam. Wskazałam palcem wzgórze nieopodal jeziora na którym wyraźnie rysowały się kontury małego bloczku.

-Na którym piętrze?

-Na pierwszym

-To masz niezły widok

-No tak no bo mojego balkonu widać to molo

-To molo zbudowałem sam o tymi rękoma!

Wyciągnął lekko pokiereszowane dłonie w moją stronę

-Ok fajnie to musi być dobra zabawa budować sobie molo w takim miejscu jak to zwłaszcza jeszcze że to miejsce należy do ciebie

-Teoretycznie należy ale nie zagrodziłem go ponieważ nie jeden marzyciel z Windermere lubi przechadzki tym wybrzeżem

-zwłaszcza nastolatki wskazałam palcem na całującą się parę nieopodal

Blondyn o słomkowych prostych zmierzwionych włosach spojrzał na mnie badawczo błękitnymi jak niebo oczyma koleś mógł mieć na moje oko nie więcej jak jakieś dwadzieścia cztery może piec lat!

-Sam się zaliczasz raczej do tej grupy! Dodałam łamanym żartobliwym angielskim

-Ja? Serio? Przymrużył zdziwione oczęta

-No co! Przecież że nie ja.

-No ok skoro tak twierdzisz mam po prostu dobre geny

-Nie ściemniaj dzieciaku

-Aha... ok! A... może tak byśmy się jednak czegoś napili i popaplali przy lampce wina?

-Nie dziękuję

-Szkoda ale jak by co to mieszkam tam. Wskazał poharatanym palcem na niewielki drewniany domek przy którym zacumowany żółty kanon kontrastował zawadiacko z ostrą soczystą wiosenną zieleniom oświetloną przez małom latarenkę.

-Dzięki ale twoi rodzice chyba nie byli by zadowoleni że sprowadzasz starsze od siebie kobiety do domu

-Masz racje moi rodzice zawsze mi powtarzali żebym uważał z kim się zadaje

-A że co?! Nie wyglądam znowuż zaraz na taką bandytkę

-Na bandytkę to nie ale na złamane serce to na pewno

-Kiedyś było może i złamane ale już se je posklejałam

-Skoro tak twierdzisz to pani wybaczy ale na ten wieczór mam zaplanowane chińskie danie które przywiozą mi za jakieś, spojrzał zawadiacko na nadgarstek na którym wcale nie było zegarka

-piętnaście minut, dodał uśmiechając się całkiem ale to całkiem uroczo

-To smacznej chińszczyzny życzę

-Dzięki, chłoptaś włożył ręce do kieszeni spodni przekrzywił lekko głowę tak że jego prościutkie włosy przesunęły się z czoła na lewom stronę i zatańczyły lekko na wietrze po czym on sam odwrócił się w swoich utytłanych drelichowych spodniach i ruszył z uśmieszkiem na pełnych miękkich wargach! Boże co to był za chłoptaś szkoda że wyglądał na jakieś góra 25 lat i jakiż on roztropny! Odraz że serce złamane ojjjjj.

Odwróciłam się z zamiarem zapicia smutków czytom whisky w samotną weekendową noc.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania