Tu kiedyś mieszkali Pawłosie część 1.
- Byłam u Adasia w szpitalu- rzekła smętnym głosem Pawłowska siadając przy stole w kuchni i poprawiając mocno opiętą na swym otyłym ciele bluzkę.
- I jak tam z nim?- spytała jej teściowa?
- Wisz mamo... doktór gadał... że już parę dni może tylko wytrzyma- odparła ocierając łzy matka chłopca.
W kuchni nastała cisza. Dało się tylko słyszeć bzyczenie lodówki, którą oświetlały promienie lipcowego, zachodzącego słońca.
- Gdzie Andrzej?- spytała kobieta powstrzymując łzy?
- Poszedł świniom jeść dać. Zrobię ci kolację, pewno żeś się tam umęczyła. Cały dzień w tym śpitalu... ja ci kochana współczuję. Taki los... żeby tak najmłodszy dzieciak był chory... Tyż masz los... i ja z wami...
Stara Pawłowska wstała od stołu i podparta laską podeszła do kredensu. Powolnym ruchem ręki sięgnęła z chlebaka trzy kromki chleba i posmarowała go margaryną. Na każdą kromkę położyła trzy plasterki kiełbasy. Podała jedzenie synowej, która z trudem powstrzymywała łzy.
- Nie płacz, Grażynka, co ma być to będzie. Toć dzisiaj była msza o zdrowie dla Adasia, ludzie się modlili, pewno coś to da...
- A tam.. nic nie da... Przed ślubem Pawełka, jak jeszcze nie było tak źle też była za niego msza, i co? Nic nie dało, po ślubie się zaczęło pogarszać i...- kobieta nie dokończyła swej myśli. Zalał ją potok łez. Powodem tego nie była teraz choroba syna.- A tam... tak mi się przypomniało... Jak Pawełek, Paulinka i Marek byli mali, to Andrzej im mówił, żeby zostali tu, powżeniali się w gospodarki, ale gdzie tam. Jedno do Ameryki uciekło, drugie do Warszawy, trzecie jeszcze gdzieś w Polskę... Ciekawe czy chociaż Ania zostanie u nas... Ma tu przecież tego Patryka...
- Ja ci mówię, Grażynka, ten jej cały Patryk to nic dobrego. On ją tylko w kłopoty wpędzi.
- Mamo! Ale mnie mama pocieszyła, no dziękuję!
Zapadła cisza. Z dworu tylko dobiegały odgłosy, które wydawały świnie. Nagle kobiety usłyszały dzwoniący telefon. Grażyna pobiegła do korytarza odebrać.
- Halo!?
- Dzień dobry! Pani Grażyna Pawłowska!?
- Tak.
- Mam dla pani złą wiadomość. Pani syn zmarł dwadzieścia minut temu.
- O Boże!- wykrzyknęła Pawłowska łkając.
- Proszę przyjechać, bo musi pani odebrać kartę zgonu.
- Przyjadę...- odparła Pawłowska odkładając słuchawkę.
Zalana łzami kobieta wróciła do kuchni. Usiadła na miejscu i jakby sparaliżowana wpatrywała się w płomień pod czajnikiem.
- Co się stało!?- spytała ją teściowa.
- Adaś... Adaś nie żyje...- z trudem wydusiła z siebie Grażyna.
- O mój Boże! Zara Andrzeja zawołam.
Stara Pawłowska, podparta laską wyszła na dwór. Jej syn wychodził właśnie ze stodoły. Był cały brudny, bo, jak wiadomo, praca rolnika nie jest jedną z najczystszych.
- Andrzej, chodź jeno!
- Co jest?
- Chodź!
Weszli do domu. Pawłowski zdjął buty. Wszedł do kuchni. Gdy ujrzał swoją żonę zalaną łzami przeraził się.
- Co się stało, Grażynka?
- Adaś zmarł...- wydusiła.- Trzeba jechać do szpitala- dodała wstając.
- Ty nigdzie nie jedziesz, jeszcze będziem musieli dwa pogrzeby robić. Ja pojadę, tylko się przebiorę. Matka, matka! Gdzie su moje spodnie te eleganckie, podaj mi je. Matka!
- Daj mi spokój, modlę się za duszę Adasia, póki nie je za późno jeszcze- wykrzyknęła z pokoju stara Pawłowska.
Komentarze (6)
Ogólnie tekst bardzo ładny i życiowy. Masz smykałkę do dobrego dialogu. Dawaj tylko spację po myślniku dialogowym i zapisuj cyfry słownie.
W tym konkretnym przypadku "dwadzieścia"
Pozdroxix
Ogólnie tekst bardzo ładny i życiowy. Masz smykałkę do dobrego dialogu. Dawaj tylko spację po myślniku dialogowym i zapisuj cyfry słownie.
W tym konkretnym przypadku "dwadzieścia"
Pozdroxix
Ogólnie tekst bardzo ładny i życiowy. Masz smykałkę do dobrego dialogu. Dawaj tylko spację po myślniku dialogowym i zapisuj cyfry słownie.
W tym konkretnym przypadku "dwadzieścia"
Pozdroxix
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania